"Myślałam, że Marek nie ma dziewczyny, bo jest gejem. Ale któregoś dnia bardzo nas zaskoczył...!
Fot. 123RF

"Myślałam, że Marek nie ma dziewczyny, bo jest gejem. Ale któregoś dnia bardzo nas zaskoczył...!

"Nasz syn miał dwadzieścia sześć lat i nadal mieszkał z nami. Nic nie wskazywało na to, że miałby się wyprowadzić. W tym czasie jego koledzy żenili się i zaczynały im się nawet rodzić dzieci, a on nic. Żadnej dziewczyny. Gryzło mnie to, chociaż zaakceptowałabym każdy jego wybór..." Mira, 57 lat

Nasz syn był spokojnym chłopcem siedzącym z nosem w książkach, a potem w czytniku, który dostał pod choinkę i bardzo się z niego ucieszył. Już od podstawówki Marek był tym, który zgarniał nagrody na konkursach, zwłaszcza matematycznych. W liceum to się zmieniło. Uznał, że nie uczy się dla nagród i wziął udział w tylko jednej olimpiadzie. To był jego bunt. A potem poszedł na studia, ukończył je z dobrym wynikiem i zaczął pracować w banku, oddając mi sumiennie część wypłaty...

Mieszkał z nami i nie miał dziewczyny

W wieku dwudziestu sześciu lat nadal mieszkał z nami i nic nie wskazywało na to, że miałby się wyprowadzić. W tym czasie koledzy Marka żenili się i zaczynały im się nawet rodzić dzieci, a on nic. Żadnej dziewczyny. Może jakaś tam była w liceum, ale nic na poważnie. Gryzło mnie to. Trudno było także z Markiem o tym rozmawiać. Zawsze był nieco skryty, a teraz, gdy wydoroślał, tym bardziej pilnował swojej prywatności. Nie żeby był odludkiem. Chodził na spotkania, zaczął grać z kolegami z pracy w siatkówkę dwa razy w tygodniu, ale nadal nie było żadnej kobiety. Wiedziałabym. Matka czuje takie rzeczy.

A jednak ktoś się pojawił w jego życiu...

W końcu jednak przy okazji jego urodzin wyszło na jaw, że ktoś pojawił się w życiu Marka. A wyszło przypadkiem.
– To co? Zapraszamy na sobotę babcię, ciotkę i kuzynkę Alę z mężem i dzieciakami? – chciałam ustalić przy kolacji termin urodzinowego przyjęcia. Marek kończył właśnie kanapkę.
– Wolałbym, mamo, gości w niedzielę, jeśli ci to nie przeszkadza – rzucił.
– Żaden problem, synku, ale dlaczego? – zdziwiłam się. – Zawsze wolałeś soboty...
– Jestem wtedy zajęty – odparł i nic więcej nie powiedział.
– On ma w sobotę spotkanie z dziewczyną i pewnie z nią chce świętować urodziny – wyjaśnił mi mąż w naszej sypialni tego samego wieczoru.
– Naprawdę? Skąd wiesz? Powiedział ci?
– Nie, ale słyszałem, jak z kimś rozmawia i jak umawia się na sobotę. Wymieniał ulubione składniki. Beza, owoce, bita śmietana...– Mąż prawie się oblizał. Od lat przygotowywałam taki tort trzy razy do roku: na jego, syna i moje urodziny. To była taka nasza bezowa rodzinna tradycja, a teraz Marek dopuścił do niej kogoś innego.
– Myślisz, że to coś poważnego? – zastanawiałam się.
– Nie wiem, kochanie, ale jeśli przekłada rodzinne spotkanie, widocznie to z dziewczyną jest dla niego ważniejsze, więc...
– Ma narzeczoną! – Zatarłam ręce.

Syn wydawał się szczęśliwy, ale o dziewczynie nie mówił

Marek w sobotę zniknął i wrócił prawdopodobnie późno w nocy. W każdym razie nie wyszedł ze swojego pokoju na śniadanie. Przyszedł później. Po południu przyjechała rodzina i świętowaliśmy. Liczyłam na to, że w kolejnych dniach dowiem się czegoś więcej, ale nie. Marek chodził do pracy, na treningi i znikał na weekendy. W domu zrobiło się jakoś pustawo.
– Trzeba się przyzwyczajać. Dopadł nas częściowy syndrom pustego gniazda – żartował mój mąż, ale mnie do śmiechu nie było. Widziałam, że syn jest szczęśliwy. Częściej się uśmiechał, jakoś tak promieniał, ale jego milczenie zaczęło mnie niepokoić. – Jak ci minął weekend? – zagajałam więc przy poniedziałkowych kolacjach, a Marek niezmiennie odpowiadał, że świetnie i tyle. Mnie zaś zżerała ciekawość...
– Czemu on nic mi nie mówi? – biadoliłam, aż w końcu mąż postanowił zainterweniować. To był weekend. Marek zapowiedział w piątek po południu, że wyjeżdża i z wyjazdu wróci w poniedziałek prosto do pracy. Zabrał więcej rzeczy i tyle go widziałam. Ostatnio zaczął nawet czasem przyjeżdżać samochodem. Nie swoim. Dziewczyny?
– Czyj to samochód? – spytałam.
– Pożyczyłem. Mamo, trochę mi się spieszy, muszę już lecieć – rzucił i poszedł.

