"Codziennie słyszałam jak mój syn i synowa się kłócą. Synowa nie przywykła ustępować, jak ja to robiłam, gdy mój mąż upierał się przy czymś. Z drugiej strony może Kamil bardziej ceniłby swoją żonę i jej zdanie, gdyby jego ojciec nauczył go szacunku do własnej matki…" Dorota, 63 lata
Mój syn z żoną i córeczką mieszkali na piętrze, ja na parterze. Prawie codziennie słyszałam krzyki. Zabierałam wtedy wnuczkę do siebie i starałam się ją czymś zająć, żeby odwrócić jej uwagę od awantury. Tym razem dałam małej słuchawki, żeby pograła sobie na komputerze. Czułam jednak, że ona i tak rozumie, iż w jej rodzinie źle się dzieje. „Jak do tego doszło?”, pytałam sama siebie. „Przecież oni się kiedyś kochali!”
Niestety, Kamil już jako dziecko bywał krnąbrny, a moja synowa nie przywykła ustępować, jak to zwykle robiłam ja, gdy mój mąż upierał się przy czymś… Po części czułam się winna małżeńskim problemom Kamila i Klaudii, bo syn najwyraźniej wyniósł z domu przekonanie, że to kobieta musi ustępować.
Lilka przerwała zabawę na komputerze.
– Babciu, to ja znowu pojadę z mamą do babci Zosi?
Parę tygodni wcześniej po awanturze synowa zabrała małą i pojechała na weekend do swojej mamy. Mój syn przeżył szok, nie myślał wcześniej, że może do tego dojść. Przez pierwszy dzień chodził, jakby dostał cegłą w głowę. Potem pojechał do kwiaciarni i z kwiatami do teściów. Wrócili z Klaudią i Lilką do domu i przez parę dni panował względny spokój. Potem znów się zaczęło…
– Kiedyś na pewno odwiedzicie babcię Zosię – powiedziałam.
Mała przygryzła wargi.
– Jak pojedziemy, to mamusia nie będzie się już tak denerwować – wyszeptała. – Ale tatusiowi będzie smutno bez nas, tak mówił. Tęskniłam za tatą, gdy byłyśmy u babci bez niego.
Serce mi się krajało, ale co mogłam zrobić? Przytuliłam ją tylko i spytałam, czy może ma ochotę na racuchy. I włączyłam telewizor, żeby zagłuszyć odgłosy z piętra…
Następnego dnia Klaudia jak zwykle odebrała małą z przedszkola, a potem pojechała na zakupy. Mimo pozorów spokoju parę godzin później Kamil zszedł do mnie na dół w stanie najwyższego wzburzenia.
– Znowu się wyniosła! – rzucił wściekły. – Pojechała niby na zakupy, ale stamtąd do rodziców! Małą zostawiła, a sama znowu jest u mamy!
„W sumie dobrze, że dziecko zostawiła w domu”, pomyślałam. „Kamil i Klaudia od siebie odpoczną, ale dziecko może mniej to przeżyje tu na miejscu…”
– Nie musi wracać – oświadczył mój syn zimnym tonem. – Skoro jej się nie podoba i sama stąd ucieka, to niech tam zostanie. Pomogę jej w tym!
– Kamil, co nagle to po diable, opamiętaj się. Nerwy was poniosły, lepiej dać sobie trochę czasu, uspokoić się…
– Jestem spokojny – wysyczał. – Chciała mnie zranić, ale…
– Co ty mówisz? – przerwałam mu, bo nie wierzyłam, że synowa zamierzała go skrzywdzić. – Ze mną się nigdy nie sprzecza, zawsze stara się jakoś dojść do porozumienia… Przecież się kochacie!
– Nie, ona mnie nie kocha! Skoro wzgardziła moim domem i lepiej się czuje u swoich rodziców, to niech tak będzie!
Błagałam go, żeby się uspokoił, bo mówił coraz głośniej, krzyczał właściwie, a mała bawiła się na podwórku i byłam przekonana, że za chwilę go usłyszy.
Poszedł z powrotem na górę. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam sprawdzić, jak się ma Lilka.
Na szczęście bawiła się przy płocie, więc raczej nie słyszała krzyków swojego taty. Robiła z patyczków mały płotek wokół domku z foremek do piasku.
– Pomożesz mi, babciu?
– Oczywiście, skarbie.
