"Nie pozwolę, by ta zimna kobieta wychowywała córeczkę mojej zmarłej siostry!"
„Jak wytłumaczyć trzylatce, że nigdy już nie zobaczy mamy i taty?
Fot. 123RF

"Nie pozwolę, by ta zimna kobieta wychowywała córeczkę mojej zmarłej siostry!"

"Kiedy moja siostra i jej mąż zginęli w wypadku, było dla mnie jasne, że musimy się zająć Asią, ich córeczką. Tymczasem bezdzietna siostra szwagra zapowiedziała, że zamierza walczyć o małą! Pewnie straciła nadzieję, że kiedyś będzie miała własne dziecko, a może po prostu chciała na tym zarobić, nie zważając na dobro Asi?" – Ewa, 36 lat

Zerwałam się z łóżka i nieprzytomna rozejrzałam po ciemnym pokoju. Zerknęłam na wyświetlacz budzika i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest dopiero pierwsza w nocy. Chwilę trwało, zanim sobie uświadomiłam, że to nie budzik wyrwał mnie ze snu tylko telefon. Czułam, że stało się coś złego. Dzwoniła pani Jola, sąsiadka mojej siostry Lucyny...

Miałam rację, stała się tragedia!

– Pani Ewo, nareszcie pani odebrała – usłyszałam jej spłakany głos. – Niech pani przyjedzie. Była policja... Co za nieszczęście... – szlochała do słuchawki.
– Zaraz, co się stało? – przerwałam jej.
– Był wypadek... Lucyna i Jacek nie żyją... Wracali z poprawin i ktoś w nich wjechał. Policjanci mówią, że zginęli na miejscu.
– Zaraz tam będę – rzuciłam i się rozłączyłam. Zrobiło mi się słabo. Moja młodsza siostra nie żyje! Miała tylko dwadzieścia siedem lat. Osierociła trzyletnie dziecko, moją chrześnicę. Rozpłakałam się, ale wiedziałam, że muszę wziąć się w garść i działać. Obudziłam męża i powiedziałam, co się stało. Rysiek przytulił mnie, a potem szybko się ubraliśmy. Mąż nie budził synów, tylko napisał na kartce, że musieliśmy pilnie wyjść. Maciek i Marcin chodzą do starszych klas szkoły podstawowej i wiele razy zostawali w domu bez naszej opieki.

Ryszard prowadził w milczeniu z zaciętą miną. Nigdy nie przepadał za moją siostrą i jej mężem, ale na pewno nie życzył im takiego losu. Na miejscu zastaliśmy panią Jolę w towarzystwie policjantów. Funkcjonariusze upewnili się, że jesteśmy najbliższą rodziną, i przekazali nam podstawowe informacje dotyczące wypadku i dalszego postępowania. Nagle dotarło do mnie, że muszę zająć się pogrzebem. Nasi rodzice nie żyli od kilku lat, z kolei rodzina szwagra mieszkała w innym mieście.

Co teraz będzie z Asią?

„Co teraz będzie z Asią? Co my jej powiemy?”, myślałam zdruzgotana. „Jak wytłumaczyć trzylatce, że nigdy już nie zobaczy mamy i taty?” Następne dni pamiętam jak przez mgłę. Dezorientację Asi i jej płacz za rodzicami. Załatwianie wszystkich formalności związanych z pogrzebem siostry i szwagra, wstępne rozmowy z opieką społeczną w sprawie sprawowania pieczy nad dzieckiem oraz próbę zorientowania się w sytuacji majątkowej siostry.

Teraz żałowałam, że nigdy wcześniej nie rozmawiałyśmy z Lucyną na takie tematy, jak pochówek czy polisa na życie. Kto mógł przewidzieć, że jedna z nas odejdzie z tego świata w młodym wieku... Musiałam wziąć urlop i przebrnąć przez wszystkie formalności. W tym czasie mąż pracował, zajmował się też synami i domem. Nie narzekał, ale czułam, że coś mu leży na sercu.

