"Mojej matce nie podobał się żaden mój chłopak. Dziś wiem, że to jej problem..."
Według mojej matki wszyscy mężczyźni z którymi się spotykałam, to życiowi nieudacznicy.
Fot. 123 RF

"Mojej matce nie podobał się żaden mój chłopak. Dziś wiem, że to jej problem..."

"Spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale żaden z nich się nie podobał mojej matce. Ciągle wytykała ich braki i mówiła, że stać mnie na kogoś lepszego. W końcu zostałam sama. Myślałam, że już zawsze tak będzie Uratowała mnie terapia i... nowa miłość" Renata, 36 lat

Plakat był niepozorny, wisiał na drewnianym ogrodzeniu budowy. Czekając na tramwaj, przeczytałam zdanie napisane największą czcionką: „Życie jest przecież piękne!”. Tłukło mi się to po głowie przez cały dzień. „Bez sensu”, myślałam rozgoryczona. „Życie przecież wcale nie jest piękne. Jest nudne i monotonne. W każdym razie moje życie.”
Kiedy po pracy wysiadłam na moim przystanku, znowu dostrzegłam na murze ten sam plakat. „Życie jest przecież piękne! Nawet jeśli o tym zapomniałeś”, przeczytałam. „Jeśli nie umiesz dostrzec urody życia, wpadnij do nas”, było napisane poniżej. Podano adres i godziny spotkań dla uczestników warsztatów psychologicznych. Zaśmiałam się cicho i poszłam do domu.

Od razu zwróciłam na niego uwagę

Mama czekała na mnie z obiadem. A jednak nie mogłam przestać myśleć o tych warsztatach i w końcu w czwartek o osiemnastej poszłam pod wskazany adres. W dużej sali siedziało osiem osób. Przestraszyłam się i chciałam się wycofać, ale zatrzymały mnie słowa:
– ...i nie wiem, po co rano wstaję. Czuję, że w jakiś sposób jestem inny od reszty ludzi. Jakbym tylko ich obserwował. Codziennie widzę, że inni ludzie żyją, mają jakieś problemy, dokonują wyborów. A ja tylko podglądam ich życie.
Poczułam się tak, jakby ktoś opowiadał o mnie. Mówił o tym, co czułam. Odwróciłam się i przyjrzałam mężczyźnie, który zabrał głos. Był wysoki i lekko zgarbiony. Miał na sobie szary garnitur, wyglądał jak jakiś księgowy albo prawnik. Jego włosy miały taki sam szary odcień jak garnitur. Weszłam do sali.
– Przyszła pani na warsztaty? – spytała prowadząca, a kiedy kiwnęłam głową, wskazała krzesło stojące obok niej.
– Proszę usiąść i opowiedzieć nam o sobie. Usiadłam i rozejrzałam się. Wszyscy patrzyli na mnie. – Mam na imię Renata, jestem urzędniczką – przedstawiłam się. – Nie jestem mężatką i nie mam dzieci. Mieszkam z mamą...
– Co panią zainteresowało w naszych warsztatach? – uśmiechnęła się do mnie prowadząca. – Dlaczego pani do nas przyszła?
– Chyba... chciałabym w końcu dostrzec urodę mojego życia – westchnęłam. – Bo ja sama zazwyczaj czuję się tak... Jak pan to wcześniej opisywał... – skinęłam w stronę Szarego.
Nagle nasze spojrzenia spotkały się, a mężczyzna spojrzał na mnie ciepło.
– Jakby to całe zamieszanie mnie nie dotyczyło. No i wciąż wracam do przeszłości... Żałuję... – dukałam. – Żałuję, że dokonałam swego czasu złych wyborów. Chciałabym cofnąć czas.
– Mam na imię Marek – powiedział Szary, a ja zauważyłam, że jego oczy wcale nie są szare, lecz zielone jak wiosenna trawa. – Jestem historykiem. Jestem rozwiedziony i mieszkam z kotem.
– Anka – przedstawiła się jakaś kobieta. – Na co dzień zajmuję się domem. A jestem ekonomistką...

