"Od dziecka miałam wrażenie, że jestem nieco inna niż wszyscy. Dziś słynę z niezwykłej intuicji i nawet lekarze biorą ją pod uwagę w trakcie diagnozy".
Miałam kochającą rodzinę i mnóstwo przyjaciół. Jednak od zawsze czułam, że coś mnie spośród nich wyróżnia – choć nie umiałam zdefiniować, na czym ta wyjątkowość polega.
Czasem próbowałam się zwierzyć mamie ze swoich rozterek, ale tylko mnie zbywała:
– Dziecko, naczytałaś się Harry'ego Pottera i innych dziwów, a teraz zdaje ci się, że jesteś czarownicą.
Z czasem zaczęłam myśleć, że może to moja wybujała wyobraźnia rzeczywiście podpowiada mi, że jestem kimś wyjątkowym. Może próbuję na siłę znaleźć niezwykłość, której nie ma...
O tym, że jednak miałam trochę racji, przekonałam się niebawem. To był zwykły jesienny wieczór. Uczyłyśmy się z moją przyjaciółką do matury. W pewnym momencie spojrzałam na Olę i aż pisnęłam.
– Co się stało ? – Zdziwiona podniosła na mnie wzrok.
– Twoja głowa – wydukałam.
– Coś z nią nie tak?
– Jakoś dziwnie się świeci – stwierdziłam i zdałam sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi.
Ola wstała z fotela i podeszła do lustra. Byłam pewna, że zauważy dziwny zielony błysk przebijający spod włosów. Stała tak dłuższą chwilę i przyglądała się swojemu odbiciu, potem obrażona stwierdziła, że robię sobie żarty, a mamy jeszcze tyle roboty. Nic nie rozumiałam... Jak mogła tego nie widzieć?
Nie dawało mi to spokoju przez następne dni, tym bardziej, że świecące miejsce nie znikało. Niestety, tylko ja je widziałam.
– Ola, musisz iść do lekarza – powiedziałam w końcu kategorycznie
– Dlaczego? – Popatrzyła na mnie pytająco, ale właściwie nie umiałam udzielić jej odpowiedzi.
– Ja... ja nie potrafię tego wyjaśnić, ale widzę dziwną łunę wokół twojej głowy i czuję, że powinnaś natychmiast iść do lekarza. Zrób to, proszę cię... Chociaż podstawowe badania. Jeśli okaże się, że nic ci nie jest, uroczyście przysięgam, że pozwolę się zaprowadzić do psychiatry – wygłosiłam emocjonalną przemowę.
– Niech ci będzie – stwierdziła przyjaciółka po chwili krępującego milczenia.
– Jak cię znam, i tak nie dasz mi spokoju – wzruszyła ramionami.
Kamień spadł mi z serca.
Nie dalej jak trzy dni później przyjaciółka zadzwoniła do mnie przejęta:
– Badania wyszły kiepsko, kazano mi zrobić jeszcze rezonans... Boję się – powiedziała słabym głosem.
– Nie martw się, na pewno będzie dobrze – zapewniłam ją, choć mnie także obleciał strach.
Okazało się, że Ola ma guza mózgu. Lekarze kręcili głowami z niedowierzaniem i powtarzali, jak wielkie ma szczęście. To była ostatnia chwila, by operować, później guz najprawdopodobniej zabiłby Olę.
– Nie wiem, jak ci dziękować – wyszeptała, gdy po operacji odwiedziłam ją w szpitalu.
– Nie ma za co. – Uśmiechnęłam się blado.
– Skąd to wiedziałaś?
– Nie mam pojęcia. Świeciła ci się głowa i czułam, że to oznacza coś złego – odpowiedziałam szczerze. – Olka, nikomu nie możesz o tym powiedzieć! – krzyknęłam nagle przerażona. – Wezmą mnie za wariatkę.
– Jasne, ani słowa – obiecała.
Pomyślałam wtedy, że może właśnie taka była moja misja, może ktoś tam na górze zadecydował, że mam ocalić przyjaciółkę. „No to chyba nieźle się spisałam”, uśmiechnęłam się pod nosem.
