"Kiedy pewnego dnia spotkałyśmy na ulicy tego mężczyznę, mama odwróciła wzrok. Wydawała się spłoszona. Zapytałam, czy zna tego człowieka, ale gwałtownie zaprzeczyła. Nie dawało mi to spokoju, bo facet wyraźnie się w nią wpatrywał. A potem widziałam go jeszcze jak obserwuje okna rodziców... Postanowiłam, że pogadam z nim. Nie mogłam czekać, aż coś się stanie..." Irena, 30 lat
Wysoka sylwetka, przystojna twarz przyciągnęły moją uwagę już z daleka. Może dlatego, że mężczyzna patrzył na nas.
– Kto to jest? – Trąciłam mamę lekko łokciem.
Spojrzała na niego.
– Nie wiem… – odparła zbyt szybko.
Na jej twarzy przez moment malowała się niechęć, więc wiedziałam, że musi znać tego człowieka. Zwłaszcza że zaraz potem, jak przeszedł na druga stronę ulicy i zniknął w piekarni, mama wstała z ławki i zażądała powrotu do domu.
– Duszno tutaj – stwierdziła.
Odprowadziłam ją do domu, wskoczyłam na rower i pojechałam na służbę.
Pracuję jako strażniczka miejska. Zwykle z kolegą patroluję ulice, spisuję źle zaparkowane samochody, sprawdzam porządek w podwórkach… Najtrudniejsze w tej pracy są nieprzebrane ilości dokumentów do wypełnienia. Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile papierkowej pracy wymaga jeden źle zaparkowany samochód. No i pretensje od mieszkańców też nie są zbyt miłe, ale już się przyzwyczaiłam. Często zresztą po cichu musiałam im przyznać rację.
– A co ty dzisiaj taka zamyślona jesteś? – spytał mnie kolega, gdy maszerowaliśmy po chodniku.
– To jest jeden z profitów tej pracy, można dużo myśleć – zażartowałam.
Ludzie często brali nas za tępych funkcjonariuszy, a tymczasem Sławek poszedł właśnie na studia podyplomowe, a ja kończyłam kurs z udzielania pomocy poszkodowanym. Wychodzę z założenia, że jeśli można się czegoś nauczyć, to zawsze warto to zrobić.
– Ale dzisiaj jakoś bardziej jesteś zamyślona…
– Myślę o takim jednym facecie…
– No co ty?! A co na to mąż?
– Źle mnie zrozumiałeś. Taki jeden chyba łazi za moją matką…
– Matką? – zdumiał się Sławek – Jakiś prześladowca?
– Nie, to nie to…
– Może wielbiciel?
– Ale się ciebie żarty trzymają. Nie, też nie…
Następnego dnia wróciłam do tematu. Ale mama moje pytania o tego nieznajomego zbywała wzruszeniem ramion i jeszcze ofukała mnie, że mi się praca na mózg rzuca.
– Ty lepiej zrób coś z parkowaniem na naszym podwórku! – powiedziała ze złością. – Zamiast mnie wypytywać.
To, że tak się zachowywała, utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. Postanowiłam, że dowiem się co, jeśli tylko będę miała taką możliwość.
Okazja nadarzyła się kilka dni później. Mama tego dnia nie czuła się najlepiej, więc nie poszłyśmy na zakupy razem. Szkoda, bo lubiłam takie wspólne wyjścia po sprawunki, a potem na kawę w małej kawiarence naprzeciwko kamienicy, w której mieszkali moi rodzice.
Tamtego dnia poszłam więc po zakupy sama. Gdy wracałam, znów natknęłam się pod piekarnią na tego mężczyznę. Miałam czapkę z daszkiem, więc mogłam go bezkarnie obserwować. Wszedł do piekarni, zrobił zakupy, wyszedł i spojrzał w stronę okien mieszkania rodziców. To wzbudziło moją ciekawość i dlatego postanowiłam go śledzić, by czegoś się o nim dowiedzieć. Niestety, niczego się nie dowiedziałam. Mężczyzna doszedł do przystanku, wsiadł do tramwaju i odjechał. Wróciłam do mamy.
– A wiesz, że znów spotkałam tego człowieka? – powiedziałam, gdy wypakowywałyśmy warzywa, owoce, masło i ser.
– Jakiego człowieka?
– Mamo, nie udawaj. Tego, który się na nas patrzył. A dokładnie na ciebie.
Widziałam, jak zadrżała jej powieka.
– Mamo?
