Mama okłamywała mnie przez wiele lat. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, życie wywróciło mi się do góry nogami…Karolina, 19 lat.
Pozornie byliśmy zupełnie normalną rodziną. Ale siedzenie w domu i gotowanie nie wystarczało mojej mamie do szczęścia. Właściwie w domu to ona się męczyła. Do tego stopnia, że regularnie poprawiała sobie humor alkoholem. Z czasem skutecznie się od niego uzależniła, co prowokowało nieustanne kłótnie między rodzicami. Tata straszył mamę, że jeśli nie pójdzie na terapię, to od niej odejdzie. „Poradzę sobie sama”, stwierdziła i skutek był tylko taki, że lepiej kryła się ze swoim piciem. Kupowała sobie „szczeniaczki”, które chowała w różnych miejscach. Nieraz znajdowałam puste butelki w koszu na pranie, w szufladzie albo za doniczkami… Pomysłowość mamy nie miała granic.
Tylko z tatą mogłam porozmawiać o wszystkim. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, którego jako dziecko bardzo potrzebowałam. Z biegiem lat kłótnie rodziców stały się w naszym domu codziennością. Zwykle gdy wyczuwałam zbliżającą się awanturę, uciekałam do babci. Zdarzało się jednak, że mimowolnie byłam świadkiem sprzeczek.
– Daj mi święty spokój! Zajmij się swoimi sprawami! – krzyczała któregoś razu mama.
– Spójrz na siebie, kobieto! Ciągle jesteś podpita, zaniedbujesz dom, rodzinę, wszystko… – krytykował ją ojciec.
– Przestań mi prawić kazania! – Mam udawać, że nie widzę, co robisz? Że twoje kłamstwa spływają po mnie jak po kaczce?
– Nie rób z siebie ofiary – drwiła matka.
Nie rozumiałam wtedy, o czym rozmawiali rodzice. Ale napięta atmosfera w domu w końcu doprowadziła do tego, że się rozwiedli. Miałam wtedy 13 lat i był to dla mnie potężny cios… W dodatku mama twierdziła, że decyzję o odejściu podjął ojciec. Czułam do niego ogromny żal, ale za bardzo go kochałam, żeby zrezygnować z naszych cotygodniowych spotkań.
– Jak tam, szczypiorku? – zapytał mnie tata którejś soboty. – Dajesz sobie radę?
– Chciałabym, żebyś wrócił – pisnęłam, a po policzku spłynęła mi łza. – Mama ciągle jest zła…
– Przejdzie jej – odparł. – Ja niedługo będę musiał wyjechać. Dostałem pracę w Gdańsku…
– Więc mnie zostawiasz? – spuściłam głowę.
– Oczywiście, że nie! Obiecuję, że będę dzwonił – zapewnił mnie zduszonym głosem, a potem szybko się pożegnał. Nawet nie przytulił mnie na do widzenia… Słyszałam, jak schodzi po schodach, a potem obserwowałam go przez okno w swoim pokoju.
– Tato! – krzyknęłam przez szybę. – Tatusiu! – rozpłakałam się. On jednak mnie nie słyszał. Zostałam sama ze swoim smutkiem…
– Dlaczego tata nas zostawił? – pytałam mamę.
– Znalazł w Gdańsku dobrze płatną pracę – odpowiadała. – Poza tym żaden z niego ojciec! – dodawała ze złością.
Przez następne miesiące większość dni spędziłam u babci. U niej czułam się bezpiecznie. Na mamie nie mogłam polegać. Od czasu rozwodu stała się jeszcze bardziej nieprzewidywalna. Na przemian albo się awanturowała, albo przesypiała całe popołudnia po powrocie z pracy. No i jeszcze więcej piła. Po roku w naszym życiu pojawił się jej nowy chłopak – Maciej. Nie cierpiałam go z całego serca. Był niemiły i śmierdziało od niego alkoholem, w dodatku ciągle wyciągał mamę na imprezy. Sąsiedzi szybko zaczęli o nas plotkować…
– Co słychać? – zagadnęła mnie któregoś razu sąsiadka. – Mama przyprowadziła ci nowego tatusia?
