"Pewnego dnia wyznałam narzeczonemu, że czasami potrafię zobaczyć to, co ma się dopiero wydarzyć. Nie wierzył mi, ale i tak wymyślił sobie, że zaczniemy zarabiać na wróżeniu ludziom. Nie mogłam się na to zgodzić!"
– Co by tu zrobić, żeby zarobić, ale się nie narobić? – Tomek, mój narzeczony, rozwalił się na kanapie z puszką piwa w jednej ręce i paczką chipsów w drugiej.
– Wygrać w totka – mruknęłam pod nosem a potem dodałam ze złością – wziąłbyś się lepiej za jakąś porządną robotę.
– Narobić to się każdy głupi potrafi – prychnął mój narzeczony z wyższością – ja jestem stworzony do wyższych celów.
– Jasne – wzruszyłam ramionami.
Od jakiegoś czasu nie układało nam się. Tomek należał do ludzi, o jakich moja babcia zwykła była mawiać, że szukają sobie zawsze lżejszego końca. Zrezygnował już z trzeciej z kolei pracy. Jedna była za ciężka, druga kiepsko płatna, a w trzeciej musiał chodzić na zmiany. Od kilku tygodni pracował dorywczo to tu to tam, a ja zaczynałam się zastanawiać nad sensem zbliżającego się ślubu.
– No, nie bocz się – przeciągnął się leniwie po czym zachęcająco poklepał dłonią miejsce obok siebie – lepiej chodź do mnie.
Miał też sporo zalet, myślałam, leżąc jakiś czas później obok niego. Był przystojny, zabawny, fantastyczny w łóżku i nie można było się z nim nudzić. „Ale życie to nie zabawa…”, szepnął mi jakiś wewnętrzny głos. Nie zdążyłam się jednak nad tym zastanowić, bo zapadłam w sen.
To był wyjątkowy sen. Przyśniła mi się moja babcia. Włosy miała jak zwykle związane w nieporządny kok, z którego wysunęło się kilka kosmyków. Uśmiechała się ciepło, a zmarszczki wokół oczu rozchodziły się promieniście. Kiwała do mnie ręką, w której coś trzymała. Kiedy jednak spróbowałam do niej podejść, odwróciła się i rozpłynęła w powietrzu. Takie sny przesądni ludzie nazywają proroczymi. Ale ja nie byłam przesądna. Wtedy jeszcze nie…
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama i z płaczem powiedziała, że babcia nie żyje. Umarła we śnie.
– Rano Zosia wołała ją na śniadanie, ale babcia nie zeszła. Poszła ją obudzić, a ona… – mama zaniosła się szlochem – … już nie żyła.
– Nie płacz, mamo – powiedziałam odruchowo. – Kiedy pogrzeb?
– Pojutrze.
Na pogrzebie zebrała się cała rodzina. Ksiądz powiedział piękne kazanie, potem odprowadziliśmy trumnę na cmentarz i pojechaliśmy na obiad.
– Kasiu – ciocia Zosia podeszła do mnie – mama ostatnio cię wspominała.
– Mnie też się babcia śniła kilka dni temu – poczułam łzy pod powiekami. – Wyglądała tak spokojnie...
– Na szczęście do końca dobrze się czuła – westchnęła ciocia. – Dzień przed śmiercią prosiła, żeby ci to oddać.
Podała mi niewielką torebkę. Zajrzałam do środka i wyciągnęłam stare pudełko obciągnięte czarnym wytłaczanym materiałem.
– Chyba coś takiego babcia trzymała w ręce, kiedy mi się przyśniła – powiedziałam niepewnie. – Co to jest?
– Zobacz – ciocia uśmiechnęła się.
Otworzyłam pudełko.
W środku leżała stara talia kart. Spojrzałam pytająco na ciotkę i mamę, która nagle pojawiła się obok mnie.
– Karty?...
– Mogła sobie darować… – zdenerwowała się moja mama.
– Ale o co chodzi? – zapytałam.
– Babcia miała dar – powiedziała spokojnie ciocia. – Potrafiła przewidzieć przyszłość.
– Nie opowiadaj głupot, Zośka! – oburzyła się moja mama. – Mamy XXI wiek i nikt już nie wierzy w takie bajanie.
