"Prezent od taty zmienił nasze życie. Żałuję, że go dostałam"
Fot. 123rf.com

"Prezent od taty zmienił nasze życie. Żałuję, że go dostałam"

"Byłam świeżo upieczoną studentką medycyny. Im więcej czasu spędzałam nad podręcznikami anatomii, tym częściej marzyłam, by posiadać autentyczną ludzką czaszkę. Moje marzenie się spełniły, niestety...". 

– Tatusiu… Przecież to nielegalne… – wyszeptałam, patrząc na czaszkę, którą kilka minut wcześniej wyciągnęłam z bordowego, aksamitnego materiału przewiązanego jedwabną wstążką.
Obchodziłam urodziny i tato wręczył mi prezent. Sądziłam, że elegancki aksamit skrywa równie luksusowy podarek...

Wszyscy studenci medycyny marzyli o takim eksponacie

Ojciec był bogaty, miał gest i lubił mnie rozpieszczać. Wychowywał mnie sam, bo mama nas porzuciła. Jednak urodzinowa niespodzianka nie okazała się kolejną markową torebką. Prawda mnie zszokowała. I zaintrygowała.
Dla mnie, świeżo upieczonej adeptki medycyny, ludzka czaszka to nie lada gratka. Jeszcze zanim rozpoczęłam edukację, wiedziałam, że studenci marzą o autentycznych eksponatach, bo łatwiej nauczyć się na nich anatomii. Niektórzy je posiadali, lecz cenne modele wyszukiwali tylko sobie znanymi metodami. W Polsce handel ludzkimi szczątkami jest zakazany.
– Ale jeśli się postarasz, dostaniesz swoją prywatną czaszeczkę – usłyszałam kiedyś od kolegi z drugiego roku. – Wystarczy pogrzebać w internecie albo wybrać się na cmentarz i pogadać z grabarzami. Wśród studentów krąży nawet taki żarcik: „Wchodzisz z flaszką, wychodzisz z czaszką” – roześmiał się upiornie.
Mnie jednak podobne postępowanie wydawało się nieetyczne. W końcu każdemu należy się szacunek po śmierci. Tylko że im więcej czasu spędzałam nad podręcznikami anatomii, tym coraz bardziej marzyłam o autentycznej czaszce. Na plastikowym modelu nie było dokładnie widać wszystkich kości, guzków i bruzd, które bezbłędnie musiałam rozpoznać na egzaminie. A przecież od niego zależała moja przyszłość!

Miałam moralne wątpliwości co do tego prezentu

Kiedyś zwierzyłam się z rozterek tacie i oto teraz trzymałam najprawdziwszą na świecie ludzką czaszkę…
– Skąd ją masz, tatku? – zapytałam, obracając wypolerowany eksponat w dłoniach.
Moje palce prześlizgiwały się kolejno po kościach: czołowej, nosowej, ciemieniowej i skroniowej. Gdy natrafiły na puste oczodoły, nagle po plecach przeszedł mi zimny dreszcz.
– Mam swoje metody – odparł tajemniczo. – Wszystkiego najlepszego, kochanie. Będziesz najlepszą lekarką na świecie – przytulił mnie mocno i wyszedł z pokoju.
Gdy zostałam sama, jeszcze raz przyjrzałam się prezentowi. Czaszka była doskonale zachowana. Miała żuchwę i całe oczodoły, a to te elementy niszczą się najszybciej. Musiała należeć do kobiety. Świadczyły o tym wypukłe guzy czołowe. „Nazwę cię Lucy i będę szanować”, obiecałam w myślach, bo wciąż nie byłam przekonana co do moralnych aspektów takiego postępowania. Strach przed egzaminem okazał się jednak silniejszy, a czaszka miała mi pomóc się do niego przygotować.