– Nie pani sprawa! – burknęłam.
– Bezczelna smarkula! – skwitowała. Ledwo zapanowałam wtedy nad łzami. Byłam wściekła na matkę, na sąsiadkę, na Macieja i wszystko wokół… „Dlaczego mama nie może być taka jak mamy moich koleżanek?”, myślałam gorzko. „To niesprawiedliwe!”.
Bywały dni, że miałam ochotę spakować plecak i wyprowadzić się do babci. Ostatecznie zawsze jednak rezygnowałam ze swoich planów i zostawałam w domu… Nie wiedzieć czemu, czułam się odpowiedzialna za matkę. Maciej uciekł od nas po dwóch latach. Pewnego dnia po prostu spakował walizkę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
– Nie chcę cię więcej widzieć! – wrzasnęła za nim mama. – Draniu jeden – mruknęła pod nosem i rozpłakała się. Przytuliłam się do niej. Nie odepchnęła mnie wtedy jak zwykle, ale mocno przycisnęła do piersi.
– Moja kochana – szepnęła. – Moja córeczka…
– Wszystko będzie dobrze – pocieszałam ją. – Poradzimy sobie.
Dziwiło mnie jej zachowanie. Gdy odszedł od nas tata, nie uroniła ani jednej łezki. Tymczasem po rozstaniu z Maciejem długo nie mogła się pozbierać i bardzo schudła… Właściwie zostały z niej sama skóra i kości. Jej kiepski stan tłumaczyłam sobie zawodem miłosnym.
Mijały miesiące, potem lata… Gdy byłam krótko przed maturą, zadzwonił do mnie tata i powiedział, że wraca do domu. Nie mogłam w to uwierzyć! Tak bardzo za nim tęskniłam! Oczywiście, kiedy pracował w Gdańsku, widywaliśmy się kilka razy do roku i co tydzień rozmawialiśmy przez telefon, ale to zawsze było dla mnie za mało. Teraz znów miałam mieć ojca w pobliżu…
– Nie ciesz się tak – prychnęła mama, gdy przekazałam jej nowinę. – Raczej nie znajdzie dla ciebie wiele czasu.
– Obiecał, że będziemy się spotykać regularnie – odparłam.
– Żebyś się nie przeliczyła… – mruknęła.
Zgodnie z obietnicą tata wrócił kilka tygodni później. Umówiliśmy się na spotkanie i poszliśmy na długi spacer. Ojciec jednak dziwnie się zachowywał. Wyglądał tak, jakby chciał mi o czymś powiedzieć, ale za nic nie mógł zdobyć się na odwagę…
– Może zamieszkam teraz z tobą? – zapytałam, gdy usiedliśmy na ławce w parku.
– To chyba nie jest dobry pomysł… Mama bardziej cię potrzebuje – tata spojrzał na mnie smutno.
– Dlaczego? – wierciłam mu dziurę w brzuchu. – Przecież jesteś moim rodzicem tak samo jak ona.
– Jeszcze o tym porozmawiamy – uciął.
Od tamtego dnia spotykaliśmy się z tatą średnio raz w tygodniu. Nie zawsze mówiłam mamie, dokąd idę, żeby uniknąć awantur. Ale raz tata odwiózł mnie do domu i matka bardzo się wściekła…
– Mówiłam ci, żebyś nie mieszał dziewczynie w głowie! – krzyknęła i wybiegła przed dom. – Myślisz, że jesteś taki szlachetny?
– Uspokój się! – syknął ojciec. – Nie rób przedstawienia!
– Bo co? Po co tu ciągle przyłazisz?
Było mi wstyd, bo widziałam, że jedna z sąsiadek wyszła na ulicę i przygląda się nam z zaciekawieniem.
– Wejdźmy do domu, porozmawiajmy… – prosił ojciec.
– Nie będę z tobą gadać! – warknęła mama. – Wara od mojej córki!
– Przestań! – nie wytrzymałam w końcu.
– Zostaw nas same – zwróciłam się do ojca.
– Na pewno? No dobrze… – odparł i zrezygnowany wsiadł do samochodu.
