"Moi adopcyjni rodzice nie powiedzieli mi, że mam siostrę. Kiedy zdobyłam jej adres, zaczęłam się bać naszego spotkania. Intuicyjnie czułam, że moje życie się zmieni. I miałam rację. Ewa, 28 lat
Pojechałam do tej kobiety, nic nie mówiąc moim adopcyjnym rodzicom. Nie chciałam ich niepokoić... Na ławeczce przed jej domem, który okazał się być starym i odrapanym dwupiętrowym blokiem, kilku podpitych jegomości rechotało z jakiegoś ordynarnego dowcipu. Na trawnikach zamiast trawy leżało wyschnięte zielsko, po którym walały się stare puszki i butelki. Serce ścisnęło mi się na myśl, że i ja mogłam żyć w takim miejscu. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam drzwi z numerem jej mieszkania. Nacisnęłam dzwonek, ale nie zadziałał. Zapukałam więc. Dopiero za drugim razem drzwi nieco się uchyliły. Zobaczyłam kobiecą twarz.
– Czy można mówić z panią Jolantą? – spytałam i szybko dodałam nazwisko mojej biologicznej matki. Kobieta najpierw zmierzyła mnie podejrzliwie wzrokiem, a potem, wychodząc na próg i zamykając za sobą drzwi, wychrypiała:
– To ja. O co chodzi? A więc to była ona! Moja siostra! Miała rysy twarzy podobne do moich, ten sam kolor oczu... Tyle że wyglądała na bardzo zaniedbaną. Jej skóra była sucha i pomarszczona. Musiała być ode mnie starsza co najmniej o dziesięć lat. Teraz lustrowała mnie zimnym wzrokiem.
– Ja... mam na imię Ewa. Jesteśmy siostrami... – wydukałam w końcu. Kobieta przez dłuższą chwilę przyglądała mi się, mrużąc oczy, a potem powiedziała:
– A niech mnie szlag trafi...
– Moja matka nazywała się... – powtórzyłam szybko nazwisko.
– To tak jak moja. Ona już nie żyje.
– Tak, wiem.
– W takim razie co pani... czego ode mnie chcesz? Ja nic po niej nie mam – powiedziała jednym tchem.
– Nie... nie szkodzi... nic nie chcę – mamrotałam zupełnie zaskoczona jej reakcją.
– Ja tylko chciałam z panią... z tobą... się zobaczyć... Ale jeśli pani ma... jeśli masz jakieś zdjęcia... naszej matki – czułam się nieco dziwnie, mówiąc o zupełnie obcej kobiecie „nasza matka”.
Siostra mierzyła mnie wzrokiem i kręciła przecząco głową, jakby dopiero teraz pojęła, kim jestem.
– Masz papierosa? – spytała nagle.
– Muszę zapalić, a fajki mi wyszły.
– Nie, nie palę... – powiedziałam z żalem. Po chwili zaproponowałam:
– Może wyjdziemy do kawiarni i kupimy jakieś papierosy po drodze? Chciałabym usiąść i porozmawiać... Ja stawiam – zaznaczyłam od razu.
– No chyba, że tak. W drodze do kiosku obserwowałam ją ukradkiem. To była moja siostra! Ta, o której spotkaniu marzyłam jeszcze w dzieciństwie! Uwielbiałam wtedy czytać książkę o pewnej dziewczynce, odnajdującej w tajemniczych podziemiach siostrę czarodziejkę... Wyobrażałam sobie, że i moja potrafi jeździć konno i rozmawiać ze zwierzętami, a gdy tylko ją znajdę, od razu staniemy się przyjaciółkami.
– Wiesz, dostałam od mamy taką książkę... – zaczęłam.
– Od mamy? – Jola parsknęła śmiechem. – Książkę?! Przecież nasza matka ledwo składała słowo do słowa!
– Od mojej adopcyjnej mamy... – poprawiłam się. – Naprawdę? Ona nie umiała czytać? Jak to możliwe? Byłam oszołomiona.
