"Moja córka wróciła z wakacji zakochana. Niestety, szybko okazało się, że to nieszczęśliwa miłość, bo chłopak przestał odpowiadać na jej wiadomości. Ale pojawił się większy problem. Po kilku tygodniach Daria zaczęła się źle czuć. Była osłabiona, blada, bolały ją stawy. Gdy wyznała mi z płaczem, że jest ciężko chora, nogi się pode mną ugięły..." Anna, 42 lata
Daria, moja 18-letnia córka, na początku wakacji była u mojej siostry na Mazurach. Wróciła szczęśliwa, opalona i roześmiana.
– Oho! Widzę, że się dobrze bawiłaś – ucieszyłam się.
– Cudownie! Poznałam wspaniałego chłopaka. Nazywa się Marek, studiuje na uniwerku w Olsztynie i… nic więcej wam nie powiem – paplała, uśmiechając się tajemniczo.
Wkrótce okazało się, że to ktoś więcej niż kolega. Nasza córka była zakochana. W dodatku nieszczęśliwie, bo ten jej Marek się do końca wakacji nie odezwał, nie odbierał od niej telefonów.
– Mam nadzieję, że to tylko jakiś problem z zasięgiem – wzdychała ze łzami w oczach, a ja czekałam, aż jej minie to młodzieńcze zauroczenie.
Niestety córki zamiast minąć, nasiliły się. Daria stawała się coraz bardziej osowiała, schudła. Któregoś dnia jej wygląd mnie przeraził. Miała podkrążone oczy, była blada. Domyślałam się, co jest tego przyczyną.
– Nie ten, to inny – pocieszałam.
– Nie chcę słyszeć o tym dupku! – naburmuszyła się. – Jestem po prostu chora… – wzruszyła ramionami.
– Co ci jest? – zaniepokoiłam się.
– Bolą mnie stawy, drapie w gardle, złapałam grypę czy coś – stwierdziła.
– No to się połóż, zaparzę ci herbatki malinowej, zrobię syrop z cebuli i za kilka dni ci przejdzie – powiedziałam. Rzeczywiście wkrótce poczuła się trochę lepiej. Ale nadal narzekała, że nie ma na nic siły. Pojawiły się cienie pod oczami, mało jadła i dużo spała.
– Daria… a może ty… jesteś w ciąży?! – przestraszyłam się nie na żarty.
– No wiesz? – zaczerwieniła się. – To w moim przypadku niemożliwe… – bąknęła, a ja już nie drążyłam tematu.
– Martwię się o nią – żaliłam się mężowi. – Kiedyś taka energiczna, wysportowana, wesoła, a teraz? Zupełnie inna dziewczyna – wzdychałam.
– Pewnie przez to, że ten Marek się nie odzywa – stwierdził Krzysztof. – Dziewczyna przeżywa, jakby to był koniec świata, pogadaj z nią po babsku i tyle – radził.
– To raczej nie to. Chyba go odpuściła… – powiedziałam bez przekonania i poszłam do pokoju córki.
– Córeczko, co ci jest? Ja się martwię o ciebie, powiedz mi, naprawdę źle się czujesz? – dopytywałam się. – Może to z nerwów? Może to przez tego Marka? Daria popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że aż mnie w sercu coś zabolało. Kiedyś w lesie znalazłam sarnę we wnyku i ona też wtedy tak błagalnie, a zarazem ze strachem na mnie spojrzała, jak córka…
– Mamusiu, ja jestem ciężko chora! – szepnęła przerażona i rozpłakała się. Poczułam, że nogi mam jak z waty, a serce zaczęło mi łomotać. Przytuliłam ją, a ona przylgnęła do mnie całym ciałem. Szlochała i trzęsła się.
– Darusiu, kochanie, o czym ty mówisz? Na co jesteś chora? Byłaś u lekarza? – pytałam. Pokręciła przecząco głową.
– Lepiej, żebyś nie wiedziała, mamo, bo się będziesz brzydziła, a ojciec to pewnie z domu mnie wygoni! – powiedziała, łkając.
– Dziecko! Nawet tak nie myśl! Bez względu na to, co się stało, nie zostawimy cię samej z problemem! – zapewniałam ją i coraz bardziej się bałam.
– Jesteś w ciąży, tak? A Marek się wyparł? – spytałam.
– Nie mamo, jest znacznie gorzej, wpisałam moje dolegliwości w przeglądarkę i wyświetliło, że to pierwsze objawy zarażenia HIV – wyznała i znów się rozpłakała na cały głos.
– O mój Boże! To niemożliwe! Może to jakaś pomyłka! Byłaś u lekarza? Robiłaś test? – pytałam zszokowana. Daria pokręciła głową.
– No to skąd wiesz, że to HIV?! Sama sobie postawiłaś diagnozę po tym, co przeczytałaś w internecie?! – wkurzyłam się na nią.
– Mamo, ja naprawdę mam wszystkie objawy, a Marek… on miał tatuaże, kolczyki, no i dużo dziewczyn, wiem od znajomych, że byłam jedną z wielu naiwnych… – wyznała, ocierając łzy.
– A mówiłaś wcześniej, że nic między wami nie było! – denerwowałam się. – Miałam cię za rozsądną dziewczynę. A ty… Taka jesteś dorosła? A gdzie odpowiedzialność? – miałam do niej żal.
– Myślałam, że mnie kocha – zaczęła łkać. – Tak mówił…
– Nie ma co płakać – powiedziałam surowo. – Co się stało, to się nie odstanie. Ale nie denerwuj się na zapas. Jutro z rana pójdziemy zrobić test. Sprawdzę w internecie, w którym laboratorium można go wykonać.
– Dziękuję! Nie mów nic tacie, dobrze? – poprosiła.
– Dobrze… – westchnęłam ciężko.
Poszłam więc z Darią na badania. Na szczęście okazało się, że nie potrzeba do tego skierowania. Wynik dostałyśmy po trzech dniach. Był negatywny! Daria ze szczęścia rzuciła mi się w ramiona.
– No widzisz, a tyle strachu się najadłaś i ja razem z tobą! – powiedziałam, tuląc ją do siebie.
– Nigdy więcej nie zrobię takiej głupoty – obiecała i w oczach stanęły jej łzy.
– Ale i tak musimy iść do przychodni. Przecież ciągle się źle czujesz, coś jest nie tak – poczułam w okolicy serca nieprzyjemne ukłucie strachu. Przecież było tyle innych strasznych chorób…
Jeszcze tego samego dnia poszłam z Darią do lekarza. Wypytał ją o wszystkie objawy i dokładnie zbadał.
– A czy nie złapałaś przypadkiem w wakacje kleszcza? – zapytał córkę.
– Nie przypominam sobie – zmarszczyła brwi. – Ale coś mnie ugryzło. Swędziało, a na brzuchu pojawiło się czerwone koło, ale potem zniknęło…
– Czy to mogło być coś takiego? – spytał lekarz, pokazując jakieś zdjęcie w komputerze, a Daria potwierdziła.
– To tak zwany rumień wędrujący. Charakterystyczny objaw boreliozy.
– O Boże! – jęknęłam.
– Proszę się nie przejmować. Boreliozę da się wyleczyć… Antybiotyki powinny przynieść dobry efekt.
Wracałyśmy od lekarza z receptą na antybiotyk i ulgą na twarzach.
– Widzisz, jaką masz pamiątkę z wakacji? – zaśmiałam się. – Dobrze, że tylko taką – potarmosiłam Darii czuprynę.
W tym roku, po dobrze zdanej maturze, też pojechała na Mazury. Myślę, że teraz będzie rozsądniejsza...