"Potępiałam rozwód córki... A potem usłyszałam, że moje wnuki panicznie boją się własnego ojca..."
Fot. 123RF

"Potępiałam rozwód córki... A potem usłyszałam, że moje wnuki panicznie boją się własnego ojca..."

"Nie miałam lekko z moim mężem. Ileż to łez wypłakałam przez niego, ile nocy nie przespałam! Ale pokornie znosiłam to wszystko, musiałam nieść swój krzyż. Modliłam się, żeby  w końcu się opamiętał i zostałam wysłuchana. Dlatego kiedy córka powiedziała mi, że odchodzi od męża, nie wsparłam jej. Do czasu..." Irena, 55 lat

Trzydziesta rocznica mojego ślubu z Mateuszem zbliżała się wielkimi krokami. Chciałam, by ten dzień był wyjątkowy, dlatego starannie się do niego przygotowywałam. Zaprosiłam najbliższą rodzinę i kilkoro przyjaciół. Najpierw miała odbyć się w naszym kościele msza święta, podczas której chcieliśmy z Mateuszem odnowić przysięgę małżeńską, a potem przyjęcie w domu.

Najstarsza córka postanowiła odejść od swojego męża!

Miesiąc wcześniej wysłałam zaproszenia, zależało mi, by zjawili się wszyscy zaproszeni goście, a zwłaszcza moje córki. Marta, najstarsza, mieszkała we Wrocławiu, Ola, średnia, kończyła studia w Krakowie, a najmłodsza, Asia, właśnie zaczęła studiować w Warszawie. 
Kilka dni przed uroczystością zadzwoniła Marta.
– Mamo, muszę cię uprzedzić, że przyjadę tylko z Miłoszem i Helą – oznajmiła już na wstępie. Byłam zaskoczona. – Bartek tym razem przesadził – westchnęła ciężko córka. – Mam tego dosyć, mamo. To koniec. Kazałam mu się wyprowadzić. Odchodzę od niego – powiedziała zdecydowanym tonem.
Zaniemówiłam. Cała dygotałam z nerwów. Jak ona mogła wymyślić coś takiego?! I to teraz? Tuż przed tak ważną dla mnie uroczystością?!
– Dziewczyno, co ty wyprawiasz? Ile ty masz lat?! Zachowujesz się jak rozkapryszona panna! – Wybuchłam po chwili milczenia. – Małżeństwo to nie jest sam miód. Wiem, co mówię. Zobacz, my z ojcem przeżyliśmy razem trzydzieści lat, choć różnie między nami bywało.
– Mamo, wiem, że tego nie pochwalasz, ale podjęłam decyzję – odpowiedziała głucho moja córka.
– Nie zachowujcie się jak para szczeniaków! – krzyknęłam do słuchawki. – Przysięgałaś mu na dobre i złe, składaliście śluby małżeńskie, prawda? Miejsce żony jest przy mężu! A ty co? Kilka sprzeczek i uciekasz? Tak nie wolno, nie rozumiesz tego? Ślubów kościelnych nie można zerwać ot tak sobie. Pamiętaj, co Bóg złączył...
– Mamo, przestań! – Córka nie pozwoliła mi dokończyć zdania. – Błagam, nie praw mi kazań. Wiem, co robię. Nie mogę i nie chcę tak dalej żyć, nie rozumiesz tego?
– Ty chyba nie masz Boga w sercu, dziewczyno. – Z trudem powstrzymywałam łzy. – Nie tak cię wychowałam!
– Mamo, czy ty słyszysz, co mówisz? Mam się godzić na to, by Bartek dalej traktował mnie jak śmiecia? Mam udawać tak jak ty, że wszystko jest w porządku, choć nie jest? Nie potrafię tak i nie chcę!
– Jeśli nie pogodzisz się z Bartkiem, nie masz po co tu przyjeżdżać – oświadczyłam stanowczo.
– W takim razie nie zobaczymy się. Baw się dobrze – powiedziała spokojnym tonem i rozłączyła się.

