"Mąż zarzucał mi, że jestem brudasem, chociaż całe dnie spędzałam na sprzątaniu domu"
Fot. 123RF

"Mąż zarzucał mi, że jestem brudasem, chociaż całe dnie spędzałam na sprzątaniu domu"

"Choć nasze małżeństwo zapowiadało się tak dobrze, bardzo szybko okazało się, że Radek ma obsesje, z którymi trudno wytrzymać. Wrzeszczał, że on tyra, a ja całe dnie siedzę z dzieckiem w domu jak święta krowa i nawet porządku nie potrafię utrzymać. Potem było już tylko gorzej..." Jowita, 28 lat

Zaraz po ślubie zamieszkałam z mężem w jego rodzinnym domu. Teść nie żył od kilku lat, a teściowa podarowała nam całą górę domu. Kiedy urodził się Michałek, byliśmy już urządzeni i chyba jeszcze szczęśliwi, chociaż zaczęło dochodzić między nami do pierwszych tarć.

Mąż czepiał się o każdy drobiazg

Początkowo kładłam zrzędliwość męża na karb przemęczenia – jest księgowym, pracuje w dużej firmie, gdzie często musi brać nadgodziny, dodatkowo pomaga też kilkorgu znajomym prowadzić księgowość i bywa, że nocami ślęczy nad księgami rachunkowymi, nie dosypiając i żyjąc w ciągłym stresie. Jednak z czasem zaczęliśmy się z Radkiem kłócić coraz częściej i zawsze chodziło o jedną rzecz – mąż czepiał się każdego drobiazgu, krytykując to, jak prowadzę dom i radzę sobie z dzieckiem. Zorientowałam się, że to, co początkowo brałam u niego za zwykłą pedanterię, było jakąś obsesją! Mąż zarzucał mi, że jestem brudasem i chociaż całe dnie spędzałam, zajmując się synkiem i sprzątając dom, Radek niemal co wieczór znajdował jakieś błahostki, które rosły do rangi problemu.

Mówił, że ożenił się z kocmołuchem

– Nie możesz w końcu sprzątnąć tych okruchów z obrusu?! – huknął na mnie któregoś wieczoru. Potem zaczął wrzeszczeć, że ożenił się z kocmołuchem i dla podkreślenia swoich słów walnął pięścią w stół, co przeraziło Michałka. Mały zaczął głośno płakać, a niewzruszony mąż zażądał herbaty.
– Tylko w czystej szklance. Bo ostatnio znalazłem zacieki na szkle – warknął.
Zabrałam się do przygotowywania herbaty, jednocześnie starając się uspokoić płaczącego synka, kiedy mąż podszedł bliżej, stając za moimi plecami.
– Co on ma na śpioszkach?! – zapytał, pokazując mi plamę z soku marchwiowego na ubranku synka.
– Przed chwilą pił sok i się trochę ubrudził – broniłam się, widząc, że zanosi się na awanturę.
– Nie mogłaś go przebrać?! – wrzasnął mąż, a Michałek znowu się rozpłakał.
– Uspokój się, to świeże śpioszki. Po prostu dzieci stale się brudzą – łagodziłam sytuację, ale to tylko Radka rozjuszyło.

Sprzątałam od rana do wieczora

Całe dnie tyram, ty siedzisz w domu jak święta krowa i nawet porządku nie potrafisz utrzymać?! – wrzeszczał.
– Czemu nie umyłaś okien, jak cię prosiłem?! – szarpnął firankę, która naderwana zawisła smętnie nad parapetem.
– Mówiłam ci, że źle się czuję, a jest zimno. Mam znowu złapać zapalenie oskrzeli, żeby szyby lśniły? – rozpłakałam się.
– Nie becz – szczeknął mąż, dodając, że ma dość tego burdelu. – Nawet dywanów nie potrafisz porządnie odkurzyć! – dodał na koniec, wychodząc z kuchni.
– Czekaj, herbata! – rzuciłam za nim, ale powiedział, że wypije na dole u swojej matki, gdzie przynajmniej jest czysto. Następnego dnia wrócił z pracy wcześniej i pocałował mnie na powitanie. Powiedział, że nie wie, co w niego wstąpiło i przeprasza, ale chociaż udawałam, że się nie gniewam, dobrze wiedziałam, że takie sytuacje będą się powtarzać. Bo mimo że nie robiłam niczego innego, tylko biegałam po domu ze ścierką i odkurzaczem, to mąż zawsze znajdował coś, co według niego było nie tak!

To już nawet nie była pedanteria, tylko jakaś nerwica natręctw!

Radek wszystko układał w idealnym porządku, segregował, liczył, pucował, przecierał... Miewał też swoje ulubione rytuały i żądał ode mnie, żebym ich przestrzegała. Co środę mycie okien i pranie firan, bez względu na to, czy mam akurat na głowie coś innego, czy nie. Co czwartek trzepanie dywanów i pranie pościeli, w soboty froterowanie parkietów i nabłyszczanie kafelków w łazience. Odkurzać oczywiście musiałam codziennie, nie było mowy o jakiejkolwiek przerwie w sprzątaniu.
Pamiętam dzień drugich urodzin naszego Michałka – synek zdmuchiwał świeczki z tortu, a mąż lustrował wzrokiem salon w poszukiwaniu... kurzu na segmencie!
– Musisz z kimś porozmawiać, to jest chore – poprosiłam Radka któregoś wieczoru, dodając, że dłużej tego nie zniosę.
– Czego nie zniesiesz, porządku? To, że jesteś flejtuchem, nie znaczy, że ja chcę tak żyć! – odwarknął i dodał, że mama nauczyła go, jak dbać o dom i nie zamierza rezygnować ze swoich przyzwyczajeń.

