"Sylwię poznałam na urodzinach przyjaciółki. Zrobiła na wszystkich duże wrażenie. Długowłosa blondynka o błękitnych oczach. Dwóch kolegów od razu próbowało z nią zatańczyć, umówić się, ale po imprezie jeden z nich podsumował: – Eeee, to chyba lesbijka. Bardzo się mylił..." Agata, 37 lat
Sylwia była koleżanką ze studiów mojej przyjaciółki Moniki. Miała trzydzieści lat, kiedy przyjechała do naszego miasta, ale poznałam ją dopiero trzy lata później, na urodzinach Moniki.
Długowłosa blondynka o błękitnych oczach. Była wygadana, pewna siebie, piękna i... samotna. Dwóch kolegów mojego męża od razu próbowało z nią zatańczyć, umówić się, ale po imprezie jeden z nich podsumował:
– Eeee, to chyba lesbijka.
– Dla ciebie każda kobieta, która nie jest tobą zainteresowana, to lesbijka! – odparłam.
– Nie wiem, jak to powiedzieć. Atrakcyjna i w ogóle, ale jest w niej coś dziwnego...
Podzieliłam się z Moniką opiniami kolegów męża o Sylwii.
– Nie chcę, żeby to poszło dalej... – powiedziała.
– Czyli jednak jest lesbijką? – zdziwiłam się.
– Nie. Nic z tych rzeczy. Ona nigdy nie miała chłopaka…
– Ale... mówiłaś, że ona ma ile? Trzydzieści trzy lata? – upewniłam się.
– Spotyka się z facetami, wiadomo, ale żaden jej nie odpowiada. Ona nigdy nie była w stałym związku.
– Co?! – nie wierzyłam.
– Sylwia ma twarde zasady. Chce faceta, którego pokocha i który zasłuży na to, by zostać mężem i ojcem jej dzieci.
– Szuka ideału?
Monika uniosła ramiona.
– Rozmawiałam z nią o tym wiele razy, ale...
– Trzydzieści trzy lata – powtórzyłam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Nie dla każdego seks jest najważniejszy, jeśli o to ci chodzi – rzuciła przyjaciółka.
– No, ale mimo wszystko człowiek ma potrzeby…
– Wysyłałam ją do znajomej psycholożki, ale Sylwia uznała, że nie potrzebuje.
– Czy jej naprawdę zależy na związku?
– No, tak jak ci mówię. Bardzo.
Kilka tygodni później wyszłyśmy z Moniką na piwo i dołączyła do nas Sylwia. Obiecałam zachować dyskrecję, ale koleżanka sama się wygadała po dwóch piwach.
– Dziewczyny, ja już chyba wiem, czemu nie znajduję faceta – oświadczyła.
– No, to dawaj – odezwała się niepewnie Monika.
Siedziałyśmy na kanapie, w głębi knajpki. Nie było mężczyzny, który nie zwróciłby na Sylwię uwagi, ale ona siedziała przygarbiona i smutna nad kuflem piwa.
– W zeszły weekend pojechałam do rodziców. Zawsze była tam mama. Ale tym razem musiała pomagać chorej sąsiadce. Nagle okazało się, że jestem w domu sama z ojcem. Nie przypominam sobie, żeby coś takiego wcześniej się zdarzyło. – Pociągnęła nosem. – Zawsze w domu było rodzeństwo, babcia, dziadek, no i mama.
– Byłaś z ojcem i... – dopytywała Monika.
Sylwia uśmiechnęła się ze smutkiem.
– Zawsze się go bałam. Ale sądziłam, że to normalne, że tak już jest z ojcami. Ale... Ten weekend był inny. Ja myślałam, że... – urwała. – Myślałam, że zwariuję. Wystarczyło, że słyszałam jego kroki w przedpokoju i cała cierpłam.
– Czy on... zrobił ci jakąś krzywdę, gdy byłaś mała? – drążyła Monika.
– Nie molestował mnie, jeśli to masz na myśli! Ale potrafił zbić. Bardzo się go bałam. Prawie go w domu nie było. A jak już był, wprowadzał wojskowy dryl. Kiedyś myślałam, że to normalne, że tak jest. Że taki powinien być ojciec: surowy, często bezduszny.
– I co dalej? – spytałam.
– Jak to, co dalej?
– No teraz, jak się z nim widziałaś?
– Nic. Wróciłam tutaj i umówiłam się na spotkanie z terapeutką. – Sylwia uśmiechnęła się melancholijnie i zmrużyła oczy. – Wiecie, co mi powiedziała? Że nie wybaczyłam ojcu. I że przez to nienawidzę mężczyzn. Czy ja wyglądam na kogoś, kto nienawidzi mężczyzn? Nie czuję tego. Ale pomyślałam później, że może ona ma rację. Że żaden nie jest dla mnie dobry.
