"Teraz zna już Pani moją historię. Proszę nie potępiać mnie za to, co zrobiłam. Myślę, że powinna się Pani dowiedzieć, jakim człowiekiem jest Pani mąż – czytałam to zdanie wiele, wiele razy..." Ilona, 35 lat
Tamtego dnia wracałam po pracy radosna do domu. Był piątek, zaczynałam obiecany przez męża długi weekend, który miałam spędzić z przyjaciółką. Wieczorem jechałam do niej nad morze. Mój mąż i dziecko już wcześniej pojechali do babci, a ja miałam się spokojnie spakować. Wchodząc do klatki zajrzałam jeszcze do skrzynki na listy. Zobaczyłam szarą wypchaną kopertę. Była zaadresowana do mnie. Zaniepokoiłam się. Jeszcze w przedpokoju rozdarłam papier, wyciągnęłam gruby brulion i kartkę papieru...
„Mam na imię Grażyna”, czytałam. „Długo zastanawiałam się, czy powinnam do Pani napisać. Wyrządziłam przecież Pani wiele złego. Jednak nie zrobiłam tego świadomie. Ja też byłam okłamywana. Mimo to zostałam za swoją łatwowierność ukarana. Teraz chcę, żeby poznała Pani prawdę i nie pozwoliła się więcej oszukiwać.” Serce waliło mi jak szalone, zaczęły mi się trząść ręce. Z trudem wrzuciłam kilka potrzebnych rzeczy do walizki, a zeszyt schowałam do podręcznej torby. Sięgnęłam po niego dopiero w pociągu i zaczęłam szybko czytać fragmenty…
"13 lutego. On jest wspaniały! Zabiera mnie do restauracji, całuje po rękach, głaszcze po włosach. I nigdy nie pozwolił sobie na nic więcej. To prawdziwy dżentelmen. 24 marca Byliśmy na Mazurach. Trzy dni słodkiego nieróbstwa, wędrówek po lesie brzegiem jeziora. Konrad w końcu przestał mnie traktować jak młodszą siostrę. Spaliśmy razem… Było bosko!"
"7 czerwca. Właśnie mija pół roku, od kiedy się znamy. Kupiłam wino i zrobiłam jego ulubione spaghetti, zapaliłam świece. Przeżyliśmy bajeczny wieczór. Niestety, Konrad nie mógł zostać na noc. Jego mama jest bardzo chora i nie może być tak długo sama."
"16 czerwca. Zaczęłam snuć wizję naszej przyszłości. Męczyło mnie, że do tej pory jeszcze nie poprosił mnie o rękę. Czy on kocha mnie tak bardzo jak ja jego? Zaczęłam pleść o ślubie i dzieciach, a on spuścił głowę. Od razu pomyślałam, że jest bezpłodny. Prawda okazała się jednak dużo gorsza: on jest żonaty! Nie chciałam słuchać tłumaczeń, wyrzuciłam go za drzwi. Całą noc płakałam."
To, co przeczytałam dalej, buło jeszcze bardziej bolesne. To on oszukiwał, zwodził, nalegał...
"17 czerwca. Czekał na mnie pod domem, błagał o rozmowę. Najpierw nie chciałam się zgodzić, ale w końcu poszliśmy na kawę. Okazało się, że Konrad od dwóch lat nie mieszka z żoną. Sprawa rozwodowa toczy się od kilku miesięcy, bo ona nie chce zwrócić mu wolności. Zapewnił mnie, że kocha tylko mnie i że ten koszmar niedługo się skończy. Uwierzyłam mu. Pogodziliśmy się. Kocham go przecież. Jakoś nie mam wyrzutów sumienia. Przecież nie rozbijam ich małżeństwa… Ono już od dawna jest tylko fikcją.
"2 lipca. Widziałam ją na ulicy. Szliśmy właśnie do kina, gdy go zawołała. Wysoka, szczupła kobieta o długich kasztanowych włosach. Dobrze się ubiera. Delikatny makijaż. Nie wygląda na zołzę… Mimo wszystko nienawidzę jej, bo nie chce oddać mi Konrada. Spytałam go, czy powiedział jej, kim jestem. Przedstawił mnie jako koleżankę z pracy. Nie chce, żeby żona poznała prawdę. Obawia się, że wtedy jeszcze bardziej będzie utrudniać rozwód. Może i racja, ale nie podoba mi się to. Wolałabym, żeby wszystko było jasne."
"11 lipca. Nie widziałam go przez cały tydzień. Nawet nie zadzwonił. Miał wyłączoną komórkę. W książce telefonicznej znalazłam jego domowy numer. Po długich wahaniach zadzwoniłam tam. Odebrał mały chłopczyk. W panice rzuciłam słuchawką. Potem dopiero pomyślałam, że pewnie Konrada odwiedził syn. I sama się z siebie śmiałam."
