"Byłam taka dumna ze swojej córki... A potem okazało się, że oszukiwała mnie przez całe lata!"
Fot. 123 RF

"Byłam taka dumna ze swojej córki... A potem okazało się, że oszukiwała mnie przez całe lata!"

"Marzyłam, że moja córka zdobędzie wykształcenie, dlatego byłam szczęśliwa, kiedy zaczęła studiować pedagogikę w Warszawie. Dziwiło mnie tylko, że o studiach mówi jakoś tak zdawkowo i bez entuzjazmu. Zaczęłam wyczuwać, że coś jest nie tak i odwiedziłam ją na stancji bez zapowiedzi. Wtedy poznałam prawdę. Zatkało mnie. Siedziałam na wprost mojej córki ze łzami w oczach i nie znajdowałam słów. Dlaczego mi nie powiedziała, dlaczego mi tak bardzo nie ufała? Nie wiem, czy ona mi wybaczy i czy ja wybaczę jej..."  Gabriela, 54 lata

Pochodzę z rodziny, w której nikt nie zdobył wyższego wykształcenia. Moja mama nie skończyła nawet zawodówki, ojciec nie zrobił matury. Na pewnym etapie życia zaczęli tego bardzo żałować, dlatego uparłam się, by skończyć uczelnię. I tak się stało! Marzyłam, aby moja córka poszła w moje ślady. Bardzo ucieszyłam się, kiedy podjęła studia pedagogiczne.

Byłam z niej taka dumna...

Wiktoria zawsze była wzorową uczennicą. Przynosiła świadectwa z paskiem, wygrywała nawet olimpiady. Ja sama całe życie pracowałam jako nauczycielka, dlatego w naszym domu panowało przekonanie, że nauka ma wielkie znaczenie, że kształtuje człowieka, określa jego przyszłość. Kiedy Wiktoria poszła do klasy maturalnej, nie rozmawiałyśmy o niczym innym, jak właśnie o studiach.
– Gdzie chciałabyś pójść na uczelnię? Co cię interesuje, kochanie? Myślałaś o tym? – dopytywałam.
– Waham się pomiędzy filologią angielską a pedagogiką – odpowiadała. – I chciałabym pojechać do Warszawy. Tam są najlepsze uczelnie, prawda?
Ja kończyłam uniwersytet w Katowicach, ale rozumiałam jej potrzebę. Sama też zawsze marzyłam o mieszkaniu w stolicy.
– Prawda. Śmiało, składaj tam papiery. Jestem pewna, że cię przyjmą z radością na każdy wydział!
Córka ucieszyła się, że ją wspieramy. Wraz z mężem mieliśmy odłożone pieniądze na to, aby pomóc jej opłacać wynajem pokoju w Warszawie. W końcu otrzymaliśmy upragnione wieści: Wiktoria dostała się na pedagogikę i już w lipcu wyjechała, bo udało jej się dostać pracę w restauracji. Chciała coś zarobić i jednocześnie poznać miasto.

Wyczuwałam, że coś jest nie tak...

Mieszkamy pod Częstochową, więc dojazd na miejsce nie stanowił problemu. Wiktoria obiecała, że będzie nas odwiedzać, a my zapowiedzieliśmy, że też przyjedziemy w któryś weekend, żeby pospacerować po Warszawie i przekonać się, jak jej się układa.
Minęło kilka miesięcy, rok akademicki się zaczął i pod koniec listopada zapowiedzieliśmy naszą wizytę. Kiedy rozmawiałam z Wiktorią przez telefon, nie okazywała wielkiego entuzjazmu. Wyczuwałam, że coś jest nie tak, ale uznałam, że nowe otoczenie i życie w wielkim mieście mogą ją nieco przytłaczać.
W trakcie naszej wizyty nie zauważyłam jednak, żeby była smutna albo spięta. Wynajęła mieszkanie z kilkoma studentami, którzy przywitali nas serdecznie i zaproponowali poczęstunek. Wpadliśmy tylko na chwilę, bo zatrzymaliśmy się w hotelu.
– I jak ci się podoba uczelnia? Radzisz sobie? Masz nowych przyjaciół?
– Jasne! Mamo, jest super. Tak, jak mówiłaś, studia to wielka przygoda.
– Prawda? Zobaczysz, jak skończysz taki kierunek, szybko znajdziesz pracę w zawodzie.
Uśmiechnęła się tylko, ale nic nie odpowiedziała.

