"Zuzia mówiła, że mamusia jej nie bije. Ale ja wiedziałam, że muszę działać..."
Fot. 123RF

"Zuzia mówiła, że mamusia jej nie bije. Ale ja wiedziałam, że muszę działać..."

"Zuzia przyszła do naszego przedszkola, gdy zajęcia już trwały. Matka przepisała ją z innego, choć to poprzednie było przy ulicy, przy której rodzina mieszkała. Wydawało mi się to dziwne. Zastanawiało mnie też, że dziewczynka nie chciała zdejmować sweterka, nawet, gdy było ciepło. Aż pewnego dnia na jej ciałku zobaczyłam ślady po uderzeniach..." Dagmara, 31 lat

Niech pan powie, co się dzieje u państwa w domu? – patrzyłam prosto w łagodne oczy ojca Zuzi. Mężczyzna odwrócił wzrok. Jego nieco flegmatyczne usposobienie zdawało się potwierdzać to, co odkryłam zaledwie dzień wcześniej. To nie on krzywdził córkę, tak jak próbowała mi wmówić jego żona. Nie on. A więc... Ona!

Widać było, że Zuzia boi się mamy

Bardzo różniła się od męża. Mówiła głośno, pewnie, zawsze mocno pachniała perfumami. Kiedy odbierała córeczkę, mała chodziła jak w zegarku, przy mamie bardzo się starała być jeszcze grzeczniejsza, niż była. A była miłą dziewczynką, choć lekko wycofaną i ostrożnie nawiązującą kontakty. Zuzia przyszła do naszego przedszkola, do ostatniej grupy, w październiku, gdy zajęcia już trwały. Matka przepisała ją z innego, choć to poprzednie było przy ulicy, przy której rodzina mieszkała. Wydawało mi się to dziwne, ale niespecjalnie się nad tym głowiłam. Powoli poznawałam nową podopieczną. Była z tych niedotykalskich dzieci, które nie dają się przytulać. Wolała cały dzień siedzieć zapięta pod szyję, niż pozwolić sobie zdjąć sweterek w przegrzanej sali. Niczego jej nie narzucałam, bo dziecko ma przecież uczucia, które trzeba szanować.

Zobaczyłam na jej małym ciałku ślady po biciu

Któregoś dnia grupa była szczególnie rozhasana, na zewnątrz padało, więc nie było mowy o spacerze. Musiałam urządzić moim starszakom porządną gimnastykę w sali zabaw. Rozłożyłyśmy maty, poduchy i zarządziłam fikołki.
– Kto się będzie starał, dostanie nagrodę! – zapowiedziałam. Dzieciaki uwielbiają fikołki, więc zabawa się rozkręciła. Nawet Zuzia dołączyła. Właśnie podczas przewrotki podwinęła jej się bluzeczka i wtedy na jej pleckach dostrzegłam ni to siniaka, ni to pręgę po uderzeniu paskiem. Ślad już zdążył przybrać żółtawą barwę, nie był świeży. Ale był. Przy dzieciach o nic jej nie pytałam, ale po ćwiczeniach zabrałam Zuzię do gabinetu pielęgniarki. Pani Jola udawała, że ją bada i obie mogłyśmy się przyjrzeć skórze dziecka. Znalazłyśmy jeszcze jeden siniak na przedramieniu.
– Co ci się stało, ktoś cię uderzył? – spytałam Zuzię wprost. Mała zesztywniała i niemal wstrzymała oddech. Gdy powtórzyłam pytanie, zaprzeczyła ruchem głowy. Czułam, że już niczego więcej z niej nie wyduszę, postanowiłam więc odpuścić i wróciłyśmy do sali.