Nie zabraliśmy Asi na pogrzeb rodziców. W tym czasie zaopiekowała się nią pani Jola. Po pogrzebie, na którym zgromadziły się tłumy ludzi, wróciliśmy do mieszkania. Na stypie gościliśmy tylko pana Jana, ojca Jacka, schorowanego starszego człowieka, oraz Jadwigę, jego córkę. Matka Jacka nie żyła od lat, a z jego dalszą rodziną nie utrzymywaliśmy kontaktu.

Siostra mojego szwagra byłą zimną, niemiłą kobietą

Jadwiga, starsza siostra szwagra, to wyjątkowo oschła osoba. Przekroczyła czterdziestkę, ale nadal jest samotna. Ma mocno konserwatywne podejście do życia i żadnego zrozumienia dla poglądów odmiennych od jej własnych. Rozmawiałam z nią tylko kilka razy w życiu i zawsze nie mogłam się nadziwić, skąd w niej tyle złości i goryczy. Podałam coś ciepłego do zjedzenia, a potem zaproponowałam kawę. Rozmowa nie kleiła się. Ojciec szwagra był bardzo przybity śmiercią syna. Moje dzieciaki siedziały w kącie pokoju i szeptały między sobą z przejęciem. Asia kolorowała rysunek przy stoliczku, nieświadoma powagi sytuacji. Biedactwo, nie mogła zrozumieć, że mamusia odeszła, i jak tylko sobie o niej przypomniała, zadawała nam ciągle to samo pytanie: „Gdzie jest mama?”.

– Chyba powinniśmy podjąć decyzję, z kim zamieszka Joanna – w pewnej chwili odezwała się Jadwiga.
– To jasne, że my się nią zajmiemy – odparłam, wycierając oczy mokre od łez.
– Ewa, nie uważasz, że musimy to jeszcze przedyskutować? – wtrącił mój mąż, a mnie aż zamurowało z wrażenia.
– Tu nie ma nic do dyskutowania! – uniosłam się, bo zrozumiałam, że Rysiek nie chce, by Joasia zamieszkała z nami.
– Ona jest córką mojej siostry i moją chrześnicą. Dobrze zna naszą rodzinę, a chłopcy lubią się z nią bawić. Nie ma innej opcji – zakończyłam przemowę.
Uważam, że nie jesteście w stanie utrzymać tego dziecka i zapewnić mu godnych warunków do życia – powiedziała Jadwiga, rozglądając się ostentacyjnie po naszym mieszkaniu. – A my z ojcem mieszkamy w dużym domu i w większym mieście, dlatego Joannie będzie u nas lepiej. Wystąpię do sądu o przyznanie opieki nad małą. Jak wiecie, pracuję w kancelarii adwokackiej i wiem, jak się załatwia takie sprawy.
– Jadwigo – odezwałam się najmilszym tonem, na jaki było mnie stać w tym momencie – z całym szacunkiem, ale dzisiaj po raz pierwszy spotkałaś się z Asią. Z tego, co wiem, nie pochwalałaś związku brata z Lucyną, nie byłaś nawet na ich weselu. To dlaczego teraz tak ci zależy na opiece nad ich dzieckiem?
– Dajcie spokój – wtrącił się pan Jan. – Nie wypada kłócić się o dziecko. Asia może mieszkać z wami i z nami, podzielimy się nią...

Nie wyobrażałam sobie naprzemiennej opieki! Temu dziecku już raz świat runął w gruzach, dlatego trzeba mu było zapewnić stabilizację. Na chwilę zapadło milczenie. Potem Jadwiga oświadczyła, że przed nimi długa droga i muszą wracać do domu. Na odchodne zapowiedziała, że zamierza walczyć o małą. Pewnie straciła nadzieję, że kiedyś będzie miała własne dziecko, a może po prostu chciała postawić na swoim, nie zważając na dobro Asi?

Nie oddamy Asi!