– W każdym razie nie na tyle, by zrozumieć jakiś urzędowy świstek – wzruszyła ramionami. – Wciąż musiałam za nią biegać po urzędach, do sądu...
– Do sądu?
Znów obejrzała mnie od stóp do głów, jak osobę z innej planety.
Zaproponowałam, żebyśmy pojechały do jakiegoś lokalu, zamiast rozmawiać o takich sprawach na ulicy. Przy kawiarnianym stoliku wypytywałam Jolę o naszą rodzinę. Odpowiadała niechętnie, jakby zupełnie nie przywiązywała wagi do przeszłości. Nagle spojrzała na zegarek.
– O matko, która to godzina?! – poderwała się z krzesła. – Jezu, tak późno! A ja tu siedzę! Muszę lecieć do domu, zanim stary przyjdzie! – łapczywie zaciągnęła się papierosowym dymem, a potem nerwowo zgasiła niedopałek.
– Może mnie odwieziesz, co?
– Stary? – serce zabiło mi mocniej. – Nasz ojciec?
– Nasz ojciec? – Jola przewróciła tylko oczami. – Nie mam bladego pojęcia, kto nim jest! – wzruszyła ramionami. – Miałam na myśli mojego faceta!
W samochodzie usiłowałam ją przekonać, żeby poszukała jakichś starych rodzinnych zdjęć. Odpowiedziała, że nie wie, czy znajdzie na to czas. Pomyślałam więc, że na pewno, w przeciwieństwie do mnie, ma już dzieci, i dlatego jest taka zabiegana. Spytałam ją o to. Okazało się, że owszem, ma piętnastoletniego syna, ale nie będę mogła go poznać, ponieważ jest w poprawczaku... Trafił tam po jednej z rodzinnych awantur. Podobno zagroził ojczymowi nożem, kiedy ten, w pijackim amoku, próbował pobić moją siostrę. „Jezu!”, myślałam. „To ona pozwoliła, żeby chłopak został ukarany za to, że stanął w jej obronie?!” Z trudem mogłam skupić się na prowadzeniu auta. Owszem, o różnych ciemnych stronach życia słyszałam w telewizji i czytałam w gazetach, ale żeby moja własna siostra bała się swojego faceta?! Musiałam interweniować.
– Słuchaj, jeśli mężczyzna podnosi na ciebie rękę, nie jest nic wart... – powiedziałam drżącym głosem.
– E, tam – burknęła Jola, dając mi do zrozumienia, że nic nie wiem o życiu. – Bez powodu to by mnie nie tknął, ale jak nie ma obiadu albo co innego... Odwiozłam ją pod blok i patrzyłam, jak idzie w kierunku bramy. Była przygarbiona, stawiała małe kroczki i przyciskała do siebie dużą torbę pełną jedzenia, które dla niej kupiłam. Kiedy zniknęła w bramie, odjechałam.
W domu cudem wykręciłam się od kolacji. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Mama zauważyła, że coś jest nie tak, ale wytłumaczyłam się zmęczeniem. Nie powiedziałam jej o spotkaniu z Jolą. Następnego dnia pojechałam do niej znowu, zaraz po pracy. Na szczęście nie dostrzegłam żadnych śladów pobicia na jej twarzy.
– Miałaś czas, żeby poszukać zdjęć? – spytałam nieśmiało.
– Nie – odwróciła wzrok w drugą stronę. – Masz jakieś fajki?
– Nie palę... Słuchaj, mnie naprawdę zależy na tych zdjęciach – starałam się skierować rozmowę na odpowiedni tor. – Może mogłabyś ich poszukać teraz? Nie musisz przecież gotować, bo wczoraj kupiłam ci mnóstwo jedzenia. Chyba coś ci z tego jeszcze zostało? – zawiesiłam głos.
– Zostało, ale już nie mam. Sprzedałam sąsiadce.
