"Jestem dojrzałą kobietą. Romantyczką. Zawsze uwielbiałam filmy o miłości, romanse pełne emocji i uniesień. Jednak będę nieskromna i napiszę, że bohaterką najpiękniejszej romantycznej historii, jaką znam, byłam ja sama. A zaczęło się od jednej, czarno-białej fotografii…" Lidia, 65 lat
Jako młoda dziewczyna postanowiłam, że zrobię kurs na prawo jazdy. A że od zawsze lubiłam motoryzację, dosyć szybko się z tym uwinęłam. Egzamin zdałam wzorowo. Musiałam tylko dopełnić formalności, między innymi zrobić fotografię do dokumentów.
Niedaleko mojej szkoły był mały zakład fotograficzny. Został założony chyba niedługo po wojnie. Kiedy weszłam do środka, miałam wrażenie, że czas stanął tu w miejscu. Na ścianach wisiały piękne, stare fotografie z ręcznym retuszem. Była w nich magia. Tak bardzo przyciągały wzrok…
– Witam panienkę. Czym mogę służyć? – z zamyślenia wyrwał mnie głos starszego mężczyzny. Spojrzałam na niego. Wyglądał jak bohater filmów „W starym kinie”. Druciane okulary zsunięte na czubek nosa, bordowa kamizelka i spodnie w kratę. Pamiętam go do dziś.
Poprosiłam o trzy zdjęcie do prawa jazdy i pamiątkowy portret, ot tak, dla siebie. Bardzo profesjonalnie podszedł do sprawy. Mam wrażenie, że teraz już nikt tak nie przykłada się do robienia zdjęć.
Po kilku dniach odebrałam zdjęcia. Co tu dużo mówić, wyszły pięknie.
Nie omieszkałam powiedzieć o tym starszemu panu. Chciałam mu zrobić przyjemność.
– Moja praca to połowa sukcesu – odpowiedział uradowany. – Druga połowa to piękna modelka.
Był tak czarujący, że kiedy zapytał, czy może moje zdjęcie postawić na wystawie, bez namysłu się zgodziłam.
Myślałam, że już nigdy nie spotkam tego uroczego, starszego pana. Ale na szczęście myliłam się. Kiedy moja siostra chrzciła swoje dziecko, wpadłam na pomysł, żeby właśnie w tym zakładzie fotograficznym zrobiła pamiątkowe zdjęcia. Zaprowadziłam ją tam, żeby zobaczyła, jak pełne magii są fotografie starszego pana.
– Panienko, z nieba mi panienka spadła! – dosyć energicznie powitał mnie stary fotograf. – Tu kilka razy przychodził taki młody mężczyzna i pytał o panienkę. Hmmm… chyba mu panienka w oko wpadła.
Zatkało mnie. Dosłownie. Wątek pociągnęła moja wygadana siostra. Okazało się, że jakiś chłopak wypatrzył moje zdjęcie na wystawie i koniecznie chciał mnie poznać. Zostawił w zakładzie fotograficznym numer telefonu do siebie.
– Jak panienka będzie miała ochotę, to niech do niego zadzwoni – poprosił staruszek na odchodne. – Jemu chyba bardzo na tym zależało.
Z uprzejmości obiecałam, że się nad tym zastanowię. Ale i tak wiedziałam, że tego nie zrobię. Nie miałam ochoty wydzwaniać do nieznajomych facetów.
I znowu na jakiś czas zapomniałam o całej tej historii ze staruszkiem fotografem.
Któregoś dnia bardzo spieszyłam się do pracy. Ledwo zaczęłam pracować w spółdzielni mieszkaniowej. Nie mogłam sobie pozwolić na spóźnienia. Niestety, wyszłam za późno z domu. Kiedy dobiegłam na przystanek, mój autobus właśnie odjeżdżał.
Następny miał być dopiero za dwadzieścia minut. Niewiele myśląc, puściłam się w pościg za autobusem. Biegłam, machałam rękami z nadzieją, że kierowca zatrzyma się i wpuści mnie do środka. I o dziwo, właśnie tak się stało! Zasapana weszłam do autobusu i ciężko, bez wdzięku, opadłam na jedno z wolnych miejsc. Nagle nade mną stanął młody chłopak. Był bardzo zmieszany i próbował coś mi powiedzieć. Na początku niewiele z tego rozumiałam, bo bardzo się plątał w swojej wypowiedzi. W końcu wziął głęboki oddech i wypalił:
– To ja poprosiłem kierowcę, żeby zatrzymał autobus. Bo ja cię szukam, dziewczyno.
