"Przygotuję Wigilię dzień wcześniej, by spędzić ją razem z synkiem"
Fot. 123RF

"Przygotuję Wigilię dzień wcześniej, by spędzić ją razem z synkiem"

"Gdy myślałam o świętach w tym roku, chciało mi się płakać. Nie mogłam się pogodzić z tym, że mój syn będzie jadł wigilijną kolację u swojego ojca i jego kochanki, a ja zostanę w domu sama. Żeby jakoś sobie poradzić z tą sytuacją, wpadłam na prosty pomysł..." Basia, 36 lat

Już od początku grudnia chodziłam po ulicach,  wbijając wzrok w czubki własnych butów, żeby tylko nie patrzeć na świąteczne dekoracje na wystawach. Kiedy myślałam o Bożym Narodzeniu, z trudem powstrzymywałam łzy. Od paru lat nie miewałam wesołych świąt, zwłaszcza gdy moje małżeństwo z Łukaszem zaczęło się sypać...

Chciałam zapomnieć, że zbliża się Gwiazdka

Rok temu w grudniu byłam w trakcie rozwodu, ale przynajmniej wtedy czułam swego rodzaju satysfakcję, że mąż nie może mnie dłużej oszukiwać, że płaci za swój romans. W czasie mediacji ustaliliśmy, że nasz synek Marcin spędzi Boże Narodzenie ze mną i moją rodziną. Kilka miesięcy później rozwód został sfinalizowany i mówiłam sobie, że wreszcie jestem wolna. Nasz syn mieszkał ze mną, mój eks ze swoją kochanką...
Marcin odwiedzał go według ustaleń co dwa tygodnie, zwykle w te weekendy robiłam dokładniejsze sprzątanie i wielkie pranie. Dzięki temu nabierałam przekonania, że mam porządek nie tylko w domu, ale i w życiu. Jednak ostatnio coraz boleśniej dokuczała mi świadomość, że zgodnie z harmonogramem wizyt w tym roku Marcin spędzi Wigilię z ojcem, a ja zostanę sama. Rok temu nie brałam takiej możliwości pod uwagę, byłam pewna, że pojadę do mojej mamy. Niestety pół roku temu mama zmarła, co dodatkowo podłamało mnie psychicznie. A siostra z mężem i dzieciakami w tym roku jadą na święta do jego rodziny. Tak więc wiedziałam, że zostanę sama, że ominie mnie cała namacalna strona świąt, te rodzinne uściski, ciepłe uśmiechy, wspólne jedzenie wyjątkowych potraw. Chciałam zapomnieć, że zbliża się Gwiazdka, a tymczasem wciąż ktoś albo coś mi o niej przypominało!

Marcin cieszył się na Wigilię u swojego taty...

Dla Marcina spędzenie świąt u ojca, beze mnie, oznacza coś nowego, ale nie wydaje się tym jakoś bardzo zasmucony. Ma trzynaście lat, cieszy się na prezenty. „I dobrze”, tłumaczyłam sobie. „Powinien mieć w dzieciństwie jak najwięcej radości, zwłaszcza w tych trudnych czasach... Muszę przestać myśleć o tych świętach”. A jednak tego samego wieczoru podczas kolacji wyrwało mi się:
– Co tam będziesz jeść u taty podczas wigilii?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami.
– Ciekawe, czy będzie sałatka śledziowa? Przecież ty potrafisz zjeść całą salaterkę. Ona umie ją zrobić?
– Nie mam pojęcia, mamo. Pewnie tak. Ostatnio przygotowała takie pyszne mrożone frytki.
Gdy to usłyszałam, poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. „Pyszne mrożone frytki”. Tylko na to ją stać?! Ale to widać Łukaszowi wystarcza, chociaż ja zawsze gotowałam rodzinie domowe obiady! „Mój syn będzie jadł wigilijną kolację u kobiety, która jest kochanką jego ojca, a ja zostanę w domu sama...”, znowu się rozżaliłam.

Wstałam i poszłam do łazienki, żeby się uspokoić. Marcin nie rozumie jeszcze, co przeszłam z jego ojcem i jakie to było dla mnie upokorzenie. Ale przecież nie będę niszczyć relacji syna z ojcem, nie mogę nagle powiedzieć, że nie zgadzam się na to, by Marcin spędził święta z tatą. Nawet podczas przygotowań do rozwodu i w jego trakcie nie czułam się tak nieszczęśliwa jak teraz. Przecież każdy dzień dzieciństwa jest ważny, dzieciaki wszystko mocno przeżywają, a ja w tym roku tracę możliwość stworzenia wigilijnych wspomnień z moim jedynym synem... „Dlaczego do tego doszło? Zrobiłam coś złego, że to mnie spotyka?”, analizowałam. Przez kolejne dni ukrywałam przed Marcinem,  jak się czuję. A czułam się tak przygnębiona, że byłam na granicy załamania nerwowego.

