"Łukasz, był moją dawną miłością. Minęło ponad piętnaście lat, odkąd nasze drogi się rozeszły, ale poznałam go od razu. Szybko znowu między nami zaiskrzyło. Dopiero po jakimś czasie przyznał, że jest żonaty, ale nieszczęśliwy i jego rozwód to tylko kwestia czasu. Pomyślałam wtedy, że przecież już to przerabiałam. Żonaty facet to nie moja bajka..." Iga, 36 lat
– Łukasz! Co za miła niespodzianka! – ucieszyłam się.
– Iga?! Nie wierzę, że to ty! – odparł zaskoczony. – Rany, nic się nie zmieniłaś, dziewczyno! Wciąż jesteś piękna i roześmiana!
Przyglądaliśmy się sobie z zainteresowaniem. „On też nic się nie zmienił”, pomyślałam. Pamiętałam go jako młodego studenta... Teraz dobijał czterdziestki, ale wciąż miał w sobie coś chłopięcego. Wyglądał świetnie...
– Nie powinnaś być w Anglii? Wpadłem kiedyś na ulicy na twoją siostrę i powiedziała, że wyjechałaś na stałe – zauważył. – Słuchaj, tutaj jest kawiarnia. Może usiądziemy?
Na wzmiankę o Anglii poczułam ukłucie żalu. Londyn miał być moim miejscem na ziemi. Myślałam, że zostanę tam na zawsze, ale życie często ma dla nas inne plany. Nieszczęśliwie się zakochałam i uciekłam do Polski. Banalna historia, a jednak wciąż bolało...
– Wróciłam półtora roku temu, założyłam własną firmę – powiedziałam, kiedy usiedliśmy przy kawie. – A ty? Nadal pracujesz w księgowości?
– Nie żartuj – roześmiał się. – Razem z bratem prowadzę firmę budowlaną. Mamy tyle zleceń, że ledwo się wyrabiamy.
– Zawsze byłeś przedsiębiorczy. – Uśmiechnęłam się.
Z kawiarni przenieśliśmy się do restauracji, potem jeszcze wpadliśmy na jedno piwo. Kiedy w końcu odprowadził mnie na postój taksówek, dochodziła dwudziesta.
– Przypomnij mi, dlaczego my się właściwie rozstaliśmy? – zażartował.
– Z tego, co pamiętam, ja chciałam ślubu, ty wolności – zaśmiałam się.
– Głupek ze mnie! Za błędy młodości płaci się całym życiem – powiedział, spoglądając mi w oczy.
– Muszę jechać – rzuciłam zmieszana.
Kiedy wróciłam do domu, od razu zabrałam się do pracy, ale moje myśli uparcie krążyły wokół Łukasza…
Odezwał się kilka dni później i zaprosił mnie na obiad. Zastanawiałam się, czy ma już plany na majówkę.
– Jadę ze znajomymi na Mazury. Ma być piękna pogoda, wyszalejemy się – powiedział.
Nie dodał, co to za znajomi, a ja nie zapytałam.
– Opowiesz mi w końcu o tym tajemniczym Angliku, który złamał ci serce? – zagaił Łukasz beztroskim tonem.
– Jean nie był Anglikiem. Pochodził z Maroka. Spotykałam się z nim długo i dopiero wtedy powiedział mi, że jest żonaty. Podobno nie układało im się od dawna, ale nie wierzyłam w to. – Wzruszyłam ramionami.
– Różnie bywa z tymi rozwodami – powiedział cicho Łukasz. – Ludzi łączą dzieci, wspólny majątek, kredyty. Nie możesz wyjść z domu z jedną walizką, nie oglądając się za siebie.
– Czyżbyś coś o tym wiedział? – zapytałam.
Siliłam się na beztroski ton, ale serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Przez chwilę milczał, wpatrując się w okno. Potem przyznał, że jest żonaty.
– Nie nosisz obrączki – zauważyłam.
– Oboje nie nosimy. Tylko że to niczego nie zmienia.
Zauważyłam, że mówiąc o żonie, spochmurniał. „Czyżby nie byli szczęśliwi?”, myślałam. Postanowiłam, że zapytam prosto z mostu.
– Ile lat jesteście po ślubie?
– Ponad siedem – odparł. – I od pięciu kompletnie nam się nie układa.
– Więc to z żoną jedziesz na majówkę?
– Tak – przyznał.
