Siedziałam w domu z dziećmi, więc uważałam, że mam prawo być zmęczona i chodzić w tym, co mi się nawinęło pod rękę. Nie pomyślałam, jak to wpływa na nasze małżeństwo. Aż mąż któregoś dnia stwierdził, że powinnam trochę o siebie zadbać, bo zaczynam wyglądać jak kocmołuch... Iza, 35 lat
Dwójka małych dzieci i aktywny pies wystarczą, żeby mieć robotę od rana do wieczora. Chodziłam po mieszkaniu, zbierałam rozrzucone zabawki, skarpetki, kawałki podartej serwetki i Bóg jedyny wie co jeszcze. W myślach układałam listę rzeczy do zrobienia tego dnia: obiad, porządki, pranie, spacer z młodszym, przy okazji zakupy i odebranie z przedszkola starszego. A, jeszcze miałam zrobić przegląd ubrań chłopaków i... Z pokoju dzieci dobiegło mnie wołanie młodszego z synków, podobnie jak starszy, nie grzeszył cierpliwością. Robiąc mleko, zastanawiałam się, co poszło nie tak...
Pięć lat temu miałam wrażenie, że wiem, co robię. Moja praca nie przynosiła mi satysfakcji. Kiedy zastanawiałam się, czy ją zmienić, mój mąż mnie zaskoczył.
– A może to jest najlepszy czas na powiększenie rodziny? – spojrzał pytająco.
– Ale... – chciałam zaprotestować. Byliśmy małżeństwem od dwóch lat i oczywiście planowaliśmy dzieci, ale nie tak od razu. Chcieliśmy najpierw pobyć trochę razem, we dwójkę, no i mieliśmy małe mieszkanie, poza tym praca... Kilka miesięcy później zaszłam w ciążę. Wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, lecz trochę ponad rok później okazało się, że znowu jestem w ciąży. W tym czasie mój mąż robił karierę. Zmieniliśmy mieszkanie, a po urlopie macierzyńskim Wiktor zaproponował mi, żebym została jeszcze jakiś czas w domu.
– Finansowo damy sobie radę – przekonywał. – A dla dzieci to jest naprawdę ważne...
Zgodnie doszliśmy do wniosku, że to dobry pomysł. Złożyłam wniosek o urlop wychowawczy i zostałam w domu. W sumie poza brakiem pensji niewiele się zmieniło. Może tylko to, że musiałam nieco oszczędniej robić zakupy, no i wakacje zaplanowaliśmy u babci na działce, a nie nad morzem, jak w ubiegłym roku. Ale Wiktor miał nadzieję na kolejną podwyżkę, więc przyszłość rysowała się w jasnych barwach. Nie pomyślałam tylko o jednym...
– Nie masz lepszych ubrań? – Wiktor spojrzał na mnie krytycznie.
– A co ci się nie podoba w tych? – zmarszczyłam brwi. – W domu i tak zaraz wszystko mam brudne – dodałam usprawiedliwiającym tonem.
– Ta koszulka pamięta lepsze czasy... – mąż włożył palec w dziurę pod pachą. – Nie mówiąc już o tym, że masz na niej przegląd całego dnia – stwierdził z niesmakiem.
Pokłóciliśmy się wtedy poważnie. Ja uważałam, że mam prawo być zmęczona i chodzić w tym, co mi się nawinęło pod rękę, Wiktor twierdził, że powinnam trochę o siebie zadbać.
– Dla własnego zdrowia psychicznego – tłumaczył mi. – Ty naprawdę lubisz wyglądać jak kocmołuch?
Rozpłakałam się i to był koniec dyskusji. Potem nastąpiły ciche dni, a jeszcze później wszystko wróciło do normy. Niby. Bo chociaż wydawało się, że wszystko jest w porządku, to jednak jakiś cierń między nami pozostał.
W głębi serca byłam nawet gotowa przyznać mojemu mężowi rację. Nie wyglądałam dobrze, nie czułam się dobrze, zwłaszcza że siedzenie w domu mi nie służyło i błyskawicznie przybyło mi kilka kilo. Ale kiedy miałam o siebie zadbać?
– Lecz kiedyś jeszcze... będę... – śpiewałam i nagle zupełnie niepostrzeżenie stanęłam twarzą w twarz ze sobą. Lustro na odchylonych drzwiach szafy było bezlitosne. – Będę sexy – zaśpiewałam z rozpędu. Bezwiednie przeniosłam wzrok na zdjęcie wiszące na ścianie. Wiktor i ja w podróży poślubnej. To tylko kilka lat, a miałam wrażenie, jakby minęły dekady. Nie wiem, jak długo stałabym tam w stuporze, gdyby nie Lolek. Przytuptał do mnie i złapał mnie za nogi.
