„Córka nie była w stanie wstać. Ale gdy w drzwiach zobaczyła tatę i brata…” – mówi Joanna Osypiuk-Tomasik (52 l.) z Lublina.
O co poszło? – spojrzałam na męża. Wróciliśmy z pracy, a w domu trwała sprzeczka naszych nastolatków: Marty (dziś 16 l.) i Michała (15 l.). – I tak w końcu się pogodzą – uśmiechnął się Andrzej.
Fakt, dzieciaki czasem darły koty, ale w poważnych sprawach stały za sobą murem, trzymały za siebie kciuki. Tak też było, gdy wiosną 2021 r. Marta startowała do liceum plastycznego. Michał, podobnie jak my, pękał z dumy, gdy dostała się tam bez kłopotu. A nową szkołę od razu bardzo polubiła.
Rankiem 24 września 2021 r. jak zwykle do niej wyruszyła. Po 8-ej zadzwonił mój telefon.
– Pani córka jest na SOR-ze! Proszę przyjechać, to nie jest rozmowa na telefon – usłyszałam przejęty głos pracownicy szpitala. W gardle mi wyrosła gula. Poprosiłam o podwózkę sąsiada. Z nerwów cała „chodziłam”, nie byłam w stanie sama jechać do szpitala. A po tym, co tam usłyszałam, omal nie zemdlałam.
– Marta została potrącona przez samochód – powiedziała lekarka. – To wielonarządowy uraz. Jej stan jest ciężki, upadła na głowę, jest mocny obrzęk mózgu. Chciałam ją jak najszybciej zobaczyć, przytulić, ale trwały badania. Po nich wziął mnie na rozmowę neurolog: – Córka ma czterokończynowe porażenie. Być może nie będzie chodzić i mówić...
Byłam zrozpaczona.
– Już do was pędzę – rzucił wstrząśnięty mąż, gdy po wielu próbach się do niego dodzwoniłam. Później zawiadomiłam też innych członków rodziny. Próbowali dodawać otuchy, ale...
Kolejne dni były dla nas koszmarem.
– Chcę, muszę, ją zobaczyć – prosił Michał.
Bałam się jednak, że ta wizyta, do tego na tak ciężkim oddziale, będzie dla niego za dużym szokiem. Ostatecznie pokazaliśmy mu zdjęcie siostry, wykonane przez lekarza.
Przeżywał to strasznie, a mi serce omal nie pękło! Tak było też zawsze, gdy przyjeżdżałam do córki do szpitala. Leżała nieruchomo, nie było z nią kontaktu. Andrzej wziął urlop, żeby na zmianę przy niej ze mną czuwać.
– Wyjdzie z tego. Musi! – bliscy podnosili nas na duchu. Razem z nami modlili się o cud.
Po kilku tygodniach walki o życie Marty, usłyszałam od lekarki:
– Mieliśmy już jednego pacjenta w wieku Marty, którego udało się wybudzić. W klinice Budzik, w Warszawie... – podpowiedziała.
Był listopad 2021 r., gdy szykowałam się, żeby pojechać tam z córką. Na kolejne kilka miesięcy mieliśmy tam zamieszkać.
– Nie martw się, damy sobie razem radę – zapewniał mąż, zostając po raz pierwszy na taki długi okres z synem w domu.
– Marta jest dzielna, na pewno z tego wyjdzie – Michał, sam zdołowany, starał się dodać nam sił.
Podbudowało mnie też to, co zastałam w klinice: oddanych, rehabilitantów, wspaniały personel, i nawet panie sprzątające, które codziennie przychodziły zapytać, co słychać u Marty.
– Im wcześniej rozpoczniemy rehabilitację tym lepsze przyniesie efekty– wyjaśnił pan dyrektor, który codziennie do nas zaglądał.
Niestety, Marta leżała, jakby spała, choć oczy miała otwarte.
– Będę was odwiedzał w każdy weekend – zapewnił Andrzej, ale przez pandemię takie wizyty były bardzo utrudnione. Mogliśmy tylko widzieć się w przedsionku, nie zdejmując masek. Na szczęście, po jakimś czasie mogłam mu przekazać lepsze wieści: Marta robiła postępy w rehabilitacji!
