"Przez 20 lat ukrywałem prawdę. Aż ktoś postanowił zniszczyć mi życie i karierę..."
Fot. 123 RF

"Przez 20 lat ukrywałem prawdę. Aż ktoś postanowił zniszczyć mi życie i karierę..."

„A jednak. W końcu znalazł się ktoś, kto zna prawdę i jest gotów wywlec ją na światło dzienne. Moje i tak wysokie ciśnienie poszło w górę. A z drugiej strony poczułem ulgę. Tyle lat czekałem na tę chwilę. Tak bardzo się jej bałem. I wreszcie nadeszła.” Karol, 42 lata

„Życie jest dobre”, pomyślałem, siedząc w piękny sobotni poranek za biurkiem w swoim gabinecie i patrząc na cienie kładące się na równo przystrzyżonym trawniku. Okna wychodziły na ogród, dzieło moje i Magdy, z którego byliśmy szczególnie dumni. Choć mieliśmy całkiem sporo innych powodów do zadowolenia...

Z kuchni dobiegał zapach świeżo parzonej kawy, który podpowiadał, że moja żona już wstała i za moment zjemy razem śniadanie. Leniwie przeglądałem pocztę. Rachunki, faktury, oferty. „W dzisiejszych czasach już nikt nie wysyła nic ciekawego tradycyjnym listem”, westchnąłem. W złej godzinie. Bo dosłownie po chwili w ręce wpadła mi koperta. Szara, bez adresu, znaczka i stempli. Tylko moje imię wypisane drukowanymi literami i podkreślone zamaszystą krechą. „Ktoś musiał się pofatygować i sam wrzucić ten list do naszej skrzynki”, pomyślałem zdziwiony, otwierając słabo zaklejoną kopertę. Wyjąłem kartkę i zacząłem czytać: Myślałeś, że uda Ci się ukryć? Bzdura! Każde kłamstwo wyjdzie kiedyś na jaw. Również Twoje. I będziesz musiał ponieść karę... Jak mówiłeś ostatnio na sesji rady miasta: Podstawą dobrych relacji między ludźmi jest elementarna uczciwość. Której, jakkolwiek pięknie to ująłeś, Tobie niestety brakuje. Zaczynasz rozumieć, o co chodzi? O Twoje nieczyste skłonności. Wiem, że lubisz chłopców. Ty, szanowany i podziwiany obywatel naszego miasteczka, wzór cnót, dobroczyńca, najlepszy kumpel naszego proboszczunia... Ciekawe, co powiedzą Ci, którzy na Ciebie głosowali, kiedy im powiem. A Twoja żonka? Jak zareaguje na wiadomość, że zamiast jej lekko przywiędłych wdzięków wolisz jędrne, męskie ciała? Chciałbym to zobaczyć. Oczywiście mogę również milczeć. Ale to kosztuje. Przygotuj sto tysięcy...”, rzuciłem kartkę na stół.

Dalej była szczegółowa instrukcja przekazania pieniędzy. I podpis: Zatroskany mieszkaniec.

Nagle w pokoju zrobiło się duszno. Podszedłem do okna i uchyliłem je.

A jednak. W końcu znalazł się ktoś, kto zna prawdę i jest gotów wywlec ją na światło dzienne. Moje i tak wysokie ciśnienie poszło w górę. A z drugiej strony poczułem ulgę. Tyle lat czekałem na tę chwilę. Tak bardzo się jej bałem. I wreszcie nadeszła. Musiałem działać. Miałem tylko tydzień.

Nie wiedział, że moja żona zna prawdę od początku

– Karol, chodź na śniadanie. – W tej chwili do gabinetu weszła Magda. – Co się stało? – zapytała, widząc moją minę.

Pokazałem jej anonim.

Czyli to już... – westchnęła, przebiegając tekst wzrokiem.

– Tak, to już. Na szczęście ten „Zatroskany mieszkaniec” nie wie wszystkiego...

Bo strasząc mnie reakcją żony, nie zdawał sobie sprawy z tego, że Magda wie. I to od samego początku. Od dnia, w którym się poznaliśmy, ponad dwadzieścia lat temu. To było na jakimś oficjalnym przyjęciu w urzędzie miasta, na którym oboje potwornie się nudziliśmy i z którego razem uciekliśmy... Spędziliśmy wtedy przemiły wieczór w knajpce na peryferiach. Od razu się polubiliśmy. To samo poczucie humoru, spojrzenie na świat, ten sam gust... I tylko preferencje seksualne inne. Zaprzyjaźniliśmy się, a gdy zrozumiałem, że Magda to jedna z nielicznych osób, którym mogę zaufać, powiedziałem jej, że jestem gejem.

Po jakimś czasie zaproponowała mi układ. Byłem młodym, obiecującym politykiem. Ona asystentką w jednym z wydziałów.

Wyjdę za ciebie – powiedziała. – To ułatwi życie i tobie, i mnie.

– Ale jak?! – spytałem zaskoczony.

– Ano tak, że jesteś uosobieniem porządnego obywatela, na którego zagłosuje każdy w okolicy. Do całości obrazu brakuje ci tylko jednego: ładnej, reprezentacyjnej żony. Spełniam kryteria i potrzebuję w życiu stabilizacji. Lubię władzę i pieniądze. No i lubię ciebie... – Wzruszyła ramionami.