– Mamo, dlaczego tak się zachowujesz?! – wybuchnęłam, gdy weszłyśmy do kuchni. – Co w ciebie wstąpiło?
– Nie muszę ci się tłumaczyć! – syknęła.
– W takim razie ja też nie będę ci się tłumaczyć, że spotykam się z ojcem! Mam do tego prawo!
– On nie jest twoim ojcem – wyrzuciła z siebie nagle.
– Co takiego? Przez chwilę zabrakło mi tchu. – O czym ty mówisz?! – powiedziałam zduszonym głosem.
– Jesteś prawie dorosła i powinnaś znać prawdę… Janusz nie jest twoim biologicznym ojcem.
– Ale… To niemożliwe! – zaczęłam szlochać. – Więc kto jest moim tatą?
– Ktoś inny… – stwierdziła, i gdyby nie to, że zaczęłam na nią naciskać, być może wcale nie poznałabym prawdy.
– Kto to jest?! – wrzasnęłam przez łzy.
– Andrzej – powiedziała w końcu. – Znasz go, prowadzi sklep spożywczy.
– Nie… Ty kłamiesz! – gwałtownie łapałam oddech. – Kłamiesz! Nienawidzę cię!
Roztrzęsiona uciekłam do swojego pokoju. „Jak ona mogła mnie tak oszukiwać?!”, tłukło mi się po głowie. „Dlaczego mam taką matkę? Nie dość, że nie potrafi zbudować nic trwałego, to jeszcze wszystko niszczy!”. Rzuciłam się na łóżko i rozpłakałam na dobre. Cały świat zawalił mi się w jednej chwili… Nie wiedziałam już, kim jestem. Nagle okazało się, że całe moje życie jest oparte na jednym wielkim kłamstwie… Kiedy tydzień później przyjechał do mnie tata, od razu rzuciłam mu się na szyję. Nie mogłam opanować płaczu.
– Karolina… Już wiesz? – szepnął, przytulając mnie do siebie. – Nie płacz, porozmawiajmy… – poprosił. Zgodziłam się pójść z nim do kawiarni.
– Dlaczego mnie okłamywaliście? – zapytałam, przełykając łzy.
– Dla twojego dobra – odparł. – Ale ja naprawdę kocham cię jak własną córkę… Przysięgam.
– A jednak mnie zostawiłeś – jęknęłam. – Wiem, przepraszam. Ja też przeżyłem szok, kiedy się dowiedziałem. – A od kiedy wiesz?
– Od pięciu lat… To dlatego rozstaliśmy się z mamą. Początkowo jej nie wierzyłem, myślałem, że kłamie…
– Boże, jak ona mogła nam to zrobić?! – wybuchnęłam nagle.
– Karolina, spokojnie, jakoś to sobie wszystko ułożymy…
– Jak mam teraz do ciebie mówić? – spytałam zduszonym głosem.
– To zależy od ciebie – powiedział miękko.
– Ale ja nie wiem… – jęknęłam. To wszystko było zbyt skomplikowane… Serce mówiło jedno, rozum drugie.
Nie miałam potrzeby, by poznać swojego biologicznego ojca. Kojarzyłam go z widzenia. Wiedziałam, że ma żonę i dwoje dzieci, ale nie wyobrażałam sobie, że nagle wchodzę do jego domu i zgrywam córeczkę… Do taty też miałam żal… Od dawna znał prawdę i nic mi nie powiedział. Chociaż on mógł być ze mną szczery… Obraziłam się na rodziców i nie odzywałam do nich przez dobry miesiąc. Potem w końcu odpuściłam i postanowiłam pójść do sklepu Andrzeja, by lepiej mu się przyjrzeć. Za ladą stała akurat jego żona. „Ciekawe, czy wie, kim jestem”, zastanawiałam się. Po chwili zauważyłam Andrzeja. Ustawiał butelki na półkach. Gdy mnie dostrzegł, rzucił wesoło:
– Ale się z ciebie panna zrobiła! Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się krzywo i szybko zrobiłam zakupy. Słyszałam, jak serce głośno wali mi w piersi. Było mi wstyd, że w ogóle tutaj przyszłam, a jednocześnie czułam rosnącą ciekawość.
