"Gdy zostałam sama z bliźniakami, byłam zrozpaczona. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony..."
Mój tata kiedyś mnie porzucił, ale teraz jest dobrym dziadkiem dla moich dzieci.
Fot. 123RF

"Gdy zostałam sama z bliźniakami, byłam zrozpaczona. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony..."

"Po tym, jak bliźnięta przyszły na świat, mój mąż wytrzymał jeszcze cztery miesiące. I odszedł, twierdząc, że on się na coś takiego nie pisał. Tak samo, jak kiedyś mój tato... " Michalina, 33 lata

Myślałam, że oboje chcieliśmy dziecka. Kiedy zrobiłam pierwszy test ciążowy i pokazałam Leonowi dwie kreski, był tak samo szczęśliwy jak ja. Z niecierpliwością czekaliśmy na pierwsze USG. Kiedy okazało się, że to bliźniaki, entuzjazm mojego męża jakby nieco przygasł...

Mieliśmy podwójne wydatki i jedną pensję

Zaczęły się pytania, na które nie znałam odpowiedzi.
– Jak my sobie damy radę jednocześnie z dwójką dzieci? – Jak sobie poradzimy z utrzymaniem? – Gdzie one będą spać, jak mamy tylko jedno łóżeczko od mojej siostry?
Oprócz pojedynczego łóżeczka, mieliśmy też zaklepany u szwagierki wózek, ale skoro spodziewaliśmy się bliźniąt, nie było sensu go brać. Musieliśmy kupić nowy, podwójny. Wszystko musieliśmy kupić podwójne! A pensję mieliśmy tylko jedną... Starałam się pracować jak najdłużej, ale kiedy brzuszek zaczął być widoczny, nikt nie chciał zatrudniać mnie jako fotografki. Miałam wrażenie, że narzeczeni, którzy zamawiali obsługę wesel, uważali, że ciężarna fotografka źle się wywiąże z obowiązków. Walczyłam jeszcze o zlecenia sesyjne w atelier, ale i to się skończyło, kiedy weszłam w trzeci trymestr i okazało się, że muszę leżeć. Leon wyglądał na coraz bardziej zaniepokojonego stanem naszych finansów i moim zdrowiem.

Byliśmy na skraju wyczerpania

Kiedy urodziłam Zosię i Filipa, dał mi miesiąc, a potem zapytał... kiedy wrócę do pracy.
– Pytasz poważnie? – spojrzałam na niego ponad główką karmionej piersią Zosi. – Miesiąc temu miałam cesarkę! Mamy w domu dwa noworodki...
– Rozmawiałem z twoją mamą, może ich popilnować w soboty, jak będziesz miała ślub. Odciągniesz pokarm... Nie wierzyłam własnym uszom. Było nam ciężko, ale Leon zachowywał się, jakbym była winna tej sytuacji i specjalnie, bez konsultacji z nim, zaszła w ciążę bliźniaczą! Potem zaczęły się wymówki o wszystko – że zużywam za dużo pieluch, powinnam częściej prać, a nie kupować podwójną ilość ubranek, że mogę kupować tańszą oliwkę...
– Kupuję najtańszą – syknęłam. – Wiesz, ile co kosztuje? Ani razu nie poszedłeś po pieluchy! Pomaga mi tylko moja mama!
– Bo ja haruję! – warknął. – I przykro mi, że moja matka nie żyje i nie może ci pomagać!
Oboje byliśmy na skraju wyczerpania. Ja – bo mimo pomocy mamy zajmowałam się dwójką niemowląt, on – bo harował, a gdy wracał do domu, czekały go jedynie śmieci do wyniesienia i lista wydatków.

Dwójka dzieci go przerosła

Kiedy dzieci miały cztery miesiące, Leon tylko nocował w domu. Syn i córka byli dla niego problemem. Gdy mu to wypomniałam, mówiąc, że sam chciał mieć dziecko, wypalił, że dziecko tak, ale dzieci już nie. Dodał, że sytuacja go przerasta i nie widzi siebie dalej w takim życiu.

Pewnie mogłam coś zrobić, żeby go zatrzymać, ale byłam zbyt zszokowana, żeby próbować. Pozwoliłam mu spakować rzeczy i wyprowadzić się do znajomych. Dwa tygodnie później zadzwonił, żeby mi powiedzieć, że wyjeżdża do Irlandii i będzie przysyłał alimenty. Gdyby nie moja mama, nie wiem, co by się stało ze mną i dziećmi. Przez wiele dni płakałam.
– To jakaś cholerna klątwa rodzinna! – łkałam. – Ciebie tata zostawił, jak miałam cztery latka. Skąd my, mamo, bierzemy takich sukinsynów? Może to nasza wina?
– Nie, to nie nasza wina – pocieszała mnie mama. – To tylko i wyłącznie wina twojego ojca, a teraz Leona, że nie potrafili wziąć odpowiedzialności za rodzinę i uciekli przed obowiązkami. Nie warto o nich myśleć, Michasiu. Poradzimy sobie bez nich.