Życie powoli wracało do normy, a Ola do zdrowia. To zdarzenie jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Mimo że każda poszła na inne studia, i to w innych miastach, pozostałyśmy przyjaciółkami. Ola studiowała polonistykę, a ja finanse i rachunkowość. Zawsze lubiłam świat liczb, ale czułam, że to nie jest moje miejsce. Nie wiedziałam tylko, gdzie go szukać... Aż któregoś dnia to znowu się wydarzyło!
Siedziałam na wykładzie i nagle zobaczyłam, jak z piersi wykładowcy wydobywa się ten sam dziwny, zielony blask. Cały dzień biłam się z myślami. Z jednej strony czułam, że muszę ostrzec tego człowieka, z drugiej... Co miałam mu powiedzieć?!
– Marysia, musisz z nim porozmawiać – usłyszałam, gdy zadzwoniłam do Oli, żeby się wyżalić.
– No ale jak? Mam podejść do niego i powiedzieć: „Panie profesorze, klatka piersiowa się panu świeci”?! Przecież on z miejsca zadzwoni po pogotowie psychiatryczne. To jest ekonomista, nie uwierzy w takie rzeczy – jęknęłam do słuchawki.
– A chcesz go mieć na sumieniu? – dobiła mnie.
W gruncie rzeczy wiedziałam, jak postąpić. Po wykładzie podeszłam do wykładowcy i oznajmiłam:
– Panie profesorze, ja wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale proszę zbadać serce.
– Jak to? Co to ma znaczyć? – Uniósł brwi.
– Mam niezłą intuicję i lekarzy w rodzinie – skłamałam. – Wydaje mi się, że coś może być nie tak. Proszę się nie gniewać, ale te badania są naprawdę konieczne – powiedziałam i jak najszybciej wyszłam z sali.
Chyba mnie nie posłuchał, bo ciągle mijałam go na korytarzu, a pierś nadal świeciła. Gdy po kilku dniach przestał pojawiać się na uczelni, zaczęłam się poważnie niepokoić. Na szczęście wrócił po jakimś czasie i uśmiechnął się szeroko na mój widok.
– Nie wiem, jak pani to zrobiła, ale dziękuję – zaczepił mnie na korytarzu. – Początkowo nie dawałem wiary, ale zasiała pani we mnie ziarenko niepokoju, więc w końcu wybrałem się do lekarza. Po badaniu stwierdził, że jeszcze tydzień, dwa i miałbym murowany zawał. Jest pani niezwykła, dziękuję. – W jego oczach zobaczyłam wdzięczność i lekkie niedowierzanie.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czułam się dumna, że ponownie komuś pomogłam, ale zaczynało też do mnie docierać, że te wizje to nie jest jednorazowa sprawa. A jeśli będą się zdarzały częściej? Co, jeśli zobaczę podobne światło u kogoś bliskiego? Nie chciałam jeszcze raz przeżywać tego strasznego lęku.
– Maryś, to dar. Nie wiem, skąd go masz, ale takie są fakty. Musisz coś z nim zrobić, musisz pomagać ludziom – stwierdziła Ola, gdy przy grzańcu zwierzałam jej się z moich rozterek.
– Ale co? Mam otworzyć gabinet medycyny niekonwencjonalnej: „Przyjdź, a powiem ci, czy się świecisz”? – kpiłam.
– Nie. – Przewróciła oczami. – Ale czy rachunkowość jest tym, o czym zawsze marzyłaś? Pamiętasz, jak byłyśmy małe, zawsze w zabawie udawałaś pielęgniarkę – rzuciła, a ja zaniemówiłam.
Rzeczywiście jako dziecko marzyłam o tym zawodzie, potem jednak zaczęłam kalkulować i wybrałam kierunek, który wydawał mi się bardziej przyszłościowy.
– Przemyślę to – odpowiedziałam wymijająco.
Od tamtej rozmowy minęło dziesięć lat. Potrzebowałam kilku miesięcy, ale w końca, ku rozpaczy rodziców, rzuciłam studia, by pójść na pielęgniarstwo. Jak nietrudno się domyślić, w pracy słynę z niezwykłej intuicji, nawet lekarze biorą ją pod uwagę w trakcie diagnozy. Nikomu nie powiedziałam o swoim darze, mówię tylko, że mam przeczucia... Zawsze się sprawdzają.