"Nie dam ojcu złamanego grosza! Prędzej wyjadę za granicę..."
Fot. 123 RF

"Nie dam ojcu złamanego grosza! Prędzej wyjadę za granicę..."

"Pewnego dnia otworzyłam pismo z sądu i... zamarłam. Opieka społeczna żądała ode mnie czterech tysięcy złotych miesięcznie na utrzymanie ojca! Byłam zdruzgotana. Jeśli mnie znaleźli, to znaczy, że ten mężczyzna wiedział, że ma córkę, a nigdy się mną nie zainteresował. W pozwie argumentowano, że mnie stać..." Lena, 38 lat 

Nie lubię wracać myślami do dzieciństwa. Nie było beztroskie i radosne. Żyłyśmy z mamą same, bardzo skromnie. Nie stać nas było na wiele rzeczy. Choć czego mogło pragnąć polskie dziecko lat osiemdziesiątych… Czekolady? Pomarańczy? Gumy Donald? Oglądając nowy odcinek „Dynastii”, obiecywałam sobie, że kiedyś będę żyła jak oni. W pięknym domu, z garażem, w którym będzie stał luksusowy samochód, a ja będę nosić piękne suknie oraz duże kolczyki. Tak wyobrażałam sobie świat bogaczy.

Moje marzenie się spełniło, poniekąd... 

Oczywiście nic za darmo. Bardzo ciężko pracowałam, by osiągnąć sukces. Od liceum dorabiałam, żeby odciążyć mamę. I wybrałam studia zaocznie, by móc pracować na pełny etat. Nie było łatwo studiować prawo w ten sposób, a od drugiego roku jeszcze zarządzanie, godząc oba kierunki z pracą w biurze. Kiedy otrzymałam dwa dyplomy, nie zwolniłam tempa. Z paroma złotymi w kieszeni wyjechałam do Krakowa.
Praca asystentki w dziale prawnym była słabo płatna, ale pozwoliła mi się wykazać. Byłam zawzięta. Tropiłam błędy jak pies myśliwski lisy, potrafiłam też usprawnić pracę całego działu, co szybko zostało zauważone, awansowałam. Po pięciu latach zostałam kierownikiem działu, a na korytarzach mówiło się, że niedługo mogę objąć zarządzanie całym krakowskim oddziałem.
Kupiłam duże, jasne mieszkanie i samochód, którym z dumą mogłam pojechać do Częstochowy, żeby odwiedzić mamę. Pomagałam jej, kupowałam to, czego ona nigdy nie mogła kupić, a wieczorami szłam się zabawić.

Historia jak z bajki, zaprawiona goryczą

Moi nowi znajomi byli podobni do mnie. Bawiłam się razem z nimi, wreszcie korzystałam z życia, zamiast tylko pracować albo uczyć się. Na jednej z konferencji, w której brali udział przedstawiciele różnych firm, poznałam Leo. Wysokiego, czarującego Anglika, z zabójczym poczuciem humoru. Myślałam, że jestem niezdolna do miłości, skoro tak długo się jej opierałam. Ale jak już się zakochałam, to było jak uderzenie pioruna. W niego strzelił ten sam grom, bo po trzech miesiącach poprosił mnie o rękę. Historia jak z bajki, niestety zaprawiona goryczą. Mama umarła krótko po naszym weselu. Żałowałam, że nie mogła dłużej cieszyć się moim szczęściem.
Myśleliśmy z Leo o powiększeniu rodziny za kilka lat, więc sprzedałam moje mieszkanie w Krakowie i kupiliśmy dom pod miastem.
– Lena, list do ciebie, polecony! – zawołał Leo od drzwi. – Z sądu.
Nie miałam pojęcia, czego mógłby chcieć ode mnie sąd, ale nie miałam nic na sumieniu, więc bez strachu otworzyłam kopertę.