– Bo żaden nie da ci tego, czego nie dał ci ojciec – wtrąciłam.
Sylwia się ożywiła.
– Ta psycholożka powiedziała mi coś podobnego. Albo przebaczę ojcu, albo kaplica.
Uniosłam wtedy swój kufel:
– Za przebaczenie?
– Za przebaczenie. – Sylwia kiwnęła głową.
– O, cholera – wyrwało się Monice. – Za przebaczenie! Ja też mam co przebaczyć ojcu.
– I ja... – dodałam od siebie.
– No to siup. I żebyśmy były szczęśliwe z naszymi facetami. A tobie życzę, żebyś go w końcu spotkała i żeby był odpowiedni. Wystarczająco dobry. Nie idealny, pamiętaj – dodała Monika.
– Wystarczająco dobry – powtórzyła Sylwia.
Wyczuła spojrzenie chłopaka ze stolika obok i wydało mi się, że nie zareagowała na nie jak wcześniej, z wyniosłością. Wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Objęłyśmy ją z Moniką i przez moment poczułam, że obejmuję samą siebie, nastolatkę, która długimi latami tęskniła za księciem z bajki. I która nie umiała rozmawiać ze swoim ojcem.
Przez następne miesiące nie widziałam Sylwii. Monika mówiła, że chodziła na terapię i dopiero teraz zaczęła radzić sobie ze swoimi uczuciami.
Pewnego razu spotkałam Sylwię na ulicy. Wydawała się odmieniona. Zawsze była atrakcyjna i kobieco ubrana, ale tym razem wyczułam, że lepiej czuje się we własnej skórze. Przysiadłyśmy na ławce w parku. Wtedy przyznała, że zaczęła się z kimś spotykać.
– Wiem, że nie powinnam... – zaczęła i urwała.
– Jak to? – zdziwiłam się. – Przecież właśnie na to czekałaś?!
– No, tak. Ale sądzę, że powinnam poczekać do końca terapii. Wszystko zrozumieć, poukładać sobie.
– A jeśli będziesz ciągnąć terapię do osiemdziesiątki?
Sylwia wybuchła śmiechem, ale zaraz spoważniała.
– On się zakochał.
– A ty? – spytałam.
– Wiesz, nigdy nie czułam tego, co teraz.
– I nie cieszysz się?
– To mnie przeraża. Między innymi dlatego myślę, że to za wcześnie.
– Czemu nie zadzwoniłaś do Moniki? Albo do mnie?
– Nie przyszło mi to do głowy. Sądziłam, że od tego mam terapeutkę...
– Daj spokój. Psycholożka jest ważna, ale…
– Macie swoje życie, rodziny, dzieci. Moje problemy są przecież problemami nastolatki.
– I myślisz, że cię nie wysłuchamy?
Sylwia się zamyśliła.
– Jeśli masz ochotę, możemy się spotkać i pogadać – dodałam.
– Mówisz poważnie?
– Jeśli chcesz wiedzieć, też byłam kiedyś przerażona samą sobą, ojcem, facetami – powiedziałam. – Teraz jest zupełnie inaczej. Ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co czujesz.
– Tak mi wstyd – westchnęła.
– Ale czemu? Przecież zaczęłaś z tym coś robić?
– Głupio mi, że dopiero teraz. Zmarnowałam kawał życia. Oczywiście lepiej późno niż wcale... Jestem wdzięczna, że pojawiła się w moim życiu ta terapia i w ogóle, ale... Kiedy patrzę na koleżanki, które założyły już rodziny, czuję się jak…
– Nie wszystkie mają rodziny – uprzytomniłam jej.
– Bo planują kariery albo jeszcze nie czują się gotowe. Ja o niczym innym nigdy nie marzyłam.
– Kobieto! – zdenerwowałam się. – W takim razie pomyśl o tym chłopaku, którego poznałaś. On jest w tobie zakochany. Przecież wszystko w twoim życiu jest możliwe. Po co oglądać się na to, co było?
Sylwia uśmiechnęła się.
– Masz, cholera, rację. Straciłam pół życia, ale nie będę tracić kolejnej połowy na rozmyślanie o tym, co było.
Objęłam ją wtedy ramieniem.
– No i powiedziałaś wreszcie coś mądrego.
– Dzięki, Agata.
Wstałam z ławki, bo musiałam iść po dzieci do przedszkola.
– Obiecaj, że będziesz do nas dzwonić.
– Przyrzekam – rzuciła.
Po miesiącu dowiedziałyśmy się, że jej ukochany ma na imię Przemek. To świeża sprawa. Ale obie z Moniką czujemy, że Sylwia otwiera się w końcu na miłość. W swoim tempie, ale się otwiera…