"Byliśmy prawdziwą, kochającą się rodziną. Kiedy to się zmieniło? Może wtedy, gdy po raz pierwszy na wigilijnym stole zabrakło nakrycia dla mojego brata... – W naszej rodzinie nie ma miejsca dla zboczeńców! – powiedział ojciec, po tym jak Paweł przyznał, że jest gejem. Od tego czasu konflikty zaczęły narastać..." Anna K., 37 lat
Święta tuż-tuż i cały świat jak co roku ogarnęło to samo szaleństwo. „Ach, gdyby te Święta mogłyby być tak idealne jak na reklamach”, myślałam, oglądając przystrojone wystawy... Boże Narodzenie zawsze było dla mnie symbolem rodzinnego szczęścia, dlatego chciałabym załagodzić wszystkie konflikty w naszej rodzinie...
Gdy byłam dzieckiem, Gwiazdka to była czysta magia. Po całym domu roznosił się zapach pierników i grzybów, a my wynosiliśmy z piwnicy naszą wysłużoną choinkę. Ubieraliśmy ją razem: ja, siostra i brat. Nasza choinka była sztuczna, a ja marzyłam o takiej prawdziwej, pachnącej lasem... Mama zawsze kazała nam wypatrywać pierwszej gwiazdy. Dopiero wtedy mogliśmy usiąść do stołu. Czasami trochę oszukiwaliśmy, bo byliśmy już strasznie głodni i nie mogliśmy się doczekać prezentów... Mama była dobrym duchem każdych Świąt. Kiedy jej nagle zabrakło, nic już nie było takie samo. Pierwsze Boże Narodzenie bez mamy to najsmutniejsze Święta, jakie pamiętam... Tata miał pretensje do wszystkich i obwiniał cały świat za to, co go spotkało. Zjedliśmy w milczeniu barszcz i pierogi, a potem ojciec sięgnął do barku i nalał sobie kieliszek czegoś mocniejszego. Spojrzeliśmy po sobie bez słowa. Na stole pojawił się smażony karp i łazanki, a tata bez skrępowania postawił między nimi butelkę wiśniówki. Mama by na to nie pozwoliła. Nie tolerowała alkoholu na wigilii. No ale teraz mamy nie było i wiele rzeczy miało się zmienić. Tata upił się się, zanim nasza kolacja dobiegła końca. Było mi go żal, no ale przecież nie tylko on cierpiał...
Dwa lata później wyszłam za mąż i zrobiłam pierwszą wigilię u siebie. Wpadka goniła wpadkę: za słony barszcz, rozgotowane pierogi, ale wszyscy mówili, żebym się nie przejmowała. Za rok będzie lepiej. Nim minął rok, moja siostra też założyła rodzinę. Ja zaszłam w ciążę i urodziłam syna. Mijały kolejne lata, a na naszym świątecznym stole zaczęło przybywać talerzy. Znów było gwarno i wesoło.
Byliśmy prawdziwą, kochającą się rodziną. Kiedy to się zmieniło? Może wtedy, gdy po raz pierwszy na wigilijnym stole zabrakło nakrycia dla mojego brata... Dlaczego tak się stało? Od dawna widzieliśmy, że Paweł jest jakiś inny. Czy domyślaliśmy się prawdy? Ja i Alina tak. Zwłaszcza po tym, jak Paweł wyjechał do Warszawy i wynajął mieszkanie z kolegą. Zmęczony pytaniami, kiedy w końcu znajdzie sobie jakąś dziewczynę, obwieścił zaskoczonej rodzinie, że jest homoseksualistą. Nie mógł sobie wybrać gorszego momentu. Były urodziny ojca, a ciotka Mariola właśnie kroiła tort, który upiekła dla taty. W jednej chwili prysnęła radosna, rodzinna atmosfera. Nóż, który trzymała ciotka, zastygł w bezruchu.
– Słucham? – ojciec aż huknął łyżeczką o talerz. – To jakaś nowa warszawska moda? Nie po to tam wyjechałeś, żeby wrócić jako odmieniec...
– Chyba zawsze byłem odmieńcem, ale teraz mam odwagę powiedzieć o tym głośno – bronił się Paweł. – Spotkałem takich ludzi jak ja i... Tata nie pozwolił mu już dokończyć. Padło kilka niewybrednych stwierdzeń w stylu: „Nie chcę mieć syna pedała!”.
– Skoro nie chcesz... – brat wstał od stołu. – Nie będę cię męczył swoją osobą...
Wyszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać.
– Nie wracaj, dopóki ci się nie odwidzi to „homo” – zażartował cynicznie tata.
– Nie wrócę, dopóki nie będziesz bardziej tolerancyjny – powiedział poważnie Paweł. Próbowałam go zatrzymać, ale wiedziałam, że brat ma swoją dumę i nie zostanie.
– Tato, jak mogłeś coś takiego powiedzieć? – spytałam z naganą. Znowu huknęła odkładana łyżeczka.
– Wiesz, że popsuliście mi urodziny?! – usłyszałam gniewny głos ojca. Nie było sensu kontynuować tematu.
W kolejną wigilię rozłożyłam tyle talerzy co zwykle.
– A to dla kogo? – zapytał tata, wskazując na puste nakrycie.
– Dla Pawła... – powiedziałam.
– Zapamiętaj sobie, w naszej rodzinie nie ma miejsca dla zboczeńców.