– Mamo, ta pani Jadwiga jest taka... okropna – powiedział Maciek. – Mam nadzieję, że nie oddasz jej Asi.
– Słyszałem, jak mówiła komuś na pogrzebie, że Asia odziedziczy mieszkanie po rodzicach i ona je wynajmie swoim znajomym – relacjonował z przejęciem starszy syn, Marcin.
– Nie martwcie się, zajmę się tym – odpowiedziałam wzburzona, ale czułam, że to nie będzie takie łatwe.
– Ewa, musimy poważnie porozmawiać – stwierdził mąż, gdy chłopcy poszli do swoich pokojów. – Jak ty to sobie wyobrażasz? Naprawdę chcesz wziąć tę małą? A pomyślałaś, z czego ją utrzymamy? Z naszych marnych pensji? Wzięłaś pod uwagę nasze małe mieszkanie? Jak my się w nim wszyscy pomieścimy? – zasypał mnie pytaniami.
– Rysiu, jak możesz tak mówić? – zdziwiłam się. – Dla mnie to oczywiste, że powinniśmy się nią zająć. Jestem to Lucynie winna. Zresztą kocham ją jak własne dziecko. Wiesz dobrze, że nie urodzę kolejnego, a zawsze chciałeś mieć córeczkę. Poza tym nie mogę dopuścić, by mała trafiła w ręce Jadwigi. Ona nie będzie jej wychowywać tylko tresować. A jeśli to prawda, co mówił Marcin, to jeszcze chce na niej zarobić! – nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem.
– Mamo, dlaczego płaczesz? – do kuchni wpadli chłopcy.– Co się stało?
– Ach, nic takiego. Rozmawiamy o przyszłości waszej kuzynki – odparłam, ocierając oczy.
– Wszystko słyszeliśmy – wygadał się Marcin.
Tato, bo my chcielibyśmy, aby Asia z nami zamieszkała. Nawet możemy być w jednym pokoju i odstąpimy jej ten drugi, mniejszy.
– I w razie czego pomożemy wam się nią zajmować – dodał Maciek. Chłopcy zaskoczyli mnie swoją postawą.
– Naprawdę? – dopytywał mąż. – Dużo myśleliśmy o śmierci i o życiu. I wyszło nam, że musimy tak zrobić – rzucił cicho Marcin.
– U mnie w klasie jest taka Zosia, która mieszka w domu dziecka, i ona jest strasznie smutna. Nie chcemy, żeby Asia też taka była... Gdy słuchałam moich chłopców, poczułam ciepło w okolicy serca.
– Dobra, idźcie już do łóżek – przerwał im Ryszard. – Musimy jeszcze to przemyśleć – dodał, ale po jego minie widziałam, że jest bardzo wzruszony słowami synów, i w sercu zakiełkowała mi nadzieja, że zmieni zdanie.

Czeka nas rozprawa, ale jestem dobrej myśli

Następnego dnia umówił się ze swoim kolegą Tomkiem, który jest radcą prawnym, i poprosił o pomoc. We troje rozważaliśmy różne opcje. W grę wchodziła adopcja Asi lub stworzenie spokrewnionej rodziny zastępczej. Oznaczałoby to, że musimy przejść kwalifikacje, wziąć udział w szkoleniu i pozytywnie wypaść na testach psychologicznych. Tomasz mówił też o możliwości założenia rodzinnego domu dziecka. Wiązałoby się to ze zmianą zawodu, przeprowadzką do innego lokum i wzięciem pod opiekę większej ilości dzieci. Nie wiemy jeszcze, co zrobimy, ale raczej skłaniamy się ku adopcji Joasi. Tymczasem urzędnicy wyrazili zgodę na to, aby na razie siostrzenica zamieszkała z nami.

Psycholog stwierdził, że to my powinniśmy się zajmować dzieckiem, bo mamy z małą silną więź emocjonalną. Sądzę, że Jadwiga nie ma szans, aby odebrać nam dziecko. Niedługo czeka nas rozprawa w sądzie rodzinnym o przyznanie pieczy nad Joasią. Ostatnio przyśniła mi się Lucyna, która zrobiła taki gest, jakby chciała mi przybić piątkę. Jestem dobrej myśli, bo czuję, że wszystko dobrze się ułoży. 

 

Czytaj więcej