Z Patrycją znamy się od dziecka, ale teraz żyjemy w zupełnie innych światach. Czuję się wykorzystywana, a na dodatek widzę, że ile bym dla niej nie zrobiła, ona jest ciągle niezadowolona. Zaczynam się zastanawiać, czy jest moją przyjaciółką, czy raczej manipulantką... Basia, 31 lat
Właśnie szłam na spotkanie z szefem, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam imię przyjaciółki. Odrzuciłam rozmowę i wyłączyłam dźwięk. Byłam zdenerwowana. Nie zdążyłam zrobić w tygodniu tego, co zlecił mi przełożony. Nie dałam rady. Sprawy bieżące w biurze zajęły mnie do tego stopnia, że ledwie zaczęłam zleconą pracę. Spodziewałam się wymówek i niezbyt miłej rozmowy. Zdążyłam pomyśleć, że do Patrycji oddzwonię później, i weszłam do gabinetu szefa.
– Proszę usiąść, pani Basiu – z tonu szefa wywnioskowałam, że nie będzie lekko. I miałam rację. Wyszłam po dwudziestu minutach, ale czułam się, jakbym siedziała u niego kilka godzin. Dowiedziałam się, że jestem niesystematyczna i najwyraźniej nie radzę sobie z planowaniem pracy, skoro nie potrafiłam zrobić prostej rzeczy. Szef liczył na mnie, a ja go zawiodłam.
Kiedy usiadłam przy komputerze, byłam na tyle rozbita, że zapomniałam o tym, że wyciszyłam telefon. Zajęłam się pracą i ocknęłam się dopiero, jak moi koledzy zaczęli wychodzić z firmy. Spojrzałam na zegarek. Minęła szesnasta, a ja byłam w połowie rozgrzebanej roboty. Westchnęłam i sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić do męża i uprzedzić go, że wrócę wieczorem i żeby nie zapomniał po drodze odebrać naszej córki ze szkoły. Jeden rzut oka na telefon wystarczył, żeby się wystraszyć. Dziesięć nieodebranych połączeń od Patrycji! O kurczę! Zapomniałam, że miałam do niej oddzwonić i w dodatku nie słyszałam jej dobijania się. Coś się musiało stać! Szybko wybrałam numer przyjaciółki.
– No, wreszcie – sapnęła urażona, gdy odebrałam.
– Patrycja, strasznie cię przepraszam – zaczęłam się tłumaczyć. – Miałam dziś ciężki dzień w pracy i zapomniałam, że wyciszyłam telefon!
– Moje sprawy zawsze są u ciebie na szarym końcu – stwierdziła. – Zdążyłam się przyzwyczaić.
– No co ty mówisz?! Patrycja, jesteś moją najlepszą przyjaciółką! – zaprotestowałam.
– Tak? Tylko jak cię potrzebuję, to nigdy cię nie ma! – pociągnęła nosem.
– No, już jestem – nie miałam ochoty słuchać tego dnia jeszcze jej wyrzutów. – Coś się stało? W słuchawce zapadła cisza. Zerknęłam na zegarek. Musiałam szybko zadzwonić do męża, bo zaraz wychodził z pracy. Patrycja jednak nie spieszyła się z odpowiedzią.
– Tak. Stało się – wydukała w końcu. – Miałam dzisiaj z Darkiem taką awanturę, że nie mogę się do teraz pozbierać. Wywróciłam oczami. Na szczęście moja przyjaciółka nie mogła tego zobaczyć. Jej kłótnie z mężem zdarzały się średnio dwa razy w tygodniu i były głównym tematem naszych rozmów.
– To co się stało tym razem? – skapitulowałam. – Opowiadaj, kochana!
– Nawet nie wiesz, jak to przeżyłam! Nazwał mnie egoistką i manipulantką. A wiesz dlaczego? – zaczęła opowiadać zachęcona. – Bo powiedziałam mu, żeby zrobił zakupy po drodze z pracy! I o to całe halo!
– Może był po prostu zmęczony? Ty nie pracujesz, więc... – zaczęłam.
– OK! Ale czy musiał mnie od razu obrażać? – Patrycja się żachnęła. – Przecież chodziło tylko o to, żeby wstąpił do sklepu! Do skle-pu – zaczęła sylabizować, żeby podkreślić wypowiadane słowa.