Zdębiałam. Pomyślałam, że to jakiś wariat.
– Co za dzień! – powiedziałam na głos. – Pan mnie z kimś pomylił.
– Nigdy bym cię nie pomylił z nikim innym. Jesteś dziewczyną z fotografii, z tego starego zakładu fotograficznego. Proszę, umów się ze mną – wypalił.
I nagle wszystko zaczęło mi się układać w całość. Bardzo się zdenerwowałam.
– Nie umawiam się z nieznajomymi – podniosłam głos.
Pamiętam, że cały autobus miał przedstawienie za darmo. Facet, który stał obok chłopaka, poklepał go po ramieniu i z politowaniem powiedział do niego:
– Popracuj, chłopie, nad bajerem. Tak niezgrabnie do kobitek się nie startuje.
Nie chciałam tego ciągnąć dalej. Wysiadłam na wcześniejszym przystanku. Stwierdziłam, że szybki spacer pomoże mi ochłonąć. Pamiętam nawet, że przez moment pomyślałam, że szkoda mi tego chłopaka. Ośmieszył się. Wyszedł na kompletnego głupka.
Zaczęliśmy na siebie częściej wpadać. Prawie codziennie spotkałam go a to na przystanku, a to w autobusie. Okazało się nawet, że robimy zakupy w tym samym sklepie. Albo mnie śledził, albo musiał mieszkać gdzieś niedaleko. Chyba raczej to drugie, bo intuicja podpowiadała, że nie ma wobec mnie złych zamiarów. Wyglądał bardzo poczciwie. Domyślałam się, że po tamtym żenującym wyskoku nie śmiał do mnie podejść. Zresztą, nie ułatwiałam mu tego. Zawsze odwracałam od niego wzrok i udawałam, że dla mnie nie istnieje. Cały czas byłam na niego zła.
Był 8 marca. Dzień Kobiet. Zobaczyłam go z daleka. Stał na moim przystanku z bukietem tulipanów. Wyglądał na zrezygnowanego. Nagle podszedł do śmietnika, wrzucił do niego bukiet i wsiadł do stojącego na przystanku autobusu. Domyśliłam się, że bukiet był dla mnie. Podeszłam do śmietnika i wyjęłam tulipany.
Na drugi dzień przyszłam z tym samym bukietem na przystanek. Byłam trochę wcześniej. Teraz to ja postanowiłam na niego poczekać. Kiedy zauważyłam go idącego z daleka, pomachałam do niego ręką i serdecznie się uśmiechnęłam. Był bardzo zaskoczony. Prawdę mówiąc, nie dziwię mu się. To była przecież nagła zmiana akcji.
– Wzięłam go sobie. Był dla mnie? – zapytałam, kiedy stanął obok. – Obserwowałam cię wczoraj. Wyglądałeś tak smętnie, kiedy na mnie czekałeś. Bo czekałeś na mnie, prawda?
– Tak. Umówisz się ze mną? Proszę. Postaram ci się wszystko wyjaśnić, wynagrodzić. Tylko daj mi w końcu szansę – powiedział, a w jego oczach było tyle błagania, że nie śmiałam mu odmówić.
Zaprzyjaźniliśmy się i szybko wybaczyłam Sławkowi jego wcześniejsze niezręczności.
Dziś myślę, że byliśmy sobie po prostu przeznaczeni. Pasujemy do siebie jak dwie połówki jabłuszka. Okazało się, że łączą nas wspólne pasje i zainteresowania. Zostaliśmy małżeństwem, urodziły nam się dzieci. Zakładu fotograficznego, w którym Sławek zobaczył moją fotografię, już nie ma. Na jego miejscu wybudowano wielki, szklany wieżowiec. Ale my i nasza miłość przetrwaliśmy do dziś. Bo prawdziwego uczucia nie zniszczy ani czas, ani ludzie. Nigdy.