"Od dawna kłuło mnie w sercu. Myślałam, że to tylko zmęczenie…"
Fot. Adobe Stock

"Od dawna kłuło mnie w sercu. Myślałam, że to tylko zmęczenie…"

"Byłam zmęczona jak diabli. Jeszcze niedawno tryskałam energią, a żadne łobuzy nie były w stanie mnie jej pozbawić. Ostatnio to się jednak zmieniło. Coraz częściej wracałam do domu po pracy zupełnie bez życia. Gdy pewnego dnia obudziłam się w szpitalu, musiałam spojrzeć prawdzie w oczy..." Iwona, 50 lat

– Iwonka, dobrze się czujesz? – zapytała z troską Marlena, nasza polonistka.
– Tak. – Kiwnęłam głową. – Tylko miałam lekcję z czwartą b, a oni mnie kiedyś wykończą. – Uśmiechnęłam się, choć dość blado.
– Oni kiedyś wykończą nas wszystkich – roześmiała się koleżanka, a ja jej zawtórowałam, choć było mi nieco mniej wesoło. Byłam zmęczona jak diabli. Jeszcze niedawno tryskałam energią, a żadne łobuzy nie były w stanie mnie jej pozbawić. Ostatnio to się jednak zmieniło. Coraz częściej wracałam do domu po pracy zupełnie bez życia. „No cóż, lata pracy w szkole potrafią zrobić swoje, w dodatku nie jestem już najmłodsza”, pomyślałam niewesoło. „Człowiek sądzi, że zawsze będzie funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna, a tu niespodzianka, czas robi swoje...” Dzwonek przerwał moje rozmyślania. Wzięłam do ręki kubek z kawą i poszłam uczyć fizyki kolejnych ancymonów.

Byłam blada, ignorowałam objawy

– Mamo, jakoś blado wyglądasz – oznajmiła moja córka kilka dni później.
– Dzięki, skarbie, potrafisz prawić piękne komplementy – zauważyłam zgryźliwie.
– Mówię serio – prychnęła. – Wyglądasz na zmęczoną, może powinnaś zadbać o odpoczynek?
– Dziecko, ależ ja odpoczywam. Po prostu mam ostatnio dużo pracy i stresu, zbliża się koniec semestru, więc jest dość intensywnie. Poza tym, nie jestem coraz młodsza. – Wzruszyłam ramionami.
– No nie wiem, czy to tylko to – nie wydawała się przekonana, ale ja zmieniłam temat.

Próbowałam poprawić swoją kondycję

Faktycznie, czułam się ostatnio trochę gorzej, ale umówmy się, kto z nas nie bywa czasem zmęczony? Kto nie ma zadyszki? Przecież przy stresie, siedzącym trybie życia i zapracowaniu to normalne. Uznałam, że powinnam więcej się ruszać i przebywać na świeżym powietrzu, i nawet wprowadziłam ten plan w życie już kilka dni później. Wyciągnęłam z piwnicy rower i wybrałam się na przejażdżkę. Chryste, jak ja się zmęczyłam! Po zaledwie kilku kilometrach myślałam, że wypluję własne płuca. Wróciłam zdyszana, spocona i zażenowana własną kondycją. W dodatku zaczęło mnie boleć w klatce piersiowej. Naprawdę dłuższą chwilę zajął mi powrót do siebie…

Podczas dyżuru poczułam kłucie w okolicy serca

Czas mijał, a ja chyba przyzwyczajałam się do takiego funkcjonowania. Byłam zmęczona, kiepsko znosiłam wysiłek fizyczny, czasem coś zabolało mnie w klatce, ale uznałam, że to kwestia stresu i wymagającej pracy. Aż do tamtego dnia. Miałam właśnie dyżur na korytarzu i znów poczułam kłucie w okolicy serca. Nauczona doświadczeniem przystanęłam i zaczęłam głębiej oddychać, ale ból nie ustawał. Przeciwnie, narastał z każdą sekundą, by po chwili wybuchnąć z całą siłą. Pamiętam tylko mroczki przed oczami, a potem osunęłam się w ciemność… Obudziłam się w szpitalu i zobaczyłam nad sobą przejętą Lilkę.

Diagnoza mnie zszokowała

– Mamo, ale nas przestraszyłaś! – powiedziała z wyrzutem.
– Racja, pani Iwono, zafundowała nam pani niezłe atrakcje. – Po chwili przy jej boku pojawił się lekarz, a ja nie mogłam zrozumieć, co się właściwie dzieje. – Zasłabła pani w pracy, ale na szczęście uczniowie zareagowali wzorowo i szybko wezwali pomoc. Ma pani niewydolność serca i wygląda na to, że już od jakiegoś czasu. W dodatku w ogóle jej pani nie leczyła, to się mogło naprawdę źle skończyć. – Spojrzał na mnie uważnie.
– Ale ja nie miałam objawów! – odpowiedziałam zszokowana.
– Mamo! A ile razy prosiłam, żebyś poszła do lekarza, bo kiepsko wyglądasz? Jak często byłaś zmęczona i osłabiona? – zapytała Lilka z pretensją, a ja pomyślałam, że w sumie ona nie ma pojęcia jeszcze o tych bólach w klatce.
Nie odpowiedziałam nic więcej, tylko karnie wysłuchałam lekarza. W głowie kłębiło mi się tysiące myśli. Niewydolność serca? Ja? Przecież tak naprawdę nic na to nie wskazywało! Te dolegliwości, które mi dokuczały, nie były groźne! Diagnoza wydawała mi się dramatyczna. Samo słowo „niewydolność” brzmiało niemal jak wyrok śmierci. Zamknęłam oczy i poczułam, że jestem bliska płaczu.
– Pani Iwono, wiem, że to trudne, ale proszę mi zaufać. Ta choroba jest nieuleczalna, ale możemy znacznie spowolnić jej rozwój. Mimo wszystko wykryliśmy sprawę w miarę wcześnie, to omdlenie w pracy wyszło pani na dobre. Wdrożymy leczenie, będzie pani musiała zastosować się do kilku zasad, brać leki i naprawdę zobaczy pani, że z tym da się żyć. Tylko musi pani mnie słuchać. – Pogroził mi palcem, a ja uśmiechnęłam się, choć nie było mi do śmiechu.

Znalazłam się w nowej rzeczywistości

Nie miałam wyjścia. Musiałam jakoś się z tym oswoić, choć nie było lekko. Początkowo czułam się chora i stara, ale bardzo pomogli mi bliscy. Zaczęłam o siebie bardziej dbać, zwracać uwagę na to, co jem, pamiętać o wypoczynku, spacerować i przede wszystkim brać leki. Pomogło, bo czuję się znacznie lepiej. Lekarz mówi, że jestem wzorową pacjentką. No cóż, mam jeszcze wiele do zrobienia, chcę zobaczyć, jak dorastają moje wnuki, wyjechać do Chorwacji na wakacje i nauczyć kolejne pokolenia ancymonów praw fizyki. By to zrobić, muszę o siebie dbać. Ta choroba, mimo wszystko, wyszła mi na dobre. Teraz często powtarzam swoim koleżankom, że powinny się badać i o siebie dbać. To taka moja mała misja. Śmieją się ze mnie, że jestem ambasadorką zdrowia w naszej szkole i niedługo chyba będę prowadzić jakieś warsztaty na ten temat. Kto wie, może to wcale nie jest zły pomysł?

 

Czytaj więcej