– No i co dalej? – spróbowałam ją pogonić, bo uciekały mi cenne minuty, kiedy miałam szansę jeszcze zadzwonić do męża i poprosić, żeby odebrał Julkę ze szkoły. – Pogodziliście się jakoś?
– Zrobiłam mu awanturę. Tak się rozdygotałam, że powiedziałam o kilka słów za dużo. Nie odzywa się do mnie. A ja czekam na przeprosiny – skwitowała swoim zwyczajem Patrycja.
W normalnych okolicznościach próbowałabym jej przemówić do rozsądku. Poradzić, żeby sama przeprosiła, bo jej zachowanie wcale nie było takie do końca fair, jak jej się wydawało. Ale teraz nie miałam już na to czasu.
– Przykro mi, Pati. Na pewno wszystko jakoś się ułoży – powiedziałam więc pojednawczo. – Przytulam cię mocno. Będzie dobrze!
– To jeszcze nie koniec! – stwierdziła tymczasem moja przyjaciółka. – W tym wszystkim zadzwoniła do mnie mama i wiesz, co od niej usłyszałam? Musiałam się ratować. Co zrobić, żeby zakończyć rozmowę i móc zadzwonić do męża? Zastanawiałam się nerwowo i tylko jedno przyszło mi do głowy.
– Halo? Patrycja, jesteś? – zaczęłam wołać do słuchawki, jakbym straciła połączenie i usiłowała odzyskać kontakt. – Nie słyszę cię! – rzuciłam, mimo że doskonale ją słyszałam. Potem przerwałam połączenie i natychmiast zadzwoniłam do męża.
– Cholera, Baśka. Ja już prawie jestem w domu. Nie mogłaś wcześniej? – zrugał mnie Jarek. – Muszę wracać teraz przez najgorszy korek! Westchnęłam. Przeprosiłam go, kłamiąc, że właśnie miałam rozmowę z szefem i dlatego muszę zostać po godzinach. Rozłączył się wściekły. Zamknęłam oczy. Policzyłam do dziesięciu. „Co jeszcze tego dnia może pójść nie tak?”, pomyślałam i wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić.
Nie wiem, który raz zawalałam przez Patrycję swoje sprawy. Ale to była moja przyjaciółka. Znałyśmy się od dziecka. I to ona była pierwszą osobą, której zwierzałam się z mojej okropnej sytuacji w domu. Zresztą... mieszkałyśmy w jednej kamienicy. Obie miałyśmy podobne domy. Z wiecznie pijanymi ojcami, wieczornymi awanturami i bezradnymi mamami. Spotykałyśmy się wieczorami pod bramą i nawzajem wspierałyśmy. Wspólnie zapaliłyśmy pierwszego papierosa i pierwszy raz wypiłyśmy na spółkę tanie wino. Zawsze byłyśmy razem. Od kiedy pamiętam.
Potem tylko na krótką chwilę nasze drogi się rozeszły. Gdy poznałam Jarka i urodziłam Julkę. Patrycja jakby się wtedy odsunęła. Na jakieś dwa lata. Co próbowałam się do niej odezwać, urywała kontakt. Ale potem powoli, powoli nasze stosunki się poprawiły. Wyszła za mąż. Ustatkowała się i znowu zapragnęła mieć przyjaciółkę. Bardzo się ucieszyłam. Strasznie mi jej brakowało. Byłyśmy jak siostry. Choć nasze życia znacznie się teraz różniły. Już nie byłyśmy małymi, wystraszonymi dziewczynkami na ławce pod bramą kamienicy. Płaczącymi nad siniakami zadawanymi przez ojców, czy snującymi marzenia o lodach z bitą śmietaną, a potem chłopakach ze szkoły podstawowej. Byłyśmy dorosłe i każda z nas usiłowała sobie ułożyć życie na własny sposób.
Trafiłam na dobrego męża. Jarek miał oczywiście swoje wady, ale tak bardzo różnił się od mojego taty, że samo to wzbudzało moje pozytywne uczucia. Był pracowity, bardzo angażował się w wychowanie Julki. Kochał nas. A ja jego.
