"Nie cierpiałam teściowej i obwiniałam ją o nerwicę żołądka. Dziś mówię do niej mamo!"
Fot. Adobe Stock

"Nie cierpiałam teściowej i obwiniałam ją o nerwicę żołądka. Dziś mówię do niej mamo!"

"Przez wiele lat ścinałam się z matką mojego męża. Po każdym spotkaniu z nią bolał mnie brzuch, miałam biegunki, aż w końcu wylądowałam w szpitalu. Tak się złożyło, że opowiedziałam o swoich przeżyciach pielęgniarce, a ona zadała mi wtedy proste pytanie: po co to sobie robię? Od tamtej pory, zamiast się nakręcać, zaczęłam zmieniać swoje nastawienie..."  Hanka, 34 lata

Pokutę sobie zadałaś? – Przyjaciółki wpatrywały się we mnie ze współczuciem.
– To prezent. – Potoczyłam po nich wzrokiem, pilnując, żeby się za wcześnie nie uśmiechnąć.
– Nie mogłaś się wymigać? Zaproponować, żeby teściowa się w tych borowinach z mężem potaplała? Albo z jakąś swoją koleżanką? – dopytywały.

Zawsze narzekałam na swoją teściową

Postanowiłam, że zanim opowiem, co się stało, jeszcze trochę się z nimi podroczę.
– Ależ ja chcę jechać! Sama jej, to znaczy nam, ten prezent zafundowałam. Chłopcy (moi synowie, ośmioletni bracia bliźniacy) będą przez tydzień na obozie zimowym, a my z mamą potaplamy się w gorących źródłach.
Wszystkie trzy siedziały przez dłuższą chwilę bez słowa, ogłuszone zwrotem „mama”, którego użyłam. Wręcz widziałam, jak ich szare komórki rzuciły się do galopu, by zrozumieć, o co tu chodzi. I wcale się temu nie dziwiłam. Już miałam wszystko wyjaśnić, ale Edyta, jedna z nich, uprzedziła mnie, zrywając się z krzesła i wykrzykując:
Wiem! Masz nową teściową! – Następnie zarzuciła mnie pretensjami: – Jak mogłaś! Rozwiodłaś się, ponownie chajtnęłaś, a my, twoje najlepsze przyjaciółki, nic o tym nie wiemy! Rozumiem, że chciałaś taką bombę zachować na nasze spotkanie, ale…
W tym momencie wpadła jej w słowo Justyna.
– Jeśli to prawda, to… to… – zapowietrzyła się, tracąc rezon.
Jedynie Ewa nie dała się ponieść emocjom. Przyglądała mi się wyczekująco, a jej mina zdradzała, że za grosz nie wierzy w to, co mówiły Edyta i Justyna. Zresztą ona zawsze była najbardziej z nas czterech wnikliwa. I obserwując mnie, najwyraźniej doszła do wniosku, że w tej grze chodzi o coś zupełnie innego. Miała rację.
Kiedyś chodziłyśmy do jednej klasy liceum w małym miasteczku, a potem rozrzuciło nas po świecie (w sensie dosłownym, bo Edyta mieszka w Portugalii). I choć na co dzień rzadko się ze sobą kontaktujemy, od kilku lat spotykamy się rok w rok na trzy lub cztery dni u Justyny, której mąż wybywa w tym czasie z domu. Umawiamy się zwykle zimą, termin ustalamy ze sporym wyprzedzeniem i się go trzymamy. Ani razu nie zdarzyło się, by któraś z nas odwołała swój przyjazd. I śmiejemy się, że zaczynamy rozmowę w tym miejscu, w którym ją skończyłyśmy. A ja przed rokiem – podobnie jak i wcześniej – narzekałam na swoją teściową. Obwiniałam ją za swoją nerwicę żołądka, której bardzo przykre objawy nasilały się u mnie po każdej wizycie u rodziców męża.

