"Boże, co ja sobie myślałem? No właśnie, chyba w ogóle nie myślałem! Byłem zauroczony młodością Justyny i nie przyszło mi do głowy, że dwadzieścia kilka lat różnicy między nami to pokoleniowa przepaść! Z moją żoną rozumiałem się bez słów, a z Justyną… nie mogłem znaleźć wspólnego języka. Na dodatek zaczęła naciskać na ślub i dziecko!" Adam, 49 lat
Moja córka Madzia odwiedzała mnie raz na kilka tygodni, nie za często, ale i tak częściej niż Marcin, z którym nie zamieniłem słowa od sprawy rozwodowej. Nie sądziłem, że okaże się taki pryncypialny.
– Jak ci się wiedzie, tato? Dogadujecie się? – spytała córka.
– Jakoś się dogadujemy – mruknąłem.
– Aha. – Magda zrozumiała przekaz i po minie sądząc, nawet mi współczuła.
Miałem wspaniałą córkę. Przynajmniej tyle dobrego, bo w moim nowym związku miesiąc miodowy skończył się jakiś czas temu. Słodycz zwietrzała, a główni aktorzy spektaklu pod tytułem „Rozwód i odejście do młodszej kobiety” wykazywali oznaki zmęczenia i narzekali na zawiedzione oczekiwania. Moja była żona popadła w fazę korzystania z uroków życia oraz tępienia mężczyzn w każdej dziedzinie. Choć zawiniłem wobec niej tylko ja. „Przejdzie jej. Była rozsądna do bólu”, myślałem. To mi chyba najbardziej przeszkadzało.
A moje nowe życie? Cóż, rozczarowałem się. Justyna powoli wznosiła solidną twierdzę naszej obecnej egzystencji i z przerażeniem obserwowałem, jak ta śliczna, mądra i wesoła dziewczyna przeistacza się w bezlitosnego domowego dyktatora.
Dowiedziałem się na przykład, że powinienem ćwiczyć, bo – cytuję – flaczeję; że powinienem postarać się o dodatkowe zlecenia, bo szykują się wydatki; że mam odpuścić sobotnie wypady do pubu z kumplami, bo to fatalne dla mnie towarzystwo, zupełnie nierokujące.
Mnie z kolei irytowały jej szczebioczące przyjaciółeczki i ich partnerzy, z którymi nie miałam żadnych wspólnych tematów, no, może poza piłką nożną.
Boże, co ja sobie myślałem? No właśnie chyba w tym rzecz, że nie myślałem. Nie przyszło do mojej zauroczonej młodszą kobietą głowy, że dwadzieścia kilka lat to aż taka przepaść pokoleniowa. I niewiele mi pomagało, że jeszcze w miarę dobrze wyglądałem, używałem w rozmowach z nimi nowomodnych określeń i próbowałem zrozumieć wirtualne problemy korpoludka świeżo po studiach. Po prostu czułem się przy nich staro.
Przeraziłem się, gdy Justyna wymyśliła, że chce mieć dziecko. Oszalała? Ja już swoje w tej dziedzinie zrobiłem! Jestem w takim okresie życia, kiedy się dobrze zarabia, jeździ luksusowym wozem i skacze na bungee podczas wakacji w Tajlandii. A brudne pieluchy, zarwane noce, pierwszy ząbek i przepis na zupkę z tartej marchewki to już odległe wspomnienia, których nie mam ochoty przeżywać na nowo.
– Jakie dziecko? – udałem idiotę.
– Nasze, wspólne. Przecież zakładamy rodzinę.
– No jasne, rodzinę… Ale po co od razu dziecko?
Justyna wybuchnęła płaczem. Potem padły gorzkie słowa o starszych panach, którzy widzą w młodszych partnerkach jedynie ozdobę i obiekt erotyczny. Uspokoiłem emocje, ale ten dzień wyznaczył granicę pomiędzy dotychczasową zabawą a przyszłą odpowiedzialnością. Dotarło do mnie, że mimo wielu siwych włosów okazałem się naiwny jak sztubak. Ładna, młoda kobieta świetnie wygląda u boku takiego dojrzałego faceta jak ja, ale na wyglądaniu jej aspiracje się nie kończą. Ona też chce stabilizacji, rodziny, macierzyństwa, no i obrączki na palcu. Wcześniej myślałem, że nic gorszego niż przeciągający się, trudny rozwód plus seria upokorzeń na sali sądowej mnie już nie spotka. Myliłem się. Zrozumiałem, że zaczyna się ten gorszy etap.
– Cześć, jak leci? Wszystko w porządku? – Kilka miesięcy później spotkałem Alicję, niby przypadkiem, pod sklepem.
Ten przypadek kosztował mnie trochę starań i pracy detektywistycznej. Jednak zadanie miałem nieco ułatwione, gdyż posiadałem obszerną praktyczną wiedzę na temat tego, co moja była żona zazwyczaj robi i gdzie. Raz nabyte nawyki trzymają się człowieka jak nałogi. A któż zna żonę lepiej niż mąż, nawet ten były.
