„Od wybryków syna rozrywało mi skronie. Myślał, że może wszystko. Przeliczył się...”
Fot. 123 RF

„Od wybryków syna rozrywało mi skronie. Myślał, że może wszystko. Przeliczył się...”

„Całą drogę zastanawiałam się, jak przeprowadzić rozmowę z synem. Jedno wiedziałam na pewno: tym razem mu nie odpuszczę. Zawiódł moje zaufanie i to na całej linii. Od zawsze go usprawiedliwiałam i nikomu nie wyszło to na dobre.” Dominika, 50 lat

W pokoju syna ponownie zadzwonił budzik. Kończyłam poranną kawę, spieszyłam się do pracy, ale teraz zatrzymałam się pod drzwiami i nasłuchiwałam. Nic, żadnego szmeru. Bałam się, że spóźni się do pracy, więc zapukałam.

– Bartek, wstawaj! – zawołałam. Nie odezwał się, więc nacisnęłam klamkę. – Twój budzik dzwoni już kolejny raz... – nie dokończyłam, spojrzałam na syna i przestraszyłam się. Wyglądał jakby nie spał od kilku nocy. Nie miałam jednak czasu na pytania. – Spotkamy się wieczorem. Chyba musimy pogadać... 

Bartek milczał. Złapałam swoją torbę i wybiegłam, musiałam zdążyć na tramwaj. Dopiero od miesiąca jeździłam środkami komunikacji i jeszcze do końca nie przyzwyczaiłam się, że powinnam wyjść o ściśle określonej porze. Swój samochód pożyczyłam synowi. Miał obecnie dwa etaty, w dwóch różnych końcach miasta, byłoby mu trudno się przemieszczać. Do południa pracował w szkole, gdzie uczył niemieckiego. Później prowadził kursy językowe. 

Niczego od niego nie wymagałam...

Odkąd rok temu rozwiódł się, zamieszkał ze mną. Nie ukrywam, że właściwie to cieszyłam się, że przynajmniej spędzę z nim więcej czasu. Kiedy poślubił Jolkę, nasz kontakt stał się sporadyczny. Nie przepadałyśmy z synową za sobą. Nie dbała o mojego syna, w dodatku cały czas na niego narzekała. Wiele razy musiałam stawać w jego obronie. Miałam wyrzuty sumienia, że w dzieciństwie nie zawsze tak było. Mój były mąż, a ojciec Bartka, nałogowo pił. Porzucił nas gdy syn miał pięć lat. Zniknął po prostu któregoś dnia. Kiedy wróciłam z pracy, jego już nie było. Zostawił tylko list... Musiałam wychowywać Bartka sama i w dodatku zapracować na naszą dwójkę, bo były mąż nie płacił nawet alimentów. Starałam się by Bartek nie odczuł zbyt dotkliwie braku ojca, chciałam dać mu jak najwięcej. Przy tym niczego od niego nie wymagałam...

Problemy pojawiły się w szkole średniej. Bartek miał słomiany zapał – wszystko zaczynał, niczego nie kończył. Trzy razy zmienialiśmy szkołę. Tak bardzo chciałam, by było mu dobrze. Zawsze stałam po stronie syna, zwłaszcza wtedy, kiedy inni go krytykowali. Przodował w tym mój brat, który uważał, że Bartek jest leniwy i nieodpowiedzialny. W dodatku uważał, że w dużej mierze to moja wina, bo nie pozwalam mu ponosić konsekwencji swoich wyborów... Tylko co on mógł wiedzieć o moim synu? Niedzielny wujek! Musiałam jednak przyznać, że czasem starał się jakoś pomóc temu mojemu jedynakowi. To on, kiedy Bartek ukończył szkołę, załatwił mu pracę w Niemczech, w warsztacie samochodowym. Pamiętam, jaka byłam wtedy szczęśliwa. Miałam nadzieję, że w końcu trochę poprawi nam się finansowo, a Bartek zdobędzie konkretny fach.