Przyjaciółki czekały na wyjaśnienia

– Odpuść sobie, przecież Rafał (mój mąż) może sam do nich z chłopakami pojechać – radziły mi na okrągło przyjaciółki.
Co więcej, mąż też mi to niejednokrotnie proponował. Ja jednak odpuścić nie umiałam. Uważałam, że jeśli ustąpię z pola bitwy – bo tak właśnie postrzegałam swoje kontakty z teściową – będzie to moja porażka. I nieodmiennie wsiadałam do auta z nastawieniem, że ruszam do walki. Tu muszę powiedzieć, że takie odczucia miałam tylko ja. Mąż doskonale czuje się w swoim rodzinnym domu, a nasi synowie wprost uwielbiają wizyty u dziadków. Babcię już dawno temu zdołali okręcić sobie wokół małego palca – a ja często jej wytykałam, że we wszystkim im ustępuje – a z dziadkiem godzinami potrafią siedzieć przy stole i kleić modele samolotów. Zgrzytało tylko pomiędzy mną a teściową. Tak było jeszcze przed rokiem i taką wiedzę miały moje przyjaciółki.
Męża i teściową mam wciąż tych samych – uspokoiłam je, a one, już nic nie mówiąc, czekały na wyjaśnienia.

Stało się coś, co zmieniło moje nastawienie

Opowiedziałam zatem, że gdy niedługo po naszym ostatnim babskim spotkaniu znowu ścięłam się z teściową, miałam tak silne objawy jelitowe (taką biegunkę, mówiąc wprost), że trafiłam do szpitala.
– Ale się urządziłaś, dziewczyno – powiedziała ze współczuciem pielęgniarka, podłączając mi w nocy kolejną nawadniającą kroplówkę.
Ponieważ dwa pozostałe łóżka na sali były puste, a ona życzliwa, odparłam, że to nie ja się tak urządziłam, bo mam tak po każdej wizycie u teściowej, choć tym razem bardziej. I jak skrzywdzone dziecko poskarżyłam się na nią tej obcej mi przecież kobiecie, nawet przy tym pochlipując. Ona mnie wysłuchała, przysiadłszy na moim łóżku, a potem zapytała:
– I po co, kochana, sobie to robisz?
– Święte słowa! – wyrwało się Justynie.
Uciszyłam ją machnięciem ręki i opowiadałam dalej, że zaprotestowałam po raz drugi – to przecież NIE JA tak robię. Pielęgniarka pogładziła mnie uspokajająco po ręce i stwierdziła, że wiele różnych objawów ma źródło w naszych emocjach, tych złych, takich jak silnie odczuwana złość, gniew czy frustracja. I że idzie o zakład, że moja nerwica żołądka bierze się właśnie z tego – z moich własnych odczuć. I dlatego pod kroplówką leżę tu teraz ja, a nie moja teściowa.
– A powiem ci, dziewczyno, że gdy cię przywieźli, naprawdę było z tobą kiepsko.
– To co mogę zrobić? Przecież nie zmienię swojej teściowej, która ciągle wbija mi jakąś szpilę – stwierdziłam.
– Jej może nie, ale możesz zmienić swoje myślenie o niej – odparła nie bardzo dla mnie w tamtej chwili logicznie. I dodała szybko – bo inny pacjent ją wzywał – że zamiast się nakręcać, nastawiać z góry na walkę, mogę myśleć o rzeczach, za które jestem teściowej wdzięczna. I z tymi słowami mnie zostawiła.

Zaczęłam rozmyślać o teściowej

Rozmyślałam nad tym, wpatrując się w skapującą w żółwim tempie kroplówkę. I nagle dotarł do mnie fakt oczywisty – to przecież ona, moja teściowa, wychowała swojego syna, a mojego męża, na świetnego faceta. Potem pomyślałam, że uwielbia swoje wnuki i pobłaża im w różnych rzeczach właśnie z miłości, a moi synowie garną się do niej bardziej niż do mnie.
„Może właśnie to tak mnie uwiera i złości? Może to ja szukam zaczepki, a ona tylko na nią odpowiada?”, przyszło mi nagle do głowy.
W pierwszym odruchu chciałam odpędzić od siebie te pytania, ale przed oczami, które zaczęły mi się zamykać, zobaczyłam scenę, jak chłopcy na wyścigi biegną do babci, a ona rozkłada ręce, przytula ich i szepcze im różne dobre słowa. Potem zapadłam w sen tak głęboki, że nie zarejestrowałam nawet ponownego pojawiania się pielęgniarki, gdy przyszła odłączyć mi kroplówkę. Gdy się obudziłam, była przy mnie już inna, z dziennej zmiany.
– Co było dalej? – dopytywały przyjaciółki.
– Słowa tej kobiety były niczym motyl, który zamieszkał gdzieś w moim wnętrzu i nie dawał o sobie zapomnieć, poruszając skrzydłami. A ilekroć nimi poruszył, ja myślałam, że w gruncie rzeczy mam całkiem fajną teściową – powiedziałam, bo naprawdę coś takiego czułam, motyla w brzuchu, który wzbudzał we mnie dobre myśli.

