"Młodszy kochanek pozwala mi zapomnieć o lęku przed starością. Na jak długo?"
Fot. 123RF

"Młodszy kochanek pozwala mi zapomnieć o lęku przed starością. Na jak długo?"

"Odkąd moja matka zachorowała na demencję, zaczęłam się bać o... siebie. Czy ja też kiedyś będę zdziecinniałą staruszką, która nie poznaje swoich bliskich...?! Strach przed tym nieraz nie pozwala mi w nocy zasnąć. To właśnie dlatego robię wszystko, co mogę, by zatrzymać upływający czas" Lucyna, 56 lat

Wróciłam do domu po dwudziestej. Nie musiałam się spieszyć, nikt na mnie nie czekał. Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Zmarszczki wokół oczu i nie najmłodsza szyja mogły zdradzać mój wiek, ale z całej reszty byłam raczej zadowolona. Waga od dawna stała w miejscu, a regularne wizyty w gabinetach medycyny estetycznej sprawiały, że wyglądałam na jakieś czterdzieści lat. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zmyłam makijaż. Miałam właśnie wskoczyć na stacjonarny rowerek, gdy odezwała się moja komórka.

Były mąż wypomniał mi, że zaniedbuję córkę

– Lucyna? – od razu rozpoznałam głos Kazika, mojego byłego męża.
– A kogo się spodziewałeś? – odparłam trochę opryskliwie.
– Musimy się spotkać... – zaczął.
– Teraz? – rzuciłam zdumiona. – Dopiero wróciłam do domu i...
– Może być jutro – powiedział. – Siedemnasta w kafejce na rogu?
– Będę – obiecałam i rozłączyłam rozmowę, by dłużej tego nie ciągnąć. Po chwili zabrzęczał dźwięk komórki. Cześć, Piękna. Dziś wieczorem u mnie?, pisał Arek. Słodki był i trochę naiwny, jak to czterdziestolatek. Dziś nie. Spotkajmy się w weekend, wystukałam, bo nie byłam w romantycznym nastroju, a wiedziałam, że Arek nie zaprasza mnie tylko po to, by wypić kawkę w miłym towarzystwie. Nazajutrz po pracy ruszyłam prosto do kafejki. Kazik już tam na mnie czekał.
– No, no, Lucynko! Czas się ciebie nie ima – powiedział na przywitanie.
– Dzięki – uśmiechnęłam się. – Ty też nieźle się trzymasz – skłamałam po chwili. Bo o moim byłym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że wygląda na młodzika. Gdybym go nie znała, dałabym mu pewnie z siedem dyszek, a byliśmy przecież równolatkami. Zresztą Wanda, jego druga żona, też wyglądała staro.
– To o czym chciałeś ze mną rozmawiać? – przerwałam krępującą ciszę.
– O Marysi – z czułością wymienił imię naszej córki. – Wiesz już, co jej kupisz?
– Kupię? A z jakiej okazji?
– Ślubu... – odparł, nie kryjąc zdumienia. Zmieszałam się trochę, bo nie rozmawiałam z Marysią od paru miesięcy.
– Nie wiedziałam, że ona i Zbyszek to tak na poważnie... – zaczęłam się tłumaczyć.
– Przecież zaręczyli się jesienią – odparł. Spuściłam wzrok. Kazik wiedział, jak wzbudzić we mnie poczucie winy. Zawsze wytykał mi, że za bardzo koncentruję się na sobie. Ukryłam zmieszanie pod kolejnym uśmiechem.
– A ty co im kupujesz? – zapytałam.
– No właśnie myślałem, że podarujemy jej coś razem. Wiesz, żeby dostała wspólny prezent od rodziców.
– Jak chcesz – wzruszyłam ramionami. – Kiedy już coś wybierzesz, daj znać, to zrobię ci przelew – powiedziałam i wstałam od stolika. – Trzymaj się, Kazik.
– Zadzwoń do niej, Lucyna – rzucił za mną. – Na pewno się ucieszy...
– Na pewno – mruknęłam.
Moje relacje z Marysią bardzo się popsuły po rozwodzie. Córka uznała, że to przeze mnie, a dokładniej przez mój romans, rozpadła się nasza rodzina. Ale prawda była taka, że między mną i Kazikiem przestało się układać kilka lat wcześniej, gdy zachorowała moja mama, a ten skok w bok był tylko jednym z objawów kryzysu. Nie miałam jednak zamiaru tłumaczyć się własnemu dziecku. Cóż, może popełniłam błąd?

