"Jestem wdową od 15 lat. Pewnego dnia niespodziewanie zadzwonił do mnie dawno niewidziany kuzyn męża. Zaprosił mnie na kawę, zaczął mi prawić komplementy, pytał, czy kogoś mam. Kiedy zorientowałam się, że szuka kobiety na stare lata, pożegnałam się z nim chłodno, a później przestałam odbierać telefony. On jednak się nie zniechęcił. Przyszedł do mnie i złożył mi szokującą propozycję..." Irena, 63 lata
Nie utrzymywałam kontaktów z kuzynem mojego zmarłego męża, zdziwiłam się więc, gdy Władek zadzwonił i zaprosił mnie na kawę. W bistro ledwie go poznałam. Niegdyś gładko ogolony, prężny, czarnowłosy oficer wojska, teraz był zaskakująco podobny do własnego ojca. Postarzał się.
– Nic się nie zmieniłaś – skłamał na przywitanie.
– No cóż... – zaśmiałam się. – To miłe, ale ostatni raz widzieliśmy się piętnaście lat temu na pogrzebie mojego Józka, więc...
– Wyglądasz wspaniale, bo przecież chodzi nie tylko o ciało. Nadal jesteś tą piękną kobietą, jaką pamiętam z dnia twojego ślubu.
Oboje spoważnieliśmy na chwilę. On patrzył na mnie z uwagą, a ja poczułam się lekko zmieszana, bo kto przez 40 lat przechowuje w pamięci takie rzeczy? „Blefuje. Chce być miły”, pomyślałam w końcu. Życie nauczyło mnie, by słów innych ludzi nie brać całkiem na serio. Zwłaszcza w sytuacji tak dziwnej, jak ta. Zamówiliśmy kawę, później rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a czas we dwoje mijał nam tak miło, że nawet nie spytałam, czego właściwie ode mnie chciał.
– Masz kogoś? – spytał, dopiero kiedy się żegnaliśmy.
– Nie – odparłam. – Ale nikogo nie szukam. Lubię swoje życie i niczego nie będę w nim zmieniać – dodałam ostrzej. Rzeczywiście tak było.
W małżeństwie nie byłam specjalnie szczęśliwa. Gdy mój mąż zmarł, poczułam ulgę. Córka już poszła na swoje, a ja odkryłam, że najlepiej jest mi samej ze sobą. Wściekałam się, gdy ludzie zaczynali mnie swatać, a kiedy pojawiał się jakiś zalotnik, z miejsca odstawiałam go na boczny tor. Tak samo stało się z Władkiem. Kiedy zorientowałam się, że szuka kobiety na stare lata, pożegnałam się z nim chłodno, a później przestałam odbierać telefony. W końcu niespodziewanie stanął w drzwiach mojego mieszkania.
– Na szczęście adresu nie zmieniłaś – powiedział. – Nie bój się, chcę tylko z tobą poważnie porozmawiać, więc... Mogę wejść?
– Proszę – wpuściłam go niechętnie do środka.
Zrobiłam herbatę i z kamienną miną usiadłam naprzeciwko niego. Nawet nie musiałam się pilnować, moje ciało automatycznie się spięło, żeby niczym nie kusić i niczego nie obiecywać. Władka to jednak nie zniechęciło, a słowa, które od niego usłyszałam, ścięły mnie z nóg.
– Przyjechałem poprosić cię o rękę – powiedział poważnie.
– Oszalałeś? Wybij to sobie z głowy! – zdenerwowałam się. – Pomijając okoliczności, powiem tylko tyle: masz tupet! Przecież prawie się nie znamy!
– Trochę się znamy – Władek nadal patrzył na mnie spokojnie, z czułością, która mnie onieśmielała i drażniła. – Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz cię zobaczyłem. Byłaś panną młodą, a ja straciłem dla ciebie głowę. Ale byłem oficerem, człowiekiem honoru, nie zamierzałem nikomu psuć życia, więc trzymałem się z boku. Ożeniłem się, rozwiodłem... Nie przerywaj mi, proszę! – powstrzymał mnie gestem, widząc, że zamierzam coś powiedzieć.
– Jak każda niespełniona miłość, tak i ta do ciebie budzi tęsknoty i marzenia. Byłaś ze mną w ciężkich chwilach, myślałem często, że jeśli przejdę przez kolejny kryzys, to zrobię to dla ciebie. Ale tak się nie stało. O moim uczuciu miałaś się nigdy nie dowiedzieć.
– To dlaczego mi o nim mówisz? – spytałam. – Nie wyjdę za ciebie.
– Irenko, nie zrozum mnie źle, nie potrzebuję litości ani opiekunki... – zawiesił głos, jakby nie wiedział, jak dobrać słowa. – Ja umieram. Zostało mi kilka miesięcy życia, mam nowotwór z przerzutami – wyznał w końcu, uciekając wzrokiem w bok. Siedziałam jak wmurowana. To była najbardziej niezręczna sytuacja, w jakiej znalazłam się w życiu. Lubiłam Władka, nie chciałam go zranić, ale jego propozycja wydała mi się bezczelna. Milczałam. A on mówił dalej:
– Ty jesteś emerytowaną nauczycielką, pewnie ledwo wiążesz koniec z końcem. Ja mam emeryturę oficerską, wysoką. Jako wdowa będziesz mogła z niej korzystać. Po tym, kim dla mnie byłaś, chcę ci zrobić taki właśnie prezent.
– Mam wyjść za ciebie dla pieniędzy? To absurdalne – powiedziałam. – Wydaje mi się, że powinieneś już iść – dodałam.
Władek pożegnał się prędko. Nie nalegał, nie prosił. Jak zawsze zachował się honorowo. Zostałam sama i nawet nie zamierzałam myśleć o jego oświadczynach. Czy jednak mogłam zostawić umierającego mężczyznę samego? Przemyślałam sobie wszystko. Uznałam, że nawet jeśli skłamał o uczuciu do mnie, to jego propozycja jest zwyczajnym wołaniem o pomoc, ogromnym lękiem przed samotnością w chwilach najtrudniejszych. Co nieco wiedziałam przecież o umieraniu na nowotwór... Być może tylko ja mogłam mu ułatwić przejście przez cierpienie. Mogłam, nic nie tracąc. Po tygodniu od naszego spotkania zadzwoniłam do niego.
– Przyjdę i porozmawiamy – powiedziałam. – Nie musisz mi się oświadczać ani oferować korzyści. Po prostu pobędziemy razem. Zgodził się. Od tego dnia spędzamy ze sobą każdą chwilę, chodzimy do kawiarni, jeździmy na wycieczki, oglądamy filmy... Dopóki Władek jeszcze jest w formie. Żałuję, że tak późno naprawdę się poznaliśmy, bo teraz wiem, że... nie opuszczę go aż do śmierci.