"Moją siostrę zostawił mąż. Nie dziwię się, bo nawet święty by z nią nie wytrzymał...!"
Fot. Adobe Stock

"Moją siostrę zostawił mąż. Nie dziwię się, bo nawet święty by z nią nie wytrzymał...!"

"Szczerze? Wcale się nie zdziwiłam, gdy się okazało, że mój szwagier ma romans. Jak ktoś przez lata w domu słyszy tylko pretensje, to nie dziwne, że w końcu pójdzie gdzieś, gdzie usłyszy coś dobrego…" Marzena, 51 lat

Małżeństwo mojej siostry miałam okazję obserwować od początku. Zanim urodziły się dzieci, to jeszcze oboje wyglądali na zadowolonych, póki dzieci były małe – też było jako tako, wiadomo, wtedy wszyscy się skupiają na pociechach, kupkach, ząbkach i pierwszych słowach. Ale potem im dalej, tym gorzej...

Święty by nie wytrzymał z moją siostrą

Ciągle jakieś pretensje, ciągle kłótnie, aż niemiło było się z nimi spotykać. W którymś momencie zrezygnowałam ze wspólnych wyjazdów na wakacje, bo bez sensu spędzać urlop na polu minowym. Kocham moją siostrę, no bo to siostra, ale muszę przyznać, że święty by z nią nie wytrzymał. Sławek też miał za uszami, ale i tak długo wytrwał u jej boku. Gocha mu ciosała kołki na głowie, a on zaciskał zęby, wzruszał ramionami, pracował po godzinach, by jak najmniej być w domu. I tak im się drogi rozchodziły coraz bardziej…
Teraz, kiedy gruchnęła sensacja, zadawałam sobie pytanie: „Może powinnam była zareagować wcześniej? Zwrócić siostrze uwagę?”. Ale nikt się przecież nie chce wtrącać innym, nawet rodzinie, do prywatnych spraw, a nieproszone dobre rady i tak psu na budę… Nie przeżyjesz życia za kogoś, każdy popełnia własne błędy. Inaczej niczego byśmy się nie nauczyli.
– Małgosia jest załamana. Za-ła-ma-na! – relacjonowała mi przejęta mama przez telefon. – Mieli kuchnię przed świętami przerabiać, a tu taki cios! – biadoliła.
„O, proszę, więc już i mamie się pochwaliła”, przemknęło mi przez głowę. Ja to bym się wstrzymała na jej miejscu. No a brak nowej kuchni: cios jak cholera.
– Ja wiem, że nie zawsze się ze sobą zgadzacie – nadawała matka dalej – ale teraz musimy ją wspierać. Zajrzyj do niej, ona tam od zmysłów odchodzi, jeszcze sobie coś zrobi, biedactwo!
– Prędzej Sławkowi… – mruknęłam. – Nie martw się, mamo, już jesteśmy umówione. Też na to wpadłam.
– Mój Boże! No i patrz: takie nieszczęście! I co teraz będzie?
Sama byłam ciekawa...

Gośka była bardziej wściekła niż załamana

U siostry zastałam Bożenkę, jej przyjaciółkę, a raczej przydupasa. Była jej cieniem od szkoły średniej, zawsze lojalna, przejęta, pełna podziwu, doskonale robiła Gośce na samoocenę. Teraz też weszła w rolę.
– Cześć. No pomyślałabyś? – Potrząsnęła głową z oburzeniem. – Co za dno!
Skrzywiłam się nieznacznie, bo nie lubiłam Bożenki.
Małgośka na kanapie wyglądała bardziej na wściekłą niż załamaną. „To dobrze”, pomyślałam. „Nic sobie nie zrobi”. Jednocześnie zerknęłam na nią krytycznym okiem. Boże, co ona z siebie zrobiła! Jak można się tak zapuścić! Po ciąży trochę jej przybyło kilogramów, potem chorowała, ktoś jej przepisał sterydy – wiadomo, że to nie sprzyja smukłej sylwetce. Ale bez przesady! Do fryzjera mogłaby pójść.
– Widzisz, czego się doczekałam? – odezwała się z goryczą. – Czułam, że coś jest nie tak, już od jakiegoś czasu. Jakiś taki był za wesoły! Drań! Przejrzałam jego komórkę i wyszło szydło z worka. Jak on mógł?! Po tym wszystkim, co dla niego zrobiłam!
Zaraz, zaraz, a co ty niby dla niego zrobiłaś? – zapytałam bezlitośnie.
Wcale nie uważam, żeby budowanie wokół siebie iluzji miało w czymkolwiek pomóc. Bożenka rzuciła mi spojrzenie pełne potępienia. Gośka łapała powietrze jak ryba, bo wybiłam ją z rytmu.
– No jak to… E… ten… Poświęcałam się! Dwoje dzieci mu urodziłam!
– Momencik, bo nie nadążam. A to ty nie chciałaś tych dzieci? – zdziwiłam się.
– No chciałam! Bardzo!
– No więc to nie był żaden prezent dla niego, zrobiłaś to dla siebie.
– Ale on…
– Zapewnił wam niezłą stopę życiową, dbał o dom, o dzieciaki. Może nie? – ujęłam się za szwagrem. – Doceniłaś go chociaż raz? Pokazałaś, że ci na nim zależy? Jak ktoś przez lata w domu słyszy tylko wyrzuty, to nie dziwne, że w końcu pójdzie gdzieś, gdzie usłyszy coś dobrego…
– Bronisz go?! Tego zdrajcę?!
– Nie bronię, pokazuję, jak jest, bez sentymentów – powiedziałam twardo. – Spieprzyłaś sprawę, Gośka. Nie dbałaś o tę relację, od piętnastu lat nic nie robiliście razem, nawet na głupim spacerze nie byliście. Masz, co chciałaś.
Nie wszyscy mnie za to kochają, że walę prosto z mostu. Czasem trzeba.

Powinna się wreszcie ogarnąć!

Siostra poczerwieniała ze złości na twarzy.
– I po tym wszystkim on ma być szczęśliwy?! – Poderwała się na nogi i ujęła pod boki. – Po moim trupie! Nie pozwolę!
– Siadaj, wariatko. – Pociągnęłam ją za rękaw. – Uspokój się. Dlaczego nie miałby być szczęśliwy? Każdy ma prawo czuć się kochanym i szczęśliwym. Ty też możesz być.
Siostra klapnęła z powrotem na sofę, oparła się o poduszki i spoglądała na mnie spode łba.
– Patrycja z Bartkiem dzwonili, że mam się nie wygłupiać, tylko wziąć się w garść – burknęła niezadowolona. – Tego się doczekałam!
– No widzisz! Mądre masz dzieci – ucieszyłam się. – Dobrze je wychowaliście. Mają rację. To, czy będziesz szczęśliwa, czy pełna pretensji do całego świata, zależy głównie od ciebie. Ogarnij się, dziewczyno! Życie przed tobą!

 

Czytaj więcej