Gdy wróciłam do domu, chciałam porozmawiać z mamą, ale zrezygnowałam, gdy ją zobaczyłam. Od kilku dni źle się czuła i leżała w łóżku.
– Może zarejestruję cię do lekarza, co? – spytałam.
– Nie warto, samo przejdzie – jęknęła. Coraz bardziej się o nią martwiłam. Od tygodnia nie chodziła do pracy. Nigdy dotąd nie była aż tak słaba… Gdy następnego dnia wróciłam ze szkoły, wyglądała jeszcze gorzej. Nie czekałam więc dłużej, tylko zadzwoniłam po pogotowie. Przyjechali po 15 minutach i zabrali mamę do szpitala. Gdy ratownicy układali ją na noszach, wiła się z bólu… Przerażona zadzwoniłam do babci i opowiedziałam, co się stało. Przyjechała natychmiast.
– Będzie dobrze – pocieszała mnie, gdy siedziałyśmy w poczekalni. – Lekarze wiedzą, co robią. Ona też bardzo bała się o mamę. Może nie pochwalała wielu jej decyzji, ale zawsze była gotowa, żeby pomóc córce. W szpitalu czas dłużył nam się niemiłosiernie, aż w końcu usłyszałyśmy głos doktora:
– Czy panie są z rodziny? Zdenerwowane pokiwałyśmy głowami.
– Musimy zostawić pacjentkę na obserwację – powiedział. – Trzeba zrobić więcej badań. Potem użył jeszcze kilku medycznych terminów i w końcu pozwolił nam wejść do mamy. Była podłączona do dwóch kroplówek.
– Jak się czujesz? – zapytałam drżącym głosem.
– Dobrze… – westchnęła ciężko.
– Coś ci przywieźć? Słabym głosem wymieniła, co będzie jej potrzebne.
– Spakuję wszystko i jutro po szkole do ciebie wpadnę – powiedziałam.
– Ja też zajrzę, córeczko – babcia pocałowała mamę w czoło. Posiedziałyśmy przy łóżku jeszcze chwilę, a potem wróciłyśmy do domu.
– Może pomieszkasz trochę ze mną? – zaproponowała babcia. – Będzie ci raźniej. Zgodziłam się z ulgą. Nie chciałam teraz być sama.
Wieczorem zadzwoniłam do taty i opowiedziałam mu, co się wydarzyło.
– Dzwoń do mnie, gdyby cokolwiek się działo – poprosił. – I pamiętaj, możesz na mnie liczyć.
– Dziękuję… – szepnęłam do słuchawki. Następne dni były dla mnie bardzo trudne. Lekarze zdiagnozowali u mamy nowotwór i zdecydowali, że jak najszybciej musi przejść operację. Tydzień później wycięto jej duży fragment żołądka. Dostawała też chemię… W tym czasie mocno się postarzała. Nie miała na nic siły i zupełnie straciła wolę życia. Starałam się być dla niej oparciem, ale ja też ledwo wytrzymywałam ten stres…
Z tatą widywałam się teraz rzadziej, bo nie miałam czasu, a on szykował się do wyjazdu w delegację.
W naszych relacjach niby wszystko było po staremu, ale jednak zupełnie inaczej. Nie wiedziałam, czy mam prawo traktować go jak ojca, czy nie. „A co będzie, gdy urodzą mu się jego własne dzieci?”, myślałam nieraz. Wiedziałam, że od roku mieszka z jakąś kobietą, więc pewnie zechce na nowo ułożyć sobie życie…
– Jestem z ciebie bardzo dumna – powiedziała któregoś razu mama, gdy siedziałam z nią w szpitalu.
– Daj spokój… – pokręciłam głową.
– Cieszę się, że jesteś zupełnie inna niż ja – pogłaskała mnie po policzku. – Taka odpowiedzialna. Wiem, że nie byłam dobrą mamą…
– Byłaś – odparłam ze ściśniętym gardłem. – I kocham cię…
– Ja ciebie też – szepnęła. – Twojego ojca też kochałam – dodała, ale ja nie do końca wiedziałam, o kim mówi. – Mam na myśli twojego biologicznego ojca – wyjaśniła, widząc zakłopotanie na mojej twarzy. – Naprawdę go kochałam. Myślałam, że będziemy razem… Pierwszy raz opowiadała mi o swoim związku z Andrzejem. – Miał żonę, ale obiecywał, że ją zostawi. Dla mnie… Dla ciebie…
– To on wiedział o mnie? – spytałam zaskoczona. Mama przymknęła powieki i pokiwała głową.