– Cześć, dziękuję. U mnie świetnie. Lepiej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich dwudziestu dwóch lat – padła złośliwa odpowiedź, nawiązująca do tego, że za kilka dni wypadałaby dwudziesta druga rocznica naszego ślubu.
– To super – ucieszyłem się z tej propagandy.
– Ale ty coś mizernie wyglądasz. Ona daje ci czasem panierowaną wątróbkę?
Strzał był celny. Uwielbiałem panierowaną wątróbkę. Postępując zgodnie ze zdrowotno-dietetycznymi wytycznymi Justyny, schudłem piętnaście kilo, ale kosztem moich ulubionych, kalorycznych potraw, które śniły mi się po nocach i prześladowały na jawie. Zresztą w moim nowym domu mało się gotowało. Justyna była fanką diety pudełkowej.
– Czasem daje… – skłamałem. – Generalnie zmieniłem dietę i styl życia na zdrowszy. Mogę cię odprowadzić do samochodu? – zapytałem.
Alicja wzruszyła ramionami, nie odmawiając i nie wytykając mi, że zmarnowałem jej życie. Postęp od ostatniego spotkania był niesamowity. Odprowadziłem ją do auta, pomogłem też przerzucić produkty z koszyka do bagażnika. Uśmiechałem się miło, a ona przyglądała mi się z taką miną, jakbym był jakimś rzadkim okazem fauny.
– Mogę kiedyś wpaść na herbatę? – spytałem nieśmiało. – Magdę czasem widuję, ale Marcina…
– Marcin bardzo za tobą tęskni – odparła Alicja. – Jednak nie wyobrażaj sobie, że przyjdziesz, dasz mu nowe PlayStation, a on padnie ci w ramiona. Trzeba będzie trochę popracować.
– Wiem, wiem – mruknąłem i pomyślałem, że PlayStation nie jest takim złym pomysłem. Może Marcin nie padnie mi w ramiona, ale zamiast się kłócić albo milczeć z wyrzutem, może zgodzi się rozegrać wspólnie kilka rundek jakiejś platformówki.
– Cześć – rzuciła i wsiadła do samochodu.
Patrzyłem, jak odjeżdża, i nie mogłem pojąć, co mnie napadło z tym romansowaniem, a potem rozwodem. Tylko kretyn mógłby z własnej woli odejść od Alicji. Ergo, jestem kretynem. Bo nie doceniłem tej świetnej kobiety. Gdybym miał komuś powierzyć swoje życie, to najprędzej jej. Czemu nie Justynie? Bo... Nie znałem jej tak jak Alicji! Seks seksem, ale liczy się coś więcej.
Mądry Polak po szkodzie, a mąż po rozwodzie. I nie chodzi o to, że przestraszyłem się ponownego wejścia w rolę ojca w wieku, w którym spokojnie mógłbym zostać dziadkiem. Chodziło o całokształt. Cieszyłem się, że za robienie tego dziecka nie wzięliśmy się od razu. Najpierw Justyna kazała mi zadbać o jakość plemników, czyli odchudzić się, rzucić palenie, odstawić mocniejszy alkohol oraz zacząć biegać. Co bieganie ma do jakości spermy?
Westchnąłem i również pojechałem do mieszkania. Znamienne, że nie nazywałem apartamentu, który zajmowałem z Justyną, domem. Jakoś nie mogłem.
Umówiłem się z Alicją kilka dni później.
W drzwiach ucałowała mnie Magda, aż czerwona z emocji, że ojciec po wielu miesiącach znowu zawitał w domowe progi.
Przywitałem się i niepewnie wkroczyłem do środka. Ala wyjrzała z pokoju i na mój widok natychmiast się tam z powrotem schowała. Po szlafroku i wałkach na głowie domyślałem się, że osiągnięcie pełnej krasy zajmie jej jeszcze godzinę. Nic nie szkodzi. Posiedzę, pooglądam stare kąty, powdycham atmosferę dawnych, dobrych lat...
– Herbata czy kawa? – Magda zadała klasyczne pytanie. – Marcin jest u siebie. Jakby co, mam go łapać, nogę podstawić?
– Nie wie, że mam przyjść?
– Nie wie. Bałyśmy się, że zwieje. On jest bardzo do ciebie podobny.
No pięknie.
Gdy stanąłem oko w oko z synem…
– Cześć – odezwałem się, najserdeczniej jak umiałem.
– Cze... – Boże, po kilku miesiącach usłyszałem jego głos. Jedno słowo, nawet nie całe, ale na początek wystarczy.
Alicja przyspieszyła przygotowania i niebawem wszyscy razem usiedliśmy przy stole...
Godzinę później stałem pod domem, obmyślając plan na najbliższe dni. Ponuro zastanawiałem się, jak ja powiem Justynie, że to koniec, ślubu ani dziecka nie będzie, nie ze mną. I ile czasu zajmie mi przekonanie Alicji, że można mi jeszcze raz zaufać i wpuścić do swojego życia?