– A co z... naszym życiem intymnym?

– Nic. Ja będę czasami wyjeżdżała na weekend. Ty też zorganizujesz to sobie, jak zechcesz. Zasada jest jedna: ma być dyskretnie. – Roześmiała się.

– Dzieci? – drążyłem.

– Nie planuję – odparła. – A ty?

Ja też nie chciałem potomstwa.

Potrzebowałem czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć. Ale jakkolwiek spoglądałem na ten układ, wydawał mi się idealny. Wreszcie zaprosiłem Magdę do naszej ulubionej restauracji. Zjedliśmy pyszną kolację z winem, a potem...

– Wyjdziesz za mnie? – Gdy wyjąłem pierścionek z brylantem, Magdzie aż zaświeciły się oczy.

– Bezwzględnie – odparła z szelmowskim uśmiechem, a ja w tej jednej chwili poczułem, że nie będę żałował tej decyzji.

I nie myliłem się. Przez lata Magda wspierała mnie w budowie mojej kariery, a ja starałem się dać jej dobre, dostatnie życie.

Gdzieś z boku każde z nas miało swoich partnerów, którzy przychodzili i znikali. Ale prawdziwe i trwałe było tylko to, co nas łączyło. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, co się stanie, gdy ktoś zajrzy pod podszewkę naszego układu i pozna prawdę.

Teraz nadeszła ta chwila.

To ona uratowała mnie przed szantażem

– Chodź, napijemy się kawy i porozmawiamy. Trzeba sobie to wszystko poukładać – powiedziała, jak to ona, a ja posłusznie ruszyłem za żoną do jadalni.

Z listu wynika, że to facet. Ktoś z naszego otoczenia. Był na sesji rady... – zacząłem.

– Tak, ale na tej sesji było mnóstwo ludzi – westchnęła Magda.

– Masz rację. Ale moje wystąpienie przypadło na sam koniec, kiedy większość już zdążyła opuścić spotkanie.

– O, to ciekawe... Pamiętasz, kto został?

Zacząłem wymieniać...

Mam wrażenie, że to ktoś, kto ci zazdrości. Jest zaangażowany w życie miasta. I parafii. Ale nie lubi naszego proboszcza. I jeszcze... że ten anonimowy donosiciel ma ukryte skłonności homoseksualne, zobacz, jak on pisze o tych jędrnych, męskich ciałach! – Roześmiała się, a ja z nią.

I nagle pomyślałem, że poradzimy sobie z tą sytuacją. Razem możemy wszystko. No, prawie wszystko...

– Dobrze, ale skąd wiesz, że jest religijny? – zapytałem.

– Bo pisze językiem kościelnych kazań – odparła. – Te nieczyste skłonności, prawda i kłamstwo, za które należy ponieść karę... Jakbym słyszała proboszcza. Z kolei z tego, jak wyraża się o duchownym, nietrudno wnieść, że za nim raczej nie przepada. Tak jak za kobietami. Podejrzewam też, że ma problemy finansowe.

Nagle coś mnie tknęło.

– Wojtek – powiedziałem. – To musi być on. Kolega z rady miejskiej. Niedawno rozwiódł się z żoną, która, jak plotkowano na korytarzach w urzędzie, oskubała go do ostatniego grosza. Wierny parafianin, który z niewiadomych względów ma ostatnio na pieńku z proboszczem. Nie przepada za mną od czasu, kiedy zablokowałem budowę marketu, pod którą musielibyśmy wyciąć połowę drzew w miejskim parku...

– No i z tego, co mówiłeś, został do końca spotkania... – Magda się zamyśliła.

– Co robimy? – spytałem.

– Ty nic. Zostaw to mnie – odparła.

Przez cały tydzień jeździła po mieście i, z tego, co wiem, spotykała się z różnymi ludźmi. Zbierała jakieś papiery, zdjęcia. Dokładnie nie wiem co, bo nie chciała mi pokazać. A gdy nadszedł termin przekazania pieniędzy, pojechała na spotkanie. Sama.

Wróciła po kilku godzinach.

– Sprawa załatwiona! – powiedziała.

– Ale jak? – zapytałem.

– To faktycznie był Wojtek. Przez ten tydzień pojeździłam po mieście i pozbierałam na niego trochę kwitów: od zwierzeń jego byłej żony, która nakryła go w niedwuznacznej sytuacji z pewnym mężczyzną, po zeznania byłej pracownicy, która ma dowody na to, że Wojtek wziął łapówkę za pozwolenie na budowę marketu, którą to inwestycję zablokowałeś. No więc z jednej strony trochę go postraszyłam, a z drugiej obiecałam wsparcie w spłacie tej kasy z łapówki. Dałam mu też kilka dobrych rad na przyszłość. Mam nadzieję, że weźmie je sobie do serca, bo to nie jest zły człowiek. Tylko pogubiony. No i, mój drogi, masz od dziś jednego sojusznika w radzie więcej! – zakończyła z uśmiechem. – A teraz zrób mi, proszę, drinka. To był ciężki tydzień...

– Wszystko, czego zapragniesz – odparłem, myśląc, że chyba nikogo na świecie nie kocham tak jak swojej żony.

 

Czytaj więcej