"Kiedy praktykantka pokazała mi swój projekt, nie wytrzymałam: – Małpa by to lepiej zaprojektowała, weźże się w garść, dziewczyno, bo inaczej nic z ciebie nie będzie! – Nawet nie wiem, kiedy podniosłam na nią głos. Byłam pewna, że moja konstruktywna krytyka jej pomoże. Niestety, dwie godziny później zostałam wezwana do szefa..." Sabina, 45 lat
– Zośka, co to za makijaż? – zapytałam córkę, która szykowała się na imprezę.
– Jest okazja, to postanowiłam trochę zaszaleć – odpowiedziała.
– I wyglądać jak klaun? Te fioletowe cienie zupełnie ci nie pasują – stwierdziłam, a Zosia przewróciła oczami, pożegnała się dość chłodno i wyszła.
– Sprawiłaś jej przykrość – stwierdził mój mąż z wyrzutem.
Znałam ten ton i to spojrzenie.
– Ja tylko byłam szczera. Miałam wyrazić fałszywy zachwyt? Przecież to bez sensu. Poza tym naprawdę wyglądała fatalnie! – Wzruszyłam ramionami. Odbywaliśmy taką rozmowę już milion razy.
– Nie było tak źle, całkiem fajnie się umalowała. Jest nastolatką, eksperymentuje z wyglądem. To normalne. A ty, zamiast wspierać młodą, tylko ją krytykujesz – zarzucił mi Janek.
– Wyrażam swoje zdanie dla jej dobra, przynajmniej mam tyle odwagi. Nie to co ty! – prychnęłam i wyszłam, żeby skończyć tę dyskusję.
Naprawdę uważałam, że robi z igły widły. „Nikt jeszcze nie umarł od krytycznego komentarza, przecież nie musimy ciągle spijać sobie miodu z dziubków”, pomyślałam. To, że czasem skrytykuję coś, co robi Zośka, nie znaczy przecież, że jej nie kocham czy ją zaniedbuję. To nie moja wina, że jestem szczera i mówię, co myślę. Mój mąż jest innego zdania, on twierdzi, że się wyzłośliwiam i nie powinnam tego robić. Oczywiście się z tym nie zgadzam, podobnie jak z jego twierdzeniem, że „świat jest lepszym miejscem, gdy ludzie są dla siebie mili”. Świat tak czy siak jest dość nieprzyjemny i słodzenie bliźnim tego nie zmieni. Czasem się zastanawiam, jak on może być tak naiwny!
Cóż, Zosia tego wieczoru wróciła z imprezy zachwycona, więc nie wracaliśmy już do tematu, co przyjęłam z ulgą. Szczerze powiedziawszy, nie przywiązałam do tej sytuacji jakiejś szczególnej wagi, ot spięcie, jakich wiele w każdej rodzinie. Już kilka dni później musiałam sobie radzić z kolejnym nieporozumieniem, tym razem w pracy.
– Klaudia, czy ty w ogóle myślisz? Przecież ten projekt jest beznadziejny! Chcesz z tym iść do klienta? – zapytałam swoją podwładną, gdy prezentowała mi efekty swojej pracy. Miała zaaranżować ogród dla klientki, ale to, co mi pokazała, było godne pożałowania. Jeszcze żeby ona przyjęła tę krytykę, wyciągnęła jakieś wnioski, ale gdzie tam! Patrzyła na mnie jak zbity pies…
– Ale co właściwie źle zrobiłam? – wydukała wreszcie.
No szlag mnie trafił!
– Jak to co!? Wszystko! Małpa by to lepiej zaprojektowała, weźże się w garść, dziewczyno, bo inaczej nic z ciebie nie będzie! – Nawet nie wiem, kiedy podniosłam głos. – Idź lepiej zrób mi kawę, a ja to poprawię – dodałam łaskawie, a ona wyszła, by po chwili przynieść mi kubek z parującą kawą. Przez chwilę miałam wrażenie, że chce mnie nią oblać, ale ostatecznie postawiła go przede mną i zmyła się jak niepyszna. Wzięłam łyk kawy, kilka oddechów i zabrałam się do pracy, pomstując w duchu na nieudolność tej dziewczyny. Nie miałam pojęcia, że rozpęta się taka afera!
– Pani Sabino, bardzo cenię pani umiejętności i pracę – powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. – Ale z przykrością muszę stwierdzić, że dociera do mnie wiele sygnałów o pani nieodpowiednim zachowaniu wobec współpracowników. Nie dalej jak dzisiaj rano nakrzyczała pani na praktykantkę… – Spojrzał na mnie surowo, a mnie uśmiech zastygł na twarzy.
– Może faktycznie nieco podniosłam głos, ale gdyby pan widział, co ona mi pokazała… – zaczęłam się usprawiedliwiać.
– Tak się składa, że widziałem – przerwał mi. – Projekt wymagał kilku poprawek, ale nie był beznadziejny. Poza tym w tej firmie uczymy adeptów sztuki projektowania, a nie mieszamy ich z błotem. To nie jest pierwszy raz, pani Sabino, potrafi pani nazwać współpracownika idiotą, krytykuje pani ludzi, zamiast przekazać im merytoryczne uwagi. Wyraża się pani niepochlebnie nie tylko o umiejętnościach pracowników, ale także o ich wyglądzie czy życiu prywatnym. Niestety zbyt długo na to pozwalałem.
