"Moja mama niczego nie chciała robić sama! Miałam dosyć niańczenia jej. I wtedy... stał się cud!
Fot. 123 R

"Moja mama niczego nie chciała robić sama! Miałam dosyć niańczenia jej. I wtedy... stał się cud!

"W domu rodziców wszystkim zajmował się tata. Gdy umarł, jego obowiązki spadły na mnie. Moja mama była jeszcze całkiem młoda i sprawna, ale kompletnie niesamodzielna. Nie rozumiałam, jak można być tak nieporadnym i ciągle prosić innych o pomoc?!  Codziennie dzwoniła do mnie i mojego narzeczonego, traciliśmy już cierpliwość. Aż w końcu zdarzyło się coś zupełnie niespodziewanego...!" Malwina, 24 lata

Mamo, nie mogę cię jutro zarejestrować do lekarza. W pracy rano jest zebranie i…
Tak, wiem, że zaczęło cię boleć biodro, ale… Siedzący obok mnie Michał przewrócił oczami. Wiedziałam, że irytuje go nieporadność mojej mamy.
– Dobrze, jutro z rana będę dzwonić, może się uda – obiecałam, po czym się rozłączyłam.
– Czy twoja mama nie może po prostu pójść i zapisać się do lekarza rodzinnego?
– Przypadki, które nie są pilne, rejestrują przez telefon.
– To co za problem, żeby sama zadzwoniła? – nakręcał się.
– Zanim odbierze rejestratorka, trzeba przebrnąć przez automatyczną sekretarkę, powciskać odpowiednie numerki…
– Faktycznie, nie do ogarnięcia – ironizował.
Wkurzał się i wcale mu się nie dziwiłam. Ale jak mogłam nie pomagać własnej mamie? 

Tata kazał mi się mamą opiekować

Po śmierci ojca to ja przejęłam wszystkie jego obowiązki. Płaciłam rachunki, pilnowałam ubezpieczeń, zajmowałam się dwiema nieruchomościami, które mieliśmy na wynajem.
Opiekuj się mamą – powtarzał często, kiedy już wiedział, że odchodzi.
Miałam wtedy osiemnaście lat i gorliwie przytakiwałam, czułam się doceniona, ale teraz coraz częściej czułam żal do taty, że mnie z tym wszystkim zostawił. Mama jest piękną, delikatną i wyjątkowo nieporadną kobietą. Nie wiem, czy zawsze taka była, czy nabrała tych cech przy tacie.
– Beatko, nie zaprzątaj sobie tym swojej pięknej główki, ja się tym zajmę – mawiał, kiedy pojawiał się jakiś problem.
To ojciec chodził ze mną do lekarzy, uczestniczył w zebraniach i woził na zajęcia pozalekcyjne. Mama miała leżeć i pachnieć. Tata był od niej sporo starszy, dobrze zarabiał i rozpieszczał swoją Beatkę. Mama oczywiście nie pracowała, w domu też nie gotowała ani nie sprzątała. Tym zajmowała się pani Halinka, która nadal wpadała do niej kilka razy w tygodniu.
– Ja rozumiem, że kobiety czasami lubią poczuć się jak księżniczki, ale bez przesady – utyskiwała ciocia Jola, która sama była energiczną babką. Prowadziła własny biznes i nie po drodze jej było z własną siostrą. Za to ze mną dogadywała się świetnie. – Masz iskrę, będą z ciebie ludzie – mówiła.
Może i iskrę miałam, ale spalałam się coraz bardziej, próbując łączyć studia, pracę i związek z niańczeniem mamy. Dopóki z nią mieszkałam, było łatwiej, ale Michał chciał, żebym się wyprowadziła. Uważał, że dzięki temu moja rodzicielka się usamodzielni. Życie pokazało, że nie miał racji, a każde odwiedziny oznaczały dla nas nowe zadanie.