Kochanek miał być lekarstwem na młodość

Wyjęłam komórkę i przez chwilę ważyłam ją w dłoni. „Zadzwonię do niej”, pomyślałam, ale gdy wybierałam numer, zabrakło mi odwagi. Ostatecznie więc skontaktowałam się z Arkiem.
– Mam wolny wieczór – powiedziałam szybko. – Chcesz się spotkać?
– Jasne, zapraszam do mnie! – ucieszył się. Pół godziny później byłam na miejscu. Arek już czekał z butelką wina.
– Jesteś głodna? – zapytał, ale tylko pokręciłam głową, więc od razu zabrał się do rzeczy. Poczułam na sobie jego silne dłonie i gorące pocałunki. Starałam się skupić na pieszczotach, ale moje myśli szybowały gdzieś daleko.
– Uwielbiam twoje dojrzałe ciało... – mruknął mi do ucha i momentalnie zesztywniałam.
– Chcesz powiedzieć, że wyglądam staro? – spytałam, odpychając go od siebie.
– No coś ty, Lucyna, znam trzydziestki, które mogłyby ci pozazdrościć temperamentu i figury – uśmiechnął się lubieżnie.
– Aż tak dobrze je znasz? – spytałam.
– Nie łap mnie za słowa – szepnął mi prosto do ucha, a potem obrócił mnie na plecy i mocno przycisnął do siebie. To mógłby być wyjątkowo udany seks, gdybym naprawdę miała na niego ochotę. Ale kiedy zmęczeni opadliśmy na poduszki, nie czułam się spełniona.
– Zostaniesz na noc? – poprosił Arek.
– Nie – powiedziałam, odwracając wzrok. Potem w pośpiechu zebrałam swoje rzeczy, odświeżyłam się, ubrałam i zamówiłam taksówkę.

Tak naprawdę tęskniłam za córką i za swoją mamą...

– Gdzie jedziemy? – zapytał taksiarz, gdy wsiadłam do samochodu. W pierwszym odruchu podałam mu domowy adres, ale gdy ruszyliśmy w drogę, zmieniłam zdanie.
– Proszę mnie zawieźć na Parkową siedem. Mam tam coś do załatwienia. Kwadrans później stałam już na progu wielkiego domu. Po chwili wahania zapukałam do drzwi i powiedziałam recepcjonistce, że przyszłam z wizytą do Anieli G. Kobieta zaprowadziła mnie do małego pokoiku na piętrze. Gdy otworzyła drzwi, ujrzałam drobną, siwiutką staruszkę, która siedziała w fotelu, wpatrując się w okno.
– Ciocia? – rzuciła, kiedy mnie dostrzegła. Łza potoczyła mi się po policzku, ale starłam ją wierzchem dłoni. – Nie, to ja, mamo. Lucyna – powiedziałam łamiącym się głosem. Staruszka uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do mnie ręce.
– Ciociu kochana! – odparła, kompletnie ignorując moje słowa. – Tak się cieszę! Spędziłam dwie godziny, próbując przypomnieć mamie, kim właściwie jestem, ale nie reagowała. Uczepiła się myśli, że jestem jej ciotką. W końcu poddałam się, to nie miało sensu. Poprawiłam płaszcz i wyszłam, zachodząc w głowę, czy mnie też to czeka, czy kiedyś zostanę zdziecinniałą staruszką, która nie poznaje swoich bliskich... Strach przed tym, że stanę się taka jak ona, nieraz nie pozwalał mi w nocy zasnąć. To właśnie dlatego panicznie bałam się starości i robiłam, co mogłam, by zatrzymać upływający czas. Byłam już przy bramie, gdy usłyszałam głos jednej z pielęgniarek.
– Pani Lucynko! – zawołała za mną. – Jak to dobrze, że pani przyszła. Dla pani mamy te wizyty wiele znaczą.
– Wiele? – pokręciłam niepewnie głową. – Przecież ona nie ma pojęcia, kim jestem.
– Może pani nie poznaje – przyznała kobieta. – Ale intuicyjnie wyczuwa, że jest pani kimś bliskim. Po pani wizycie zawsze się ożywia, jest weselsza, a i wyniki ma lepsze – uśmiechnęła się.
– Naprawdę? Myślałam, że jej wszystko jedno... – odparłam, próbując ukryć łzy, które ściekały mi po policzkach. Pielęgniarka ścisnęła mnie za rękę.
– Nie, pani Lucynko, rodzina jest najważniejsza. Niech pani o tym pamięta – rzuciła na pożegnanie. Uśmiechnęłam się do niej, a potem wyszłam na ulicę i wyjęłam z torebki telefon. Chciałam wezwać taksówkę, ale po namyśle wybrałam numer mojej córki.
– Mama? – usłyszałam w słuchawce jej zdumiony głos.
– Cześć, kochanie – rzuciłam wzruszona. – Nie masz pojęcia, jak się za tobą stęskniłam... 

 

Czytaj więcej