Miałam ogromny żal do córki

Przez kilka następnych dni nie mogłam przestać myśleć o rozmowie z Martą. Miałam ogromny żal do córki. W mojej rodzinie nigdy nie było rozwodów. Nasze kobiety potrafiły sobie radzić, nie poddawały się, walczyły o dom i męża. A moja córka? Histeryzowała. Tyle zamieszania z powodu jakiegoś skoku w bok, o który podejrzewała Bartka! Może nie miał innego wyjścia? Może to wszystko jej wina, sama go prowokuje. „Nie, nie pozwolę jej rozwieść się z Bartkiem, to nie po bożemu”, postanowiłam. „Kobieta musi mieć chłopa, jaki by nie był. Mąż to mąż!” Ja też nie miałam lekko z Mateuszem. Ileż to łez wypłakałam przez niego, ile nocy nie przespałam! Ale pokornie znosiłam to wszystko, musiałam nieść swój krzyż. Modliłam się, żeby Mateusz w końcu się opamiętał i zostałam wysłuchana. „Może Marta zmieni zdanie, może przemyśli sprawę, zrozumie, jaki straszny błąd chce popełnić?”, myślałam z nadzieją.

Marta i Bartek nie pojawili się na rocznicy

Było mi bardzo przykro, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Usprawiedliwiłam ich nieobecność chorobą dzieci.
– Mamo, dlaczego kłamiesz? – zapytała Ola, kiedy zostałyśmy same. – Przecież wiemy, że Marta rozchodzi się z Bartkiem. I dobrze robi, bo to kawał drania...
– Jak możesz tak mówić?!
– Mamo, a jak ty możesz udawać, że tego nie widzisz? Zamiast ją wspierać, ty bronisz tego dupka! Przejrzyj w końcu na oczy! Czy to, co powiedzą ludzie, jest dla ciebie ważniejsze niż Marta?
– Ale tak nie można...
– Nie, mamo, nie można zamiatać problemów pod dywan, tolerować przemocy w jakiejkolwiek formie i udawać, że wszystko jest w porządku. I nie mów, proszę, że Bóg tak chciał! To nieprawda! Wiesz, ile kobiet cierpi w milczeniu, bo wkłada się im do głowy, że muszą nieść swój krzyż? I że wszystko, co się dzieje, to ich wina? Pomyśl, co muszą przeżywać dzieci, które wyrastają w takich domach! Poczułam pieczenie pod powiekami. Zabolało mnie to, co usłyszałam.
– Czy to znaczy, że ja was skrzywdziłam?
– Mamo, rozmawiamy o Marcie i Bartku! – Ola przewróciła oczami. – W imię własnego widzimisię tolerujesz fakt, że twój zięć krzywdzi twoją córkę i wnuki. Miłosz i Hela panicznie boją się własnego ojca, chowają się przed nim, kiedy wraca do domu. Uważasz, że takie „życie rodzinne” jest dobre dla Marty i dzieci? Że to „po bożemu”?

Wyobraziłam sobie, co czują moje wnuki

Spuściłam głowę. Kiedy wyobraziłam sobie moje wystraszone, zapłakane wnuki, które muszą wysłuchiwać rodzinnych awantur, serce prawie mi pękło. Nie myślałam o tym wcześniej. Przecież moje córki zapewne mają podobne wspomnienia z dzieciństwa! Szybko otarłam kąciki oczu. Przeszłości nie zmienię, trzeba żyć dniem dzisiejszym, a dziś moja córka potrzebuje matczynego wsparcia. Rozmowa z Olą otworzyła mi oczy. Musiałam naprawić swoje błędy.
– Przepraszam na chwilę. – Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Musiałam zadzwonić do Marty. Odebrała po kilku sygnałach.
– Tak, słucham – powiedziała oficjalnie, lodowatym tonem. Na dźwięk jej głosu rozkleiłam się zupełnie.
– Martuś, to ja, mama... Córeczko, przepraszam cię za wszystko, co powiedziałam... Jeśli chcesz odejść od Bartka, zrób to. Wiem, że nie musisz mieć mojego przyzwolenia... – Chlipałam. – Ale wiedz, że jestem z tobą, kochanie, i będę cię wspierać. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować, wystarczy, że powiesz.
– Dziękuję, mamo. – Głos Marty zadrżał. – Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
– Już wiem. Kocham cię, córeczko... – Ja ciebie też, mamo.
– Przyjedźcie do nas. Stęskniliśmy się za tobą i za małymi. Będziemy miały czas porozmawiać. Pomyślimy, co zrobić dalej.
– Przyjedziemy, mamo. – Jej głos zabrzmiał jakby weselej. – Zostawcie dla nas trochę rocznicowego tortu.

 

Czytaj więcej