Patrycja trafiła jeszcze lepiej. Jej mąż był w niej zakochany bez pamięci. Robił dla niej wszystko. Pracował na dwóch etatach, żeby miała to, o czym marzyła. Nie mieli jeszcze dziecka, więc ona mogła spełniać swoje marzenia. Nie pracowała, bo nie musiała. Darek zarabiał dość na ich dwójkę. Siedziała w domu, a jej rozrywką były wizyty w sklepach i w salonach piękności. I to chyba spowodowało, że kompletnie nie rozumiała moich problemów. Dziecko, wieczny pośpiech, próba łączenia pracy zawodowej i prowadzenia domu. Zdawać by się mogło normalne problemy współczesnej trzydziestolatki. Ale nie Patrycji. Ona zawsze miała czas. Nudziła się, więc myślała, że ja też. Stąd ostatnio nasze stosunki nieco się skomplikowały. Miała do mnie wieczny żal, że nie rozumiem jej kłopotów. Że nie mam dla niej czasu. Ja już właściwie nie mówiłam jej o swoich. Bo ona żyła w innym świecie. Więc i tak by niewiele zrozumiała. No, ale wciąż była moją przyjaciółką z dzieciństwa. Tą, z którą łączyły mnie najlepsze wspomnienia i przeżycia.
Otworzyłam oczy i zerknęłam na telefon. Patrycja znowu próbowała się dodzwonić. Nie miałam jednak siły wysłuchiwać tego dnia jej problemów. Napisałam jej krótką wiadomość, że jestem w pracy i rozładowuje mi się komórka. Że zadzwonię do niej jutro. Potem przysiadłam do papierów i obliczeń. Skończyłam koło dwudziestej. Byłam wykończona. Stać mnie było jedynie na to, żeby wrócić do domu i pójść spać. Kolejne dni wcale nie były lepsze. Miałam normalne obowiązki, a do tego rozchorowała mi się Julka. Gorączka podskoczyła jej niebezpiecznie w górę. Wzięłam wolny dzień w pracy i próbowałam się skontaktować z lekarzem. Wtedy znów zadzwoniła Patrycja.
– Słuchaj, ja rozumiem, że moje życie jest nudne i nie masz ochoty o nim słuchać – zaczęła z pretensją. – Ale obiecałaś, że zadzwonisz. Czekałam!
– Patrycja – odparłam zrezygnowana. – Przepraszam, wiem. Wcale tak nie jest, ale Juleczka mi się rozchorowała, zaczęła mocno gorączkować i...
– Jasne, jasne – przerwała mi z westchnieniem. – Jak zwykle masz ważniejsze sprawy na głowie niż ja – stwierdziła z przekąsem i odłożyła słuchawkę.
Stanęłam zrezygnowana pośrodku pokoju. Pomiędzy obiadem, lekiem na obniżenie gorączki a telefonem do przychodni. Czy to możliwe, że Patrycja stała się taka nieczuła i obraziła się na mnie za to, że borykałam się z poważniejszymi kłopotami niż jej małżeńska sprzeczka? Jakoś nie mogłam sobie tego poukładać w głowie... Potem przez cały tydzień się do mnie nie odezwała. Nie interesowało jej, czy moja córka wyzdrowiała i co jej właściwie było. Nie spytała, jak sobie radzę i czy potrzebuję jakiejś pomocy. Nic. Zero kontaktu.
Gdy wróciłam już do pracy i sytuacja w miarę się unormowała, znowu zobaczyłam na wyświetlaczu jej numer.
– Cześć, Patrycja – przywitałam się normalnie, jak gdyby nic się nie stało. – Co tam u ciebie? Zapadła cisza. Potem usłyszałam szloch.
– Pati? Jesteś tam? – Wstałam od biurka i wyszłam na korytarz, żeby nie przeszkadzać kolegom w pokoju.
– Rozwodzę się – wydukała w końcu moja przyjaciółka. – Mam już dość tego, jak on mnie traktuje! – pociągnęła nosem.
– Hej, może nie jest tak źle, co? – próbowałam ją jakoś pocieszyć.
– Jest źle – odpowiedziała i westchnęła. – Umówimy się dziś na mieście? Albo może do mnie przyjedziesz? Tylko tobie mogę powiedzieć wszystko!
– Wiesz... – zaczęłam i pomyślałam, że przecież po pracy miałam jechać prosto do domu, bo teściowa została z nie do końca zdrową jeszcze Julą w domu.
– No dobrze. Przyjadę na godzinkę, to wszystko mi powiesz, dobra?