– No, nie wiem – ciotka nieznacznie wzruszyła ramionami – nawet dyrektorka szkoły przychodziła do mamy po radę. W każdym razie – zwróciła się do mnie – w naszej rodzinie czasem zdarza się taki dar, niestety żadna z nas... – miała na myśli siebie, moją mamę i jeszcze jedną ciotkę – nie odziedziczyła tego po niej. Ale ty to co innego…
– Ja?!...
Ciocia Zosia wyjaśniła mi, że babcia podejrzewała mnie o zdolności jasnowidzenia. Nigdy się z tym nie zdradziła, ale widziała we mnie swoją następczynię. Dlatego właśnie przekazała mi swoje karty.
– Tak naprawdę to babcia ich nie potrzebowała. Ona po prostu widziała – opowiadałam potem Tomkowi – ale wiesz, chodziło o... rekwizyty. Zobacz – podałam mu pudełko – są takie stare i zniszczone.
– Właśnie! – mój narzeczony zamyślił się. – Rekwizyty…
Wtedy wpadł na ten szalony pomysł. Następnego dnia przyszedł do mnie niezwykle zadowolony z siebie.
– Zobacz, co ci przyniosłem – wyciągnął zza pleców wielką reklamówkę.
– Kula? – zmarszczyłam brwi.
– Szklana kula, karty, czarny kot… Nie rozumiesz? Rekwizyty – z zadowoleniem zatarł dłonie – wymyśliłem idealny sposób na zarobienie dużych pieniędzy. – Będziesz wróżką!
– Oszalałeś?! – zawołałam, bo pomysł wydał mi się idiotyczny.
– Nie – pokręcił głową – ja to wszystko sobie dokładnie przemyślałem.
Posadził mnie na kanapie i opowiedział mi o swoim pomyśle. Na początku w ogóle nie chciałam go słuchać, ale tak mnie skołował, że w końcu zdecydowałam się spróbować.
– Co ci zależy? – przekonywał mnie. – Spróbujemy przez miesiąc, no góra dwa, popołudniami. A jak nie wyjdzie, to damy sobie spokój.
– Ale ja przecież nie umiem wróżyć – protestowałam już coraz słabiej.
– To jest akurat najmniejszy problem – stwierdził. – Rozłożysz karty, będziesz plotła coś trzy po trzy i tyle.
– To jest oszustwo! – oburzyłam się. – Babcia by tego nie pochwaliła.
– A ty naprawdę wierzysz, że twoja babcia potrafiła przewidzieć przyszłość? – spojrzał na mnie z politowaniem. – Ja uważam, że robiła dokładnie to samo, czyli zmyślała i brała za to kasę. Dobra, dosyć gadania. Bierzemy się do pracy.
Do wieczora mój niewielki salonik zmienił się nie do poznania. Na oknach pojawiły się ciężkie aksamitne kotary, szklany nowoczesny stolik zastąpiliśmy masywnym drewnianym meblem, na który rzuciłam cygańską chustę w charakterze obrusa. Na środku postawiłam kulę i położyłam pudełko z kartami. Tomek przytargał skądś lampę z ciemnozielonym abażurem.
– No, nastrój jest – powiedział. – Teraz trzeba tylko zrobić reklamę.
Cały wieczór spędził przy komputerze, wpisując się na różnych forach i reklamując mnie jako „wróżkę obdarzoną darem przewidywania przyszłości przechodzącym z pokolenia na pokolenie”. Przyglądałam mu się sceptycznie, ale nie oponowałam. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie weźmie tego ogłoszenia poważnie i sprawa umrze śmiercią naturalną. Ostatecznie w cywilizowanym kraju w środku Europy ludzie chyba już nie wierzą we wróżki? Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo się mylę...
Pierwszy klient zadzwonił już następnego dnia. Właściwie klientka. Młoda dziewczyna zapytała z wahaniem, kiedy może przyjść. Umówiłam ją na popołudnie. Otwierając jej drzwi, zastanawiałam się, która z nas jest bardziej stremowana ona czy ja.
– Wie pani – patrzyła na mnie z błaganiem – ja się muszę dowiedzieć, co mnie czeka w najbliższej przyszłości.
– Niech pani usiądzie – wskazałam jej krzesło, a sama usiadłam naprzeciwko. – Napije się pani czegoś?