– Ja tylko jestem szczera! – żachnęłam się.
– Nie, to nie jest szczerość. To zachowanie nosi znamiona mobbingu i nie możemy go tolerować. Z uwagi na to, że pracuje pani u nas bardzo długo, a ja cenię pani umiejętności, nie zwolnię pani. Jednak wysyłam panią na zaległy urlop. Liczę na to, że coś pani ze sobą zrobi, a już na pewno przemyśli swoje zachowanie. – Spojrzał na mnie surowo.
Próbowałam jeszcze dyskutować, ale bez skutku. Szef był nieugięty, miałam urlop i to od zaraz. Wyszłam z pracy wściekła i upokorzona. Na Boga! Przecież ja nie jestem jakąś psychopatką, która dręczy ludzi! Po prostu nie obchodzę się z delikwentem jak z jajkiem…
Do domu wróciłam wcześniej niż zwykle. Chciałam się uspokoić i pomyśleć, co zrobić z tym przymusowym urlopem. Zamierzałam odpocząć… Gdy przekroczyłam próg mieszkania, usłyszałam, jak moja córka rozmawia przez telefon…
– Mówię ci, Julka, ja już nie mogę. Według niej wszystko robię źle. Co chwilę słyszę, że jestem brzydka, gruba, głupia... Wczoraj przymierzyłam tę sukienkę, którą kupiłam na imprezę w szkole. Wiesz, co powiedziała mi mama? Że wyglądam jak pulpet i powinnam rzadziej zaglądać do cukierni, to może będę mogła chodzić w takich ciuchach. Jak usłyszała, że myślę o studiach pedagogicznych, powiedziała, że kompletnie nie mam ambicji. Cokolwiek zrobię czy powiem, ona to skrytykuje. To samo dotyczy mojego ojca. On też ciągle słyszy, że jest ciapą, że inni mężowie są bardziej zaradni, mądrzejsi, zadbani, a jej się trafił on, taki nikt. Gdy próbowałam jej powiedzieć, jak mi źle z tym, co mówi, stwierdziła, że jest szczera i w ten sposób motywuje mnie do bycia lepszą… Tylko że ja nie czuję się zmotywowana. Codziennie mam ochotę wyjść z domu i już nie wrócić. Boję się, że kiedyś to zrobię. Ona jest jak babcia… – głos Zośki się załamał, a ja poczułam, że ogarnia mnie chłód.
Po cichu wycofałam się z mieszkania i poszłam do parku. Chciałam zebrać myśli i się uspokoić. Nie było to łatwe, bo słowa, które usłyszałam z ust mojego dziecka, mnie zmroziły. Nie chodziło tylko o treść jej wypowiedzi, ale też o ton, pełen smutku i żalu. Nie miałam wątpliwości, że mówi szczerze. Jest bardzo zraniona i ma mnie dość. „Jestem taka jak moja matka”, pomyślałam i poczułam, że brakuje mi powietrza. Zamknęłam oczy i w jednej chwili wróciły wspomnienia...
Niejednokrotnie płakałam przez nią po nocach, a potem jak szybko uciekłam z rodzinnego domu. Nawet teraz, jako dorosła kobieta, nie lubię spędzać z nią czasu,```` bo zawsze wiąże się to ze słuchaniem o tym, jaka z ojca jest niedojda, że sąsiadka się brzydko starzeje, kuzyn to debil, a ja mogłabym bardziej o siebie dbać. Każdemu przypnie na poczekaniu jakąś łatkę. „A teraz okazuje się, że ja robię to samo”, pomyślałam przerażona. Przecież tego nie chciałam! Przysięgałam sobie, że taka nie będę!
Długo siedziałam na tej parkowej ławce, zastanawiając się, jak do tego doszło i co mam zrobić. W końcu musiałam iść do domu. Wiedziałam, że Janek i Zosia zaczną się martwić.
Tym razem, gdy weszłam do mieszkania, zobaczyłam, że razem szykują obiad. Ogarnęło mnie rozczulenie, pomyślałam, że za nic w świecie nie mogę ich stracić!
– Cześć, ładnie wyglądasz Zochna, pięknie ci w zielonym – powiedziałam. – A ty zrobiłeś tę dobrą pomidorową? – zwróciłam się do męża.
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni i chyba nieco spanikowani.
– Mamo, co się stało? – zapytała córka.
Przez chwilę chciałam powiedzieć, że nic, ale postanowiłam zagrać w otwarte karty.
– Miałam dzisiaj bardzo trudny dzień. Dostałam bolesną nauczkę i zrozumiałam, że was krzywdziłam, choć wcale tego nie chciałam. Kocham was i chcę, żebyście to wiedzieli, dlatego chyba muszę powalczyć z moją wewnętrzną krytykantką. Pomożecie? – zapytałam łamiącym się głosem.
Nic nie odpowiedzieli, po prostu mnie przytulili.
Cóż, nie jest mi łatwo. Stare nawyki nie chcą dać o sobie zapomnieć, ale bardzo się staram. Urlop postanowiłam wykorzystać na rozpoczęcie terapii, bo muszę poukładać sobie kilka spraw. Mam nadzieję, że mi się to uda.