Pewnego dnia sąsiadka poradziła mi, żebym zaczęła pilnować swojego męża! Zaniepokoiłam się... Faktycznie, ostatnio jakby trochę bardziej dbał o siebie. Wychodził na dłużej. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio spędzaliśmy ze sobą czas. Pochłonięta pracą nie zauważyłam nawet, że przestaliśmy razem jeść posiłki... Jadwiga, 48 lat
To był zwariowany dzień. Zaczął się od trzęsienia ziemi – szefowa zapowiedziała spotkanie w cztery oczy, tuż przed szesnastą. Przestraszyłam się! Jestem już w wieku, kiedy PESEL zdecydowanie nie jest atutem. Oddałam tej pracy dwadzieścia lat! Córka była już na swoim, daleko od domu, kredyty spłacone. Staszek przebąkiwał coś o domku na przedmieściach, ale ja od co najmniej pięciu lat walczyłam o awans. Wyglądało na to, że w najlepszym wypadku wszystko skończy się przyjaznym poklepywaniem po plecach. A w najgorszym – odprawą na pożegnanie.
Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, usłyszałam, że jestem poważnie rozważana na miejsce odchodzącego na emeryturę menedżera. Nic nie było pewne, wiadomo, ale miałam dyskretne poparcie szefowej i jej błogosławieństwo.
Staszka nie było, ale z satysfakcją odnotowałam, że uporał się z cieknącą zmywarką, zrobił obiad i ściągnął pranie. Odkąd był na emeryturze, wciąż go nosiło. Był złotą rączką na osiedlu, wciąż gdzieś biegał, załatwiał, naprawiał. Jako były strażak, nie potrafił odmówić pomocy. A starsze panie wprost za nim przepadały, co rusz wymyślając, a to cieknący kran, a to obluzowany kafelek.
Żeby uczcić mój przyszły sukces, nalałam lampkę wina i przymykając oczy, zanurzyłam się w ciepłej kąpieli.
– Umyć ci plecy? – Rozmarzona, nie usłyszałam, kiedy Staszek wrócił. – Muszę ci coś powiedzieć. – Uśmiechał się tajemniczo.
– Jasne. – Podałam mu gąbkę. – Ja też mam newsa.
– Ty pierwsza.
Podekscytowana opowiedziałam mu o awansie.
– Pewnie na początku będzie ciężko, nadgodziny, delegacje – ciągnęłam w uniesieniu. – Z drugiej strony, może to właśnie najlepszy czas, nie? No, a ty? Co to za nowiny? – zagadnęłam, zaniepokojona jego milczeniem.
– Nieważne, to nic wielkiego.
Wydało mi się, że wyczułam w jego głosie rozczarowanie.
Ale wtedy się tym nie przejęłam.
Do czasu, gdy kilka tygodni później zobaczyłam, jak z samego rana poprawia przed lustrem koszulę.
– A ty co, na randkę się wybierasz tak wcześnie? – prychnęłam.
– Może – mruknął, czerwieniąc się.
– Ojejku! – udałam oburzenie. – Mam być zazdrosna? Kto tym razem? Pani Tereska i jej migająca żarówka?
Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale musnął tylko na pożegnanie mój policzek i wyszedł.
Zagadka została rozwiązana jeszcze tego samego dnia, gdy wracałam z pracy. Wchodząc do klatki, wpadłam na sąsiadkę z dołu.
– Ależ ten pani mąż się zagadał – rzuciła. – Dwa razy mu się kłaniałam, a on nic. Chciałam poprosić, żeby mi ten akumulator wymienił.
– Wymieni, wymieni, przypomnę mu – powiedziałam roztargniona.
– No nie wiem, czy znajdzie czas – stwierdziła z przekąsem. – Stoi, o tam, i dyskutuje z tą nową, co się dopiero wprowadziła. Cały dzień u niej spędził – szepnęła konfidencjonalnie.
Zerknęłam za ręką sąsiadki. Fatycznie. Stał pod bramą obok i rozmawiał z Agatą, ładną blondynką przed trzydziestką, która wprowadziła się dwa miesiące temu.
– Pani Gabrysiu, zna pani Staszka, odmówić nie potrafi, jak go kto o pomoc poprosi. – Uśmiechnęłam się z wysiłkiem. – Pewnie kobieta remont jakiś większy robi…
– Ja tam nie wiem. – Założyła ręce na piersiach i spojrzała na mnie z nieodgadnioną miną. – Pani chłop, pani sprawa. Ale ja bym tam go przypilnowała.
– O, winda przyjechała! – Wyminęłam ją z ulgą. – Powiem mu o akumulatorze.
W domu długo biłam się z myślami. Staszek wciąż nie wracał, a ja starałam się sobie przypomnieć, czy zlekceważyłam jakieś sygnały, które powinny mnie zaniepokoić. Faktycznie, ostatnio jakby trochę bardziej dbał o siebie. Wychodził na dłużej. I od jakiegoś czasu spryskiwał się tą droższą wodą toaletową. Kiedy ostatnio spędziliśmy czas razem? Nie pamiętałam. Pochłonięta pracą, nie zauważyłam nawet, że przestaliśmy razem jeść posiłki.
Zrobiło mi się gorąco. Zaraz, co on chciał mi wtedy powiedzieć, gdy wróciłam z wiadomością o awansie? Czy to możliwe? Jak mogłam być tak ślepa?!
– W głowie na starość ci się poprzewracało?! – zaatakowałam go, gdy tylko przekroczył próg mieszkania. – Ta siksa mogłaby być twoją córką!
Stanął jak wryty. Myślałam, że się uśmiechnie, wyśmieje moje podejrzenia, weźmie mnie w ramiona i zaraz wszystko się wyjaśni, ale on patrzył na mnie z mieszaniną pogardy i zaskoczenia.