– Cicho. Nie przy ojcu! – zdenerwowała się.
A tata właśnie wchodził do kuchni.
– O, moja pani szeryf – ucieszył się na mój widok.
– Och, tato, nie żartuj. Jestem tylko strażniczką miejską, niektórzy mówią o nas krawężniki – odparłam.
– Nie tylko, nie tylko. Co nam dobrego przyniosłaś? – Łakomym wzrokiem spoglądał na stół, na którym leżały zakupy.
– Jagodzianki. W sam raz do kawy – odpowiedziałam.
Tego przedpołudnia nie poruszaliśmy tematu nieznajomego, a ja miałam milion pytań. Dlatego wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– Teraz musisz mi powiedzieć – oznajmiłam.
Długo milczała.
– To mój brat – odpowiedziała w końcu.
Przyznam, że mnie zatkało. Nie wiedziałam, że mama ma brata. A ja… wujka!
– Mamo? – jęknęłam.
– Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
– Ale dlaczego?
– Kiedy byliśmy młodzi, twój ojciec i mój brat… Kazik… przyjaźnili się. Ale bardzo nas zawiódł. Nie tylko nas. Wpadł w złe towarzystwo, oszukał wielu ludzi… Poniósł tego konsekwencje.
– Był w więzieniu?
– Tak – przyznała mama ze wstydem. – Przyszedł tutaj, gdy byłaś mała. Ojciec kazał mu się wynosić. Od tej pory o nim nie wspominaliśmy. Masz z nim nie rozmawiać! Po prostu traktuj go jak powietrze. Jak ja… – głos jednak lekko się jej załamał. A więc brat nie był mamie całkiem obojętny.
Po rozmowie z nią miotały mną sprzeczne uczucia: złość na tego nieznanego wujka, który moim rodzicom przysporzył tyle zmartwień, i ciekawość, kim jest dzisiaj i po co wrócił. Postanowiłam, że pogadam z nim. Nie mogłam czekać, aż coś się stanie. Wolałam uprzedzić wypadki.
Dlatego, gdy któregoś dnia znów go zauważyłam pod kamienicą, podeszłam do niego szybkim krokiem i złapałam za rękaw swetra. Nie wyrwał się. Tylko na mnie spojrzał.
– Wiem, kim jesteś – powiedziałam. – Po co się tu kręcisz?
– Tylko chodzę ulicą, którą znam z dzieciństwa – odpowiedział spokojnie. – Jesteś córką Eli?
– Tak. Mama nie chce mieć z tobą nic wspólnego.
Myślałam, że się zezłości. Ale on tylko pokiwał ze smutkiem głową.
– Zasłużyłem na to, może ma rację – westchnął.
– Skoro tak, to czego chcesz?
– Nie wiem, ile o mnie wiesz. Odsiedziałem swoje. Potem żałowałem, wstydziłem się, więc wyjechałem. Zmieniłem się i jestem innym człowiekiem. Miałem żonę, mam trójkę dzieci, wnuki. Resztę życia przepracowałem, teraz, jak Ela i Marek, jestem na emeryturze. A twoich rodziców, chciałbym po prostu przeprosić. Nie wiem, czy mi przebaczą, ale dałbym wszystko za taką szansę.
Zaskoczył mnie tym, co powiedział. Nawet bardzo. Ale czułam, że mówi prawdę.
– Mam na imię Irena.
– Wiem, pamiętam. Jestem Kazimierz. Możesz mi mówić po imieniu, bo wujek… Nie wypełniłem tej roli, jak trzeba. Choć chciałbym.
– Ja… zobaczę, co da się zrobić.
Sama nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Ale może chciałam dać mu tę szansę? Może dlatego, że pracując tam, gdzie pracuję, zbyt wiele razy widziałam ludzi, którzy zmarnowali życie sobie i swoim bliskim i nie mogli nic z tym zrobić?
– Dziękuję, dam ci adres hostelu. Będę w mieście jeszcze dwa tygodnie. Przyjdź na kawę, jeśli będziesz mieć ochotę.
Wracałam do domu z kartką schowaną w kieszeni. I myślałam o tym, że przede mną jedno z najtrudniejszych zadań. Pogodzić rodzinę… Kto wie, czy to w ogóle było możliwe? Podejrzewałam jednak, że Kazimierz będzie próbował nadal. Wiedziałam też, że podejmę wyzwanie. Bo w oczach mamy, oprócz niechęci, widziałam również smutek i coś w rodzaju tęsknoty.