– Co?! Jak to sprzedałaś? – No – potarła nos, nieco skrępowana. – Stary chciał flaszkę, a nie było forsy, no i wiesz... Zakręciło mi się w głowie. Moja siostra musiała zauważyć, że minę mam nietęgą, bo zaczęła się bronić:
– Mnie się tu nie przelewa, złociutka. Trzeba jakoś kombinować, żeby przetrwać. Nie mam roboty, stary też tylko od czasu do czasu coś załapie... To pije chłop, co się dziwić! – Pożyczę ci trochę pieniędzy, ale uspokój się i poszukaj zdjęć, dobrze? – zaproponowałam. – I o nic się nie martw. Oddasz, kiedy będziesz miała – zapewniłam ją. Musiałam pójść i wypłacić gotówkę z bankomatu, bo przy sobie miałam tylko dwadzieścia złotych. W drodze powrotnej zatrzymałam się jeszcze przy kiosku i kupiłam Joli kilka paczek jej ulubionych papierosów. Tym razem siostra wpuściła mnie do mieszkania. Wyszukała dwa wygniecione zdjęcia, na których nasza matka siedziała za stołem na jakimś przyjęciu. Serce zabiło mi mocniej. Jednak ku swojemu zdumieniu nic więcej nie poczułam! Żadnych emocji, żadnej tęsknoty! Patrzyłam na tę kobietę z papierosem w dłoni i ze wzrokiem zamglonym przez alkohol... Miała podobne do moich rysy twarzy, jednak wyglądała raczej jak matka Joli, nie moja. Poczułam, że nawet nie zależy mi na tym, by robić odbitki tych fotografii. Co miałabym z nimi począć? Trzymać je w rodzinnym albumie, żeby przypominać mojej mamie, że jestem tylko jej adoptowaną córką?
Pojechałam do domu. Nie umówiłam się z Jolą na następne spotkanie. Podejrzewałam, że nigdy już nie zobaczę pożyczonych pieniędzy, a moje uczucia do niej były, krótko mówiąc, mieszane. Okazała się być tak inna ode mnie! Kiedy spytałam ją, czy w ogóle wiedziała, że ma siostrę, odparła:
– Wiedziałam, że cię zostawiła w szpitalu, i tyle. Co się miałam interesować, skoro i tak cię nie chciała... Nigdy nie wspominała o tobie, to jakoś zapomniałam. Dziwisz się?
Tydzień później siedziałam nad rachunkami, kiedy mama zapukała do pokoju i zmienionym głosem poinformowała mnie, że ktoś chce się ze mną widzieć. W przedpokoju czekała na mnie siostra.
– Ja tylko na chwilę... – zaczęła. – Przyszłam w sprawie tamtych pieniędzy. Odetchnęłam z ulgą. Za wcześnie!
– Na razie nie mogę ci ich oddać... – dodała szybko. – Ale pomyślałam, czy nie pożyczyłabyś mi jeszcze trochę? Do czasu, aż stary coś zarobi... Albo mi się trafi jakieś sprzątanie?
– A może umyłabyś okna u nas? – przyszło mi nagle do głowy. – Miałyśmy z mamą zrobić to w sobotę, ale... ale przecież ty mogłabyś sobie dorobić.
– No wiesz, teraz nie... Może za parę dni? Zgłoszę się do ciebie pod koniec tygodnia... – wyjąkała, po czym wyjęła mi z ręki pięćdziesięciozłotowy banknot i pospiesznie wyszła. Mama, choć słyszała całą rozmowę, o nic nie spytała. Po jej oczach widziałam jednak, że jest bardzo ciekawa, kim był mój gość. Nie chciałam mieć przed nią tajemnic, dlatego bez specjalnych oporów opowiedziałam jej o tym, w jaki sposób znalazłam Jolę. Wysłuchała mnie w milczeniu. Na końcu rozpłakała się.
– Gniewasz się, skarbie, że nie powiedzieliśmy ci o siostrze? – spytała. – Odszukałaś ją w takiej tajemnicy...
– Nie, mamo – zapewniłam ją. – Po prostu nie chciałam was denerwować, to wszystko...