Mówiłam do niej, opowiadałam, co dzieje się w szkole, bo jej koleżanki regularnie zdawały mi relacje. Przysyłały nakręcone dla Marty filmiki. Dopiero w grudniu, gdy poluzowano obostrzenia pandemiczne, Michał pierwszy raz mógł przyjechać z Andrzejem w odwiedziny. Marta była pionizowana, ale dotąd nie dawała rady wstać sama. Ale gdy zobaczyła tatę i brata...
– Nie wierzę – szeptałam, gdy wtem zerwała się z wózka i rzuciła się ojcu na szyję. Byliśmy zszokowani. Andrzej złapał ją, widziałam w jego oczach łzy. Gdy Michał się do niej schylił, mało nie udusiła go w uścisku.
– Boże, dziękuję – powtarzałam przeszczęśliwa.
To była także pierwsza świadoma reakcja córki. I taka piękna, wzruszająca. Ale nadal nie mówiła. Tuż przed gwiazdką, gdy kładłam ją spać, chciałam jej pokazać kolejny film nakręcony przez koleżanki. Gdy go obejrzała, wpadła w euforię.
– A skoro nie – wypowiedziała te pierwsze słowa, które mimo że dziwne, były najcudowniejszymi, jakie usłyszałam w życiu.
Jakiś czas powtarzała wyłącznie te trzy słowa i z nich, jak jej się wydawało, tworzyła całe zdania. Denerwowała się, że nikt jej nie rozumie.
Ale i tak to był wielki postęp, byliśmy pełni nadziei. Andrzej zapewniał, że dają sobie radę w domu.
– Wiesz, że Michał umiał co najwyżej podgrzać parówki. A zrobił nam naleśniki! Nie radził sobie z przerzucaniem ich na drugą stronę, więc smażył na dwóch patelniach – opowiadał mąż.
Dzięki rehabilitacji Marta odzyskiwała sprawność, z czasem zaczęła znów mówić!
Jednocześnie przyczyny wypadku były wyjaśniane przez policję. Okazało się, że kierowca Ubera potrącił Martę na przejściu dla pieszych. Przeleciała w powietrzu 20 m, zanim upadła! Sprawa trafiła do sądu.
Boże Narodzenie mieliśmy spędzić całą rodziną w Budziku. Ale choć Michał przeszedł testy na covid, to go wykryto u Andrzeja.
– Połączymy się z wami na łamanie opłatkiem – zadzwonił do mnie.
Przeżywaliśmy wszyscy, że nie możemy być razem. Jednak los szybko nam to wynagrodził: W lutym usłyszałam upragnione słowa: – Marta została całkowicie wybudzona. Czeka ją rehabilitacja, ale dzięki determinacji zrobiła niesamowity postęp – podkreślał dyrektor kliniki, Maciej Piróg.
8 marca br. nadszedł dzień, który był cudowny, choć nie obyło się bez łez.
– Odwiedzimy was – żegnałyśmy się z pacjentami kliniki i ich rodzicami, bo przez te pół roku staliśmy się jakby rodziną, którą łączyły trudne przeżycia.
Andrzej wysprzątał dom na nasz powrót tak, że nie mogłam się nadziwić! Wkrótce zaprosiłam przyjaciół i rodzinę na powitanie Marty.
– Nasza kochana, waleczna – ściskali ją wzruszeni bliscy. A brat nie odstępował jej ani na krok.
– Wszystko wraca do normy – śmiałam się. Po raz pierwszy od dawna tak beztrosko.
Marta była w tak dobrej formie, że...
– Chcę jak najszybciej wrócić do szkoły – mówiła, gdy nauczyciele organizowali jej indywidualną naukę zdalną.
Na godzinie wychowawczej weszłam z córką i tortem powitalnym, a uczniowie oniemieli! Wstali, odśpiewali Marcie 100 lat, a później wszyscy po kolei ją wyściskali. Później zapadła decyzja o jej powrocie do szkoły.
Pomimo wypadku, niepewności czy Marta przeżyje, została promowana do drugiej klasy w ukochanej szkole. To trudne doświadczenie udało nam się przeżyć dzięki miłości, która łączy naszą rodzinę.
Joanny Osypiuk-Tomasik wysłuchał Stanisław Augustowski
Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2022. Pani Joanna Osypiuk-Tomasik wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2022 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika.
O tym, czy zostanie Glorią 2022 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2022