Elżbieta Jaworowicz odniosła sukces zawodowy, a po pięćdziesiątce znalazła miłość. Gdyby mogła jeszcze raz przejść przez życie, jedno by zmieniła... Czego żałuje gospodyni „Sprawy dla reportera” ?
W minionym roku ostatni dzień listopada był jednym z najważniejszych dla Elżbiety Jaworowicz. Przemysław Babiarz, który właśnie tego dnia wręczał gospodyni „Sprawy dla reportera” Nagrodę Mediów Publicznych 2021 w kategorii „Obraz”, porównał dziennikarkę do napastnika nie bojącego się na boisku włożyć głowę tam, gdzie inni boją się wstawić nogę.
– Jeszcze was sobą trochę pomęczę – żartowała pani Elżbieta, dziękując za wyróżnienie.
Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy świętowała 75. urodziny, Elżbieta Jaworowicz rozważała przejście na emeryturę. Wyznała w wywiadzie, że jest zmęczona, a jeden z tabloidów oznajmił, że coraz rzadziej wyjeżdża w teren, gdzie powstają reportaże.
– To żadna tajemnica, że materiały w terenie przygotowywali w czasie pandemii moi współpracownicy – mówi dziennikarka i dodaje, że nie znaczy to, iż czuje się odsunięta na boczny tor.
– Ciągle docieram do ludzi osobiście, bo najważniejsze w mojej pracy jest spojrzenie z bliska w oczy drugiemu człowiekowi – twierdzi. Pani Elżbieta żartuje, że od lat najczęściej odpowiada na pytanie, kiedy wreszcie odejdzie z telewizji. – Dopiero wtedy, kiedy okaże się, że nie jestem już potrzebna moim widzom – mówi. Równie często jak o emeryturę, prowadząca „Sprawy dla reportera” pytana jest o... nogi!
– Tego, jak zachowywać się przed kamerą, uczyła mnie Irena Dziedzic. Ona pokazała mi, w jaki sposób układać nogi, siedząc na krześle – wspomina dziennikarka. W tym roku minęło 45 lat od chwili, gdy – będąc jeszcze studentką – wzięła udział w konkursie zorganizowanym przez Telewizyjny Ekran Młodych i trafiła na Woronicza. - Prowadziłam program o modzie i w ogóle mi się to nie podobało – twierdzi.
Czekała prawie dekadę, by udowodnić, że nie jest jedynie „ładną buzią” i że ma coś do powiedzenia. Już po pierwszej „Sprawie dla reportera” stało się jasne, że potrafi upomnieć się o ludzi skrzywdzonych i potrzebujących pomocy. Praca zawsze była dla pani Elżbiety najważniejsza. Pewnie dlatego rozpadły się jej dwa małżeństwa.
Szczęście znalazła dopiero po pięćdziesiątce. Trzeciego męża, byłego rzecznika MON Eugeniusza Mleczaka, poznała w 1995 roku na gali wręczania Dyplomów Benemerenti. Oboje byli wtedy wśród osób uhonorowanych. Po bankiecie poszli na kawę i zakochali się w sobie. Przez kilka miesięcy spotykali się, w końcu zdecydowali na związek, ale z jego zalegalizowaniem czekali aż 15 lat.
Na ślub zaprosili tylko garstkę przyjaciół. To, że są małżeństwem, wyszło na jaw dopiero wiele tygodni po fakcie.
– Żałuję, że nie było mi dane poznać smaku macierzyństwa. Myślę, że gdybym miała dziecko, moje życie lepiej by wyglądało – wyznała niedawno dziennikarka, gdy była pytana, czy gdyby miała jeszcze raz przejść przez życie, coś by w nim zmieniła.
– Szczęściem jest posiadanie rodziny. Cieszę się, że mam u boku mocnego i wrażliwego mężczyznę, bliską osobę, którą kocham i która jest moim przyjacielem – powiedziała w wywiadzie.
Tegoroczna Nagroda Mediów Publicznych pozwoliła Elżbiecie Jaworowicz uwierzyć, że ciągle jest potrzebna. Jeszcze niedawno miała wątpliwości, czy – to jej słowa – ciągnąć „Sprawę dla reportera”, ale teraz wie, że nie może zrezygnować.
– Robię reportaże, żeby nie zgubić sensu. W czasach, kiedy bombardowani jesteśmy nadmiarem obrazów i słów, łatwo się pogubić. A tego bym nie chciała – powiedziała, odbierając statuetkę. Dziś nie wyobraża sobie, że mogłaby siedzieć w domu. Kiedy z powodu lockdownu „Sprawa dla reportera” została na parę miesięcy zawieszona, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. – Brakowało mi spotkań z ludźmi – mówi. – Pewnie, że mogłabym żyć inaczej, wygodniej. Ale... po co? – dodaje.