Ciągle mieliśmy od niej nowe zadania

– Michałku, tu mi coś odpadło. – Mama bezradnie wskazała na uchwyt przy szafce.
– To coś nazywa się śrubka i sama sobie pani poradzi śrubokrętem. Nic trudnego. – Uśmiechnął się przyjaźnie, ale mama patrzyła na niego, jakby nagle zaczął mówić po chińsku.
Nie wiem, które słowa przeraziły ją bardziej: „śrubokręt” czy „sama sobie”. Mama niczego nie robiła sama.
– Żartowałem – mówił w takich chwilach mój chłopak i naprawiał wszelkie usterki.
Po mojej wyprowadzce, która doprowadziła mamę do histerii, Michał nadal starał się być na każde wezwanie, by złagodzić jej syndrom opuszczonego gniazda. Ja również biegałam do niej z pomocą przy najłatwiejszych czynnościach. Jednak z czasem zaczęło nas to męczyć i coraz częściej się kłóciliśmy. Mama nie umiała zmienić sobie ustawień w komórce, wystąpić do spółdzielni o duplikat zgubionego kluczyka od skrzynki czy naciągnąć poluzowanej linki do wieszania prania.
– Mamo, z boku masz taki przycisk – starałam się mówić spokojnie. – Wciśnij go, przytrzymaj i wtedy telefon będzie dzwonił głośniej.
– Tu nie ma żadnego przycisku! – W jej głosie zabrzmiały wysokie tony.
– Dobrze, wpadnę po pracy – skapitulowałam.
– Ach, tutaj, ten guzik. – W mojej obecności mama cudownie lokalizowała przycisk, którego jeszcze rankiem nie zauważała.
– Napisz po prostu, że zgubiłaś kluczyk. Kartkę z podaniem o nowy wrzuć do skrzynki w budynku spółdzielni.
– Córuś, tu nie ma żadnej skrzynki! – I znów te same nutki histerii w głosie.
Oczywiście pomarańczowe pudło wisiało przy samym wejściu. Nie miałam pojęcia, jak mama mogła go nie widzieć.
– A jak zwiążę linkę za słabo i pani Halince spadnie całe pranie?
– Nie spadnie, jeśli dobrze zaciśniesz – tłumaczyłam.
Mama kolejny raz testowała moje pokłady cierpliwości.
– Może Michaś mógłby przyjechać i zawiązać?…
Michał słyszał całą rozmowę i wściekłym szeptem warczał mi przy uchu
– Mowy nie ma. Nie będę jechać na drugi koniec miasta, żeby wiązać jakiś sznurek!
W końcu sznurkiem zajęła się pani Halina. Cała ta sytuacja zaczynała nas męczyć i wyraźnie odbijała się na naszych relacjach.

Czara goryczy przelała się pewnej soboty

Szykowaliśmy się na wesele znajomych. Ufryzowałam się, umalowałam, wcisnęłam w cekinową kieckę i ćwiczyłam chodzenie na szpilkach, kiedy zadzwonił telefon. Ze zgrozą spojrzałam na ekran.
– Nie odbieraj – jęknął mój chłopak.
Długo się wahałam, ale w końcu kliknęłam zielony przycisk.
– Dziś naprawdę nie możemy, bo… Wiem, że lubisz te telewizyjne koncerty, ale… My za pół godziny musimy być w…
Mama w ogóle nie dawała mi dojść do słowa. Tym razem nuty histerii w głosie przeszły w szloch.
– Dobrze, zaraz będę – westchnęłam z rezygnacją. Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Mamie poprzestawiały się kanały w telewizji i…
– Nie chcę tego wiedzieć. – Gestem ręki uciął rozmowę.
– Zdążę na przysięgę – rzuciłam i pobiegłam do taksówki.
Nie zdążyłam. Przegapiłam też pierwszy taniec i rosół.
– Przepraszam – szepnęłam cała spocona, siadając do dewolaja.
Mój chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Później kilka głębszych nieco poprawiło mu humor, ale czułam po jego wzroku i gestach, że ma tego dość.
Przez kolejne dni Michał nadal był na mnie zły, a mama oczywiście nie próżnowała. Farmaceutka nie chciała zrealizować jej kodu na receptę, w butach odpadł obcas, rachunek za telefon przyszedł podejrzanie wysoki, a w kuchni rozszczelniło się okno.
– Jak to nie dasz rady? Będzie tak tu wiać? – Mama zrobiła nieszczęśliwą minę, kiedy zeskoczyłam z parapetu i powiedziałam, że nie umiem naprawić zawiasu.
– Może Michaś…
– Michaś pracuje, poza tym nie ma odpowiednich narzędzi – warknęłam. – Wezwij fachowca.
– Ale jak to? – Mama wytrzeszczyła oczy, jakbym kazała jej lecieć na Księżyc.
– Normanie! – wydarłam się, zapominając, że stoję przy otwartym oknie. – Znajdź jakiegoś fachowca w internecie albo popytaj sąsiadek i zadzwoń! Nie zamierzam cię dłużej niańczyć. Nie jestem twoją mamą, mamo!
Nie zamierzałam krzyczeć, ale zamiast odpoczywać po pracy, skakałam po parapetach i byłam naprawdę wkurzona.