Czuliśmy to samo

Wszyscy po kolei się przedstawili. Okazało się, że chociaż cała nasza dziewiątka znajdowała się w zupełnie innej sytuacji życiowej, to jedno nas łączyło: wszyscy uważaliśmy, że nasze życie jest bez sensu.
– A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mi to się już nawet nie chce starać, żeby było inaczej – podsumowała ruda Anka. – Przyszłaś tu – zwróciła uwagę Basia, prowadząca. – To znak, że jednak wciąż się starasz – zawiesiła głos na chwilę, a potem klasnęła w dłonie. – Pora na kawę. Grupa ruszyła do małej kuchenki. Zauważyłam, że Marek został w sali. Stał przy oknie. Wyglądał na smutnego. Poczułam, że powinnam wyrwać go z tego stanu.
– Gdzie się płaci za warsztaty? – spytałam go. Marek zaczął mi opowiadać o formalnościach i znów się rozluźnił. Był najwyraźniej nieśmiały, ale równocześnie bardzo otwarty i szczery. Basia i pozostałe osoby wróciły z kawą i zaczęliśmy rozmawiać. I znów zaskoczyło mnie to, o czym opowiadał Marek. „Jak to możliwe, żeby mężczyzna czuł się tak jak ja?”, zastanawiałam się. Wracając do domu, pomyślałam, że miło będzie spotkać się z tymi ludźmi w poniedziałek. I jeszcze byłam ciekawa, co też Marek opowie ciekawego...

Spotkanie w supermarkecie

Okazało się jednak, że na spotkanie z Markiem nie muszę czekać aż do poniedziałku. Spotkałam go nazajutrz na zakupach w supermarkecie. Stał przy regale z kawą i wyglądał na bardzo zamyślonego.
– Hej! – zawołałam jak jakaś nastolatka. – Mieszkasz gdzieś w pobliżu?
– Hej! – uśmiechnął się szeroko. – Mieszkam daleko stąd, ale w tym sklepie, który jest najbliżej domu, spotykam moją byłą żonę – wyjaśnił. – Staram się tam nie chodzić.
– Rozumiem, że nie był to przyjacielski rozwód – zażartowałam.
– Był przyjacielski – uśmiechnął się smutno. – Nie mieliśmy dzieci ani wspólnego majątku, więc nie było się o co kłócić. Tylko wiesz... Czuję się ostatnio taki samotny, że tęsknię nawet za moją byłą żoną. Zapominam, że z nią byłem jeszcze bardziej samotny. Zapragnęłam nagle objąć go albo chociaż pogłaskać po policzku, ale... przecież nie znaliśmy się dość dobrze na takie spoufalanie się.
– Chyba za bardzo się otworzyłem na tych warsztatach – podsumował przedłużające się milczenie Marek. – Ale wiesz, o czym myślałem po tym spotkaniu? Powiedziałaś, że żałujesz pewnych wyborów, których dokonałaś w przeszłości. Zastanawiałem się, czego żałujesz...
– To bardzo osobiste pytanie... Zaczął mnie przepraszać za wścibstwo, ale ja poczułam, że jednak chcę się przed nim otworzyć.
– Chodzi o to, że dotąd nie wyszłam za mąż – powiedziałam. – Nigdy nawet nie byłam zaręczona. Nie chodzi o to, że nie miałam okazji, bo spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale... Moja mama... Żaden z nich się jej nie podobał i ciągle wytykała ich braki. I jakoś zupełnie przestawali mi się podobać... Ciągle mówiła, że stać mnie na kogoś lepszego. No i masz... Jestem sama i żałuję, że nie miałam dość siły, żeby się jej przeciwstawić... – urwałam. Próbowałam powstrzymać łzy. Marek wyciągnął rękę i pogłaskał mnie delikatnie po ramieniu.

Bałam się reakcji matki

– Może skończymy robić zakupy i pójdziemy na spacer? – zapytał. Powinnam się nie zgodzić. Dochodziła już pierwsza. Powinnam wrócić do domu i pomagać mamie w sprzątaniu, a punktualnie o trzeciej usiąść do obiadu, jak w każdą sobotę. Ale bardzo chciałam iść na ten spacer! Więc poszłam... Na spacer, a potem na kawę. Kiedy Marek zatrzymał samochód pod moją bramą, dochodziła czwarta. Mama musiała być wściekła... – Zaniosę ci zakupy do mieszkania – zaproponował Marek. – Nie! – zaprotestowałam. – Dziękuję, ale... Nie chciałabym, żeby mama... – urwałam. Bo jak wytłumaczyć dorosłemu, normalnemu mężczyźnie, że boję się, jakie pytania może mu zadać moja mama... Marek spojrzał na mnie pytająco, lecz po chwili w jego oczach pojawiło się zrozumienie. Doniósł mi siatki do bramy.
– Gdzieś ty była?! Myślałam, że coś się stało! Obdzwoniłam wszystkich znajomych, a ty sobie wracasz jakby nigdy nic! – krzyczała mama.
– Przepraszam, wpadłam na dawną koleżankę i trochę się z nią zagadałam – kłamałam jak z nut. – Koleżankę, tak?! – mama była aż czerwona ze złości. – I to ta koleżanka cię właśnie odwiozła?
– Jej mąż – odparłam szybko. Mama się na mnie obraziła. W sumie trudno jej się było dziwić, przyzwyczaiłam ją do tego, że przestrzegam jej zasad. Ale tego dnia... Po prostu dałam się ponieść chwili.
SMS od Marka przyszedł, kiedy jadłam w kuchni odgrzany obiad. „Już dawno nie spędziłem tak udanego popołudnia, dziękuję”, napisał. „Ja też dawno nie bawiłam się tak dobrze”, odpisałam.

