"Kochałam go, ale miałam dość porównań do jego zmarłej żony..."
Patryk był ze mną, ale nie mógł zapomnieć o zmarłej żonie i ciągle jeszcze nosił obrączkę.
Fot. 123RF

"Kochałam go, ale miałam dość porównań do jego zmarłej żony..."

"Kiedy wprowadziłam się do mojego ukochanego, wszystko stało się dla mnie jasne. On oczekiwał, że będę się zachowywała i robiła to, co jego zmarła żona, że będę jej substytutem! W końcu musiał zdecydować, czy wybiera przeszłość, czy przyszłość..."  Ewa, 37 lat

Patryk zawsze mi się podobał. Jednak los poplątał nasze ścieżki... Znamy się z Patrykiem od liceum. Chodziliśmy do równoległej klasy, potem widywaliśmy się na mieście. U nas wszyscy się znają, przynajmniej z widzenia. Pamiętam, że kiedy jakiś rok po maturze zobaczyłam go z Basią, pomyślałam, że ma dziewczyna szczęście...
– Przystojny ten chłopak – powiedziałam wtedy do mojego brata.
– Teraz to zauważyłaś? Gdy znalazł sobie dziewczynę? – zakpił.

Upragniony związek po latach

Byłam pogodzona z tym, że Patryk był z inną. Ja przecież też przez całe liceum miałam chłopaka, mimo że to za Patrykiem wodziłam oczami. Cóż, los nas ze sobą nie połączył, tak wyszło, było minęło – przekonywałam sama siebie. Patryk i Basia wzięli ślub, urodził im się syn... Ja przez te wszystkie lata próbowałam zbudować kolejny związek. Niestety, żaden nie przetrwał próby czasu. A potem usłyszałam o tragedii. Wszyscy w miasteczku o tym mówili. Basi pękł w mózgu krwiak. Dwa tygodnie w szpitalu i było po dziewczynie.
Patryka pierwszy raz po śmierci jego żony zobaczyłam na poczcie, gdzie pracuję. Schudł, zmizerniał, posiwiał... Słyszałam, że rodzina pomaga mu wychowywać dziecko. Mama, siostra, rodzice Basi... 
Jakieś półtora roku później wybrałam się ze znajomymi z pracy na grzyby. Na tę wycieczkę pojechał też Patryk z siostrą. Dowiedzieli się, że mamy wolne miejsca, i postanowili się przyłączyć. W autobusie usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy przez całą drogę. O kolegach z liceum, o wspólnych znajomych, o nauczycielach... Nie pytałam go o Basię, nie śmiałam. W drodze powrotnej też siedzieliśmy razem. Wkrótce potem zaczęliśmy się spotykać. Ale nasza miłość rozwijała się powoli. Patryk często wspominał Basię. – Nie przeszkadza ci, że o niej opowiadam? – spytał mnie kiedyś.
– Nie, była... jest częścią twojego życia.
Minęło pół roku, nim pocałował mnie po raz pierwszy. Szczerze mówiąc, niecierpliwiłam się. W pewnym wieku człowiek jednak przywyka, że sprawy toczą się trochę szybciej... Mam tu na myśli bliskość fizyczną. A Patryk wciąż trzymał mnie na dystans. Kiedy przytulałam się do niego, sztywniał. Domyślałam się, jaka jest tego przyczyna. Pamięć o niej, może poczucie, że w ten sposób ją zdradza?

Basia ciągle była między nami

Postanowiłam dać mu czas. Ale i tak z upływem kolejnych miesięcy zauważyłam, że niedostrzegalna obecność Basi przeszkadza mi coraz bardziej. Nie mówiłam o tym Patrykowi, było mi niezręcznie. Zresztą wstydziłam się sama przed sobą, że jestem zazdrosna o zmarłą.
„Minie trochę czasu, stworzymy własne wspomnienia, tamte się zatrą”, pocieszałam się. „Będziemy mogli rozmawiać o nas, naszych planach, wycieczkach, przeżyciach...”, myślałam sobie. Ale wcale nie było lepiej. Patrzyłam na obrączkę na palcu Patryka i czułam ból. Kiedyś zaprosiłam Patryka z Wojtusiem do mnie na obiad. Ugotowałam zupę-krem z cukinii, którą od ziarenka wyhodowałam w moim ogródku. Danie popisowe. I kluski śląskie nadziewane mięsem, polane boczkiem z cebulką. Do tego zasmażana czerwona kapusta. Sąsiadki brały ode mnie przepis na te kluchy, wszyscy się nimi zachwycali. A ja chciałam olśnić Patryka. Basia dobrze gotowała, tak mówił. Od rana siedziałam w kuchni. Wszystko wyszło idealnie. Kiedy postawiłam zupę przed Patrykiem i Wojtkiem, od razu wyczułam, że coś będzie nie tak.
– Zielona zupa? Bleee – powiedział od razu mały i odsunął miseczkę, rozchlapując trochę na obrus. Patryk zrobił się czerwony.
– Obiecałeś, że będziesz się dobrze zachowywał! – fuknął na syna. Wojtek natychmiast się rozbeczał.
– Mama by mi w życiu takiej zieloooonej nie kazaaaała jeeeeść – zanosił się mały od płaczu.
Popatrzyłam zmieszana na Patryka. – Może faktycznie dzieci nie lubią takich zup? Nigdy nie gotowałam dla dzieci... Poszłam do kuchni. Miałam resztki rosołu sprzed dwóch dni. Przypomniałam sobie, że dzieci sąsiadów nic tylko pomidorówkę by jadły. Dodałam trochę przecieru pomidorowego własnej roboty, zagrzałam. Potem tylko śmietana i gotowe. Wojtek zjadł z apetytem.
– I jak, smakowała ci pomidorówka? – zapytałam małego, kiedy skończył.
– Może być. Ale mama robiła lepszą...
– Pyszna zupa. Nie wiedziałem, że brokuły mogą tak dobrze smakować.
– Patryk próbował ratować sytuację.
– To nie brokuły, tylko cukinia. Z ogródka za domem! – zaśmiałam się.
– Basia nigdy nie używała w kuchni cukinii – tłumaczył się mój ukochany, a mnie na dźwięk tego imienia zebrało się na płacz. – Ale zupa była doskonała!
Jakoś dotrwałam do końca obiadu. Drugie danie zjedli z większym smakiem, ale Wojtek też się krzywił. „Trzeba było nasmażyć naleśników”, pomyślałam. „Zajęłoby mi to kwadrans”.
– Dlaczego gotujesz inaczej niż moja mama? – zapytał Wojtek na odchodnym.
– Bo jestem kimś innym – odparłam. – A następnym razem powiesz mi, co chciałbyś zjeść. Przyjmę każde zamówienie – uśmiechnęłam się do małego. W końcu nie jego wina, że nie znam się na gotowaniu dla dzieci.