– Więc wiedział… – szepnęłam. – Ale mnie nie chciał?
Mama nie miała siły mówić dalej, a ja nie chciałam jej męczyć. Tylko że tak wiele pytań kłębiło mi się w głowie… Dlaczego mama oszukiwała tatę? Przecież ją kochał, wierzył, że jestem jego córką… A Andrzej? Jak mógł żyć tak blisko mnie i tyle lat udawać obcego człowieka? Nie potrafiłam tego zrozumieć…
Kilka tygodni po tamtej rozmowie mama zmarła. Przed śmiercią bardzo cierpiała. Żeby wytrzymać ból, dostawała duże dawki morfiny. Kiedy odeszła, zobaczyłam na jej twarzy ulgę. Wtedy już zupełnie się rozsypałam… Mama nieźle namieszała mi w życiu, a jednak bardzo ją kochałam. Teraz kiedy już jej nie było, kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Na pogrzeb przyszło sporo ludzi. Pojawili się też Andrzej i Janusz. Kiedy grabarze zasypywali trumnę, nie mogłam opanować płaczu. Na szczęście tata mocno mnie wtedy przytulił…
– Bardzo mi przykro – po pogrzebie podszedł do mnie też Andrzej. Pierwszy raz spojrzałam mu w oczy z tak bliska. Widziałam, że był smutny. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
– I co teraz? Gdzie będziesz mieszkać? – spytał Janusz jeszcze tego samego dnia.
– Zostanę u babci… – odparłam. – Dobrze mi z nią.
– Pamiętaj, że u mnie też zawsze możesz się zatrzymać.
– Tylko jako kto? – mruknęłam. – Przecież nie jesteś moim ojcem – dodałam, chociaż nie chciałam go urazić.
– Nie mów tak… – poprosił. – Zależy mi na tobie.
– Wiem, przepraszam – powiedziałam cicho.
Potrzebowałam czasu, by wszystko sobie poukładać…
Tymczasem dwa tygodnie później pod moją szkołą zjawił się Andrzej.
– Możemy porozmawiać? – spytał.
– O czym? – rzuciłam oschle.
– Wiesz, kim jestem, prawda? Kiwnęłam głową.
– Może spotkamy się jutro, jak skończysz lekcje?
– Sama nie wiem…
– Powinniśmy sobie wyjaśnić parę spraw – nalegał.
– No dobrze – zgodziłam się w końcu. Gdy wróciłam do domu, opowiedziałam o wszystkim babci.
– To twój ojciec, prędzej czy później będziecie musieli się spotkać – powiedziała.
– Ale bądź ostrożna, nie oczekuj od niego zbyt wiele.
– Wiem, babciu – przytuliłam się do niej. – Nie będę…
Następnego dnia Andrzej czekał na mnie w tym samym miejscu. Pojechaliśmy do kawiarni na obrzeżach miasta. Wyglądało na to, że nie chce, by ktokolwiek widział nas razem.
– Przepraszam, jeśli cię zaskoczyłem – powiedział, kiedy zamówiliśmy herbatę. Widać było, że jest zdenerwowany. Ja też dziwnie się czułam w jego towarzystwie. – Przykro mi z powodu twojej mamy… Jak sobie radzisz?
– Dobrze – odparłam hardo. – Mieszkam u babci, niedługo kończę szkołę i będę szukać pracy.
– Aha… Wiesz, że jestem twoim biologicznym ojcem, prawda? – zapytał.
– Wiem od niedawna, a ty od kiedy? – spytałam ironicznie.
– Od kiedy twoja mama zaszła w ciążę – wydukał. – Rozumiem, że możesz być zła… – dodał, widząc moją zaciętą minę. – Naprawdę rozumiesz? – rzuciłam złośliwie. – Wydaje mi się, że jednak nie. A może rozumiesz, jak to jest dowiedzieć się, że twoim ojcem nie jest mężczyzna, który cię wychowywał, ale pan zza lady w spożywczaku?