Marek stał się dla mnie ważny

W poniedziałek prawie biegłam na warsztaty. Wpadłam do sali z impetem i od razu podeszłam do Marka.
– Bałem się, że nie przyjdziesz – powiedział. – Że cię wystraszyłem i będziesz mnie teraz unikać. Wybierzemy się dziś na kolację?
– A ja się bałam, że już więcej nie będziesz się chciał spotykać ze mną poza zajęciami – wypaliłam. Tym razem uprzedziłam mamę, że wrócę później. Skłamałam, że muszę odwiedzić chorą Jolkę. Odtąd wychodziłam z Markiem co drugi dzień. Za każdym razem okłamywałam mamę. Ilość koleżanek, które oczekiwały mojej pomocy, gwałtownie wzrosła. Mama musiała się w końcu zorientować, o co chodzi... Dziwiłam się, że zajęło jej to aż dwa tygodnie.
– To dla Aśki się tak stroisz? – zapytała któregoś dnia, kiedy szykowałam się na spotkanie z Markiem. – Powiesz mi w końcu, z kim się spotykasz? Tak się go wstydzisz, że nie możesz go przedstawić matce?
– Nie przesadzaj, mamo! – zdenerwowałam się. – Chciałam najpierw się przekonać, czy to coś ważnego.
– A ja bym ci w tym przeszkodziła?
– Tak... – zawahałam się. – Zawsze mi w tym przeszkadzałaś. Żaden z chłopaków ci się nie podobał!
– Trudno mi się dziwić, prawda? Jeden był artystą z tłustymi włosami, drugiemu zależało tylko na posadzie w firmie ojca, a trzeci był od ciebie młodszy! – wyliczała mama szyderczo. – Naprawdę wolałabyś zostać żoną któregoś z tych twoich, pożal się Boże, adoratorów? I zmarnować sobie życie? Bardzo jestem ciekawa, jaką sierotę życiową sobie tym razem przygruchałaś – wypaliła złośliwie moja rodzicielka.
– Marek jest historykiem – powiedziałam spokojnie.
– I to taki wstyd, że nie możesz mi go przedstawić? – spytała kpiąco.
– Marek jest dla mnie ważny. Bardzo ważny. I tym razem jestem już dość dorosła, żeby się nie przejmować twoimi uwagami, więc nie mam nic przeciwko temu, żeby ci go przedstawić – powiedziałam.

To problem mojej mamy, nie mój

Mama wspomniała jeszcze o tym, że nie wiedziała, że zmarnowała mi życie, a ona przecież cały swój czasu mi poświęciła. A ja mam to w nosie, ale już jej nie słuchałam. Zadzwoniłam do Marka i poprosiłam go, żeby zamiast czekać na mnie pod kinem, przyszedł po mnie do domu.
– Chciałabym, żebyś poznał moją mamę – powiedziałam.
– Naprawdę? – zdziwił się. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Mogę przynieść jej kwiaty, czy to będzie przesada? – pytał przejęty. – Nie pomyśli, że jej się podlizuję?
– Nieważne, co pomyśli. Najważniejsze, że ja wiem, co myśleć!
– Dziękuję – szepnął.
Kiedy przyszedł, mama wprost rozpływała się w uprzejmościach. Ale ja ją dobrze znałam. Wiedziałam, że w myślach ocenia, ile kosztował garnitur Marka, że z politowaniem patrzy na jego krzywo przyciętą, szpakowatą czuprynę. Z pewnością uznała, że tulipany nie są odpowiednie dla sześćdziesięciolatki. Mogłam sobie wyobrazić, co później powie mi na ten temat. Mogłam, ale nie myślałam o tym, bo... Tym razem wiedziałam, że to nie jest ważne! Ważne było tylko to, że czekał mnie cudowny wieczór. A może nawet wiele takich wieczorów. A jeśli mamie się to nie podobało? Cóż... To już jej problem!

 

Czytaj więcej