"Mój zięć często wyjeżdżał, a u mojej córki w sklepie zaczął się zjawiać tajemniczy wielbiciel. Miałam nadzieję, że to może jakiś nieszkodliwy, szarmancki pan w starszym wieku. Niestety, był rówieśnikiem Gosi, w dodatku przystojnym. Patrzył na moją córkę z zachwytem i coś mówił, a ona stała za ladą zadowolona i zarumieniona. Jej pracownice wymieniały spojrzenia, które mówiły, że to nie jest pierwszy raz. Nie chciałam się wtrącać w małżeństwo córki, ale nie miałam innego wyjścia. Sprawy ewidentnie szły w złym kierunku..." Dorota, 60 lat
Nie jestem typem matki wtrącającej się w życie swoich dzieci. Gdy Gosia parę lat temu przedstawiła mi Przemka, po prostu przyjęłam go do rodziny. Moja córka pokochała go, więc zostało mi mieć nadzieję, że wybrała dobrze i że będzie szczęśliwa. Przemek był spokojny, pracowity, sympatyczny, być może nie był typem wyrafinowanego intelektualisty, ale za to był szczery, konkretny i bardzo rodzinny.
Z przyjemnością patrzyłam, jak idą do ołtarza i ślubują sobie miłość i wierność. Sądziłam wtedy, że tej parze niewiele może zaszkodzić.
A potem Przemek stracił pracę i nadeszły gorsze czasy. Moja córka dopiero zaczęła rozkręcać swój sklep odzieżowy, spłacali kredyt za mieszkanie, musieli mocno się ograniczać. Przemek nie ociągał się, poszedł na dodatkowe kursy, po czym znalazł nową pracę, która niestety wiązała się z licznymi i długimi wyjazdami. Nie było to idealne rozwiązanie. Moja córka nie ukrywała, że za nim tęskni.
– Nie mogę tak sama spać w tym wielkim łóżku, gdy go nie ma – poskarżyła mi się.
– Twój ojciec wyjeżdżał do Niemiec do pracy, jak byliście mali – przypomniałam jej. – I to nie na tydzień, ale na parę miesięcy. Nie było wtedy jeszcze telefonów komórkowych. Dobrze było, jak rozmawialiśmy raz na tydzień!
– Ale nie byłaś sama, mamo, miałaś mnie i Krystiana! – odpowiedziała.
– To wszystko od was zależy, kochanie – odparłam dyplomatycznie.
– Żeby mieć dziecko, trzeba się spotkać w jednym miejscu i czasie, prawda? – rzuciła kąśliwie i zmieniła temat.
Pewnego dnia postanowiłam odwiedzić Gosię w jej sklepie. Siedziała na zapleczu nad jakimiś papierami. Na mój widok ucieszyła się i wstała od biurka.
– Nie przeszkadzam ci? Byłam akurat w pobliżu... – zaczęłam.
– Nie przeszkadzasz, fajnie, że wpadłaś. Zrobię sobie przerwę.
Kiedy przygotowywała nam kawę, rozejrzałam się dookoła. Na komodzie stał ogromny bukiet róż.
– Ładne te kwiaty – stwierdziłam, a Gosia się zarumieniła.
– To od klienta – powiedziała. – Często przychodzi i wczoraj przyniósł mi je w prezencie. Miło, prawda?
Zapaliła mi się w głowie ostrzegawcza lampka. W zasadzie dawanie kwiatów kobiecie to nic złego. Ale róże?
– A jakie on mi prawi komplementy, mamo! – ciągnęła Gosia, popijając kawę. – Dawno nic tak miłego nie słyszałam. Zwłaszcza od męża.
– Twój mąż ciężko pracuje – powiedziałam surowo.
– Wiem o tym. Ale odrobina galanterii by nie zaszkodziła – odparła.
Rozmowę przerwała nam jedna z pracownic, która weszła do biura.
– Przyszedł pani ulubiony klient – powiedziała z porozumiewawczym uśmiechem.
Gosia rzuciła szybkie spojrzenie w lusterko powieszone na przeciwległej ścianie.
– To ja już pójdę... – powiedziałam.
– Do widzenia, mamo – rzuciła, wybiegając z zaplecza.
Wychodząc przez sklep, mogłam się przyjrzeć temu tajemniczemu wielbicielowi. Miałam nadzieję, że to może jakiś nieszkodliwy, szarmancki pan w starszym wieku. Niestety, był rówieśnikiem Gosi, w dodatku dość przystojnym. Zatrzymałam się na chwilę i przyglądałam się sytuacji. Obcy patrzył na moją córkę z zachwytem i coś mówił, a ona stała za ladą zadowolona i zarumieniona. Jej pracownice wymieniały spojrzenia, które mówiły, że to nie jest pierwszy raz...
Wyszliśmy ze sklepu jednocześnie. Traf chciał, że wypadła mu z kieszeni wizytówka. Podniosłam ją i schowałam do torebki. Postanowiłam na własną rękę się dowiedzieć, co to za jeden! Po powrocie do domu usiadłam do komputera. Krystian, mój młodszy syn, nauczył mnie jego obsługi przed swoim wyjazdem do Irlandii, żebym mogła się z nim łatwo komunikować i wszystko samodzielnie wyszukać.
Tajemniczego wielbiciela Gosi szybko znalazłam. Miał zakład budowlany. Nie wiedziałam jednak, co z tym zrobić dalej. Powiedzieć Przemkowi?