"14 lipca. Widziałam ją w sklepie. Kupowała makaron na spaghetti. Mam nadzieję, że Konrad nie wybiera się dziś do niej na kolację. Czy to, że ona gotuje jego ulubione danie, świadczy o tym, że czeka na jego odwiedziny?"
"15 lipca. Właśnie ode mnie wyszedł. Śmiał się z moich podejrzeń. Nazwał mnie rozkoszną zazdrośnicą. To prawda, jestem zazdrosna! O żonę, o ślub, o dziecko, o całe jego poprzednie życie. Czemu nie poznaliśmy się wcześniej?"
"23 lipca. Chyba już się pogodziłam z myślą, że Konrad jest jeszcze żonaty. Przecież widzę, że to tylko farsa. Cały wolny czas spędza ze mną. Jeździmy na długie spacery na wieś. Chodzimy do kina. Wprawdzie wcześnie musi wracać do domu, ale mieszka tylko z mamą. Postanowiłam, że po ślubie zabierzemy staruszkę do nas."
"3 sierpnia. Jestem w ciąży! 5 sierpnia Jak mu to powiedzieć? Na pewno się ucieszy, ale pewnie wolałby, aby wszystko odbyło się w innej kolejności. Rozwód, ślub, dopiero potem dziecko. Trudno. Najważniejsze, że jest to owoc wielkiej miłości. Wiem! Powiem mu o dziecku jutro podczas kolacji. Obok jego nakrycia położę prezent. Małe buciki! Jak się zachowa, gdy je zobaczy?"
"6 sierpnia. Wyśmiał mnie! Zaproponował mi pieniądze na zabieg. Z gniewem powiedział, że nie da się wrobić w żadne dziecko. A potem po prostu wyszedł.
"9 sierpnia. To jakiś koszmar. Konrad nie odbiera moich telefonów. Dlaczego tak się zachowuje? Przecież mnie kocha. Mówił to tyle razy! Pod sklepem RTV zobaczyłam jego samochód. Poczekałam, aż wyjdzie. Tym razem to ja błagałam o rozmowę. Zgodził się, ale nie był zadowolony. Nawet nie chciał wejść do kawiarni. Rozmawialiśmy na ulicy. Wysłuchał mnie, a potem... Powiedział, że jestem idiotką, jeśli wydaje mi się, że on zaakceptuje to dziecko. Do tego oświadczył, że nigdy nie zamierzał się rozwieść z żoną. Mieszkają razem. Jest mu z nią dobrze. Po co więc kłamał?
– Co ty jesteś pierwsza naiwna? – roześmiał mi się prosto w twarz. – Inaczej nie chodziłabyś ze mną do łóżka. Spytałam, czy nic dla niego nie znaczę. Odpowiedział, że jestem tylko jedną z jego kochanek. Na koniec obiecał, że jeśli usunę ciążę, wciąż będziemy mogli się spotykać.
"13 sierpnia. Właśnie wróciłam od lekarza, przede mną leżą zdjęcia z USG. Dlaczego Konrad nie kocha tego dziecka? Dlaczego nie kocha już mnie? Och, przecież on nigdy mnie nie kochał. Zabawił się tylko moim kosztem. Podły oszust! Postanowiłam, że nie będę już płakać! To mogłoby przecież zaszkodzić dziecku. A ono musi być zdrowe i silne. Już teraz bardzo je kocham. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek je skrzywdził. Czuję tylko pustkę, żal i smutek. Ale nie mogę się pogrążać! Mam dla kogo żyć!"
Spojrzałam ponownie na list: "Teraz zna już Pani moją historię. Proszę nie potępiać mnie za to, co zrobiłam. Myślę, że powinna się Pani dowiedzieć, jakim człowiekiem jest Pani mąż" – czytałam to zdanie wiele, wiele razy.
Przez kilka następnych dni byłam w szoku. Nie chciało mi się jeść, spać, żyć. Nie tak miał wyglądać ten wyjazd, ale dobrze, że byłam poza domem, z bliską kobietą u boku. Nie narzucała się, nie dawała dobrych rad, pozwalała mi płakać. Nie miałam wątpliwości, że autorka pamiętnika napisała prawdę. Zgadzało się zbyt wiele szczegółów. Zastanawiałam się, co powinnam zrobić. W końcu postanowiłam odejść od męża. Takiej zdrady się nie wybacza. Nie pogodzę się też z tym, co zrobił autorce pamiętnika. Czy tylko jej? A może takich kobiet było więcej? Postanowiłam, że odnajdę tę dziewczynę. Pomogę jej w tych trudnych chwilach. Przecież wiele nas łączy. Skrzywdził nas ten sam mężczyzna.