"Paulina jest tak zakochana w swoim narzeczonym, że nie dostrzega jego wad. Jej zdaniem to świat jest okrutny, bo nie docenia wiedzy i geniuszu Mateuszka. Nie widzi, że to skrajny leń i hipochondryk, który po prostu na niej żeruje...! Jak wybić jej z głowy ślub z tym pasożytem...?!" Hanna, 40 lat
Oświadczył mi się! – zapiała Paulina, pokazując mi swój pierścionek zaręczynowy. – Piękny, co?
– Piękny – pokiwałam głową. „Ciekawe, skąd wziął na niego pieniądze? Pewnie z konta, które zasilasz ty”, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
– Nie cieszysz się moim szczęściem? – Paulina zrobiła smutną minę.
– Ależ cieszę się, cieszę! – objęłam ją i przytuliłam.
– Kiedy ślub?
– Jeszcze nie ustaliliśmy daty – wzruszyła ramionami. – Kocham go, chociaż wiem, że nie bardzo go lubisz. No cóż, musisz zaakceptować, że planujemy wspólne życie.
– Akceptuję, Paulinko, akceptuję. Tylko... – zawiesiłam głos. Pomyślałam, że właśnie nastąpiło to, czego obawiałam się najbardziej. Los mojej małej siostrzyczki powoli się przypieczętowywał. I to w sposób najgorszy z możliwych. A ja niewiele mogłam zrobić.
Mateusz był facetem, którego nie życzyłabym najbardziej nielubianej koleżance. Tym bardziej kochanej siostrze. Owszem, czarujący, wygadany i przystojny. Na pierwszy rzut oka interesujący mężczyzna. Wiedział, jak się przypodobać kobietom i zrobić wrażenie. Na dłuższą metę jednak nie był najlepszym wyborem. Od dwóch lat, czyli od kiedy zamieszkał z Pauliną, przepracował może kilka tygodni. Kiedyś, gdy go nie znaliśmy, podobno pracował w banku. Ale zmęczyła go ta „korporacja” i odtąd jakoś nie mógł nic dla siebie znaleźć. Trzydziestopięcioletni facet w sile wieku ciągle był bezrobotny. Co prawda co jakiś czas próbował podjąć pracę, ale w każdej firmie coś było nie tak. Raz nie podobały mu się warunki zatrudnienia, innym razem zbyt niska płaca. A jeśli i to grało, okazywało się, że zdrowie mu niedomaga...
Pamiętam, gdy zdarzyło się to pierwszy raz. Paulina zadzwoniła do mnie przestraszona.
– Hania, możesz do nas przyjechać? Mateuszowi coś jest! – wykrzyczała spanikowana do słuchawki. Mieszkali wtedy razem dwa miesiące. Mateusz zatrudnił się kilka dni wcześniej w jakiejś firmie kurierskiej. Była sobota rano, nie obudziłam się jeszcze do końca.
– Poczekaj – ziewnęłam do słuchawki. – Ale co się stało?
– Nie wiem, leży, trzyma się za pierś i nie może oddychać! To mnie natychmiast obudziło. Wiedziałam, że tego typu objawów nie wolno bagatelizować. To mógł być atak serca albo coś równie poważnego.
– Dzwoń po pogotowie. Ja już jadę! – zakomenderowałam.
Szybko się ubrałam i zamówiłam taksówkę. Nie chciałam budzić męża, miał za sobą ciężką noc w pracy. Gdy dojechałam do mieszkania siostry, pierwsza pomoc już była. Jeden z ratowników medycznych opukiwał chłopaka Pauliny. W końcu dał mu zastrzyk i kazał oddychać do papierowej torby.
– Nic panu nie jest. To był na szczęście tylko atak paniki – powiedział przed wyjściem. – Proszę spróbować znaleźć sobie mniej stresujące zajęcie albo poszukać sposobu na rozładowanie stresu – poradził jeszcze.
Paulina była blada ze strachu. Od razu podbiegła do Mateusza i zaprowadziła go do sypialni, jakby był obłożnie chory. Potem, gdy siedziałyśmy przy kawie, jeszcze długo trzęsły jej się ręce. Jej narzeczony oczywiście do firmy kurierskiej już nigdy nie wrócił.