Zaczęłam myśleć o tym, by zostawić męża

„No tak, jego matka”, skrzywiłam się, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie teściowa buntuje Radka przeciwko mnie. Ostatnio złapałam ją na grzebaniu w naszych rzeczach i przyglądaniu się wszystkiemu, co robię. Kilka razy skrytykowała też mój podobno wymięty strój i zaniedbane ręce.
– Jakie mam mieć dłonie, mamo, skoro całymi dniami sprzątam?! – wybuchłam wtedy, ale nie wyglądała na wzruszoną.
Taka właśnie jest rola mężatki, moja droga – powiedziała tylko, dodając, żebym lepiej poukładała rzeczy małego w szafce, zanim Radek tam zajrzy.
Poszłam na górę i rozpłakałam się. Synek przyszedł do sypialni i przytulił się do mnie, więc uspokoiłam się, by nie widział moich łez, ale było coraz gorzej. Zaczęłam myśleć o tym, by zostawić męża, bo nie mogłam już na niego patrzeć. Doszło nawet do tego, że zanim zaczynaliśmy się kochać, mąż pytał, czy uprasowałam dobrze pościel w sypialni i czy wymyłam łazienkę... Zresztą co do łazienki Radek miał całą litanię porad – umywalkę przetrzeć po każdym umyciu, wannę myć nawet po tym, jak zlewałam do niej mydliny z prania, ręczniki mają leżeć poukładane kolorami, a wcześniej uprasowane, a mydelniczka musi być codziennie osuszana i myta!

Awantura o niezakręconą pastę do zębów

Któregoś razu mąż zawlókł mnie siłą do łazienki, każąc mi powiedzieć, co zrobiłam nie tak. Wszystko wydawało mi się w jak największym porządku, dosłownie dwie godziny wcześniej tam sprzątałam, jednak okazało się, że zapomniałam... zakręcić pasty do zębów.
– Nie rozumiesz, że mnie to doprowadza do szału?! – darł się.
Cieszyłam się, że Michałek jest u moich rodziców, bo niestety mały coraz częściej był świadkiem takich wybuchów męża.
– Spójrz w lustro i powiedz mi, kogo widzisz?! Bo ja widzę fleję, która nie potrafi za sobą niczego uprzątnąć! – darł się Radek, wbijając palce w moje ramię. Zagryzłam zęby, żeby nie płakać.
– Słucham. Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał lodowatym tonem.
– Przepraszam. To się więcej nie powtórzy – powiedziałam cicho, chociaż czułam wściekłość, upokorzenie i bezsilność. „Czy ja właśnie przeprosiłam go za to, że nie zakręciłam pasty do zębów?”, pomyślałam.
Tymczasem mąż mruknął, że przeprosiny przyjęte i zażądał obiadu. W czystym talerzu, oczywiście. Jakbym codziennie tych wszystkich cholernych talerzy nie myła, nie suszyła i nie chuchała na nie z każdej strony... Po obiedzie nakazał mi umyć blaty kuchenne i poukładać przyprawy... alfabetycznie. „Zostawię go, zostawię!”, powtarzałam sobie w myślach, układając w pudełku po kolei anyżek, bazylię, cynamon... Równiutko, w porządku alfabetycznym...
– No! Tak to właśnie powinno wyglądać – pochwalił mnie mąż, zaglądając do kuchni, po czym dodał, że mogę sobie odpocząć.
– Weź kąpiel, tylko przetrzyj potem kafelki – zaznaczył. Zamknęłam się więc w łazience i niechętnie weszłam do wanny, wiedząc, że będę musiała znowu wszystko wysprzątać, chociaż robiłam to parę godzin wcześniej.

W końcu nie wytrzymałam

Nagle usłyszałam jakiś raban w przedpokoju.
– Cholera jasna, no! – wydarł się Radek, ciskając czymś o drzwi łazienki.
– Ile razy mówiłem gówniarzowi, żeby układał swoje buty! Niech go tylko twoja matka przyprowadzi, to sobie z nim pogadam!
Siedziałam jak sparaliżowana. „Ma zamiar krzyczeć na trzylatka za to, że nie ustawił równo butów? A może zwyczajnie weźmie pasa i mu dowali?”, myślałam, pospiesznie wychodząc z wanny. Szybko się ubrałam i pojechałam do rodziców. Zamieszkałam u nich i chociaż mąż błaga mnie, żebym razem z synem wróciła do niego, odmawiam. Ostatnio postawiłam mu ultimatum – albo idzie na terapię i leczy się ze swojej obsesji, albo zażądam rozwodu. Powiedział, że mam źle w głowie i nie wie, o co mi chodzi. – Ja tylko lubię porządek – usłyszałam. 

 

Czytaj więcej