Zastałam ją w rozchełstanym szlafroku i bez makijażu. Za to ze szklaneczką wina w ręku, choć była dopiero szesnasta. Wpuściła mnie bez słowa i poczłapała do pokoju gościnnego. Wokół panował chaos. Niezaścielone łóżko, puste butelki po alkoholu i kilka brudnych talerzy na stole. Widać było, że moja przyjaciółka nie sprzątała od kilku dni.
– Co się dzieje? – pogłaskałam ją po głowie, jak kiedyś, gdy razem wypłakiwałyśmy swoje żale pod nasza kamienicą.
– Sama widzisz – chlipnęła i pociągnęła nosem. – Mam dość! Darek kazał mi iść do pracy. Mówi, że jestem leniwa i muszę zarobić na swoje potrzeby! W ogóle mnie już nie szanuje! Miałam ochotę powiedzieć, że Darek ma sporo racji, ale przecież nie chciałam jej dobijać. Usiadłam obok i ją przytuliłam.
– A może pomogłoby ci znalezienie pracy? Zyskałabyś niezależność, miałabyś swoje życie – zaczęłam z innej beczki. Patrycja spojrzała na mnie jak na kosmitę. Potem popukała się w czoło.
– Wezmę go na przetrzymanie. Nie będzie mógł ze mną sypiać, to zmięknie – uśmiechnęła się blado i dolała sobie wina. Potem zaczęła opowiadać o szczegółach ostatnich dni, o kłótni z mamą, bólach głowy, które ją trapiły i bezsennych nocach. A ja tylko myślałam, jak to zrobić, żeby grzecznie jej przerwać i jechać do domu. Czas leciał, a teściowa pewnie jak na szpilkach czekała na mój powrót. Patrycja nie spytała ani razu, co u mnie. Widać było, że jest zaprzątnięta własnymi sprawami, że nie interesowało ją to w najmniejszym stopniu.
Pod jakimś pretekstem wyszłam w końcu od niej i popędziłam do domu. Tak, jak można się było spodziewać, mama Jarka powitała mnie wymówkami, a mój mąż wieczorem to powtórzył. Znowu musiałam kłamać o nadgodzinach w pracy. Strasznie mnie to już męczyło. I wtedy kolejny raz zdałam sobie sprawę z tego, że moja przyjaciółka zrobiła sobie ze mnie powierniczkę na zawołanie. Gdy potrzebowała się wygadać, dzwoniła do mnie. Byłam na każde jej skinienie. Wystarczyło, że się rozpłakała. W rzeczywistości jej problemy były dość błahe, ale ona przedstawiała je w taki sposób, jakby zaraz miał się skończyć świat. Najgorsze jednak było dla mnie to, że ja nie miałam w niej żadnego oparcia. Zauważyłam, że gdy udało mi się przebić w rozmowie z moimi sprawami, nudziło ją to i zaraz zmieniała temat. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy aby nie tracą na tej przyjaźni moi najbliżsi. Bo tego czasu, który daruję Patrycji, nie spędzam na przykład z córką.
Czułam się wykorzystywana. A w dodatku miałam świadomość, że ilekolwiek bym nie zrobiła dla mojej przyjaciółki, ona jest niezadowolona. Traktuje mnie tak, jakbym miała wobec niej jakiś niespłacony dług albo powinność. Źle się z tym czułam. Kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić... Któregoś dnia moja frustracja jednak sięgnęła dna. Patrycja znowu do mnie zadzwoniła.
– Co tym razem? – westchnęłam, może zbyt ostentacyjnie.
– Jak to tym razem? Dlaczego tak do mnie mówisz? – zawiesiła na chwilę głos.
– Przepraszam, Patrycja, jestem trochę zmęczona.
– A więc cię męczę? – przerwała mi napastliwie. – To taka z ciebie przyjaciółka? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam? Już chciałam spytać, co takiego dla mnie zrobiła, ale nie zdążyłam. Rozłączyła się. Najpierw poczułam smutek, potem złość. Ale kilka dni później spłynął na mnie dziwny spokój. Wciąż życzę Patrycji jak najlepiej, ale cieszę się, że na jakiś czas po prostu odpocznę sobie od niej i jej problemów. Już nie boję się, że zostanę sama. Bo ta przyjaźń i tak niewiele wnosiła w moje życie. Niebezpiecznie się wypaczyła. My się zmieniłyśmy. Może kiedyś znowu zapragniemy kontaktu. Ale wiele rzeczy musiałoby się zmienić. Pożyjemy, zobaczymy...