O studiach mówiła zdawkowo

W ciągu kolejnych lat często pytałam Wiktorię o studia. Odpowiadała zdawkowo. Kiedy próbowałam ją pociągnąć za język, wycofywała się. Później oddzwaniała, przepraszała, mówiła, że ma dużo nauki, opowiadała o zajęciach i o praktykach. W końcu nadszedł rok magisterski.
– Kochanie, o czym będziesz pisać pracę? – zapytałam podekscytowana.
– Eee, jeszcze nie wiem, mamo. Ale chyba o wspieraniu rozwoju dziecka. Albo o promocji zdrowia. Jak ustalę z promotorem, to ci powiem.
Wspaniale. Jestem z ciebie taka dumna! – zawołałam.
– No tak, wiem, to dla mnie wiele znaczy – odparła córka.
– Czy możemy przyjechać na twoją obronę pracy magisterskiej?
– Co? – w głosie Wiktorii pojawiło się przerażenie. – To znaczy, nie bardzo, mamo. Mamy ze znajomymi plan, żeby potem iść coś zjeść, a na samą obronę i tak nie możecie wejść.
– Dobrze, już dobrze, wiem. Jesteś dorosła, prawie skończyłaś studia, mama i tata nie są ci potrzebni – zaśmiałam się.
– Nie o to chodzi. Będziemy świętować w domu, jak przyjadę. Razem.

Wiktoria obroniła się na piątkę. Tak nam powiedziała...

Gdy przyjechała w odwiedziny na weekend, powiedziała nam, że wspaniale jej poszło. Przygotowałam z tej okazji wspaniały obiad, do którego zasiedliśmy w rodzinnym gronie.
– Wysyłasz już może jakieś aplikacje? Szukasz pracy w zawodzie?
Wiktoria pokiwała głową, ale zauważyłam, że bez radości. Wydawało mi się dziwne, że nie cieszy się z obrony, zwłaszcza tak udanej.
– Wszystko w porządku? Jesteś smutna... Masz jakieś problemy? Coś się dzieje? – zapytałam zaniepokojona.
– Nie, wszystko gra. Jestem po prostu zmęczona. – Wiki wzruszyła ramionami.
– Nic dziwnego – odparłam. – Ciągle pracujesz dorywczo, pisałaś pracę, zdawałaś egzaminy. Powinnaś teraz zwolnić, odpocząć i znaleźć coś konkretnego.
– Może tak zrobię. Zobaczę...
Kiedy Wiktoria wróciła do Warszawy, czułam się zaniepokojona.
– Karol, może pojadę do niej? Zobaczę, co się dzieje?
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Ona teraz potrzebuje spokoju – mąż nie był przekonany.
Ja jednak czułam, że najlepiej będzie, jeżeli złożę jej wizytę bez zapowiedzi. Jeśli w życiu Wiktorii działo się coś złego, musiałam wiedzieć, co to takiego.

