Jadwiga Barańska: Mąż nazywał ją darem od Boga i prosił o modlitwy w intencji ukochanej żony
Jadwiga Barańska z mężem, Jerzym Antczakiem
Fot. AKPA

Jadwiga Barańska: Mąż nazywał ją darem od Boga i prosił o modlitwy w intencji ukochanej żony

Życie Jadwigi Barańskiej i Jerzego Antczaka to piękna opowieść o miłości, pasji i wierze. Mistrz polskiego kina z czułością mówił o żonie jako darze od Boga, prosząc o modlitwy w jej intencji, gdy zmagała się z chorobą. W ich codzienności wiara była fundamentem – w trudnych chwilach zwracali się do Boga, ufając Jego opiece. Barańska, która zagrała niezapomnianą Barbarę Niechcic, odeszła kilka dni po swoich 89. urodzinach.

Swoje 89. urodziny Jadwiga Barańska świętowała 21 października. Z tej okazji na profilu jej męża, Jerzego Antczaka (94) pojawił się wzruszający wpis: „Jesteś dla Mikołaja i dla mnie darem od Boga. W tym szczególnym dniu prosimy Go, aby przywrócił Ci zdrowie, bo niczego więcej nam w życiu nie potrzeba. Błagamy, bierz lekarstwa i nie odmawiaj wizyt w szpitalu, uważając to za bezcelowe!” – napisał reżyser. Niestety, aktorka odeszła 25 października, pogrążając męża i syna w żałobie. 

Jadwiga Barańska dzięki mężowi została gwiazdą

To dzięki Jerzemu Antczakowi stała się niekwestionowaną gwiazdą polskiego kina. Reżyserował filmy, gdzie pokazała swój niezwykły talent. Niepowtarzalną rolą Barbary Niechcic w ekranizacji powieści „Noce i dnie” zapewniła sobie na zawsze miejsce w naszych sercach. Ale była też przecież tytułową „Hrabiną Cosel” i matką Chopina w „Chopin. Pragnienie miłości”. Do tego niezliczone role teatralne, zawsze wybitne, zawsze prawdziwe…

Gdy ostygła wojenna zawierucha, 17-letnia Jadzia zawitała do Łodzi. Tam pragnęła zrealizować swe największe marzenie, by zostać aktorką. Wśród srogich egzaminatorów PWST jeden był najgorszy. Starszy ledwie o sześć lat, dorobił się już roli asystenta i uznał, że nastolatka do niczego się nie nadaje. – Chuda, brzydka i bez talentu – skwitował krótko jej starania. Przez niego nie zdała egzaminów. Nazywał się… Jerzy Antczak.

Tyle że ona nie należała do tych, które łatwo odpuszczają. Po roku ponownie stanęła przed komisją. Zachwyciła i dostała się bez problemu. I chyba najbardziej z tego, że próbowała, ucieszył się właśnie Jerzy Antczak. – Kto wie, czy byśmy się kiedyś jeszcze spotkali... – mówił potem, bo Jadwiga przykuła jego uwagę i poruszyła serce. Jeszcze w trakcie studiów przyjęła jego oświadczyny i w 1958 roku stanęła z nim przed Bogiem, powtarzając małżeńską przysięgę.

Mąż Jadwigi Barańskiej prosił o modlitwy w jej intencji

Zadebiutowała epizodem w „Żołnierzu królowej Madagaskaru”, a po dyplomie, w 1959 roku, dostała angaż do warszawskiego Teatru Klasycznego, który potem zmieniła na Teatr Polski. Grała z powodzeniem, wychowując przy tym jedynego syna, Mikołaja, którego narodziny były dla obojga cudem.

Po sukcesie „Nocy i dni” pojawiła się propozycja wyjazdu do Ameryki. W 1979 roku ruszyli w nieznane. – Nie znam drugiej aktorki, która by z taką pokorą zrezygnowała z kariery, będąc w jej samym rozkwicie. Dobiegałem pięćdziesiątki, wsiadając do samolotu lecącego do Los Angeles, czułem paniczny strach i miałem potworny wyrzut sumienia. Od niej nie usłyszałem takiego wyrzutu cienia – mówił z czułością Antczak.

Małżonkowie byli głęboko wierzący. Reżyser często prosił, by widzowie modlili się za podupadającą na zdrowiu żonę. Aktorka z kolei zawsze za modlitwy dziękowała. Była pogodzona z tym, że przyjdzie jej kiedyś odejść, bo na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami. W trudnych chwilach modliła się do Matki Bożej Częstochowskiej i do św. Tadeusza Judy. – Wielokrotnie doznawałam jego wsparcia w sprawach niemal beznadziejnych – podkreślała. Odeszła w Los Angeles w otoczeniu kochającego męża i syna.

 

 

Czytaj więcej