– Nie, dziękuję – zacisnęła nerwowo dłonie. – Co mam robić?
Zawahałam się. Całą swoją wiedzę na temat wróżenia czerpałam z kilku komedii romantycznych, które zdarzyło mi się obejrzeć.
– Hm – chrząknęłam – no cóż… Moje spojrzenie padło nagle na zniszczone pudełko. Wyciągnęłam karty i przetasowałam je kilka razy.
– Niech pani przełoży – podsunęłam dziewczynie stosik – lewą ręką, od serca – przypomniało mi się, jak mówią cyganki.
Dziewczyna wyciągnęła dłoń i niechcący przy przesuwaniu kart dotknęła moich palców. Nagle poczułam coś dziwnego. Przez ułamek sekundy wiedziałam dosłownie wszystko o tej dziewczynie. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale ona cofnęła rękę i wszystko znikło.
– Niech mi pani poda dłoń – powiedziałam szybko.
Kiedy wzięłam ją za rękę, znowu to poczułam. To było niesamowite. Czułam się tak, jakbym była nią!
– Pani bardzo się boi – powiedziałam cicho – o kogoś bliskiego. Może pani być spokojna, ta osoba nie umrze, na pewno nie w najbliższym czasie. Ale i tak czekają panią duże zmiany, będzie miała pani dziecko – zobaczyłam ją z brzuchem! – córeczkę, potem jeszcze jedno, a potem spotka panią nieszczęście. To będzie wielka strata. Ktoś umrze. Nie – próbowałam się bardziej skoncentrować, ale obraz, który nagle pojawił mi się przed oczami, nie chciał się skonkretyzować – wypadek? Choroba? Nie wiem... – nagle poczułam się strasznie zmęczona i puściłam jej dłoń.
– Mama nie umrze? – dziewczyna patrzyła na mnie z radością.
– Kiedyś pewnie tak – powiedziałam ze znużeniem – ale teraz nie widziałam przy pani śmierci. Czekają panią raczej same wesołe wydarzenia – chciałam, żeby już poszła.
Miałam ochotę położyć się i spać przynajmniej kilka godzin.
Obudził mnie Tomasz. Siedział na łóżku i prawie podskakiwał z niecierpliwości. Z trudem otworzyłam oczy.
– No i jak? Powiedz, jak było?
– Normalnie – ziewnęłam i spróbowałam odwrócić się do niego plecami, żeby jeszcze trochę pospać.
– Nie śpij! – zawołał. – Tylko mów.
Westchnęłam i usiadłam. Opowiedziałam mu o wszystkim. Z jego sceptycznego spojrzenia wywnioskowałam, że raczej mi nie uwierzył, co nie przeszkodziło mu jednak w dalszym planowaniu mojej „kariery”.
– Dałem dzisiaj ogłoszenie do gazety. Ukaże się w przyszłym miesiącu. Będziemy bogaci, zobaczysz. Naiwniaków nie brakuje, będą do nas walić drzwiami i oknami – planował.
Niestety, wbrew moim oczekiwaniom, jego przewidywania się sprawdziły. Z każdym kolejnym dniem pojawiali się nowi klienci, głównie kobiety, chociaż zdarzali się także mężczyźni. Przyjmowałam ich z niechęcią. Nie chciałam ponownie przeżywać tego, co zdarzyło się za pierwszym razem, ale nie potrafiłam sprzeciwić się Tomkowi. On w myślach już kupował nowy samochód i planował odjazdowe wakacje. Na szczęście a może i nieszczęście przy żadnym z nowych klientów nie czułam tego, co przy tamtej dziewczynie.
Zwykle wyglądało to w ten sam sposób. Rozkładałam karty, brałam daną osobę za rękę i mówiłam to, co wywnioskowałam ze wstępnej rozmowy z klientem oraz z jego zachowania. Po tygodniu pomyślałam, że tamto pierwsze przeżycie tylko sobie wymyśliłam. Do czasu, kiedy pojawiła się ta druga kobieta... Przyszła do mnie późnym wieczorem. Kładłam się już spać i nie miałam zamiaru otwierać drzwi, ale dzwonek był tak natarczywy, że uległam.