Kilka minut później z domu wyszedł Kamil z wielkim workiem na śmieci. To nie był dzień przed odbiorem zawartości kubłów, a młodzi nigdy nie wynosili śmieci przed wyznaczonym w harmonogramie porankiem… Widziałam, że mój syn nadal jest wściekły, w stresie nie potrafił nawet otworzyć kontenera. Zamachnął się workiem, ten uderzył o kubeł i rozległ się odgłos tłuczonego szkła. Podeszłam do niego.
– Szkło wyrzucasz? – spytałam go. – Przecież szkło odbierają dopiero za tydzień, nie powinieneś wrzucać do zmieszanych…
Ostry odłamek szkła rozciął worek i na betonowy podjazd wypadły ramki ze zdjęciami: Kamil i Klaudia podczas ich poślubnej wycieczki na Mazury, Klaudia z ciążowym brzuszkiem, sfotografowana przez koleżankę, która specjalizuje się w sesjach ciążowych, zdjęcia z pierwszego Bożego Narodzenia, które obchodziliśmy już razem z Lilką, figurka z muszelek, którą Klaudia przywiozła sobie jako nastolatka ze szkolnej wycieczki…
– Skoro nie chce tu być, to nie musi – mówił ze złością. – Nie chcę na nią patrzeć.
Wyraz jego twarzy mnie przerażał, ale jego córka była zaledwie półtora metra dalej i nie powinna widzieć, jak jej ojciec niszczy pamiątki wspólnego życia swoich rodziców i wizerunki jej matki.
– Kamil! – rzuciłam z naganą w głosie, wzrokiem wskazując mu małą.
Syczał coś pod nosem, bo reszta śmieci z worka rozsypała się wokół naszych stóp.
Lilka nagle stanęła tuż przy nas, zobaczyłam, że w rączce trzyma jakąś złożoną na pół kartkę z bloku rysunkowego z kolorowymi malunkami.
– To moja laurka – powiedziała zdziwionym głosikiem. – Zobacz, babciu…
Na laurce widniały kwiatki i motylki opatrzone dedykacją: „dla kohanej mamuśi”. Oszalały z gniewu na Klaudię syn chciał zniszczyć także przejaw miłości córki do własnej mamy?!
– Dlaczego moja laurka dla mamy jest w śmieciach? – spytała Lilka.
Na twarzy Kamila wyraz zaciętości ustępował zbyt powoli.
– To przez pomyłkę, Lileczko – zapewniłam małą. – Tatuś się spieszył i twoja laurka zawinęła mu się do worka z innymi rzeczami. Dobrze, że ją znaleźliśmy, bo jest przecież taka śliczna, mama była nią zachwycona, pokazywała mi ją. Weźmiemy do domu i postawimy znowu na honorowym miejscu, chodź.
Skierowałam ją w stronę wejścia tak, żeby nie widziała, jakie zdjęcia jej ojciec chciał wyrzucić do śmieci.
– Posprzątaj to – nakazałam.
Przez resztę dnia zajmowałam się małą. Klaudia zadzwoniła do mnie, by porozmawiać z Lilą, i przez telefon opowiedziała córeczce na dobranoc jej ulubioną historyjkę o kocie w butach. Gdy mała zasnęła i wychodziłam z jej pokoju, Kamil poprawiał na szafce laurkę córki.
– Muszę porozmawiać z Klaudią – wyszeptał przygaszonym tonem. – Nie wiem jak. Nie wiem, czy będzie ze mną jeszcze w ogóle rozmawiać. Może gdy się dowie, co zrobiłem, to już nigdy nie będzie chciała ze mną być. Co ja narobiłem…
W oczach miał łzy.
– Powinieneś myśleć o Lilce. Musisz panować nad sobą.
– Wiem. Odbiło mi z nerwów. Dobrze, że tam byłaś… – Poprawił znów laurkę.
On jako dziecko nie rysował dla mnie laurek, nie miał zdolności artystycznych, a mój mąż go do tego nie zachęcał… Może Kamil bardziej ceniłby swoją żonę i jej zdanie, gdyby jego ojciec nauczył go szacunku do własnej matki… Tak nie było, może po części dlatego, że i ja tego szacunku od ojca mojego syna nie oczekiwałam? „I dlatego teraz musiałam interweniować…”, pomyślałam ze smutkiem.
– Gdyby nie ty – zaczął cicho Kamil – gdybyś dzisiaj nie wkroczyła w odpowiednim momencie, pewnie i Lilka nie chciałaby mnie znać. Dziękuję…