Myślałam, że to ojciec bije małą

Sama przed sobą muszę przyznać, że potraktowałam tę sprawę schematycznie. Z góry założyłam, że ojciec wymierza córeczce razy. Gdy więc matka przyszła po Zuzię, poprosiłam ją o rozmowę i łatwo przełknęłam jej kłamstwo. Choć muszę też przyznać, że kobieta świetnie grała. Patrzyła na mnie zatroskana.
– Czasem się zdarza, że mąż szturchnie Zuzankę, ale wie pani... – zamrugała oczami, które natychmiast się zaszkliły. – On ma taką nerwową pracę.
– Nie możemy tego tak zostawić – powiedziałam stanowczo. – Dzieci nie wolno bić. Trzeba działać.
– Jak działać? – mama Zuzi gwałtownie ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała. – Pani nie może, pani nie wie, co to za człowiek – powiedziała po chwili. – On urządziłby nam prawdziwe piekło. Ja przypilnuję, żeby nie bił córki, ale proszę nikogo nie zawiadamiać. To się nie powtórzy. Zrobiło mi się jej żal. Pomyślałam, że sama pewnie nieraz oberwała od męża. Mało brakowało, a przytuliłabym ją, jak któregoś z moich płaczących wychowanków. Postanowiłam jej uwierzyć i dać jeszcze jedną szansę. Uprzedziłam, że jeśli pojawią się nowe siniaki, będę musiała zawiadomić policję. Odeszła czym prędzej, zabierając córeczkę i zostawiając za sobą chmurę mocnego zapachu perfum.

Na rysunku zobaczyłam prawdę o domu Zuzi

Kilka dni później poprosiłam dzieci, żeby narysowały swoją rodzinę.
– A później każdy przyjdzie pochwalić się rysunkiem – zapowiedziałam. Patrzyłam, jak wybierają kredki, jak wysuwają języki i bardzo się starają. Michał jako pierwszy przybiegł z rysunkiem psa, który zajmował prawie całą kartkę, a mama i tato upchnięci byli gdzieś w rogu. Patrząc na te obrazki, dowiadywałam się, co jest naprawdę ważne dla dzieci. Zuzia przyszła ze swoją pracą jako ostatnia. Wszystko narysowane było fioletową kredką.
– Kto gdzie jest? – spytałam.
– To tatuś – pokazała stojącą patykowatą postać. – Gotuje mi zupkę. To ja – pokazała siedzącą postać przy stole.
– A to mamusia – ta postać leżała na kanapie daleko od dwóch pozostałych. – Mamusia często śpi. Bo jak nie śpi, to jest zła.
– Wtedy cię bije? – zareagowałam. – Nie – odpowiedziała stanowczo. – Mamusia nie pije i mnie nie bije – wyrecytowała jak wyuczoną kwestię.

 Dowiedziałam się więcej, niż chciałam

To mi wystarczyło. Dlatego zadzwoniłam do ojca dziewczynki i poprosiłam go o rozmowę. Siedział teraz przede mną, długo milcząc.
– Proszę powiedzieć, co się dzieje? – powtórzyłam pytanie. – Żona ma problem z alkoholem?
– Czasem... Zdarza się... – wyszeptał wreszcie. – Ale ona kocha Zuzię, jeśli czasem się zezłości... Ona nie jest zła.
– W poprzednim przedszkolu wychowawczynie się zorientowały, dlatego zabraliście stamtąd córkę? – spytałam, a on skinął głową.
– Nie możecie ciągle uciekać. Tak się nie da. Musi pan coś z tym zrobić, ratować swoją córkę. Przecież to wspaniała dziewczynka. Po policzku spłynęła mu łza. –
Kocham żonę, nie chcę jej stracić – wydusił. – Nie skrzywdzę jej, ale nie umiem jej powstrzymać...
– Nikt nie umie. Musi się pan zgłosić do poradni leczącej z choroby alkoholowej – powiedziałam. – Oni panu pomogą sobie z tym poradzić i skłonić żonę do leczenia. Trzeba działać jak najszybciej
– Myśli pani, że pomogą? – spojrzał z nadzieją. – Naprawdę?
– Niczego nie załatwią za pana, ale pomogą. Żonie również. Proszę zrobić to dla Zuzi – poprosiłam. – Jeśli jeszcze raz zobaczę na jej ciele ślady, od razu zadzwonię na policję – powiedziałam twardo.
Obiecał, że pójdzie do poradni i będzie ratował rodzinę. Nie wiem, czy cała trójka przejdzie przez to z sukcesem. Kiedy Zuzia odejdzie do szkoły i stracę ich z oczu. Żadne dziecko nie zasługuje na strach i ból zadawany przez rodzica. 

 

Czytaj więcej