"My, kobiety, chcemy swoim mężczyznom nieba przychylić. A oni szybko stają się wygodni i leniwi... O ile w przypadku męża mogłam mieć pretensje do teściowej, tak teraz tylko sobie mogę wyrzucać, że wychowałam Mariusza na lenia. Czy to się da jeszcze odkręcić?" Grażyna, 46 lat
Wiele kobiet narzeka na swoich mężczyzn. Że nic nie robią, nie pomagają w domu, nie można na nich liczyć... Mężczyźni wracają do domu i chcą mieć święty spokój, a my zasuwamy na drugim etacie: gotowanie, sprzątanie, pranie... A czy przypadkiem to nie kobiety są sobie same winne?
Z mężem rozwiodłam się siedem lat temu. Włodek był taki sam jak większość facetów: w domu dwie lewe ręce. Niestety, kiedy patrzę na syna, widzę, że wcale nie będzie lepszy. My, kobiety, wszystkie mamy tendencję do pomagania i wyręczania. Jesteśmy nadopiekuńcze i za dużo bierzemy na swoje barki. Chcemy tym swoim facetom (nieważne, mężom czy synom) nieba przychylić, a oni szybko się przyzwyczajają do tego, że są obsługiwani.
Kiedy rozstałam się z Włodkiem, w opiece nad dzieckiem pomagała mi mama. Mały facet w rękach dwóch zakochanych w nim kobiet to materiał, który łatwo jest zniszczyć. Moja mama dla wnuczka zrobiłaby wszystko. Biegała z obiadkami, podsuwała mu je pod nos... Czegokolwiek wnuczek chciał, babcia od razu to spełniała. Ja zresztą nie byłam wcale lepsza. Dla świętego spokoju przejęłam w domu wszystkie obowiązki. Mój syn nie miał żadnych: nie odkurzał, nie robił zakupów – bo przecież sama zrobię to lepiej. „To tylko ośmiolatek”, tłumaczyłam sobie.
Niestety, czas szybko biegnie, a dziecko przyzwyczajone do wygody trudno potem nauczyć obowiązkowości. Gdy syn stał się nastolatkiem, stwierdziłam, że najwyższa pora zacząć wymagać. No i trafiłam na mur. O cokolwiek prosiłam, była awantura: „A dlaczego ja? Dlaczego teraz? Jestem zajęty!”.
Mariusz ma dzisiaj piętnaście lat i jest strasznym leniem. Tak, chyba czas to nazwać po imieniu. Jeśli nie powiem i nie pokażę palcem, nie zrobi nic z własnej inicjatywy. Gdy proszę, żeby poodkurzał, złości się: „Ja? Przecież jestem facetem! Sprzątanie to kobiece zajęcie!”.
Wciąż się dziwię, jak to możliwe, że chłopak wychowany przed dwie kobiety mówi takie rzeczy?
Mariusz jest tak leniwy, że kiedy wraca ze szkoły, nie chce mu się nawet samemu odgrzewać obiadu. Czeka, aż ja to zrobię po powrocie z pracy. Ręce mi opadają.
– Nie byłeś głodny? – denerwuję się.
– Nie... – twierdzi mój syn.
Co gorsza, młody nie ma skrupułów, żeby wysługiwać się babcią. Tyle razy z nią rozmawiałam, tyle razy tłumaczyłam... Jak wnuczek o coś prosi, ona nie potrafi odmówić. Czasami mam wrażenie, że jest już za późno, ale jeszcze się nie poddaję.