Zostałam sama

Mama miała dobre chęci, ale nie przewidziała, że z dnia na dzień zostanę z tym radzeniem sama. Miała wypadek na rowerze i upadła tak nieszczęśliwie, że doznała złamania miednicy. Została unieruchomiona na wiele miesięcy...
Odwiedzałam mamę w szpitalu i powtarzałam, że wszystko jest pod kontrolą. Ale gdy stamtąd wychodziłam, płakałam z bezsilności i samotności. Wszyscy mnie opuścili – najpierw tata, potem mąż, teraz – choć bez swojej winy – mama...
Któregoś dnia Zosia obudziła się z płaczem. Nie mogłam jej uspokoić przez kilka godzin. Wyrzynały jej się zęby. W domu panował bałagan, do podłogi można się było przykleić, bo nie miałam czasu jej myć, kończyły mi się zapasy pieluch i proszek do prania, a córeczka była tak marudna, że nie mogłam jej ubrać. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, przez chwilę miałam nadzieję, że Leon wrócił. Ale za drzwiami stał starszy facet, którego twarz z kimś mi się kojarzyła...

Nagle zjawił się mój tata

– Słucham pana? – warknęłam z niechęcią.
– Michasiu, to ja. Tata – powiedział starszy pan, a ja zdębiałam.
Pozwoliłam mu wejść i zaraz zawstydziłam się bałaganu, jaki wszędzie panował. I tego, że z pokoju dobiega płacz dwójki dzieci.
– Mama zadzwoniła – wyjaśnił mój ojciec. – Powiedziała, że jest unieruchomiona i że jesteś zupełnie sama.
– Kazała ci tu przyjść?! – osłupiałam.
– Co?! Nie, skąd! – zaprzeczył. – Zadzwoniła tylko po to, żeby mi powiedzieć, że jestem sukinsynem i pewnie dlatego ty też sobie wybrałaś na męża sukinsyna... – podrapał się po szyi. – Słuchaj, Michasiu, strasznie mi przykro, że...
– Nie mam na to czasu! – fuknęłam, a potem pobiegłam do dzieci. Poczłapał za mną, ale wyprosiłam go z pokoju, mówiąc, że jak chce być miły, to niech mi idzie po pieluchy. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Byłam pewna, że już go więcej nie zobaczę, ale wrócił po godzinie. Z pieluchami oraz sporymi zakupami.
– Zaniosę to do kuchni i powkładam do lodówki – zaoferował się, a ja wzruszyłam ramionami, że może robić, co chce. Byłam zbyt zmęczona i przytłoczona, żeby go wypraszać z domu. Właściwie to doceniłam, że kupił te pieluchy.

To było dla mnie takie dziwne!

Zajęłam się karmieniem i usypianiem dzieci, a kiedy wyszłam z pokoju, oniemiałam.
– Trochę tu posprzątałem – wyjaśnił ojciec. – I zrobiłem kotlety mielone. Kiedyś je lubiłaś.
Ciągle je lubiłam. Zjadłam trzy. A potem ojciec zajął się zmywaniem i dalszym sprzątaniem. To było dziwne, ale nie przeszkadzałam mu. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mogłam spokojnie wypić herbatę. Po południu zadzwoniłam do mamy, ale miała wyłączony telefon. Czułam się dziwnie, że siedzę przy stole z ojcem, który zniknął z jej i mojego życia dwadzieścia osiem lat temu. Usiłował znowu zacząć mnie przepraszać, ale zamachałam rękami.
– Posłuchaj, naprawdę jestem zbyt zmęczona, żeby ci pomagać z twoim poczuciem winy – westchnęłam. – Dzięki za zakupy i porządki, ale jak masz mi się tu zwierzać, to lepiej idź i wróć za kolejne trzydzieści lat.
Przestał. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, ale nie jego odejściu.
Wrócił też następnego dnia. Powiedziałam mu, że dzieci ząbkują, więc przyniósł żel z apteki. A potem, kiedy ja uspokajałam Zosię, on nosił po domu łkającego Filipa. Co ciekawe, Filip uspokoił się pierwszy.
– Chodzisz z nimi na spacery? – zapytał ojciec, a ja bez słowa wskazałam mu bliźniaczy wózek na balkonie. Na pierwszy spacer poszliśmy razem. Ale kiedy zobaczyłam, jak dobrze sobie radzi, na następny puściłam go już z dziećmi samego. Ja miałam bezcenne dwie godziny na kąpiel i drzemkę.

Fatalny ojciec, ale dobry dziadek

W końcu dodzwoniłam się do mamy i powiedziałam jej, że tata pojawił się w moim życiu.
– Pomaga mi – dodałam wyjaśniająco. – Wiesz, może był fatalnym mężem i ojcem, ale jako dziadek się sprawdza! –
Nie musisz się tłumaczyć – powiedziała mama. – Masz prawo mieć ojca. I cieszę się, że ktoś przy tobie jest, nawet jeśli za tym kimś nie przepadam.
Od powrotu ojca minęło osiem miesięcy. Rodzice pomagają mi na zmianę, żeby na siebie nie wpadać. Wróciłam do pracy, mam sporo zleceń, szczególnie na sesje dziecięce. Z tatą doskonale się rozumiemy. Nie rozmawiamy o przeszłości, ale kiedy widzę, jak cierpliwie karmi moje półtoraroczne maluchy, jak się z nimi bawi, jak o nie dba, czuję, że jest we mnie coraz mniej złości na niego. Co najlepsze, ojciec pomału rozmiękcza też serce mamy, która traktuje go coraz cieplej. Jakiś czas temu wróciłam z sesji i zastałam ją w domu, chociaż to był „dyżur” taty.
– Byłam w okolicy – wyjaśniła natychmiast obronnym tonem.
– Nie wątpię – parsknęłam śmiechem. Może mi się tylko zdawało, ale chyba oboje się zaczerwienili. 

 

Czytaj więcej