Co roku zapraszałam brata na Święta, za każdym razem odmawiał. Z tatą w ogóle nie utrzymywali kontaktu. Ciężko było mi się z tym pogodzić. Paweł wyjechał z Polski. Przeniósł się do Berlina. Nie myśli o powrocie.
– Wiesz – tłumaczył mi przez telefon – tutaj ludzie są jednak zupełnie inni. Bardziej otwarci i tolerancyjni. Brakowało mi Pawła i miałam przez to żal do taty.
Trzy lata temu zaczęło się psuć w małżeństwie mojej siostry.
– Dłużej tego nie zniosę – żaliła się. – Muszę wyprowadzić się z domu. Do ojca nie wrócę…
– Możesz zamieszkać u mnie – zaproponowałam spontanicznie.
– Naprawdę?
– Nasz dom jest duży, pomieścimy się wszyscy – uśmiechnęłam się. Mój mąż zgodził się, że Alinie trzeba pomóc. Odstąpiliśmy jej gościnny pokój. To miała być sytuacja przejściowa, ale minęło pół roku, a siostra nawet nie zaczęła szukać mieszkania. Tomek coraz częściej pozwalał sobie na docinki. Kiedyś Alina wróciła z zakupów zadowolona, że kupiła sobie nową sukienkę i buty.
– Kupujesz takie drogie rzeczy, a żyjesz na nasz koszt? – skomentował, gdy pokazywała nam swoje „zdobycze”. Alina się rozpłakała.
– Gościna gościną, ale będę wam się dokładać do rachunków, OK? – spytała. Zgodziłam się. Minęło kolejne pół roku i kolejne Boże Narodzenie. Alina zadomowiała się u nas coraz bardziej.
– Porozmawiasz z nią w końcu? – naciskał na mnie mąż. A ja ciągle unikałam tematu. Było mi jakoś niezręcznie. To przecież moja siostra. Nie chciałam, żeby miała wrażenie, że chcę ją wyrzucić. Tymczasem Tomek jawnie zaczął okazywać Alinie swoją niechęć.
– Nie możesz być takim gburem. Przecież Alina nam też pomaga, zajmuje się dziećmi...
– Tak? To może zaproponuj jej, żeby zamieszkała tu z nami na stałe! – złościł się Tomek.
Atmosfera gęstniała. Długo broniłam siostry, ale potem musiałam przyznać mężowi rację...
Alina była w nieustannym konflikcie z Tomkiem, a jeśli stanęłam po stronie któregoś z nich, to też byłam winna. Przez to wszystko popsuły się moje relacje z siostrą. Co gorsza, moje małżeństwo także zaczęło przeżywać kryzys. Co zrobić? Tomek załatwił tę sprawę po swojemu. Gdy podczas najbliższej wigilii łamaliśmy się opłatkiem, życzył Alinie, żeby w końcu znalazła sobie mieszkanie. Obraziła się. W Boże Narodzenie zaczęła się pakować, a przed przed sylwestrem już jej nie było.
– No widzisz? – cieszył się Tomek. Czasami trzeba być bezpośrednim. Być może, ale... siostra przestała odbierać ode mnie telefony. Od taty dowiadywałam się, co u niej słychać. Czasem pozwolił sobie na jakiś złośliwy przytyk, że rodzina powinna trzymać się razem i tak dalej. „Ciekawe! A przez kogo Paweł w ogóle nie pojawia się w domu”, myślałam rozżalona. Tuż przed kolejnymi Świętami zadzwoniłam do siostry.
– Chciałabym cię zaprosić na wigilię – zaczęłam pełna dobrych chęci.
– Dziękuję, ale... wyjeżdżam – odparła z satysfakcją.
– Jak to? Święta spędza się przecież z rodziną!
– Spędzę je z rodziną mojego nowego faceta...
Nie powiedziałam, co o tym myślę, ale było mi przykro i byłam wściekła. Jeśli Alina chciała się odegrać, to się jej udało. Tamta wigilia była naprawdę kameralna. Patrzyłam na puste nakrycie dla niespodziewanego gościa i myślałam o siostrze oraz bracie. „Rodzina powinna trzymać się razem”, stwierdziłam, uśmiechając się do swoich dzieci. Obiecałam sobie, że w przyszłym roku dołożę starań, żeby przy wigilijnym stole usiedli wszyscy.
Najtrudniej było z tatą. Wciąż nie potrafi pogodzić się z tym, że jego jedyny syn jest odmieńcem. Tęsknota zrobiła jednak swoje. Rozmawiając z ojcem, słyszałam, jak łamie mu się głos, więc myślę, że dorósł już do tego spotkania. Paweł ma przyjechać do Polski ze swoim partnerem, więc wypada zaprosić ich obu. Zadzwoniłam też do Aliny. Miałam wrażenie, że tym razem naprawdę ucieszyła się z mojego telefonu. Zaczęłyśmy wspominać poprzednie Święta. – Musimy spotkać się znowu wszyscy – zaproponowała Alina.
– To świetnie – nie kryłam radości. – Więc tradycyjnie u mnie?
– Cudownie! Siostra zapowiedziała, że wpadnie ze swoim facetem.
Mój Boże, wygląda na to, że w tę Wigilię naprawdę wszyscy się spotkamy. Choć niektóre spotkania będą trudne. Czy to będzie początek zmian? Czy w końcu się pogodzimy? Mam nadzieję, że tak...