Ty stajesz na głowie, żeby wszystko przygotować, a twój partner chce jedynie świętego spokoju. Złościsz się, że nie pomaga ci w przygotowaniach i nie rozumiesz, dlaczego dla niego to nie jest ważne. Sprawdź, jak się różnimy w oczekiwaniach i co z tego wynika. Jak rozmawiać z partnerem o wzajemnych potrzebach i czy warto go przekonać do włączenia się w domowe porządki? A może to ty powinnaś pomyśleć jak on?
Spis treści
Za chwilę będziemy życzyć sobie dobrych świąt. Żona życzy sobie, żeby były perfekcyjne, jak z reklamowego obrazka, i takich świąt oczekuje. A mąż – żeby były spokojne. Dla niego to oznacza spędzone w fotelu, przed telewizorem. Często oczekiwania to „kiler relacji”. Po pierwsze oczekujemy, że druga strona życzy sobie tego co my, a wcale tak być nie musi.
Jeśli partner nie chce lub nie jest w stanie tym naszym oczekiwaniom sprostać, mamy o to pretensję do niego. A to są nasze oczekiwania, nikt inny nie jest za nie odpowiedzialny. Przed świętami poprzeczkę zawieszamy jeszcze wyżej niż zwykle. Tymczasem trzeba po prostu odpuścić.
Panie za bardzo się starają, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Tak jak to było u babci czy u mamy. Świąteczne wyobrażenia w dużej mierze wynikają z tego, co wynieśliśmy z rodzinnych domów. Ona pamięta mamę w szale przygotowań, a on to, że ojciec kupował choinkę, trzepał dywan i tyle. W Wigilię rano szedł z tatą na sanki, żeby nie plątać się mamie po kuchni. A teraz żona chce, żeby coś robił.
On rozumie, wie, że ma posprzątać na błysk. Ale nie może zrozumieć, po co. Bo jak okien nie umyje, to nie będzie świąt? Dla niego to absurd: nagle rzucać wszystko i brać się za pucowanie domu. Na co dzień nikt tak nie funkcjonuje. Umysł mężczyzny jest logiczny, we wszystkim szuka sensu, a w świątecznych porządkach go nie widzi.
Poza tym o oczekiwaniach trzeba głośno powiedzieć. Kobietom się wydaje, że po dwudziestu, trzydziestu wspólnych latach mąż albo partner powinien czytać w myślach. Ale nie czyta i co roku jest tak samo: ona walczy w kuchni, bo jest przekonana, że on chce tradycyjnych 12 potraw. A on siedzi cicho, bo myśli, że te potrawy są dla niej najważniejsze.
A wystarczy porozmawiać, bo może się okazać, że spinamy się zupełnie niepotrzebnie. Taka rozmowa bywa uwalniająca dla obu stron – o tym, jak te święta chcemy przeżyć, co musimy zorganizować, żeby dobrze się czuć, a co możemy wykreślić z listy i mieć dzięki temu więcej czasu dla siebie.
Ale uwaga, jak już powiemy sobie o tych oczekiwaniach, nie możemy się obrażać, że ktoś nie chce ich spełnić. Chcesz rybę? To ją usmaż, a nie obrażaj się, że nie ma ryby. Chcesz makowiec? To zmiel mak albo kup ciasto w cukierni.
Staramy się przecież nie dla siebie, tylko dla dzieci, żeby miały cudowne święta i żeby jak najlepiej je zapamiętały... Ale nie zapamiętają wypucowanego domu, tylko emocje, które w nim panują. Dzieci są wyjątkowo biegłe w ich odczytywaniu, nie dadzą się oszukać. Jeśli mama krzyczy na tatę, że zamiast odkurzacz włączył komputer, a tata wściekły wyszedł z domu, to nie zapamiętają świątecznej magii tylko nerwówkę. Zamiast na sprzątaniu, skupmy się na emocjach, bo to z nich biorą się wspomnienia. I zaopiekujmy sobą.
Lepiej będziesz się czuła, jeśli umyjesz okna, czy gdy się wyśpisz? Mężczyzna woli się wyspać. Tak, to męskie podejście, ale kobietom też by się ono przydało. Gdy ty czujesz się wypoczęta i szczęśliwa, możesz dać to swoim bliskim. A jak teściowa popatrzy na okna i pomyśli: „zła żona”? To niech myśli, jej sprawa.