Wtedy wydarzyło się coś zaskakującego...

Mama najpewniej wybuchłaby płaczem, ale do rzeczywistości przywołał ją dzwonek do drzwi. W progu stał facet na oko po sześćdziesiątce. Miał na sobie robocze ogrodniczki, a w ręku trzymał roboczą skrzynkę.
– Nie chcę się narzucać, ale krzyki było słychać aż na podwórku, akurat wymienialiśmy okna u sąsiada i…
– Proszę, niech pan wejdzie. – Zareagowałam błyskawicznie.
Gość uporał się z zawiasem w dwie minuty i nie chciał zapłaty.
Andrzej „złota rączka”. Do wszystkiego – przedstawił się z uśmiechem i podał nam wizytówkę. – Taka piękna kobieta nie może marznąć.
Blada zazwyczaj mama wyglądała jak po przebiegnięciu maratonu. Rumieniec wypełzł jej aż na dekolt. Pożegnałam naszego wybawiciela, a kartonik z numerem wsunęłam za szybę w barku.
– Tutaj dzwoń następnym razem. – Postukałam palcem w wizytówkę i pognałam do Michała.
Miałam dwa dni spokoju.
– Nie mogę zrobić sobie ulubionej herbaty… – Jęk. – Guzik w czajniku odskakuje. – Dłuższy jęk.
– Mamo, zadzwoń do pana Andrzeja.
– Ale…
– Wiesz, gdzie jest numer. Pa – pożegnałam się szybko.
Szczerze wątpiłam, czy mama odważy się odezwać do złotej rączki, ale ja już naprawdę nie chciałam zaprzątać sobie głowy takimi drobnostkami. W pracy czekał mnie raport kwartalny, na studiach egzaminy, a w domu kilka zaległych filmów do obejrzenia z Michałem.

Telefon od mamy milczał przez kolejne tygodnie...

W natłoku zadań początkowo nie zwracałam na to uwagi, ale w końcu zaczęłam się niepokoić.
W sobotę Michał szedł na mecz, ja skończyłam raport i zaliczyłam sesję, więc postanowiłam zajrzeć do mamy. Nikt nie otworzył, więc posłużyłam się swoim kluczem. Od razu poczułam zapach sera i boczku, a do uszu dotarł głos Krzysia Krawczyka.
– Mamo? – Weszłam do kuchni.
– O, cześć kochanie! – przywitała mnie z niespotykaną dotąd energią i z takim samym jak ostatnio rumieńcem.
– Zamówiłam pizzę! – obwieściła z dumą.
– Ty zamówiłaś? – Byłam w szoku.
– Andrzej mi pokazał. To nic trudnego. Zaraz wpadnie po pracy, więc może zjesz z nami?
– Czemu nie. – Rozsiadłam się wygodnie przy kuchennym stole.
– Herbatki? – zaproponowała.
Spojrzałam na wypasiony czajnik elektryczny. Mama podłapała mój wzrok.
– Andrzej pomógł mi wybrać. Jest świetny! – Rozpromieniła się, a ja nie miałam pojęcia, czy chodzi jej o czajnik, czy o Andrzeja.

 

Czytaj więcej