Postanowiłam zrobić coś miłego

I któregoś dnia zapragnęłam sprawić teściowej jakąś radość. Przypomniałam sobie naszą wspólną wizytę w centrum handlowym. Moi synowie zatrzymali się przed wystawą salonu jubilerskiego i zapytali babcię, które kolczyki – bo nosi kolczyki – najbardziej się jej podobają. Pamiętam, że zirytowałam się wtedy, że tak długo stoją przy tej wystawie i podeszłam do nich w momencie (z zamiarem powiedzenia, że powinniśmy iść dalej), gdy wskazała jedne z nich. Wtedy tylko przelotnie na nie zerknęłam, ale wiedziałam, że jeśli wciąż są na wystawie, to je rozpoznam.
– Proszę, żeby były. – Zaciskałam kciuki, jadąc do galerii.
I niemal podskoczyłam z radości, gdy je zobaczyłam. Ich cena była niemal równa wysokości premii, która spłynęła na moje konto poprzedniego dnia. Nie zdążyłam jeszcze pochwalić się nią mężowi (mamy oddzielne konta) i teraz postanowiłam, że zakup ten zachowam przed wszystkimi w tajemnicy do czasu wręczenia kolczyków teściowej. I gdy tym razem do niej jechaliśmy, nie czułam dawnego skurczu jelit, a muśnięcia skrzydeł motyla, które przypominały mi o tym, za co jestem jej wdzięczna.

Teściowa była bardzo wzruszona

– To… – teściowa usiłowała coś powiedzieć, gdy je rozpakowała, a potem się rozpłakała.
– Babciu, przecież to te kolczyki, które nam pokazywałaś. – Bliźniacy w jednej chwili porzucili klejenie samolotów i znaleźli się przy niej.
– Bardzo mi się podobają. Płaczę ze wzruszenia, że dostałam taki wspaniały prezent.
Chłopcy słysząc to, wrócili do dziadka, a teściowa podniosła wzrok na mnie.
– Prawdę powiedziałam, córuś. – Pierwszy raz tak mnie nazwała. – Nawet Józek (jej mąż) nie zrobił mi nigdy takiego prezentu – dodała ciszej. – Nie, żebym się żaliła, wiem, że jemu błyskotki nie w głowie, ale to takie miłe. – W jej oczach znowu pojawiły się łzy.
Podeszłam do niej i przytuliłam ją tak, jak ona zawsze przytula moich synów.
– Też jest mi bardzo miło, że trafiłam z tym prezentem, mamo. – To ostatnie słowo samo wyfrunęło mi z ust.
Mój mąż, który dyskretnie popatrywał na nas zza drzwi pokoju, teraz cichutko je zamknął. Rozmawiałyśmy ze sobą do północy. Nie wdając się w szczegóły, odkryłam, że naprawdę mam wspaniałą teściową. Nie tylko dlatego, że kocha moich synów i jest matką mojego męża.
I wiecie, co jeszcze? Nie mam już kłopotów z żołądkiem. Nie wyobrażacie sobie, jaka to ulga! Metodę, którą podsunęła mi wtedy tamta pielęgniarka, stosuję wobec różnych osób – upierdliwego szefa, wkurzającego kolegi. Gdy ogarnia mnie złość na kogoś, myślę, za co mogę być mu wdzięczna. To naprawdę działa! – mówiłam z takim entuzjazmem, że aż wstałam z krzesła, jak wcześniej Edyta.
Nieco już spokojniej dodałam, że nasz wspólny wyjazd nie jest tylko ukłonem w stronę teściowej, naprawdę się na niego cieszę.
– Magia, no nie? – skomentowała Justyna.
No, magia.

Czytaj więcej