Moja radość nie trwała jednak długo. Wkrótce okazało się, że nie dość, że syn nie zaoszczędził żadnych pieniędzy, to zaciągnął jeszcze pożyczki, które ja musiałam spłacić. W sumie, nie był temu winien. Biedaczek, wszedł w spółkę z nieuczciwym wspólnikiem. Mieli sprowadzać używane samochody i je naprawiać. Niestety, został oszukany. Musiałam mu jakoś pomóc. Kiedy poprosiłam brata o pożyczkę, by spłacić dług syna, Antek odmówił. Byłam wtedy strasznie rozgoryczona. Od tamtej pory nasze relacje się ochłodziły. Potrzebną sumę pożyczyła mi wtedy koleżanka. Wyjazd i tak przyniósł korzyści. Bartek podszkolił język i po powrocie, za drugim podejściem, dostał się na germanistykę. Byłam z niego taka dumna! Wiedziałam, że jeszcze wszystkim pokaże, na co go stać.

Myślałam, że w końcu uśmiechnął się do niego los

Kiedy rok po studiach ożenił się, myślałam, że w końcu uśmiechnął się do niego los. Marzyłam o tym, by syn zbudował dom, jakiego sam nie miał. Niestety, dobra passa trwała zaledwie rok – tyle trwało jego małżeństwo. Po rozwodzie Bartek przeprowadził się do mnie, a ja obiecałam sobie, że nie pozwolę ponownie go skrzywdzić. Czasem odnosiłam wrażenie, że to ja przejmowałam się jego losem bardziej niż on sam. To wysysało ze mnie całą życiową energię, zaczęłam chorować. Na szczęście w moim otoczeniu miałam parę życzliwych nam osób, które wiedziały, jak mi trudno i czasem oferowały konkretną pomoc. Do takich osób należała moja przyjaciółka, Maria. To dzięki jej córce mój syn dostał pracę. Asia powiadomiła mnie, że w jej szkole zwalnia się etat germanisty i poręczyła za Bartka.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Asia. „O Boże, coś z Bartkiem”, pomyślałam od razu. 

– Dzień dobry, Asiu, coś się stało? – spytałam drżącym głosem.

– Dzień dobry, właściwie o to samo chciałam zapytać panią. Bartek nie pojawił się w pracy od trzech dni. Nie dzwoni, nie odbiera też telefonów. Nikt nie wie, co się z nim dzieje. Poprosili mnie, żebym sprawdziła, więc... – dziewczyna przerwała. – Pani Dominiko, jest jeszcze jedna sprawa...Trochę niezręcznie mi o tym mówić, ale... Bartek pozbierał od dzieci pieniądze na wycieczkę i nie wpłacił zaliczki. Dzwonił organizator, sprawa jest pilna. Dyrektorka się wścieka...

Zrobiło mi się gorąco.

– Asiu, poczekaj, wysiądę tylko z tramwaju i zaraz do ciebie oddzwonię.

„Boże, co ja mam jej powiedzieć”, myślałam gorączkowo, gdy tylko się rozłączyłam. Przecież tak naprawdę, nie wiedziałam, o co chodzi. Czemu Bartek nie pojawiał się w szkole?

Wysiadłam na najbliższym przystanku i oddzwoniłam do Asi. Obiecałam jej, że pieniądze, które zebrał Bartek, przekażę jeszcze dziś. Chciałam dodać, że jest chory, ale nie zrobiłam tego. Intuicyjnie czułam, że nie powinnam. Zakończyłam rozmowę i poczułam, że rozrywa mi skronie. Głowę oparłam o szybę wiaty tramwajowej. Dopiero teraz zauważyłam, że pada deszcz. Poczułam bezsilność, a zaraz potem straszną złość. Zastanawiałam się, w co znowu wplątał się mój syn? 

Zerknęłam na zegarek. Byłam już spóźniona do pracy. Postanowiłam więc zadzwonić i poprosić o urlop. Drżącymi dłońmi wybrałam numer. Na szczęście szefowa zgodziła się bez problemu. 