– Proszę cię… – powiedział Andrzej. – Nie rozmawiajmy w ten sposób. Dla mnie to też nie jest łatwe…
– Mama cię kochała – syknęłam.
– Ja też ją kochałem… Ale nie mogłem zostawić rodziny. Może jesteś za młoda, żeby to zrozumieć. Miałem zobowiązania i… Po prostu stchórzyłem.
– I to cię tłumaczy?
– Kiedy się urodziłaś, o romansie dowiedziała się moja żona, zrobiło się piekło… Musiałem ratować małżeństwo. Wiele razy widywałem się z Januszem. Był dobrym ojcem… Nie było sensu, żebym wywracał wasz świat do góry nogami. Poza tym twoja mama kazała mi milczeć, więc nie zbliżałem się do ciebie.
– I nigdy nie chciałeś mnie poznać?
– To, czego chciałem, nie miało żadnego znaczenia. Wiedziałem, że prawda zrani wiele osób… Ale odkąd się urodziłaś, regularnie robiłem przelewy na konto twojej matki. Moja żona o tym wiedziała, razem uznaliśmy, że tak trzeba. Patrzyłam na niego zszokowana. Nic nie wiedziałam o żadnych pieniądzach. Mama nigdy o tym nie wspominała…
– Może jeszcze uda nam się wszystko naprawić? – ojciec spojrzał na mnie z nadzieją.
– Chyba żartujesz – zdziwiłam się, choć musiałam przyznać, że Andrzej trochę wzruszył mnie swoim wyznaniem.
– Nie, chciałbym sądownie uznać cię za córkę – odpowiedział. – Mówiłem już o tym swojej rodzinie…
Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Przede mną siedział mój biologiczny ojciec, który był dla mnie zupełnie obcym człowiekiem, a jednak widziałam w nim coś znajomego i bliskiego. Niektóre jego gesty były tak podobne do moich…
– Muszę to przemyśleć – odparłam. – I przede wszystkim poznać cię lepiej.
– W porządku – zgodził się.
– To co, mogę wpaść na obiad w niedzielę? – ironizowałam. – Od razu poznam całą rodzinkę. Masz coś przeciwko? Zatkało go.
– Wiesz co… Chyba narzuciłaś zbyt szybkie tempo – spojrzał na mnie niepewnie. – Sam zacząłeś…
– Daj mi czas, żebym jakoś to przygotował.
– W porządku, w takim razie czekam na zaproszenie! – prychnęłam.
Gdy Andrzej odwiózł mnie do domu, babcia jeszcze nie spała. Przejęta opowiedziałam jej o spotkaniu.
– Nie chcę, żeby on cię skrzywdził – powiedziała zaniepokojona. – Już to zrobił… – odparłam. – Ale może teraz chce to naprawić.
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przekładałam się z boku na bok, a w myślach ciągle odtwarzałam przebieg rozmowy z Andrzejem. Byłam na niego zła. Wściekła, że tak długo zwlekał z poznaniem mnie. Ale z drugiej strony intuicja podpowiadała mi, że może warto dać mu szansę… Tydzień później Andrzej zaprosił mnie do domu na obiad.
– Cieszę się, że jesteś – powiedział, gdy stanęłam przed drzwiami jego domu. – To jest Hanna – wskazał swoją żonę. Potem przeszliśmy do pokoju, w którym stał nakryty stół.
– A to Julia i Paweł – Andrzej skinął głową w stronę dziewczyny i chłopaka, którzy akurat coś do siebie szeptali. Na oko byli trochę starsi ode mnie.
– Lubisz bitki? – spytała nagle pani Hanna.
– Bardzo – odparłam.
– To tak jak ja! – podchwycił ojciec.
– No tak! Córeczka tatusia – parsknęła Julia, a Paweł jej zawtórował. Puściłam tę złośliwość mimo uszu, ale momentalnie poczułam, jak w pokoju gęstnieje atmosfera. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach.
