"Dotąd myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach – potknęłam się i wpadłam prosto w ramiona przystojnego mężczyzny! Wstyd dosłownie mnie pożerał. Facet miał dziwną minę. Może myślał, że zrobiłam to specjalnie? Szybko pożegnałam się i uciekłam. Ale to zdarzenie miało zaskakujące konsekwencje" Alicja, 29 lat
– O nie! Przepraszam, tak mi przykro – mamrotałam oszołomiona. – Nie wiem, jak to się stało. Naprawdę nie mam pojęcia… Jeszcze raz bardzo pana przepraszam!
– Spokojnie – mówił, wciąż trzymając mnie w ramionach. – Chciałbym mieć tylko takie wypadki, zapewniam...
Nie umiałam tego wytłumaczyć. Ani jemu, ani sobie. Dotąd myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Że ktoś celowo wymyśla podobne głupoty, żeby pchnąć sprawy do przodu – bohaterowie przecież muszą się jakoś poznać. Ale żeby tak na serio… Na ulicy?! Tymczasem to właśnie ja, a nie kto inny, potknęłam się na środku drogi tak nieszczęśliwie, że wpadłam prosto na mojego sąsiada. Więcej nawet… Nasze usta zetknęły się przy tej okazji. Delikatnie, przelotnie, ledwo-ledwo, jednak zdecydowanie i bez wątpienia. Wciąż jeszcze je czułam, gdy on już śmiał się z całego zdarzenia.
– Tak mi głupio...
– Niepotrzebnie.
– To ta pogoda – tłumaczyłam bezsensownie. – Wiosna w powietrzu. Może się zakręcić w głowie.
– Owszem – przytaknął. – Jak najbardziej może.
Cały czas na mnie patrzył. A ja nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Wstyd dosłownie mnie pożerał. Może facet myślał, że zrobiłam to specjalnie? Albo ze mną flirtował? Bo ta jego dziwna mina… Ech, sama już nie wiedziałam, co byłoby gorsze.
Dramat! I komedia w jednym. Nadal stałam tam jak słup soli, sąsiad podtrzymywał mnie za ramię, a wokół naszych nóg walały się zakupy. Z wrażenia upuściłam torbę, pomidory potoczyły się we wszystkich kierunkach, podczas gdy rozsypane czekoladki patrzyły na mnie oskarżycielsko. Obiecałam sobie, że to już ostatni raz, że wezmę się za siebie… I tyle były warte moje obietnice.
– To ja… – Odsunęłam się od niego.
Zrobiłam to niechętnie. Dobrze pachniał i miał muskularne ramiona, chociaż nie wyglądał. Tyle że nowy sąsiad wprowadził się niedawno, więc widywałam go do tej pory wyłącznie w grubych, zimowych ubraniach.
Schyliłam się, żeby pozbierać sprawunki.
– Pomogę pani – zaoferował.
Gdyby to był film, teraz dodatkowo zderzylibyśmy się głowami, jednak wszechświat szczęśliwie postanowił mi tego oszczędzić. Jeden głupi wypadek w zupełności wystarczył. Zgarnęłam wszystko do torby. Chciałam już stamtąd zniknąć albo zapaść się pod ziemię. Jedno z dwóch, byle szybko. Coś jeszcze za mną zawołał, ale nie usłyszałam. Przecież i tak niedługo spotkamy się ponownie, mieszkamy niedaleko.
Weszłam do domu rozkojarzona i zdyszana.
– Długo cię nie było – marudził mój chłopak.
Niech to, prawie o nim zapomniałam. Mój chłopak mnie osłabiał. Nic mu się nie chciało i nic nie potrafił. Jak zwykle domagał się pełnej obsługi.
– Zgłodniałem – narzekał dalej. – Nic nie ma w tym domu.
Darek niewiele umiał wokół siebie zrobić. Jego matka mnie uprzedzała… czy też raczej instruowała, kiedy postanowiliśmy zamieszkać razem. Kilka razy się upewniała, że będę potrafiła o niego zadbać. Dała mi też ksero swojej wielkiej księgi przepisów. Nie bardzo wiem, gdzie są teraz, postarałam się je szybko zapodziać. Niestety, Darka nie dało się tak łatwo zgubić…
„Co?! O czym ja myślę?”, zganiłam się w duchu.
