Tamtej nocy miałam dziwny sen, a kiedy się obudziłam, wyraźnie czułam, że coś mi zagraża, choć nie wiedziałam co. Nigdy wcześniej nie miałam takich przeczuć.
Pamiętam, że tamtego ranka przed trzema laty obudziłam się pełna niepokoju. To pewnie przez ten sen, którego jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć. Kiedy wstałam z łóżka, byłam zlana potem. Poszłam więc do łazienki wziąć prysznic i, stojąc pod strumieniami wody, poczułam się nagle bardzo słaba. Coś mi mignęło przed oczami, jakby pędzące z niewiarygodną prędkością auto! Zakręciło mi się w głowie. Musiałam przykucnąć, żeby nie stracić równowagi. Lała się na mnie gorąca woda, ale ja poczułam zimno i strach. Wiedziałam tylko, że coś mi grozi, jednak nie wiedziałam, co.
Z dziwnymi przeczuciami poszłam do pracy. Na szczęście nie wydarzyło się tam nic niezwykłego. Ot, zwykły piątek. Wszyscy już trochę żyliśmy weekendem, jednak we mnie z każdą godziną narastał niepokój. Wieczorem razem z moim chłopakiem wybieraliśmy się do znajomych na imieniny. Od dawna planowaliśmy ten wyjazd, a jednak ja intuicyjnie czułam, że nie powinnam nigdzie wychodzić. Przed osiemnastą przyjechał po mnie Marek.
– Jeszcze nie gotowa? – popatrzył na mnie zdziwiony. – Coś się stało? Źle się czujesz? – zapytał z troską.
– Nie... Wszystko jest w porządku. Ale wiesz, dzisiaj jakoś nie mam ochoty wychodzić... Może zostaniemy w domu? – spytałam niepewnie.
– Jak to?! Przecież obiecaliśmy Marcie i Piotrowi, że na pewno do nich przyjedziemy! Oni na nas czekają... – Marek był wyraźnie zawiedziony. – To nie w porządku! Co mam im powiedzieć?
– Nie wiem, może, że nagle zachorowałam... – usiłowałam go przekonać. – Naprawdę nie powinniśmy dzisiaj tam jechać... Czuję to.
– Ale dlaczego? Chodź, Marzena, proszę. Zobaczysz, że będziesz się świetnie bawić – nalegał Marek.
Wiedziałam, że bardzo mu na tym zależy i nie chciałam go rozczarować... Założyłam więc pierwszą z brzegu sukienkę i wyszliśmy. Przy samochodzie zauważyłam jednak, że nie mam torebki.
– Zapomniałam wziąć torbę! Zaraz wracam! – powiedziałam i pobiegłam do mieszkania.
Zdyszana, oparłam się o moje drzwi i drżącymi rękami próbowałam włożyć klucz do zamka. Ale wciąż nie mogłam trafić. W końcu jednak weszłam do środka, a tam mój niepokój nasilił się jeszcze bardziej. „Powrót zwiastuje nieszczęście...”, przypomniałam sobie słowa mojej babci. Usiadłam, bo nogi mi drżały. „W nocy ten sen, a teraz jeszcze to...”, pomyślałam i wtedy podjęłam decyzję.
– Nigdzie nie idę – oświadczyłam twardo, gdy wróciłam do Marka.
– Ale o co ci chodzi?! – popatrzył na mnie zdenerwowany. – Przecież świetnie wyglądasz, masz już też swoją torebkę...
Chciałam mu to jakoś wyjaśnić.
– Marek, nie jedźmy. Mam złe przeczucia. Proszę, zostańmy w domu... – nalegałam.
Popatrzył na mnie ze śmiechem, a potem po prostu popukał się w czoło.
– Moim życiem nie rządzą głupie przeczucia! – powiedział, po czym wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.
Wróciłam do domu. Mój niepokój narastał. Po pół godzinie zadzwoniłam do znajomych.
– Cześć, Marta, przepraszam, ale nie przyjdę do was. Źle się czuję. Marek pewnie już wam to przekazał, chciałam jednak osobiście złożyć ci życzenia.
– Marka jeszcze nie ma – przerwała mi Marta.
– Jak to? Powinien już dawno u was być... – oblał mnie zimny pot.
Nerwowo odłożyłam słuchawkę. „Coś się stało...”, pomyślałam przerażona. Przed oczami przemknęły mi tragiczne wizje. Tknięta strasznym przeczuciem, zaczęłam dzwonić po szpitalach. Okazało się, że Marek leży w jednym z nich. Miał wypadek... Natychmiast ubrałam się i pojechałam do niego. Na szczęście jego życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Miał wprawdzie pękniętą miednicę i połamane w kilku miejscach nogi, ale żył! Na miejscu dowiedziałam się, że mój chłopak przeżył tylko dlatego, że siedział za kierownicą. TIR zjechał na jego pas i Marek uciekł przed nim, ale uderzył w drzewo. Podobno kierowca ciężarówki zasnął za kierownicą... Ewentualny pasażer nie miałby żadnych szans. Kiedy słuchałam opowieści lekarza, uświadomiłam sobie nagle, że to ja miałam być właśnie tym pasażerem...
„Żyję, bo posłuchałam głosu intuicji...”, pomyślałam i zrobiło mi się słabo. Wtedy postanowiłam, że już nigdy nie będę lekceważyć swoich przeczuć.
– Miałaś rację... – wychrypiał Marek, kiedy wreszcie odzyskał przytomność. – Powinienem był cię posłuchać... Ale to całe gadanie o intuicji i przeczuciach wydało mi się strasznie głupie i jakieś takie bez sensu...
– Ja też wtedy tego nie rozumiałam – szepnęłam. – Tamtego wieczoru wiedziałam tylko, że nie wolno mi wsiąść do samochodu...
– To był cud... – westchnął Marek i z trudem krzywiąc obitą twarz, dodał: – Dobrze, że jesteś taka uparta...
Od tamtego zdarzenia minęły już dwa lata. W tym czasie Marek już całkiem wydobrzał, choć przez wiele miesięcy chodził o kulach. Do tej pory zresztą utyka na lewą nogę. Nigdy potem nie miałam już żadnych sennych koszmarów, choć co noc kładłam się do łóżka z obawą. Powoli wróciłam do równowagi. Na Wielkanoc tego roku pobraliśmy się. Byliśmy tacy szczęśliwi! I właśnie wtedy znów miałam ten koszmar. Śniło mi się, że wsiadam na statek czy do autobusu, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie. Wchodziłam tylko po jakichś schodach, a potem była ciemność, która mnie ogarniała tak szczelnie, że nie mogłam oddychać! Zaczęłam się dusić...
Obudziłam się zlana potem, cała trzęsłam się ze strachu i zimna. Znowu poczułam, że stanie się coś strasznego, ale nie wiedziałam co. Marek już nie śmiał się z moich przeczuć, tylko z uwagą wysłuchał koszmaru.
– A jeśli to chodzi o naszą podróż poślubną?... – szepnęłam ze strachem.
– Przecież w piątek mieliśmy lecieć na Kretę! Marek popatrzył na mnie ciężko. – Jeśli sen się powtórzy, odwołamy naszą podróż – westchnął i dodał: – Choć pewnie pieniądze przepadną.
Koszmar już się nie powtórzył. Odetchnęłam z ulgą. Spokój nie opuszczał mnie aż do czwartku, kiedy to usłyszałam o trzęsieniu ziemi na Krecie...