Dzięki znajomej Ukraince mam nowy świąteczny plan

Ostatnio szłam rano do pracy, znowu wbijając wzrok w ziemię.
– Dzień dobry! – usłyszałam nagle charakterystyczny głos z miękkim wschodnim akcentem. – Co u pani słychać, pani Basiu?
To była Daryna, bardzo miła dziewczyna. Trzy lata temu pracowała w naszej firmie i nawet zaprosiłam ją wtedy do nas na Wigilię. Od dwóch lat jej nie widziałam.
– Niedługo święta. Ja zawsze pamiętam, jakie dobre jedzenie wtedy u pani jadłam i jak pięknie było! – powiedziała
– Dla pani to nie było prawdziwe Boże Narodzenie – przypomniałam. – Bo wy obchodzicie dwa tygodnie później, prawda?
– Tak, ale to było jak prawdziwe święta. Te dekoracje, jedzenie, światełka, kolędy... poczułam się, jakby to były nasze święta. I wie pani, miałam wtedy dwie Gwiazdki, najpierw u pani, a potem u rodziców. Nigdy tego nie zapomnę. Mówiła o Gwiazdce, ale tym razem nie wywołało to u mnie łez. Tamtą jej wizytę bardzo dobrze wspominałam, zwłaszcza że Łukasza nie było w domu, wyjechał, jak wówczas twierdził, w delegację, dopiero później domyśliłam się, że spędzał święta z kochanką, zamiast z żoną i synem...
– I ta sałatka śledziowa była taka dobra – westchnęła Daryna. – Aż mi ślinka cieknie, gdy o niej pomyślę... A ja w tym roku spędzam polską Wigilię z moim mężem. Bo wyszłam tu za mąż, a potem drugą Wigilię z moją rodziną i znajomymi z Ukrainy. A pani?
– A ja nie spędzam świąt z mężem – rzuciłam cicho. – Rozwiodłam się.
– Ojej... – Daryna zasłoniła usta ręką, a potem dotknęła mojej ręki ze współczuciem. Wyraźnie się przejęła.
– Wszystko w porządku – powiedziałam. – Życzę pani wszystkiego dobrego na nowej drodze życia i w Nowym Roku.
Po krótkiej rozmowie pożegnałam się z nią i ruszyłam dalej. Jednak teraz z głową podniesioną. Nagle dzięki spotkaniu z Daryną przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Był genialny w swojej prostocie.

Urządzę nam Wigilię wcześniej!

Już wiedziałam, co zrobię, i widok świątecznych dekoracji znów budził we mnie dobre skojarzenia. Zamknęłam oczy i zaczęłam sobie wszystko wyobrażać. Pokój będzie wypełniał żywiczny zapach żywej choiny. Na wigilijnym stole staną dwie wazy, jedna z zupą grzybową, druga z barszczem z uszkami, salaterka z moją wyborną sałatką śledziową, patera z dwoma rodzajami ciasta. Na kuchence i w piekarniku będą czekały ryby, postna kapusta, pierożki z grzybami. Postanowiłam, że w tym roku przejdę samą siebie i przygotuję czasochłonny świąteczny deser według przepisu mojej prababci. Potem włączę płytę z kolędami, sięgnę po zapałki, żeby zapalić świece na stroiku, i dopiero zawołam Marcina. Powiem mu, że najpierw przełamiemy się opłatkiem, jak każe tradycja, a on na pewno zerknie pod choinkę.
– A prezent będę mógł dzisiaj otworzyć? – zapyta pewnie, wskazując ruchem głowy kalendarz. – Bo Wigilia wypada jutro...
Wtedy odłożę opłatek i pójdę po czerwony pisak, którym na ściennym kalendarzu kratkę z datą „23 grudnia” zamaluję na czerwono, tak jak są oznaczone wszystkie niedziele i dni świąteczne.
– Możesz – powiem z uśmiechem. Na pewno się roześmieje. Potem przełamiemy się opłatkiem i zjemy nasze ulubione potrawy, na koniec będę obserwować, jak Marcin z błyszczącymi oczami zacznie rozpakowywać prezenty. Słowem, będzie jak zawsze w Boże Narodzenie. I choć następnego dnia rano Łukasz zabierze go, żeby spędził kalendarzową Wigilię u niego, to mnie nic nie ominie. Przecież święta to nie tylko konkretna data w kalendarzu. Święta to bliskość i dobre emocje

Czytaj więcej