Pojechałam do mieszkania, które wynajmowała z przyjaciółmi

Podjechałam taksówką pod mieszkanie, które wynajmowała z przyjaciółmi przez pięć lat. Zapukałam do drzwi, ale otworzył mi jakiś obcy chłopak, bardzo młody.
– Dzień dobry. Czy zastałam może Wiktorię?
– Kogo? – zdziwił się.
– Wiktorię. Mieszka tu.
– Eee... – Chłopak podrapał się po głowie. – Nie znam nikogo takiego. Ale zawołam Tomka, on mieszka tu od zawsze, może coś będzie wiedział.
Tomasza poznałam od razu, na pewno był tu razem z Wiktorią podczas naszych odwiedzin.
– Wiki? Wiki tu nie mieszka od dawna. Pracuje teraz w takim nowym luksusowym hotelu. W samym centrum. Podam pani adres.
Nie rozumiałam, co się dzieje, ale posłusznie pojechałam we wskazane miejsce. Rzeczywiście, hotel prezentował się oszałamiająco. Ogromny, nowoczesny, pięknie urządzony.
Kiedy wkroczyłam do środka, od razu ją zobaczyłam. Moja córka stała z kimś w holu, wyraźnie wydawała dyspozycje.
– Wiktoria? – wykrztusiłam. – Co się dzieje? Pracujesz tutaj?
Na mój widok córka wybałuszyła oczy i przygryzła wargę.
– Mamo, chodźmy do restauracji, nie rozmawiajmy tutaj.
Była wyraźnie zdenerwowana, ale kiedy podniosła wzrok, wyglądała na zdeterminowaną.
– Skoro już tu jesteś, to dobrze. Powiem ci od razu wszystko.

I wtedy poznałam prawdę

Mamo, jestem tu menadżerem. Dostałam tę pracę, bo przez pięć lat dawałam się poznać jako bardzo dobry pracownik.
– Nie rozumiem... O czym ty mówisz? Pracowałaś jako kelnerka, dorywczo.
– Nie. Ja... Nigdy nie podjęłam studiów.
– Jak to?! – Podskoczyłam na krzesełku.
Tuż po maturze znalazłam ofertę stażu w hotelu. Skorzystałam z niej, bo wcale nie chciałam zaczynać nauki. Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz, więc trzymałam to w tajemnicy. Chciałam ci powiedzieć później, ale ciągle pytałaś wyłącznie o uczelnię. Nie o chłopaka, pracę, moje marzenia, ale o studia i karierę przyszłego pedagoga – na chwilę zawiesiła głos i popatrzyła na mnie smutno. – Wiedziałam, że to dla ciebie powód do dumy. I nawet chciałam zacząć studiować, ale tak się złożyło, że trafiłam na świetnego menadżera w hotelu, jednego z najlepszych w Europie. Dostrzegł we mnie potencjał i dosłownie wrzucił w wir pracy. Nie pytał nigdy, czy się uczę, nie interesowało go to, a każda godzina w jego towarzystwie była bezcenną, niepowtarzalną lekcją. Wyszkolił mnie na znakomitą menadżerkę i otworzył przede mną wiele drzwi. I dlatego dzisiaj jestem tutaj, zarządzam całym, czterogwiazdkowym hotelem. Brałam udział w jego otwieraniu. Sama zatrudniłam cały personel.
Zatkało mnie. Siedziałam na wprost mojej córki ze łzami w oczach i nie znajdowałam słów.

Dlaczego tak bardzo mi nie ufała?

– Mamo, przepraszam za kłamstwa. Chciałam ci wyznać wszystko ostatnio, ale zrobiłaś obiad, tak się rozpływałaś... Nie potrafiłam tak po prostu złamać ci serca. Ale wiedz, że cię bardzo kocham. I jestem szczęśliwa. Na pewno zrobię kiedyś studia, ale los całkiem inaczej mnie poprowadził. Rozumiesz?
Pokiwałam głową. Najpierw targnęły mną wściekłość, rozczarowanie, żal. Ale im dłużej słuchałam Wiktorii, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, co zrobiłam.
Przede mną i Wiktorią sporo pracy. Musimy naprawić nasze relacje po tym, co się stało. Tyle lat kłamstw, mojego zaślepienia, to wszystko powinno potoczyć się zupełnie inaczej. Nie wiem, czy ona mi wybaczy i czy ja wybaczę jej. Muszę się jeszcze wiele dowiedzieć o mojej córce. I zrozumieć, dlaczego tak bardzo mi nie ufa.

Czytaj więcej