– Więc to prawda, tak? – Powoli traciłam nad sobą panowanie. – Po tym wszystkim, co dla nas zrobiłam?! Harowałam jak wół, całe życie między rodziną a pracą, a ty w tym czasie… – Nie mogłam się zdobyć, by nazwać rzecz po imieniu. Widziałam, jak jego twarz się zmienia, jak purpurowieje, gdy zaciskał pieści. – Nie masz nic do powiedzenia?! Świetnie! Wynoś się – syknęłam wreszcie, tłumiąc łzy. – Nie pozwolę się tak traktować.
– Nie – odpowiedział lodowatym tonem. Nie poznawałam go! – To ja nie pozwolę się tak traktować. – Wyminął mnie i po chwili usłyszałam, jak krząta się w sypialni, pakując torbę.
Osłupiała patrzyłam, jak wychodzi, trzaskając głośno drzwiami. Kolejne dni były straszne. Miałam nadzieję, że to zły sen, że Staszek wróci, powie, że to nieporozumienie, przyniesie moje ulubione piwonie i znów będzie jak dawniej. Albo że chociaż zadzwoni. Ale on milczał.
Miałam ochotę pobiec do tej całej Agaty i wykrzyczeć, co o niej myślę. Zamiast tego wieczorami, gdy wyrzucałam śmieci, wbijałam wzrok w jej okna i wypatrywałam Staszka. Ale wyglądało na to, że to nie tam się wprowadził.
Nie miałam pojęcia, co robić. Przez jakiś czas próbowałam sobie wmówić, że nie ma tego złego – moja kariera nabierze wreszcie rozpędu, nie będę musiała walczyć z wyrzutami sumienia, że zaniedbuję dom. Ale to było żałosne. W pracy moje roztargnienie dość szybko zostało zauważone, wzięłam więc kilka dni urlopu. Zaszyłam się w domu, z telefonem w dłoni. Nie mogąc zebrać myśli, czekając na jakikolwiek sygnał od Staszka. Chciałam rozmowy, kłótni – jakiegokolwiek kontaktu. Czegoś, co pozwoliłoby mi mieć nadzieję. Bo prawda była taka, że – choć miałam ochotę go zabić – tęskniłam jak głupia.
Tymczasem nadeszły urodziny Madzi. Wstrząśnięta naszym rozstaniem, nie była pewna, czy będziemy chcieli się widzieć. Zorganizowała kameralne spotkanie na neutralnym gruncie, w lokalnej pizzerii, do której chodziliśmy od lat. Nie chciałam robić dramy, ale po cichu liczyłam na jego obecność.
Przyszłam przed czasem. Madzi jeszcze nie było, ale Staszka wypatrzyłam od razu. Coś ścisnęło mi serce. Wyglądał jak kiedyś, w niedopasowanej marynarce, ze sterczącym z boku kosmykiem włosów. Rozglądał się niespokojnie, a kiedy mnie zobaczył, poczerwieniał na twarzy.
– Pięknie wyglądasz – wymamrotał, gdy podeszłam.
– Ty też całkiem nieźle – bąknęłam.
Przez chwilę milczeliśmy zakłopotani, jak nieznajomi na rance w ciemno.
– Gdzie teraz mieszkasz? – odezwałam się wreszcie, niby od niechcenia.
– Tadek, ten, co owdowiał niedawno, pamiętasz? No to on pokój mi odstąpił na jakiś czas.
– A… Agata? – wykrztusiłam.
– Co Agata? – Zmarszczył brwi. – A… – Uśmiechnął się smutno. – No nic. Elegancka kobieta, nie powiem. – Pokiwał głową, a ja znieruchomiałam. – Ale nie w moim typie.
Na chwilę świat się zatrzymał. Co on chciał mi powiedzieć?
– A kto jest w twoim typie? – zapytałam nieswoim głosem.
Odwrócił się w moją stronę.
– Wciąż ta sama kobieta – odparł cicho, patrząc mi w oczy. – Która przestała mnie zauważać. I której byłem to w stanie wybaczyć – urwał. – Dopóki nie oskarżyła mnie o zdradę.
Nie wytrzymałam. Nie wiem, kiedy łzy same pociekły mi po policzkach. Po chwili szlochałam jak bóbr, rozmazując tusz i plamiąc sukienkę.
– Ale… – Pociągnęłam nosem. – …ale chciałeś mi coś powiedzieć… Wtedy, w łazience…
Wytarł mi dłonią policzki i na chwilę zatrzymał palce na moich ustach.
– Znalazłem dla nas mały domek. Za miastem. Do remontu. To chciałem ci powiedzieć.
Potrzebowałam chwili, żeby dotarł do mnie sens tych słów. I kolejnej, by stwierdzić, że to najpiękniejsze słowa, jakie od niego usłyszałam.
– Mamo? Wszystko w porządku? – Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się przy nas Madzia. Przyglądała nam się podejrzliwie, przenosząc powoli wzrok ze Staszka na mnie.
– Tak. – Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Wiem, że wyglądałam upiornie. Ale czułam się wspaniale. – Chcemy ci z tatą coś powiedzieć.
Nazajutrz, tuż po ósmej, stawiłam się w gabinecie szefowej. W dwóch słowach poinformowałam ją o tym, że wycofuję się z konkursu. Pokiwała głową, jakby rozumiała. A potem zapytała:
– Wydawało mi się, że ci zależy. Coś się zmieniło?
– Nie. – Uśmiechnęłam się. – Nic się nie zmieniło. Praca zawsze będzie u mnie na podium. Zaraz za rodziną.