– Mama!
– Tak, kochanie, masz rację – mruknęłam pod nosem. – Mama koniecznie musi coś z tym zrobić.
Po raz pierwszy zmieniłam marszrutę naszego spaceru. Zamiast na plac zabaw i do spożywczego, poszliśmy do centrum handlowego. Lolek z zainteresowaniem przyglądał się światu, a ja ruszyłam wprost do sklepu z elegancką bielizną. Ceny trochę zbiły mnie z tropu, ale na szczęście trafiłam na posezonową wyprzedaż. Czarny, koronkowy stanik, figi i atłasowy szlafroczek. Na razie musiało wystarczyć.
Po powrocie do domu zrobiłam szybki obiad, a sama zajęłam się przeglądem szafy. Prawie straciłam nadzieję, lecz na dnie znalazłam elegancką, czarną sukienkę, która wcześniej była dla mnie trochę za duża. Na fali, niespecjalnie zastanawiając się, co robię, zadzwoniłam do swojej kosmetyczki i fryzjerki, i uprosiłam je, żeby mnie przyjęły przed weekendem. Potem ubłagałam siostrę, żeby zajęła się chłopakami i w piątkowy wieczór wszystko było gotowe.
– Co to za okazja? – Wiktor patrzył na mnie z niepokojem. – O niczym nie zapomniałem? Rocznica, urodziny...
– Nie, kochanie – podeszłam do niego, a moje piersi podniesione stanikiem zafalowały kusząco w głębokim dekolcie. – To ja zapomniałam, jak to jest być żoną, seksowną żoną – zamruczałam.
– O – westchnął i przesunął wzrokiem po moim ciele. Sukienka spełniła swoje zadanie, jego źrenice się rozszerzyły i wciągnął głęboko powietrze.
– A co z chłop...
– Ciii... – położyłam mu palec na ustach. – Nic nie mów, ten wieczór jest tylko nasz – wzięłam go pod rękę i chciałam poprowadzić do stołu. – A może – delikatnie się oswobodził, a potem przejechał palcem wskazującym po krawędzi mojego dekoltu – przejdziemy od razu do deseru. Poczułam, jak moja skóra pierwszy raz od dawna pokrywa się gęsią skórką, nogi w szpilkach ugięły się lekko pode mną.
– Czemu nie? – odwróciłam się, muskając delikatnie rosnący wzgórek w jego spodniach. – Nie gorąco ci? – Zsunęłam mu z ramion marynarkę. Mój mąż bez chwili wahania podjął grę. Poczułam jego ciepłe, miękkie dłonie na plecach. Jego palce rozsunęły suwak, a potem wsunęły się pod zapięcie stanika. Zrzuciłam sukienkę. Na widok nowej bielizny i samonośnych pończoch Wiktor prawie eksplodował. Nachylił się i pocałował mnie gwałtownie. Była w tym pocałunku namiętność, która już dawno znikła z naszego związku. Rozchyliłam wargi, nie musiałam długo czekać, język Wiktora wtargnął między nie, a jego dłonie błądziły po moim nagim ciele. Jęknęłam z rozkoszą. Jak przez mgłę usłyszałam ciężki oddech mojego męża. Zaprowadził mnie do sypialni. Kiedy stanęliśmy nadzy naprzeciwko siebie, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że Wiktor mnie pragnie. Tak mocno, jak ja pragnęłam jego. Przytulił mnie, a potem pociągnął na łóżko. Jęczałam z rozkoszy, zapominając o całym świecie. To był nasz najlepszy seks od baaardzo długiego czasu. Potem leżeliśmy nadzy, wtuleni w siebie. Zasypiając, usłyszałam tylko: – Kocham cię.
Nie, nie sprzątam domu w seksownych koronkach, ale kupiłam sobie obcisłe leginsy i wydekoltowane koszulki, a pod nimi mam dobrą bieliznę. Na jedno popołudnie w tygodniu przychodzi do nas sąsiadka, zaś my idziemy na randkę. Mam dobry powód, by zrobić makijaż i ułożyć włosy. Kiedy ruszyły wyprzedaże, poszłam na zakupy. Okazało się, że rozmiar więcej to wcale nie jest tragedia, a nawet wręcz przeciwnie.
– Bardzo mi się podobają twoje krągłości – mruczy mój mąż, łakomym wzrokiem patrząc na moje pośladki. – To doskonale, bo mam zamiar zrobić z nich użytek.
– Mrugam do niego i obydwoje wiemy, że jak tylko chłopcy pójdą spać, w naszej sypialni będzie się działo.