Mateusz poważnie wziął sobie do serca zalecenia pielęgniarza i starannie unikał stresujących zajęć. Nie powiem, po tym pierwszym ataku ja też nieco się przestraszyłam. Ale dość szybko stało się dla mnie jasne, że Mateusz wcale nie jest chory. Przyjął taką postawę, bo mógł sobie przy Paulinie na nią pozwolić. Żył jak pączek w maśle, miał wszystko podstawione pod nos. Sycił się miłością mojej siostrzyczki, która była zapatrzona w niego jak w obrazek. I nie robił nic. Coś tam poczytał, pokręcił się po domu, pograł w gry. Spał do południa. Nie sprzątał, nie gotował. Wręcz przeciwnie, gdy Paulina przychodziła z pracy, czekał, że poda mu obiad. Owszem był przy tym słodki i potrafił czarować. Koniec końców, moja siostrzyczka, zamiast przejrzeć na oczy, była w nim coraz bardziej zakochana.
Mateusz rzucił kilka komplementów, podkreślał na każdym kroku, jaka to wspaniała dziewczyna mu się trafiła, a ona rozpływała się pod wpływem tych słów jak lody w słońcu. Opracował tę taktykę do perfekcji. A że Paulinka miała świetną pracę i zarabiała sporo, uznał, że on nie musi robić wiele. Ona zaś pracowała za dwoje. Brała nadgodziny, żeby zarobić na wspólne wakacje, bo przecież Mateusz musiał wygrzewać się w słońcu zimą. Był taki chorowity! Nakupowała książek o zdrowym żywieniu i codziennie gotowała, żeby Mateuszek miał to, co najlepsze. Bo przecież, jej zdaniem, na to zasługiwał. A na jakąkolwiek wzmiankę o tym, że może Mateusz dorzuciłby się jej do wydatków albo chociaż płacił rachunki, zaczynała się irytować.
– On jest taki dobry i cudowny, ale wrażliwy. Zbyt wrażliwy na dzisiejszy świat – wzdychała i uśmiechała się jak natchniona.
Kiedy przychodziliśmy do nich na początku ich znajomości, gdy jeszcze nie zorientowałam się do końca, z kim mam do czynienia, patrzyłam z zachwytem na oczytanego i czarującego faceta i porównywałam go ze swoim wiecznie zagonionym i zmęczonym Jurkiem. Zazdrościłam Mateuszowi luzu, a siostrze takiego interesującego chłopaka. Ale z czasem przejrzałam na oczy. Mateusz na przemian rzucał tymi samymi tekstami lub opowiadał o swoich kolejnych schorzeniach, które uniemożliwiały mu normalne funkcjonowanie. Wszyscy pochylali się wtedy nad nim, nawet mój Jurek, który szedł do pracy zawsze, choćby słaniał się na nogach. Miałam wrażenie, że tylko ja nie mogę słuchać o zawrotach głowy, szumach w uszach i bolącym brzuchu. Kiedyś zapytałam Mateusza wprost, dlaczego odszedł z kolejnej pracy po zaledwie kilku dniach.
– Wiesz, przemyślałem to dokładnie – odpowiedział. – I doszedłem do wniosku, że nie po to uczyłem się tyle lat i pracowałem w banku, żeby teraz wykonywać takie ciężkie prace. Muszę znaleźć coś, co mnie będzie rozwijać, a nie podcinać mi skrzydła. No i powinienem dbać o zdrowie, bo z nim u mnie coraz gorzej – dodał po chwili i spojrzał wymownym wzrokiem na moją siostrę. Już miałam mu odpowiedzieć, że nie każdy może sobie na to pozwolić, ale nie zdążyłam, bo Paulina zaczęła się roztkliwiać nad narzeczonym. Jęczała, jaki to świat jest okrutny, bo nie docenia wiedzy i geniuszu Mateuszka. Tak to trwało przez dwa lata. Paulina pracowała coraz ciężej, a Mateusz miał coraz więcej dolegliwości, ale też i coraz większe potrzeby. Ubrania musiał mieć firmowe, rozrywki na poziomie, a wakacje zagraniczne. Co dziwne, wszystkie objawy jego chorób znikały w momencie, kiedy wychodził z kolegami. Wtedy oczywiście, gdy Paulina robiła nadgodziny, by zarobić więcej.
Nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że moja inteligentna siostrzyczka tego nie zauważa. Dlaczego wciąż dawała się nabrać na gadki o bolącej głowie i przebytej niegdyś boreliozie, która pogrążyła życie jej narzeczonego w chaosie. A teraz jeszcze to. Zaręczyny... Mateusz dobrze wiedział, jak się urządzić. A ja nie mogłam już nic więcej zrobić. Długo próbowałam przemawiać Paulinie do rozsądku, ale nic to nie dało. Jakie teraz czekało ją życie? Wiedziałam, że ślub niczego nie zmieni. Nie zmieni się też nic, gdy na świat przyjdzie ich dziecko. To znaczy dla Mateusza, bo Paula zaharuje się na śmierć. Bałam się o nią nie bez podstawy.
Miałam w pracy koleżankę, Monikę, która była dokładnie w takiej samej sytuacji, tylko dwadzieścia lat później. Jej mąż wciąż na coś chorował. Depresja, cukrzyca, bóle kręgosłupa, nóg, głowy... Renty nie mógł dostać, bo tak naprawdę nic mu nie było. Ale koleżanka wciąż musiała księcia utrzymywać i robić za niego wszystko. Nawet rozwieść się nie mogła, bo jej mąż był tak od niej zależny, że, jak twierdziła, nie poradziłby sobie bez niej. Do lekarzy nie chodził, bo mówił, że to nieroby i nieuki, które wpędzają go w jeszcze poważniejsze choroby. I co było chyba najgorsze, z nadmiaru wolnego czasu wymyślał przeróżne interesy, w które inwestował pieniądze Moniki. Wciąż wierzył, że mu się poszczęści i zostanie bogaty. Tylko że za każdym razem kończyło się długami. A te oczywiście musiała spłacać Monika. Byłam świadkiem jej bezsilności i nie chciałam takiego losu dla Pauli. Moja siostra była taka młoda, śliczna i naiwna. Kompletnie nie znała życia. I nie chciałam, żeby zmarnowała je już na starcie, wychodząc za mąż za Mateusza.
Paulina dobrze znała moją opinię o swoim narzeczonym. Nie raz zwracałam jej uwagę na to, że jego coraz to nowe schorzenia są tylko wymysłem. W końcu pomyślałam, że może powinnam poznać ją z Moniką. Może gdyby Paulina zobaczyła, jak się żyje z takim mężem na co dzień, gdy już opadnie fascynacja i zacznie się prawdziwe życie, to może w końcu przejrzałaby na oczy. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej wydawało mi się to sensowne. „Tak, zorganizuję im spotkanie! Niby przez przypadek. Ale stworzę taką atmosferę, żeby Monika poopowiadała trochę o problemach w swoim małżeństwie”, kombinowałam. Późnym wieczorem, gdy Jurek wrócił w końcu z pracy, chciałam mu o tym opowiedzieć, ale był taki zmęczony, że wziął prysznic i położył się do łóżka. Oczywiście od razu zasnął, o żadnych czułościach nie mogło być mowy. Przytuliłam się do niego. Ciężko pracował ten mój Jerzy. Poważnie traktował wszystko, czego się podjął. Ojcem i partnerem też był dobrym. Nigdy nie narzekał, zawsze starał się znaleźć rozwiązanie problemu. Może nie był tak przystojny i elokwentny jak Mateusz. Nie umiał też tak słodzić, ale zawsze mogłam na niego liczyć.
– Jurek – potrząsnęłam nim delikatnie.
– Tak? – otworzył oczy. – Co się stało? – usiadł na łóżku, gotowy do działania.
– Kocham cię, wiesz? – pogłaskałam go po głowie i przywarłam do jego ręki. Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie zwykłam rzucać miłosnych wyznań ot tak.
– Ja ciebie też, ale jutro muszę wstać o piątej – uśmiechnął się i otoczył mnie ramieniem.
– Wiem, wiem – wtuliłam się w niego.
– Ale... coś się stało? – popatrzył na mnie uważnie.
– Paula się zaręczyła. A ja tak strasznie chciałabym ją przed tą katastrofą uchronić! – chlipnęłam.
– Oj, moja kochana żona! Jak zawsze myślisz za wszystkich! – zaśmiał się. – Paulina jest już dorosła. To jej wybór i to ona będzie ponosić konsekwencje. Nie przeżyjesz życia za nią!
– Wiem – pokiwałam głową, a potem jeszcze mocniej wtuliłam się w ramię męża. A w głowie już układałam sobie, jak zorganizować spotkanie siostry i Moniki. Tak bardzo chciałabym, żeby Paula znalazła taki spokój i bezpieczeństwo jak ja. Nie spocznę, póki nie spróbuję wszystkich dostępnych sposobów, by otworzyć jej oczy!