Tadeusz Sznuk od lat jest znany widzom jako prowadzący teleturniej "Jeden z dziesięciu". Swoją klasą i profesjonalizmem zyskał sympatię i szacunek widzów. Prywatnie Tadeusz Sznuk jest szczęśliwym mężem, ojcem i dziadkiem. Jest wdzięczny żonie, że zawsze go wspierała. Nawet wtedy, gdy skupiony na kraierze nie miał dużo czasu dla rodziny oraz gdy został oskarżony o współpracę ze służbami PRL i walczył o dobre imię.
Ponad ćwierć wieku na antenie to rekord polskiej telewizji. Teleturniej „Jeden z dziesięciu” wymyślili Brytyjczycy, ale to nad Wisłą zadomowił się na stałe. Wielu zachodziło w głowę, na czym polega fenomen show, i wniosek jest tylko jeden: wyjątkowy prowadzący. Niedawno wyszło na jaw, że Tadeusza Sznuka usiłowano wymienić, lecz okazał się niezastąpiony, a jego doświadczenie bezcenne.
Przygodę z mediami zaczął już jako piętnastolatek. Współpracował z Rozgłośnią Harcerską jako chłopak od puszczania taśmy i ustawiania drucików, potem nagrywał własne reportażyki. Zajmowało go to bardziej niż nauka. Jak przyznał, był uczniem „średnim – z fizyki, matematyki i rachunków dobrym, gorszym z chemii, a z rysunków to już fatalnym”.
Po maturze dostał się jednak bez problemu na wydział Elektroniki Politechniki Warszawskiej. Wyuczony zawód zaprowadził go z powrotem do Polskiego Radia, akurat wchodziła stereofonia. Wkrótce znów zasiadł za mikrofonem. Powód był prozaiczny: twórcy programów zarabiali więcej niż inżynierowie. Dzięki temu zajęciu rozwinął skrzydła. I to dosłownie. Na poligonie w Kętrzynie, gdzie udał się na nagranie, pierwszy raz wzbił się w powietrze. Potem został licencjonowanym pilotem. Wspólną wycieczkę doskonale pamięta kolega, Karol Strasburger. Serce podeszło mu do gardła, gdy Sznuk postanowił, wprawiając w drżenie maszynę, „pomachać” przelatującemu obok znajomemu.
Wyświetl ten post na Instagramie
We wszystkim, co robił, dążył do perfekcji, tak zdobył tytuł Mistrza Mowy Polskiej. Wciąż brzmią mu w głowie słowa nadzorującego spikerów, który strofował go, gdy nie odmieniał słowa studio, mówiąc: „Panie Tadeuszu, czy pan był w kino?”. Tak angażował się w swoje zajęcie, że kiedyś stojąc na światłach, gdy zmieniły się na czerwone, odruchowo zaczął szukać kartki do przeczytania.
Wszyscy poznali go, gdy został gospodarzem „Jednego z dziesięciu”. - Ważnym kryterium wyboru była durna mina prowadzącego, żeby gracze nie mogli poznać, co się dzieje w jego duszy i jakie są odpowiedzi - żartował. Widzowie pokochali Sznuka przede wszystkim za to, że był sobą. Gdy jedna z uczestniczek zgubiła obrączkę, po rycersku pomagał w poszukiwaniach. Z życzliwym uśmiechem wysłuchał wyznania innej pani, która oznajmiła, że nie stresuje się, bo ma szwagra pracującego w elektrowni, który obiecał wyłączyć prąd w całym mieście, gdyby jej nie szło za dobrze. – Nie musiał, była w finałowej trójce. Już wychodząc, mówiła, że nie musi szwagra fatygować – śmiał się Sznuk.
Wyświetl ten post na Instagramie
Telewidzowie traktowali go jak członka rodziny, ale bywało, że ta prawdziwa nie widywała go zbyt często. Żona pana Tadeusza do dzisiaj mu wypomina bal sylwestrowy, jedyny na jaki się wybrali. - Musiałem jeszcze tej nocy przeczytać jakiś film. Wyszedłem przed drugą, wróciłem nad ranem, co nie najlepiej zostało odebrane – chyba do tej pory jeszcze za to cierpię – opowiadał.
Dzieci sam przestrzegał przed wyborem jego ścieżki. - Miały okazję obserwować tatusia, którego często nie było w domu, więc trzymają się od mediów z daleka. Radio i latanie człowieka od rodziny oddalają – tłumaczył. Synowie to informatycy, córka jest psycholożką społeczną. Przez chwilę sam myślał o zmianie kariery. W 1989 roku startował w wyborach do senatu, bez powodzenia. Jest wdzięczny małżonce, że wytrwała przy nim. A wiele razy znalazł się na zakręcie.
Wyświetl ten post na Instagramie
Padł ofiarą oskarżeń o współpracę ze służbami PRL, walczył o dobre imię. Zwolniono go też z radia. Do dziś pamięta przykre słowa członka zarządu Polskiego Radia: „Jak się puści w obozie koncentracyjnym miły głos, to też się z nim ludzie zżyją”.
Mieszka z żoną na warszawskiej Sadybie. Do Lublina na nagrania „Jednego z dziesięciu” jeździ z przyjemnością, ale przede wszystkim pragnie wynagrodzić ukochanej czas, gdy skupiał się na karierze. - Żona ma o mnie zdanie niewątpliwie słuszne – wyznał ze skruchą, ale jest dumny z prezentu od wnuków: koszulki z napisem „Najlepszy dziadek na świecie”.