Nie chciałam ciągłych porównań

Wprowadziłam się do Patryka. I wtedy wszystko zrozumiałam. On oczekiwał, że będę się zachowywała i robiła to, co jego pierwsza żona.
– Już szósta trzydzieści, wstawaj! – usłyszałam rano.
– Idę dzisiaj do pracy na popołudnie – rzuciłam. Wojtuś był chory, przychodziła opiekunka, mogłam pospać.
– A ja na siódmą. – Aha... – mruknęłam i odwróciłam się na drugi bok.
Patryk wychodząc do pracy, trzasnął drzwiami tak, że szyby zadrżały. Nie zadzwonił przez cały dzień, chociaż zwykle telefonował przynajmniej raz. Kiedy wróciłam z poczty, zapytałam, o co chodzi. Okazało się, że oczekiwał, że przygotuję mu rano śniadanie!
– Mam wstać o szóstej trzydzieści, zrobić ci śniadanie i zapakować kanapki do pracy? A może to ty, skoro wstajesz wcześniej, przyrządzisz coś dla siebie i dla mnie?
– Ale ja haruję cały dzień.
– Nie cały dzień, tylko osiem godzin. Tak samo jak ja.
– Ale ja na budowie, ciężko. A ty te swoje pieczątki tylko klepiesz.
– Jestem kobietą, trudno, żebym rowy kopała. A poza tym gotuję obiad, sprzątam, prasuję, zajmuję się Wojtkiem. I kończę pracę o dwudziestej.
– Basia jakoś mogła wstawać.
– Z całym szacunkiem... Basia to Basia, a ja to ja. Nie mam zamiaru konkurować z twoją żoną. Nie mam zamiaru spełniać twoich oczekiwać, bo i tak nigdy nie będę tak doskonała jak oryginał. Jeśli tęsknisz za nią, to ja nie chcę być z tobą.
– Chciałabyś, żeby o niej zapomniał?
– Nie. Chciałabym, żebyś mnie pokochał. Nie mnie jako substytut Basi, tylko mnie jako mnie. A ponieważ tego nie potrafisz, odchodzę.
Zabrałam rzeczy i wróciłam do siebie. 

Spojrzenie w przyszłość

Przyszedł po tygodniu. Powiedział, że Wojtuś zamęcza babcię, żeby mu zrobiła zupę z cukinii.
– Tęsknię za tobą. Myślałem, że skoro byłem w związku, to wiem, jak to powinno wyglądać. Pokazałaś mi, że każdy związek jest inny. Jeśli dasz mi szansę... nam... Jeśli dasz nam szansę, możemy zbudować nowy związek. Inny niż tamten, który miałem. Bo z inną kobietą. Nie taką samą, ale wspaniałą i godną szacunku.
Mieszkamy razem już od roku. Tydzień temu Patryk poprosił mnie o rękę. Za trzy miesiące bierzemy ślub. Planujemy skromne przyjęcie w gronie najbliższych. W mieszkaniu zrobiliśmy remont, kupiliśmy nowe meble. O Basi przypomina tylko zdjęcie na komodzie, przy którym zawsze stoją kwiaty. Wczoraj mama Patryka z jego siostrą przyszły nas odwiedzić.
– Już nie nosisz obrączki? – spytała starsza pani, zerkając na dłoń Patryka.
– Jest dla mnie ważna, ale to przeszłość. Zrobiłem miejsce na nową... z którą wiążę moje jutro – odpowiedział. 

 

Czytaj więcej