"Córka śmiertelnie się na mnie obraziła. Nie może mi wybaczyć, bo raz czy dwa nazwałam jej męża murzynem, a ja naprawdę nie wiedziałam, gdzie podziać oczy, gdy po roku studiów przywiozła go do naszego domu! Dzisiaj mieszkają w Rotterdamie, mają córeczkę, a ja widziałam ją tylko na zdjęciu..." Celina, 52 lata
Córka zablokowała mnie w mediach społecznościowych, nie odbiera moich telefonów i nie odpisuje na moje SMS-y. Nie wzruszyła ją nawet wiadomość, jak dwa lata temu zaraziłam się covid. Nie rozumiem jej bezduszności. To moje jedyne dziecko. Latami uważała mnie za najbliższą osobę, ale zmieniła się po poznaniu Jackoba.
Nikola jest taka słodziutka, ma oliwkową karnację, więc nawet nie przypomina swojego ojca, który pochodzi z Ghany. Widziałam ją na zdjęciu, które córka wysłała babci. Gdyby nie moja mama, nie wiedziałabym nawet, że przeprowadziła się z Londynu do Rotterdamu i wróciła do pracy. Musi być jej ciężko rozstawać się z dwuletnim dzieckiem. Mogłabym jej pomóc i zająć się małą. Zniosłabym nawet obecność Jackoba, tyle że córka nie chce mnie w swoim życiu. Nazwała mnie rasistką, bo raz czy dwa nazwałam jej męża murzynem, a ja nie wiedziałam, gdzie podziać oczy, gdy po roku studiów przywiozła go do naszego domu. Oburzyła się, kiedy zapytałam ją, czy naprawdę na politechnice nie było nikogo lepszego, żadnego Polaka? Podobno nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa, ale co 24-latka może wiedzieć o szczęściu?
Sądziłam, że moja córka szybko zmądrzeje, a ona zapragnęła ślubu. Uniosła się honorem i poinformowała nas tylko o weselu. Nie chciała naszych pieniędzy ani pomocy w organizacji. Uznała, że za wszystko zapłacą sami z przyszłym mężem, wziętym informatykiem. Tak samo dowiedzieliśmy się o jej wyjeździe do Anglii, gdzie Jackob dostał kontrakt. Załamałam się, bo nie tak miało wyglądać życie mojej córki. Latami opowiadała o nauczycielskiej pasji, chciała uczyć dzieci w naszym liceum, poznać jakiegoś dobrego człowieka i zamieszkać, w którymś ze ślicznych domków na przedmieściach. A teraz wszystko to okazało się nieprawdą. Zaskoczona zareagowałam na jej wyjazd złością i powiedziałam o kilka słów za dużo. Zarzuciłam zięciowi mącenie w mojej rodzinie i dziwaczne pochodzenie, a to wystarczyło, żebym więcej nie zobaczyła mojego dziecka.
Mijają cztery lata, odkąd znam jej życie tylko z opowieści innych. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczy, ale może przeczyta ten artykuł i przypomni sobie o matce. Nie ma dnia, żebym nie żałowała swoich słów. Myliłam się, dałam się ponieść emocjom i rozpaczy przed utratą dziecka. Wiem, że Jackob troszczy się o rodzinę. Gdyby nie jego kolor skóry, pewnie polubiłabym go. Ale z miłości do córki i wnuczki jestem w stanie zaakceptować zięcia, bo tylko nadzieja na ponowne spotkanie z dziewczynami trzyma mnie jeszcze przy życiu. Źle oceniłam męża córki, zachowałam się wstrętnie. Nie wiem, co zrobić, by odbudować kontakt, byśmy mogli być rodziną.