A jeśli to nie jest dziewczyna, tylko chłopak...?

Siedzieliśmy z mężem w polarach na tarasie, popijając grzańca.
– Wiesz... – zaczął ostrożnie mój mąż. – Ty tak ciągle go wypytujesz, a na świecie teraz jest inaczej. W pierwszej chwili nie zrozumiałam.
– Ale co jest inaczej?
– No, inaczej.
– W jakim sensie? Mów po ludzku, bo nic nie rozumiem.
– A jak to nie jest dziewczyna?
– W takim razie kto... Aha! – nagle zaskoczyłam. – Tak myślisz? No... ale w niczym mi to nie przeszkadza.
Też tak myślę. Ale czy nasz syn o tym wie? To pytanie męża mnie zastanowiło. No właśnie. Czy Marek wie, że ma naszą akceptację, kogokolwiek wybierze? Nie wie. Ogarnęła mnie czułość do mojego dorosłego dziecka. Muszę mu o tym powiedzieć. Nie zniosę dłużej ani chwili, w której syn miałby się czuć nieakceptowany. Jest moim dzieckiem i może sobie kochać, kogo zechce!

Czekałam na dobry moment, żeby porozmawiać

Pomyśleć to jedno, ale porozmawiać z dorosłym facetem na taki... delikatny temat? Zupełnie co innego. Chodziłam wokół Marka jak pies wokół kija, cały czas zastanawiając się, od czego zacząć. I ciągle brakowało mi odwagi... Mój syn jest inteligentny. Dał mi się tak pomęczyć półtora tygodnia, po czym sam zapytał, o co mi chodzi.
– Mamo, widzę, że cię coś dręczy.
– Tak jakby – przyznałam. – Ale pamiętaj, że wszystko możesz mi powiedzieć.
– Wiem. I myślę, że przyszła właściwa pora. No wiesz, ja też musiałem się upewnić, że jestem gotowy do takiej rozmowy. I pewny swojej decyzji.
Aż się spociłam.
– Cokolwiek postanowiłeś... – bąknęłam.
– Mamo, myślę, że spotkałem wreszcie osobę, która jest dla mnie stworzona. Jestem zakochany. Tak. Ale sprawa jest trochę... skomplikowana. Tylko mi nie przerywaj, proszę... Poznałem Baśkę w pracy. Ma trzydzieści pięć lat i dwójkę dzieci – wyrzucił z siebie na jednym oddechu. – Tak, wiem, jest ode mnie starsza, ale świetnie się dogadujemy, kochamy, a jej bliźniaki mnie akceptują i lubią. Z wzajemnością. Chciałbym być ich ojczymem, bo własny ojciec je zostawił. Patrzyłam na niego osłupiała.

Baśka? Znacznie starsza? Dwójka dzieci?

– Czy to dla ciebie jakiś problem, mamo? Ocknęłam się.
– Nie, ależ... Mareczku, rzeczywiście, jestem trochę zaskoczona, ale też cieszę się i... Basia... może przyszłaby do nas w niedzielę na obiad. Z dziećmi?
– To dwie dziewczynki.
– Z dziewczynkami. Eee. Jak mają na imię? – Kasia i Magda.
Basia, Kasia i Magda. Mój syn nie dość, że miał już wybraną przyszłą żonę, to nawet miał i córki.
– Nie wiem, co powiedzieć – przyznałam, a Marek lekko się uśmiechnął.
– To chyba pierwszy raz w życiu ci się zdarza, mamo kochana. Ale niczym się nie martw. Wszystko będzie dobrze. A jeśli chodzi ci o podejrzenie, czy jestem gejem, to nie, nie jestem. Ale Szymon jest.
– Twój kolega z liceum?
– Aha. Będzie na ślubie. Jego rodzina nie jest tak wyrozumiała jak ty i tata.
– Bardzo mi przykro.
– I się już nie martw, dobra?
– Jasne. Najważniejsze, że jesteś szczęśliwy – powiedziałam prawie ze łzami w oczach.

Ten nasz chłopak wszystko robił po swojemu

Zaniosłam wieść mężowi na taras. Podał mi kubek z herbatą.
– Ma nasz syn rozmach – przyznał. – Jeszcze się nie ożenił, a już jesteśmy babcią i dziadkiem.
Babciochą i dziadczymem?
– Też nieźle brzmi – zachichotał.
Trąciliśmy się kubkami. Marek i Basia szykują się do ślubu. Cywilnego. Szymon będzie Marka świadkiem. Kasia i Magda okazały się uroczymi dziewczynkami. Jeszcze do mnie nie mówią „babciu”, ale pracujemy nad tym. A ja widzę, jaki szczęśliwy jest mój syn, tworząc tę rodzinę. I też jestem szczęśliwa. 

Czytaj więcej