W tym momencie kelner przyniósł nam deser. Jedliśmy w milczeniu, bo rozmowa nagle przestała się kleić. Wracając do domu, obiecałam sobie, że więcej się z nim nie umówię. Jednak kiedy po dwóch tygodniach zadzwonił, nie potrafiłam mu odmówić. Zaczęliśmy się widywać. Ale to nie był romans. Łukasz nawet mnie nie pocałował... Po prostu czasem wychodziliśmy razem do kina czy na obiad. Skłamałabym mówiąc, że mnie nie kręcił, ale... Przecież już to przerabiałam. Żonaty facet to nie moja bajka. Nie lubię się dzielić i zdecydowanie nie znoszę tłoku. Myślałam o nim często, ale na tym się kończyło. Mrzonki o wielkiej, dozgonnej miłości pozostawiałam w sferze marzeń.
Któregoś dnia powiedział, że ma urodziny.
– Piętnasty maja, nie pamiętasz? – zapytał z wyrzutem.
Nie pamiętałam. Usiedliśmy w „Czarnym kocie” i zamówiliśmy wino. Wypiliśmy za dużo i wzięło go na zwierzenia.
– Jestem cholernie nieszczęśliwym facetem, wiesz? – powiedział, by chwilę później pocałować mnie w usta. Oddałam mu pocałunek i pomyślałam sobie, że to tylko jeden nic nieznaczący raz. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, od razu wytrzeźwiałam. Zapytał, czy może jechać do mnie.
– Nie wiem, czy jestem gotowa na coś takiego. Już raz to przerabiałam. Nie chcę znowu żyć w takim układzie – broniłam się.
– Mój rozwód z Janką jest kwestią czasu, przysięgam! Po prostu na razie łączy nas zbyt wiele rzeczy. Żona pomogła mi rozkręcić firmę, musiałbym ją spłacić, zostawić jej dom. To poważne decyzje, potrzebuję czasu. Nie chcę skrzywdzić ani ciebie, ani Janki – powiedział. – Proszę, pozwól mi zostać! Nie chcę dzisiaj być sam...
– Jedź do domu, do żony – odparłam.
– Janki nie ma. Pojechała do matki – mruknął.
Zrobiło mi się go żal. Wydawał się taki smutny. Nagle zdałam sobie sprawę, że chcę coś wiedzieć o niej. Poprosiłam, żeby mi opowiedział o żonie. Nie był zachwycony.
– To dość niezręczne, ale skoro chcesz... Janka jest pedagogiem, pracuje w szkole. Jest blondynką, raczej niewysoką. Od urodzenia dziecka strasznie się roztyła i chociaż błagałem ją przez lata, żeby schudła, nie pomogło. Kiedyś była taka szczuplutka, a dzisiaj... Zresztą kwestia jej figury to najmniej istotna sprawa. Po prostu się ze sobą nie dogadujemy i tyle – powiedział. – Jedziemy do ciebie?
– Nie, raczej nie – odparłam stanowczo.
Nie chciałam się spieszyć. Pomyślałam, że jeśli Łukasz naprawdę jest nieszczęśliwy, to poczeka... Nie chciałam mieć wyrzutów sumienia, nie chciałam robić niczego pochopnie.
Czas pokazał, że podjęłam słuszną decyzję. Łukasz był zwykłym kłamcą. Prawda wyszła na jaw całkiem przypadkiem. Oglądałam zdjęcia ze ślubu siostry mojej koleżanki z firmy i okazało się, że Poznań to małe miasto. Na kilku fotkach był „mój” Łukasz!
– Ten facet... Znasz go? – Wskazałam palcem fotkę, na której Łukasz obejmował jakąś szczupłą blondynkę.
– Jasne. Akurat oboje siedzieli z nami przy stoliku. Ona nauczycielka, on budowlaniec. Zakochani w sobie, aż miło było popatrzeć – relacjonowała Gośka.
– To jest jego żona? – zdziwiłam się.
Kobieta na zdjęciu była szczupła, roześmiana i wpatrzona w Łukasza jak w obrazek!
– Tak, a co? Znasz go? – zainteresowała się koleżanka.
– Nie, skąd. Pomyślałam tylko, że jest przystojny – skłamałam.
Nigdy więcej nie odebrałam telefonu od Łukasza, zresztą, prawdę mówiąc, zbytnio o mnie nie zabiegał. Wystarczyły dwa odrzucone połączenia, żeby po prostu przestał się odzywać. Zabolało, ale lekcja była cenna. Już nigdy nie dam się nabrać na gładkie słówka znudzonego małżeństwem żonkosia, który opowiada starą jak świat bajeczkę o złej żonie, swoim nieszczęściu i okrutnym losie! Jedyną satysfakcją, jaką mam jest fakt, że nie przespałam się z tym kłamcą!