Boże Narodzenie musi pachnieć choinką i kresowymi specjałami. Jak wtedy, gdy żyła jej mama – wyznaje Anna Popek. Dziennikarka raz złamała tradycję i spędziła święta w Turcji, ale, jak przyznaje, więcej tego błędu nie popełni!
Od śmierci mamy w jej życiu już nic nie jest takie samo. Nawet święta są już inne.
– Moja mama była bardzo oddana rodzinie, bardzo wesoła. Lubiłyśmy tę przedświąteczną krzątaninę, kiedy mama siedziała przy stole w kuchni a my po raz setny pytałyśmy ja o jakiś przepis. Te chwile w ciepłej kuchni, w której zapach gotowanego w warzywach karpia mieszał się z zapachem miodu rozgrzewanego do kutii, wanilii i zupy grzybowej były cudowne. Kiedy rok temu Mama odeszła, poczułyśmy się z moją siostrą Magdą trochę jak zagubione dzieci – wyznała Anna Popek w rozmowie z magazynem "Życie na Gorąco Ekstra – Boże Narodzenie".
Wyświetl ten post na Instagramie
– Musiałyśmy przeżyć żałobę, poukładać na nowo swoje życie, by dojść tu, gdzie teraz jesteśmy. Dla mnie zbawienne były msze gregoriańskie – 30 codziennych mszy w intencji Mamy. Te msze pomogły nam w spokoju odprowadzić Mamę do wieczności – powiedziała Anna Popek.
Dziennikarka przyznaje, że w zeszłym roku zastanawiały się razem z siostrą, czy w ogóle powinny spotykać się święta, ale ostatecznie zwyciężyło przywiązanie do tradycji.
– Boże Narodzenie to przecież czas, kiedy się chce być blisko tych, na których nam zależy, których kochamy. To czas przytulania, wspomnień i wzruszeń. I nie ma się co wstydzić łez. Myślę, że teraz będzie nam dużo łatwiej, bo wiemy, że nasza mama jest w dobrym miejscu. Skąd ta pewność? Bo kilkakrotnie przyśniła się mojej siostrze i wnuczkom. Zawsze jest w jasnym, świetlistym pomieszczeniu. I to światło jest tak jasne, że aż razi w oczy – ujawniła w specjalnym wydaniu "Życia na Gorąco".
– Kiedyś wyjechaliśmy na święta całą rodziną do Turcji i bardzo się rozczarowaliśmy. Choć obsługa hotelowa bardzo się starała, żeby umilić nam ten pobyt, ale to nie było to. I nie mam na myśli braku śniegu. Po prostu nie było świątecznej atmosfery. Nawet smaki i zapachy były obce. Od tego czasu spotykamy się w domu mojej siostry, bo ja, po wyprowadzce córek, zmieniłam mieszkanie na mniejsze – mówi prezenterka.
Rodzina dziennikarki pochodzi z Kresów Południowo-Wschodnich toteż ich świąteczny stół ugina się od tamtejszych specjałów.
– Ja zwykle przygotowuję kutię i bigos, Madzia zaś pyszną zupę grzybową zabielaną prawdziwą śmietaną, makowiec, sernik na zimno oraz barszczyk czerwony. Postne pierogi i uszka nie większe niż kciuk, jak za życia życzyła sobie nasza babcia Małgosia, lepimy już całą rodziną. Farsz do uszek przygotowujemy z fasoli Jaś, suszonych grzybów oraz podsmażonej cebulki–opowiada Anna Popek.
Wieczerza wigilijna rozpoczyna się wraz z pierwszą gwiazdką od wysłuchania ewangelii o narodzeniu Jezusa, później biesiadnicy dzielą się opłatkiem, który jak wielu kresowiaków smarują miodem.
– Dzielenie się takim opłatkiem miało przynieść rodzinie dobrobyt, pomyślność i zdrowie – wyjaśnia gwiazda. Na stole zawsze jest też dodatkowa zastawa. – Już dwa razy towarzyszył nam niespodziewany gość, znajomy znajomej, który nie miał się gdzie podziać.
Po uroczystej kolacji zawsze są prezenty.
– Cieszę się, gdy uda mi się trafić w potrzeby moich bliskich. Mnie radość sprawiają nawet drobiazgi. Kiedyś córka obdarowała mnie pięknym szalem, gdy swój ulubiony kilka dni wcześniej zgubiłam. To było bardzo wzruszające – wspomina Anna Popek.
Wieczerza wigilijna to czas, gdy można zasiąść do świątecznego stołu nawet ze swoim największym wrogiem.
– Od kiedy regularnie obcuję ze Słowem Bożym, mam większą tolerancję na ludzkie przywary i wierzę, że każdy może się zmienić na lepsze. Przestałam też nosić w sobie urazy. Bo niewybaczenie jest jak wypijanie codziennie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi naszemu wrogowi. A nie tędy droga. Ja wiem, że poczucie krzywdy to bardzo silna emocja, bo sama go doświadczyłam. Ale życie bez obciążeń naprawdę warte jest wszystkich pieniędzy. Ja moich wrogów omodliłam i odzyskałam spokój ducha – wyznała Anna Popek.