– Wiem, że to trudna sytuacja – odezwał się Andrzej. – Ale chciałbym, żebyśmy się poznali. Mnie kiedyś zabraknie, ale wy możecie mieć w sobie oparcie…
– Jasne – mruknęła Julia. – Najpierw tatuś zaszalał, a teraz my będziemy ponosić konsekwencje.
– Grzeczniej, proszę – upomniał ją. – Nie będę się tłumaczył ze swojej przeszłości… Omówiłem to dawno temu z mamą. Sprawa jest zamknięta, teraz musimy patrzeć w przyszłość.
– Bo co? – rzuciła Julia butnie.
– Bo twoja złość nic nie zmieni – odparł spokojnie. – Chcę oficjalnie uznać Karolinę za córkę, więc lepiej byłoby, żebyście to zaakceptowali.
Pani Hanna uśmiechnęła się do mnie krzywo. Chciała sprawiać wrażenie uprzejmej, ale nietrudno było dostrzec, że cała ta sytuacja bardzo ją krępuje.
– No dobra, karty na stół – Julia znów zabrała głos. – Czego od nas chcesz? Liczysz na kasę od ojca? Zaległe alimenty?
– Julka! Co to za maniery?! – zaprotestował Andrzej.
– Niczego od was nie chcę – odezwałam się. – Nie potrzebuję pieniędzy. Po prostu próbuję na nowo poukładać sobie życie… Zrozumieć kilka spraw…
– Na pewno się polubimy – macocha nagle dotknęła mojego ramienia. – Dla mnie to też był kiedyś szok – powiedziała szczerze. – Ale co się stało, to się nie odstanie. Może uda nam się jeszcze stworzyć rodzinę…
– Niedoczekanie! – rzuciła Julia i wstała od stołu. Trzasnęły drzwi, a ja aż podskoczyłam na krześle. Pani Hanna chciała iść za córką, ale Andrzej ją powstrzymał.
– Daj jej spokój – powiedział. – Zawsze miała wybuchowy charakter. Potrzebuje czasu, by oswoić się z sytuacją.
Z trudem przełknęłam obiad. Mój żołądek był zwinięty w rulon… Czułam się w tym domu jak intruz, jak nieproszony gość, którego trzeba się szybko pozbyć. „Chyba za wcześnie na to spotkanie”, rozmyślałam. „Tylko dolałam oliwy do ognia”.
Reszta popołudnia minęła nam w kiepskiej atmosferze. Wszyscy byli spięci i rozmowa zupełnie się nie kleiła. Kiedy po obiedzie wracałam do domu, zauważyłam Julię siedzącą na ławce w parku. Udałam, że jej nie widzę.
– Cześć, siostrzyczko! – zawołała w moim kierunku. Poczułam, że drżą mi nogi.
– Odczep się! – krzyknęłam.
– Myślisz, że jak zagrasz przed moim ojcem grzeczną dziewczynkę, to zostaniesz jego kochaną córeczką?
– Rany! – warknęłam. – Przecież ja nic od was nie chcę! Mimo to ona nie odpuściła i nadal ze mnie kpiła.
– Mamy wspólnego ojca, czy ci się to podoba, czy nie – powiedziałam w końcu.
– O! – zaśmiała się. – Trochę późno sobie o tobie przypomniał… Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Julia przeholowała.
– Idiotka! – krzyknęłam i biegiem ruszyłam przed siebie.
Gdy dotarłam do domu, nie mogłam złapać tchu. W pokoju rzuciłam się na łóżko i rozpłakałam się.
– Co się dzieje, kruszynko? – dopytywała babcia. – Jak było? Stało się coś złego?
– Mam ich wszystkich dość! – szlochałam. – Nie spotkam się z nimi więcej!
– Już dobrze – głaskała mnie po plecach. – Tylko nie podejmuj pochopnych decyzji…
– Nie zmienię zdania – żachnęłam się. Gdy babcia zostawiła mnie w pokoju samą, niewiele myśląc, wybrałam numer taty.
– Przyjedziesz do mnie? – zachlipałam w słuchawkę. – Proszę… Zjawił się po pół godzinie. Kiedy zobaczył mnie w rozmazanym makijażu, czerwoną od płaczu, przestraszył się.