– Musi mi pani powróżyć, proszę – ciemne oczy patrzyły mi w twarz bez najmniejszego mrugnięcia. – Ja muszę wiedzieć czy... umrę.
– Ale jest już późno…
– Opowiedziała mi o pani koleżanka mojej córki – wślizgnęła się do środka, a ja poczułam się nieswojo. – Była u pani w zeszłym tygodniu i powiedziała jej pani, że jej matka nie umrze. Następnego dnia lekarz potwierdził, że chemia poskutkowała i udało się zatrzymać nowotwór. Ja też jestem chora, mam dzieci – w jej oczach pojawiły się łzy. – Proszę – wzięła mnie za rękę.
I wtedy znowu to się stało. Miałam wrażenie, że mój mózg się wyłączył, że jestem tylko jednym wielkim czuciem. Jej pragnienie poznania przyszłości było tak silne, że całkowicie mną owładnęło. Poddałam się i poczułam… To było straszne, bo niczego nie poczułam i niczego nie zobaczyłam. Przed moimi oczami nie pojawił się żaden, nawet zamazany obraz. Wiedziałam, co to znaczy. Ta kobieta nie miała już przed sobą żadnej przyszłości.
– Przykro mi – wyszarpnęłam dłoń i odruchowo cofnęłam się. – Nie mogę nic pani powiedzieć.
– Rozumiem – spuściła wzrok.
– Przykro mi – powtórzyłam i pocieszająco dotknęłam jej ramienia – ja…
Odwróciła się i wyszła bez słowa. Całe to spotkanie trwało niespełna pięć minut, a ja poczułam się tak zmęczona, jakbym pracowała w kamieniołomach. Zasnęłam natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki.
– Wnusiu... – babcia stała przede mną i uśmiechała się łagodnie – nie zmarnuj daru. Nie wolno ci oszukiwać i łudzić ludzi – pogroziła mi palcem.
– Dlaczego mój… – zawahałam się – dar objawia się tylko w niektórych przypadkach?
– Możesz pomóc tylko tym, którzy naprawdę tego pragną. Jeżeli ktoś jest bardzo na czymś skoncentrowany, to wtedy możesz to poczuć i zobaczyć, co będzie dalej, ale jeżeli ktoś traktuje to jako zabawę, to nic nie zobaczysz – dotknęła delikatnie mojej twarzy. – Uważaj na siebie, kochanie.
Uśmiechnęła się na pożegnanie i zniknęła, a ja spałam spokojnie do rana.
Następnego dnia podjęłam decyzję. Przywróciłam mój salon do poprzedniego stanu, wyrzuciłam zasłony, szklaną kulę i lampę. Postawiłam swój ulubiony stolik na starym miejscu, schowałam karty. Na koniec pozostała mi już tylko jedna rzecz do zrobienia.
– Rezygnuję z tej zabawy – powiedziałam twardo, kiedy Tomek rozejrzał się zdumiony po pokoju.
– Nie możesz – zaprotestował. – Tak świetnie nam szło. Skontaktowałem się nawet z jedną panią redaktor z telewizji… Zrobi z tobą wywiad...
– Powiedziałam, że koniec z tym, a jeżeli nie chcesz tego zrozumieć, to również koniec z nami – odwróciłam się od niego, żeby ukryć łzy.
– Nie rób tego – wziął mnie za rękę. – Tak bardzo mi na tobie zależy.
Kłamał, czułam to, a właściwie to zobaczyłam jego pragnienia. Wcale mu na mnie nie zależało. Najbardziej pragnął pieniędzy, których, jak sądził, mu dostarczę w nieograniczonej ilości. Marzył o czerwonym sportowym samochodzie i pięknych kobietach wpatrzonych w niego jak w tęczę. Oswobodziłam się i wyprosiłam go z mieszkania. Tamtego dnia zmieniło się całe moje życie. Skończyłam z Tomkiem i skończyłam z wróżeniem za pieniądze. Zlikwidowałam wszystkie ogłoszenia. Pomagam tylko tym osobom, które mnie naprawdę potrzebują. Trafiają do mnie najczęściej na zasadzie „jedna pani, drugiej pani...”. Widzę przyszłość, ale wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwa. Muszę pomagać innym. To mój dar i moje przekleństwo.