Przeczytałam pismo i... nogi się pode mną ugięły

– Co to, kochanie?
– Mój… Mój ojciec jest… – Z trudem łapałam oddech – w takim ośrodku… I oni… oni żądają, żebym pokryła koszty jego utrzymania. Kilka tysięcy złotych miesięcznie…
– Mówiłaś, że nie znasz ojca.
Bo nie znam! Nigdy go nie widziałam. Mama mówiła, że zostawił ją jeszcze w ciąży…
Poszłam do prawnika. Co to za świat, w którym każe mi się utrzymywać ojca, którego nie znam? Opieka społeczna chciała ode mnie prawie czterech tysięcy miesięcznie! Czy oni jakieś sanatorium dla bogaczy prowadzą? Moja mama zawsze protestowała, gdy wysyłałam jej dwa tysiące co miesiąc. „Nie masz u mnie długu, który musisz spłacać”, mówiła. Ale ja chciałam, by moje pieniądze służyły nam obu. A tu nagle dwa razy tyle dla… obcego człowieka?

Byłam zdruzgotana

Jeśli opieka społeczna mnie znalazła, to znaczy, że ten mężczyzna wiedział, że ma córkę, a nigdy nie wykonał żadnego gestu w moją stronę…
Ten człowiek miał pani akt urodzenia. Musi pani udowodnić, że nigdy się panią nie zajmował, nie łożył na pani utrzymanie, nie kontaktował…
– Niby jak? – przerwałam prawnikowi. – Mama nie żyje, a była moją jedyną rodziną! Jak mam udowodnić, że nie widziałam go na oczy? Jego nazwisko nic mi nie mówi, w akcie urodzenia wpisane mam nazwisko matki.
I tego trzeba się trzymać. Tym będziemy się bronić, ponieważ nie ma świadków. Niestety, nie gwarantuję zwycięstwa, nie wiem, na jakiego sędziego trafimy i jakich argumentów użyje druga strona.
Też byłam prawnikiem i tyle sama mogłam sobie powiedzieć. Potrzebowałam jasnej deklaracji walki i obietnicy zwycięstwa! Tymczasem dostałam kubeł zimnej wody na głowę. Mogłam zostać zmuszona do utrzymywania obcego człowieka tylko dlatego, że miałam jego geny. Znów poczułam się jak mała, biedna Lena z blokowiska. Mąż mnie pocieszał, zapewniał, że damy sobie radę, nawet jeśli trzeba będzie płacić.

Mamie oddałabym wszystko, ale jemu nic!

– To tylko pieniądze. Na szczęście nie zażądali od nas domu – żartował.
– Ale ja nie chcę mu niczego dać, nawet szklanki wody.
Nie chodziło tylko o pieniądze. W pozwie argumentowano, że stać mnie na utrzymywanie zniedołężniałego rodzica. Owszem, i z mamą chętnie się dzieliłam, nie szczędziłam na prezenty dla niej. Uwielbiałam słuchać, gdy opowiadała, co sobie kupiła, że była u kosmetyczki i w nowej cukierni… Ale komuś, kto nigdy nie chciał być moim ojcem, a przypomniał sobie o mnie po trzydziestu siedmiu latach tylko po to, by wyłudzić ode mnie pieniądze, nie dam złamanego grosza. Prędzej wyjadę za granicę.

To byłoby niesprawiedliwe...

To wymagało ośmiu miesięcy i trzech rozpraw sądowych, by sędzia ostatecznie stwierdziła, że bycie ojcem to coś więcej niż kilka minut przyjemności. Badania DNA potwierdziły, że ten schorowany mężczyzna jest moim biologicznym ojcem, ale nie mogły dowieść, że dbał o mnie, opiekował się mną, uczył pływać i jeździć na rowerze, że… był moim tatą po prostu. Dlatego choć prawnik bardzo się starał, bym choć częściowo partycypowała w kosztach utrzymania tego pana, sędzia uznała, że byłoby to niesprawiedliwe.
– Rodzina to układ naczyń połączonych – powiedziała na koniec. – Skoro niczego pan od siebie nie dał córce, nie może pan oczekiwać, że cokolwiek się panu od córki należy.
Wolność. Nie miałam ojca i nie chciałam go mieć. Wyszłam z sądu i odetchnęłam głęboko. Nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę, bo to przeszłość mnie ukształtowała. To, co mam, osiągnęłam dzięki pracy mojej mamy, a potem własnej, dzięki poświęceniu i determinacji nas obu. Nie dam się złamać. Nie komuś, kto nie zasługuje na taką córkę jak ja.

 

 
 

Czytaj więcej