Często myślałam o tym, kim była

Czas płynął. Nauka mnie pochłaniała. Gdy po raz pierwszy usiadłam do studiowania kości i innych elementów czaszki razem z Lucy, czułam dziwny niepokój. Jednak im dłużej ją miałam, tym bardziej się do niej przyzwyczajałam. Gładziłam więzozrosty i zastanawiałam się, kim była kobieta, której kości posiadałam. Myślałam o niej jak o pomocy naukowej i starałam się o nią dbać. Słyszałam historie o studentach, którzy z czaszek robili pojemniki na długopisy albo chwalili się nimi na popijawach w akademikach. Ja jednak uważałam, że to zachowanie niegodne przyszłego lekarza. Swoją czaszkę trzymałam w pudełku na dnie szafy. Nikomu się nie przyznałam, że ją mam. „Koledzy chcieliby oglądać okaz i zaraz by go zniszczyli”, pomyślałam.
Zastanawiałam się, co z nią zrobię, gdy zdam egzamin i już nie będzie mi potrzebna. Mogłam ją sprzedać i zarobić, ale obawiałam się, że gdy do kogoś z władz uczelni dotrze, co zrobiłam, zostanę wyrzucona z akademii. „A tego tatuś by nie przeżył”, uznałam. „Zawsze chciał, żebym została lekarką. Nie mogę go zawieść”, postanowiłam i uczyłam się jeszcze pilniej.

Tata czuł się coraz gorzej

Może właśnie dlatego mi umknęło, że ojciec zaczął niedomagać. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień się postarzał. Schudł, zgarbił się, cera mu poszarzała, pod oczami pojawiły się sińce. Przestraszyłam się, że jest chory.
– Tato, źle się czujesz? – zapytałam, gdy podczas śniadania zaczął się krztusić.
– To drobnostka, przeziębiłem się – odparł.
Nie zabrzmiał jednak przekonywująco.
– Musisz iść do lekarza – powiedziałam.
– Pójdę, kochanie – obiecał. – Dopnę ważny kontrakt i wezmę się za siebie – zapewnił.
Uwierzyłam mu i wróciłam do studenckiego życia. Uznałam, że złe samopoczucie taty spowodował stresujący tryb życia. Ojciec prężnie działał jako biznesmen i dużo zarabiał, ale jednocześnie miał wiele obowiązków. Prosiłam go, żeby zwolnił, jednak firma była całym jego życiem.
– Co ci po kasie, skoro nie będziesz miał zdrowia, by ją wydawać? – zezłościłam się pewnego dnia.
Kilka godzin wcześniej ojciec zemdlał. Wezwałam karetkę i pojechałam z nim do szpitala. Szczegółowa diagnostyka jednak niczego nie wykazała.
– To przemęczenie – ocenił lekarz. – Proszę wziąć sobie urlop – zwrócił się do ojca.
Tato faktycznie odrobinę wtedy odpuścił, jednak jego stan i tak się pogarszał.

Czaszka sprowadziła na nas nieszczęście?

Na dodatek tatuś dziwnie się zachowywał. Wyglądał na przestraszonego, szeptał coś pod nosem, zamykał się w swoim gabinecie.
– Ona tu jest – powtarzał jak obłąkany.
– Kto? – pytałam przerażona.
Ale on tylko kręcił głową. Bałam się, że zwariował i szukałam sposobu, by zaprowadzić go do psychiatry. Nie wiedziałam jednak, jak go do tego nakłonić. Nie chciałam urazić taty, a z drugiej strony bałam się o niego. Planowałam z nim poważnie porozmawiać, gdy nagle się uspokoił. Odetchnęłam z ulgą i znów pogrążyłam w nauce, bo zbliżał się egzamin z anatomii. Lucy stała się towarzyszką moich bezsennych nocy. Egzamin zdałam. Byłam taka szczęśliwa!
– Tatusiu, udało się! – po powrocie z uczelni rzuciłam mu się w ramiona. – To wszystko dzięki tobie! I Lucy!
– Jakiej Lucy? – popatrzył nieprzytomnie.
– No, czaszce, którą mi dałeś – wyjaśniłam.
Ojciec zapatrzył się w ścianę i zamilkł. Potem nagle wyszeptał mrocznym głosem:
– Wszystko przez Lucy…
Mimowolnie się wzdrygnęłam. To zachowanie było niepokojące.
– Dzięki Lucy, to dzięki niej, a nie przez nią – poprawiłam odruchowo.
– Ona jest przeklęta… – chrapliwy głos ojca zmroził mnie aż do szpiku kości.
– Nie strasz mnie – chichotałam nerwowo.
Jednak wtedy podjęłam decyzję, że zmuszę go do wizyty u psychiatry.