– Czajnik chyba nie działa – perorował dalej Darek. – Gdzie jest kawa? Nie mogę znaleźć…
Kawa od roku znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu – w szafce nad czajnikiem, który uruchamiało się kliknięciem. Jednak przez tych kilka wspólnych miesięcy nauczyłam się jednego: Darek nie pyta dlatego, że nie wie. Głupie pytania Darka to ukryte polecenia, żeby coś zrobić za niego, bo jemu się nie chce.
Kliknęłam czajnik, wyciągnęłam kawę, rozpakowałam zakupy. Wcisnęłam Darkowi w rękę gotową kanapkę, którą kupiłam w piekarni. Sama ugryzłam kęsa pączka i schowałam się w łazience.
– Ojej – westchnęłam.
Dotknęłam palcami swoich ust… Może zabrzmi to absurdalnie, ale odniosłam wrażenie, jakby mnie sparzyły. Niby byłam taka sama, ale czułam się inna. Ani się obejrzałam, a się zmieniłam. Wystarczył ten jeden moment, jeden mały przypadek. O ile to był przypadek.
„Oczywiście, że był!”, ochrzaniłam się w myślach.
Fakt numer jeden, że subtelnie i z bezpiecznej odległości obserwowałam sąsiada, odkąd tylko się wprowadził, nie miał tutaj nic do rzeczy. Tak samo jak fakt numer dwa – że byłam bardzo, bardzo, bardzo nieszczęśliwa.
– Gdzie jest patelnia? – usłyszałam znowu głos Darka. – W zmywarce?
– Nie wiem – próbowałam się powstrzymać, ale sarkazm sam z siebie coraz częściej przenikał do mojego tonu. – Sprawdź.
– Zjadłbym coś – pożalił się.
– To sobie coś zrób – mruknęłam pod nosem.
Dojrzewałam do decyzji, którą – przyznaję szczerze – coraz łatwiej było mi podjąć. Tak niewiele potrzeba, aby cały świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Wciąż czułam to przyjemne wirowanie w głowie i mrowienie na ustach.
– Więc w kwestii tej patelni… – nie poddawał się Darek.
Jeszcze raz popatrzyłam na siebie w lustrze. Wzięłam głęboki oddech i położyłam dłoń na klamce. Raz kozie śmierć… To naprawdę nie miało sensu.
– Myślę, że powinieneś wrócić do matki – powiedziałam wprost. – Na pewno bardzo się ucieszy. Wspominała, że tęskni… I tak dalej.
– Ale dlaczego? – zdziwił się.
I to była właśnie ta kropla, która przepełniła czarę goryczy. Gdy patrzył na mnie tymi cielęcymi oczami, za którymi nie kryła się jedna sensowna myśl… czy choćby cień uczucia. Nic, tylko głód jajecznicy i zrazików. Czy z kimś takim chciałam spędzić życie?
– Nie – powiedziałam na głos.
– Słucham? – nie zrozumiał Darek.
– Nie jestem twoją matką – uzupełniłam w ramach wyjaśnienia. – Ani służącą. I nawet nie jest mi z tego powodu przykro.
Minęło dobre pół roku, zanim ponownie pocałowałam sąsiada. Tym razem wszystko było jak należy. Ja – wolna. On – szczęśliwie również. Wino w kieliszkach i spaghetti na talerzu. Mogłam się założyć, że w lodówce chłodziło się tiramisu. Wieczór włoski, tak jak lubiłam. I tym razem nie musiałam przyłożyć do tego ręki.
– Wiedziałam, że to będzie udana randka – stwierdziłam weselsza o jeden kieliszek.
– Tak? – Sąsiad uniósł pytająco brwi. Bardzo przystojne brwi… Jak i cała reszta.
– Widziałam, jak robisz zakupy. Z jakichś względów faceci uważają, że wino i makaron to przepis na sukces.
– A jest inaczej?
– Nie, to bardzo dobry przepis! – przyklasnęłam. – Najlepszy!
Uśmiechnęłam się i właśnie wtedy mnie pocałował. Idealnie. Bo czy nie ma lepszej historii niż taka, która zaczyna się i kończy pocałunkiem?