– Widzisz... Nie mogliśmy ci powiedzieć, że twoja biologiczna matka zatrzymała starsze dziecko, a z ciebie zrezygnowała. Nie chcieliśmy, żebyś sobie myślała, że byłaś gorsza... Zdecydowaliśmy, że tak będzie dla ciebie lepiej. Zgadzasz się z tym? Powiedz!
– Tak, mamo – przytaknęłam skwapliwie. – Dlatego właśnie staram się pomóc Joli...
Moja odnaleziona siostra najwyraźniej nie potrzebowała jednak opieki. Mimo swych zapewnień, nie pokazała się u mnie przez cały następny tydzień. „A jeśli jej się coś stało? Może została pobita?”, przeraziłam się. Zdecydowałam, że do niej pojadę. Przez pięć minut pukałam do drzwi. Żadnego odzewu. Ogarnęła mnie panika. Zadzwoniłam do sąsiadów i, jąkając się, poprosiłam, żeby pomogli mi wejść do mieszkania Joli.
– O, nie – zaprotestował mężczyzna. – Żeby potem mnie ten facet dorwał?
– Ale może ona potrzebuje pomocy? To moja siostra! – krzyknęłam. Sąsiedzi zmierzyli mnie wzrokiem.
– Nie ma się czym chwalić – kobieta wskazała głową drzwi mieszkania Joli. – Na pani miejscu nie przyznawałabym się. Jak nie otwiera, to pewnie leży pijana jak bela. Balują już od tygodnia. Ciekawe, skąd tym razem wzięli forsę. Przedtem to nawet jedzenie u mnie na pieniądze zamieniała. Wszystkiego by się z domu pozbyła, żeby tylko mieć na wódę. Wstyd... Temu jej synowi, to nawet lepiej w poprawczaku, niż w takim domu. Inaczej jeszcze by go ojczym zakatrupił po pijaku. Tam przynajmniej dzieciak jest bezpieczny...
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Zaczęłam walić pięściami w drzwi mieszkania Joli. Sąsiedzi cicho wycofali się do siebie. W końcu usłyszałam, że wewnątrz ktoś manipuluje przy zamku. Drzwi otworzyły się powoli. Zobaczyłam Jolę. Okropnie cuchnęło od niej alkoholem.
– Och, to ty... – mruknęła zawiedziona, kiedy mnie zobaczyła. – Miałaś przyjechać umyć okna... – Nie stać mnie było na bilet autobusowy – powiedziała.
– Przecież dałam ci pieniądze!
– To było dawno i nieprawda – wybełkotała. – Co chcesz? Masz fajki?
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do mojego malucha. Byłam wściekła! „Moja siostra, dobre sobie! Jak można doprowadzić się do takiego stanu?! Nie chcę jej znać, do diabła! Chociaż... ja też mogłam tak skończyć, gdybym nie trafiła do moich adoptowanych rodziców!”, myślałam, jadąc do domu. Siostra – czarodziejka, o której marzyłam jako dziecko, okazała się być alkoholiczką. Nie potrafiła nawet myśleć bez kielicha. Podobnie jak nasza matka, pozwoliła, by wychowaniem jej dziecka zajęło się państwo. A w odnalezionej rodzinie widziała tylko bank kredytowy! Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić! „Co mam robić? Pomagać swojej siostrze, która i tak wszystko od razu przepije? Czy raczej zapomnieć o tym, że ona w ogóle istnieje?”, zastanawiałam się.
Tydzień później już wiedziałam, jak postąpić. Kiedy siostra po raz kolejny pojawiła się pod moimi drzwiami i poprosiła o pieniądze, oświadczyłam, że nie zamierzam jej dłużej utrzymywać. Co najwyżej mogę jej zapłacić za wykonanie jakiejś pracy w domu. A pieniądze dostanie dopiero po robocie. Nigdy przed. W odpowiedzi na to Jola prychnęła pogardliwie, odwróciła się na pięcie i czym prędzej odeszła. I tyle ją widzieliśmy. I wiecie co? Czasem naprawdę żałuję, że ją w ogóle odnalazłam...