Ilona Łepkowska - słynna scenarzystka i producentka nazywana "królową polskich seriali" niechętnie mówi o swoim życiu prywatnym. A w tym było wiele burz. Przeżyła trudne dzieciństwo pod okiem surowego ojca, trzy nieudane małżeństwa zakończone rozwodami oraz ciężką depresję. Skąd znalazła w sobie siłę, by pokonać przeciwności losu?
Przeszłam tyle życiowych zawirowań, że nie miałam się kiedy cieszyć sukcesami – wyznała Ilona Łepkowska, twórczyni „M jak miłość” czy „Kogla Mogla”. Od lat zmaga się z depresją, samotnie wychowywała córkę, poznała gorzki smak zdrady, a przy tym musiała walczyć o pozycję w zawodzie. Trudne dzieciństwo nauczyło ją jednak, by nigdy się nie poddawać.
Dorastała w domu, gdzie twardą ręką rządził ojciec, profesor historii PAN. – Gdy byłam nastolatką i trudno mnie było wyciągnąć z łóżka, tata stawał przy drzwiach do mojego pokoju i robił mamie, która była w kuchni w drugim końcu dużego, starego mieszkania, prasówkę – opowiadała. Nie tolerował marnowania czasu po szkole, powrót musiał być natychmiastowy. Już 10 minut spóźnienia oznaczało burę. A gdy córka mijała się z prawdą, sięgał po pas.
Wyświetl ten post na Instagramie
Ilona była zaskoczona, gdy mama po latach oznajmiła jej, że była ulubienicą ojca, bo także wybór jej drogi zawodowej uważał za zgoła niepoważny. Mimo to jest mu wdzięczna. – Był surowy w ocenianiu. Bardzo krytyczny. Ale mnóstwo mi dał. Od niego nauczyłam się odpowiedzialności i sumienności w pracy - wyznała.
Po maturze dostała się na studia na Wydziale Zarządzania, lecz ciągnęło ją do filmu. Zagrała nawet epizody w „Człowieku z marmuru” Wajdy i „Barwach ochronnych” Zanussiego. Jednak te plany musiały poczekać.
Po obronie dyplomu skierowano ją do zakładów przemysłu mięsnego. Była już wówczas mężatką, a jej rodzina miała się powiększyć. – Musiałam coś robić zawodowo, bo miałam nakaz pracy po studiach. Poza tym wiedziałam, że jestem w ciąży, więc szukałam czegoś naprędce – tłumaczyła. Jedynym plusem był fakt, że chociaż sklepy świeciły pustkami, w jej domu na stole nie brakowało wędlin. Z całego serca nie znosiła jednak tego zajęcia, więc kiedy nadarzyła się okazja powrotu na plan, nie zastanawiała się długo. Została asystentką kierownika produkcji w WFDiF, uczyła też filmu i kultury filmowej w liceum.
Dobiegała trzydziestki, kiedy ukończyła studium scenariuszowe w Łodzi, a jej pierwszy projekt „Gra” otrzymał wyróżnienie na festiwalu w Koszalinie. W 1985 na ekrany weszła komedia „Och, Karol” i okazała się hitem.
Wyświetl ten post na Instagramie
Niestety, sukcesy zawodowe nie szły w parze z osobistymi. Studenckie małżeństwo się rozpadło, drugie z prawnikiem, Wojciechem, także nie przetrwało. – Przyciągałam osoby, które albo chciały się na mnie wozić, albo skrzywdzić, bo miały jakieś kompleksy czy problemy. Po dwóch rozwodach spróbowałam trzeci raz. I długo lizałam rany – wyznała. Chociaż wiele osób ma ją za silną i nieugiętą, ona także w końcu doszła do ściany. Nie chce o tym opowiadać, wspomina jedynie, że trafiła na oszusta, który ją wykorzystał.
Na domiar złego wtedy w jej życiu na dobre zagościła depresja. Nie cieszyły jej sukcesy. A było ich wiele: „Radio Romans”, „Klan”, „Na dobre i na złe” czy „M jak miłość” zapewniły jej uznanie. Poddała się terapii, brała leki. Ale najlepszą motywacją była córka, Weronika. Starała się dla niej. – Fakt, że kobieta ma dziecko, jakoś ją stawia do pionu. To jest odpowiedzialność, która nie wynika z rozumu, tylko z instynktu. To coś pierwotnego – wyjaśnia.
Wyświetl ten post na Instagramie
Pomogła też miłość. Zakochała się w mężczyźnie, którego znała od pół wieku. Z Czesławem Bieleckim, nazywa go Sławkiem, mieszkali drzwi w drzwi. – Gdy się poznaliśmy, miałam 5 lat, a on 11 – opowiadała. Z nim uciekła ze stolicy do domu na wsi. Córkę zaraziła pasją do branży filmowej, wciąż są najlepszymi przyjaciółkami. Cieszy się, że po latach ma dużą rodzinę, jaką obdarzała bohaterów seriali. Wciąż pracuje, ale priorytetem jest dla niej pomaganie innym. – Wolałabym, żeby na nagrobku napisali mi, że byłam dobrym człowiekiem niż królową seriali – przekonuje.