Tato, dlaczego mnie zostawiłeś?!

Doszłam do wniosku, że ryzykowne biznesy doprowadziły tatę na skraj obłędu. Nie zdążyłam. Tatuś umarł tej nocy. Gdy rano go znalazłam, wyglądał, jakby zasnął przy biurku. Chciałam go obudzić, ale gdy tylko dotknęłam jego dłoni, poczułam, że jest zimna jak u trupa. Przerażona zaczęłam krzyczeć. Nie przestałam, dopóki nie przyjechało pogotowie i lekarz nie dał mi zastrzyku na uspokojenie. Doktor stwierdził śmierć z przyczyn naturalnych. Winą za to obarczono stresujący tryb życia.
Byłam zdruzgotana. Kolejnych dni nie pamiętam, bo faszerowałam się lekami. Wyrzucałam sobie, że zamiast pomóc tacie i odpowiednio szybko zareagować, gdy zaczął niedomagać, dałam się pochłonąć życiu studenckiemu. I teraz już nie miałam dla kogo się uczyć. „Tato, dlaczego mnie zostawiłeś?!”, płakałam w myślach. A potem ogarnęła mnie wściekłość. Wyciągnęłam z szafy czaszkę i z całych sił cisnęłam nią o ścianę. Sądziłam, że się roztrzaskała, ale była cała.
– Wszystko przez ciebie! – krzyczałam. – Gdybym tyle się nie uczyła, ojciec by żył!
Potem jednak pomyślałam, jakie to głupie. Tato o siebie nie dbał, więc organizm nie wytrzymał. Czaszka nie miała tu nic do rzeczy. Zrobiło mi się wstyd, że tak ją zbezcześciłam. Schowałam ją więc do pudełka i ponownie umieściłam w szafie.

Byłam bliska obłędu

Kilka nocy po pogrzebie śnił mi się tatuś. Wyglądał zdrowo. Pomyślałam nawet, że poprzednie wydarzenia były marą i ucieszyłam się, że wszystko jest OK.
– Tatusiu, jak dobrze, że cię widzę – powiedziałam szczęśliwa.
Tato coraz bardziej się do mnie przybliżał. Chciałam go objąć. Ale nagle dostrzegłam, że jego twarz się zmienia. Najpierw zniknął z niej uśmiech, potem się wydłużyła. Wreszcie zaczęła się rozpadać, aż została z niej tylko ziejąca czarnymi oczodołami czaszka.
– Przeklęty ten, co igra ze zmarłymi – usłyszałam głos, który mnie przeraził. – Ty będziesz następna…
Zaczęłam wrzeszczeć i się obudziłam. Czaszka Lucy leżała na kołdrze. Wzdrygnęłam się i ją zrzuciłam. Przecież zostawiłam ją w szafie!
Byłam bliska obłędu. Nie chciałam wierzyć, że za ostatnie wydarzenia jest odpowiedzialna czaszka, ale nie zamierzałam tego sprawdzać. Poszłam do księdza i o wszystkim mu opowiedziałam. Pochował szczątki na cmentarzu, a mnie nakazał modlić się za duszę kobiety, której szczątki razem z ojcem zbezcześciliśmy. Na studiach zawaliłam rok i z pomocą psychiatry wróciłam do jako takiej równowagi. Czasem mi się wydaje, że to wszystko się nie wydarzyło, ale potem we śnie przychodzi do mnie Lucy. Jej czarne oczodoły zioną nienawiścią i ostrzegają, by zawsze szanować zmarłych.

 

 

Czytaj więcej