– Co się stało, szczypiorku? – zapytał z troską. Opowiedziałam mu o spotkaniu z Andrzejem, potem o wizycie u niego w domu.
– To wszystko potoczyło się zbyt szybko… – westchnął. – On chce mnie uznać za córkę – powiedziałam cicho.
– Ale jego rodzina mnie nie cierpi…
– Dziwisz im się? Żyli sobie spokojnie, a tu nagle taka historia…
– To przecież nie moja wina!
– Oczywiście, że nie – pocałował mnie w czoło. – Ale musisz się teraz zastanowić, czego właściwie chcesz.
– Andrzej oczekuje ode mnie, że na papierze zostanę jego córką. Ale ja nie wiem, czy to dobra decyzja… Przecież właściwie się nie znamy. Nagle tata wyraźnie posmutniał.
– Dlaczego mama zostawiła mnie z tym wszystkim samą? – wyrzuciłam z siebie rozżalona.
– Nie jesteś sama… Pamiętaj, że dla mnie byłaś, jesteś i będziesz moją córką. Nieważne, co zostanie zapisane w dokumentach…
– Dziękuję – rozpłakałam się na dobre. – Bałam się, że teraz, gdy poznałam swojego biologicznego ojca, a ty zamieszkałeś z Anną, nie będziesz już mnie chciał…
– Nie mów głupot – zmierzwił mi włosy.
– Nigdy bym tak nie pomyślał!
Gdy tata wyszedł, jeszcze raz wróciłam myślami do spotkania z Andrzejem i jego dziećmi. Julia mnie nienawidziła, to było pewne… A czy Andrzej miał dobre zamiary? Nie wiedziałam tego. Był dla mnie obcym człowiekiem. Czy to, że oficjalnie uzna mnie za córkę, coś zmieni? A tata? Czy teraz stanę się dla niego problemem? Różne myśli kłębiły mi się w głowie…
– Babciu, jak ty postąpiłabyś na moim miejscu? – radziłam się.
– Chyba słuchałabym tego, co podpowiada mi serce – odparła szczerze.
Tak też zrobiłam… W ciągu następnych tygodni kilka razy wpadłam na Andrzeja. Proponował spotkanie, ale ja nie chciałam. Potem nadeszły urodziny taty. 15 sierpnia kupiłam bombonierkę i pojechałam do niego. Cieszyłam się na to spotkanie. Przecież obok babci był najbliższą mi osobą… Przyjęcie udało się wyśmienicie. A pod koniec, kiedy Anna, partnerka taty, zostawiła nas samych, zapytałam:
– Chcesz wiedzieć, co postanowiłam?
– Chcę, ale zanim mi powiesz, wiedz jedno: obojętnie, co zdecydujesz, ja i tak będę się czuł twoim ojcem. Pamiętam, jaki byłem dumny, gdy się urodziłaś. I potem, gdy przywiozłem cię do domu… A darłaś się jak opętaniec – zaśmiał się. – I wiesz co? Nikt mi tego nie odbierze – przytulił mnie mocno.
Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Kiwnęłam głową i wpadłam mu w ramiona.
– To jak, szczypiorku? – powiedział czule. – Pozwolisz mi być nadal twoim tatą?
– Nie będę niczego zmieniać – wyjąkałam w końcu. – Nie chcę mieć z Andrzejem nic wspólnego… To ciebie kocham.
– Ja też cię kocham – powiedział cicho. − I dziękuję…
– Tatusiu… – szepnęłam. Sama się zdziwiłam, z jaką łatwością przeszło mi to przez gardło. – Tato… – powtórzyłam głośniej.
– Tak się cieszę, córciu – odparł. – A w zasadzie… – mrugnął do mnie – Szczypiorku.
Zrozumiałam, że cały czas miałam obok siebie prawdziwego tatę. Andrzej nie mógł tego zmienić. Choć wiedział o moim istnieniu, nigdy nie próbował się ze mną skontaktować. Teraz było za późno, by odbudować tę relację. Ale to nic… Mam ojca, który mnie kocha i wspiera. On w zupełności mi wystarczy!