Postanowiłam czym prędzej wrócić do domu. Od mojego wyjścia minęło zaledwie trzydzieści minut. „Jeśli się pospieszę, powinnam go jeszcze zastać”, pomyślałam.

Nie chciałam tracić czasu, dlatego zamiast tramwaju, wybrałam taksówkę. Całą drogę zastanawiałam się, jak przeprowadzić rozmowę z synem. Jedno wiedziałam na pewno: tym razem mu nie odpuszczę. Zawiódł moje zaufanie i to na całej linii. Od zawsze go usprawiedliwiałam i nikomu nie wyszło to na dobre. Jak to możliwe, że zdefraudował nawet pieniądze dzieci? Z drugiej strony serce matki podpowiadało mi, że musiało się coś stać. Bartek pewnie bardzo potrzebował tej gotówki, tylko na co? 

Wyprowadził mnie z równowagi...

Schody prowadzące do mieszkania, pokonałam w minutę. Otworzyłam kluczem drzwi. Bartek jeszcze był, rozmawiał z kimś przez telefon. Był w super humorze, głośno się śmiał, nawet nie zorientował się, że ktoś jest w mieszkaniu. Przystanęłam i nasłuchiwałam.

Oczywiście, że będę, muszę się odegrać za wczoraj. Czuję, że to będzie mój dzień! – śmiał się. – Mam jeszcze trochę tej kasy, którą dzieciaki wpłaciły na wycieczkę. To będzie wycieczka, tylko nie ich, a moja – dodał kpiąco. – Jak mi się nie poszczęści, powiem matce, że mnie okradli. Kto jak kto, ale ona zawsze się nade mną ulituje.

Poczułam, że brakuje mi powietrza. Jak bardzo nie znałam mojego syna, jak bezkrytycznie mu wierzyłam. Ciekawe, który raz zamierzał mnie okłamać... Mój brat miał rację – nie pozwoliłam Bartkowi dorosnąć. To moja nadopiekuńczość doprowadziła do takiej sytuacji. 

Bartek skończył rozmowę. Kiedy stanęłam przed nim jak zjawa, oniemiał.

– Wszystko słyszałam. Nie musisz już wymyślać żadnych bajeczek. Natychmiast oddaj mi to, czego jeszcze nie przegrałeś. Tym bardziej, że to nie twoje pieniądze. Dzwoniła Asia, dyrektorka jest wściekła, nie wpłaciłeś zaliczki, wycieczka przepadnie – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością światła. – Zawiodłeś kolejny raz, co gorsza, tym razem wplątałeś w to Asię i mnie. 

Byłam naprawdę wściekła. Bartek chyba po raz pierwszy widział mnie w takim stanie. Bez słowa podał mi zwitek banknotów 

– Ile brakuje? – spytałam.

– Mamuś wszystko ci wytłumaczę... Poszedłem wczoraj na automaty. Dobrze mi szło... Dziś wygram te pięćset złotych i jutro wpłacę całą kwotę. Rozumiesz, nie mogłem pojawić się w szkole dopóki nie uzbieram tych pieniędzy..

– Nie, nie rozumiem – przerwałam mu. – Trzeba było nie grać za cudze. Dołożę te pięćset złotych. To znaczy, pożyczę ci na razie, a ty pojawisz się w szkole i to zaraz. Zawiozę cię tam moim samochodem, jeśli chcesz. Bo od dziś ja nim jeżdżę, ty przesiądziesz się do tramwaju. Tym bardziej, że po tej historii nie wiem, czy będą chcieli z tobą jeszcze współpracować. Chyba, że wymyślisz jakąś przekonującą bajeczkę, jesteś w tym dobry – rzuciłam z przekąsem. – Teraz musisz wypić piwo, które nawarzyłeś sobie i mnie. 

Bartek milczał. 

Tym razem jednak nie było mi go szkoda. W końcu do mnie dotarło, że jest dorosły i musi ponosić konsekwencje swoich czynów.

 

Czytaj więcej