„W dawaniu kwiatów i komplementach nie ma jeszcze nic złego”, przekonywałam sama siebie. „Ale już rumieńce Gosi, to jej nagłe zerwanie się od biurka, sposób, w jaki rozmawiali... On też się jej podoba”.
Postanowiłam, że porozmawiam z córką raz jeszcze. Zadzwoniłam do niej wieczorem. W jej głosie usłyszałam smutek i zniechęcenie. Powiedziała mi, że rozmawiała właśnie z Przemkiem. Był w Poznaniu, robota się przedłużyła i miał wrócić dopiero za parę dni.
Dwa dni później wybrałam się po książki do biblioteki. Dzień był pochmurny i deszczowy, a ja trochę zmarzłam, postanowiłam więc wstąpić do kawiarni.
Ledwo weszłam, zauważyłam Gosię! Już miałam podejść się przywitać, gdy zobaczyłam jej rozmówcę. To był ten mężczyzna od kwiatów. Usiadłam przy stoliku i obserwowałam ich dyskretnie. Uśmiechy, zalotne spojrzenia... W pewnej chwili ten człowiek chwycił Gosię za rękę i pocałował ją we wnętrze dłoni. Ten gest był... zbyt prywatny. Szybko zabrałam płaszcz, torbę z książkami i wyszłam, kipiąc z oburzenia.
Byłam tak zdenerwowana, że po powrocie do domu zadzwoniłam do Krystiana, który nadal mieszkał w Irlandii. Kiedy odebrał, zrelacjonowałam mu ostatnie wydarzenia, powiedziałam, co o tym myślę i jakie mam przeczucia. Wiedziałam, że mogę liczyć na rozsądek i dyskrecję syna. Poza tym potrzebowałam kogoś, kto spojrzy na to wszystko z dystansem.
– To nie wygląda dobrze – powiedział Krystian. – Daj mi namiary na tego kolesia. Może jeszcze czegoś się o nim dowiem – zaproponował i dodał: – Myślałaś o rozmowie z Przemkiem?
– A ty co byś zrobił na jego miejscu? Gdybyś się dowiedział czegoś takiego?
– Porozmawiałbym na spokojnie z żoną. Tyle że ja teoretyk jestem – odparł z uśmiechem. – W każdym razie warto spróbować. Jak chcesz, to ja z nim pogadam przez internet.
– Nie, pomówię z nim twarzą w twarz. A jak się czegoś dowiesz, to daj mi znać!
Nie sądziłam, że Krystian tak szybko wybada sprawę. Jeszcze tego samego dnia wieczorem o wielbicielu Gosi wiedziałam więcej, niż mogłabym chcieć: że to lekkoduch, bawidamek i podrywacz.
Następnego dnia zadzwoniłam do córki i poprosiłam, żeby mnie odwiedziła. Kiedy się zjawiła, nawet nie wiedziałam, od czego zacząć...
– A jak tam twój wielbiciel, córeczko? – spytałam. – Wciąż cię odwiedza?
– Czasami – powiedziała zamyślona.
– Mam nadzieję, że nie będziesz się z nim spotykać poza pracą – dodałam.
– Dlaczego? Jestem dorosła.
Ta rozmowa uświadomiła mi, że sprawy idą w złym kierunku. Na szczęście za dwa dni miał przyjechać Przemek.
Wiedziałam, że to, co zrobię, może być odczytane przez córkę jako zdrada, ale tu chodziło o ich rodzinę!
Zadzwoniłam do mojego zięcia i stanowczo zażądałam, aby mnie odwiedził, zanim wróci do domu.
– To bardzo poważna sprawa. Nie mów nic Gosi, żeby się niepotrzebnie nie denerwowała.
– Jesteś chora, mamo? – przestraszył się.
– Nie, to coś innego. Sprawa rodzinna.
Jeśli myślałam, że rozmowa z Gosią będzie trudna, to co dopiero czułam, siedząc naprzeciwko Przemka? Jednak powoli zaczęłam mu wyjaśniać sytuację. Był spokojny, chociaż śmiertelnie blady.
– Na pewno jeszcze nic złego się nie stało, Przemek – skończyłam, modląc się w duchu, żeby to była prawda. – Myślę, że wiele teraz zależy do ciebie. Wiem, że dużo ostatnio pracujesz, ale ona czuje się samotna. Niekochana.
– Twierdzisz, że Gosia znalazła sobie absztyfikanta z mojej winy? – nie wytrzymał Przemek.
– Nikt nie jest winny! – zawołałam z rozpaczą i westchnęłam. – Po prostu kup kwiaty, wino i jedź do swojej żony. Pokaż jej, jak ją kochasz i za nią tęsknisz. Ona też cię kocha. Zależy ci na niej, na rodzinie? A więc zrób to. Mówię ci to, bo mi na was zależy. Na tobie i na Gosi.
Przemek wstał.
– Wiem już, co mam zrobić. A ta rozmowa musi zostać między nami!
Przytaknęłam, patrząc, jak wychodzi.
Przemek natychmiast zaczął dbać o to, aby Gosia czuła się potrzebna i kochana, a ona po prostu rozkwitła.
– Nie poznaję własnego męża – zwierzała mi się kilka dni później. – Zabrał mnie na piknik! Teraz znów pojechał, ale codziennie dzwoni i mówi, że za mną tęskni. Ja za nim też. Na szczęście wraca już niedługo!
„Zuch chłopak”, pomyślałam.
Wkrótce dowiedziałam się, że zostanę babcią!
– To najlepsze zakończenie tej historii – podsumował zadowolony Krystian. – A ty stanęłaś po właściwej stronie.
– Po stronie rodziny – powiedziałam.